Każdy wie (lub powinien już wiedzieć), że rząd USA stworzył ISIS jako zastępczą armię najemną w celu przeprowadzania „zmian reżimu” na Bliskim Wschodzie – ostatnio w Syrii. Wszyscy powinni też być świadomi faktu, że rząd Stanów Zjednoczonych wydał znaczne kwoty z kieszeni amerykańskich podatników na szkolenie i uzbrojenie tej armii dżihadu. Jest więc absolutnie logiczne, że wraz z pogłębianiem się tego związku, USA będą musiały podjąć kolejny krok, czyli osobiście przetransportować dżihadystów w określone miejsca. W istocie, to właśnie się niedawno stało, jak doniosło BBC:
Wygląda na to, że izraelski nalot miał na celu zakłócenie trwającej ofensywy przeciwko ISIS, ale sprowokował silną reakcję.
Rosjanie już potwierdzili formalnie wcześniejsze doniesienia medialne o tym, że po izraelskim piątkowym ataku powietrznym na Syrię ambasador Izraela w Moskwie został wezwany do rosyjskiego MSZ, gdzie usłyszał zdecydowany protest wyrażony w ostrych słowach.
Potwierdzenie złożenia przez Rosję protestu, wraz z faktem wezwania izraelskiego ambasadora do rosyjskiego MSZ zaledwie kilka godzin po ataku lotniczym, pokazuje, jak poważnie Rosjanie traktują ten incydent.
Szczególnie interesujące – i niepokojące – w tym incydencie jest nie to, czy izraelski samolot został zestrzelony, czy też nie, bowiem Syryjczycy dość regularnie mówią o zestrzeleniu jakiegoś izraelskiego samolotu wojskowego, a Izrael równie regularnie temu zaprzecza.
Bardziej niepokojący jest fakt, że według Syryjczyków atak powietrzny był wymierzony w syryjskie obiekty wojskowe w pobliżu Palmiry – położonej w głębi kraju – i że Syryjczycy byli na tyle tym zdenerwowani, że w odpowiedzi podjęli próbę zestrzelenia izraelskich samolotów, kiedy te znajdowały się już nad terytorium Izraela.
Po jednej z bitew pomiędzy siłami USA i powstańcami z plemienia Moro
118 lat temu, 4 lutego 1899 roku, rozpoczęła się brudna wojna USA na Filipinach, ale o rocznicy jej wybuchu niechętnie się w Stanach Zjednoczonych wspomina i poszła tam w prawie całkowite zapomnienie.
Oto jak do niej doszło
Dwudziestego czwartego lutego 1895 roku na Kubie, hiszpańskiej kolonii, wybuchło powstanie mające na celu wywalczenie niepodległości. W innej hiszpańskiej kolonii – na Filipinach, podobna rewolta wybuchła rok później. Od samego początku były wspomagane bronią, pieniędzmi i ochotnikami przez USA, nie całkiem bezinteresownie, gdyż w Ameryce dość popularne były plany aneksji Kuby, która, wedle „Doktryny Monroe’a”, powinna, wraz ze wszystkimi innymi krajami Półkuli Zachodniej, należeć do wyłącznej strefy wpływów USA. Bezpośrednim pretekstem do otwartej interwencji w tych konflitach stało się zatonięcie na redzie portu w Hawanie, w wyniku eksplozji, amerykańskiego pancernika „Maine”. Wybuch był prawdopodobnie eksplozją pyłu węglowego w magazynach paliwa, ale przez tzw. „żółtą prasę” koncernu Hearsta przedstawiony został jako hiszpański sabotaż i użyty do rozdmuchania antyhiszpańskiej histerii wojennej, która doprowadziła do uchwalenia przez Kongres blokady morskiej Kuby i pozwolenia na użycie siły, a wreszcie do wojny. Działania wojenne trwały krótko, tylko 10 tygodni, toczyły się głównie na morzu, zakończyły całkowitym zniszczeniem hiszpańskiej floty wojennej i doprowadziły do ostatecznego upadku hiszpańskiego imperium kolonialnego. Hiszpanie poddali się równocześnie w Manili, stolicy Filipin, i w Santiago de Cuba.
Komentarz SOTT: Chociaż ten krótki artykuł oraz wideo były opublikowane w listopadzie ub. roku, stanowią użyteczną wskazówkę co do kalibru osób wchodzących w skład szeroko rozumianego rządu, które wspierają Trumpa i chciałyby, żeby klika Clinton i Obamy stanęła przed obliczem sprawiedliwości.
Dr Steve Pieczenik, psychiatra z doktoratem w dziedzinie stosunków międzynarodowych na MIT, zastępca asystenta sekretarza stanu za Henry Kissingera, i dużo więcej, jest człowiekiem brzmiącym bardzo wiarygodnie. Pieczenik utrzymuje, że wciąż jest silnie i aktywnie powiązany ze społecznością wywiadowczą.
Pieczenik był zastępcą asystenta sekretarza stanu USA za Henry Kissingera, Cyrusa Vance’a i Jamesa Bakera. Jest specjalistą m.in. w dziedzinie polityki zagranicznej, zarządzania międzynarodowymi sytuacjami kryzysowymi oraz wojny psychologicznej. Pracował w administracji Geralda Forda, Jimmy Cartera, Ronalda Reagana and George’a H.W. Busha, pełniąc funkcję zastępcy asystenta sekretarza stanu.
Pieczenik ma dla nas wszystkich przekaz. Dla pełniejszego obrazu dodajmy, że jest on przekonany, iż zamach 9/11 był wewnętrzną robotą, a zabicie Bin Ladena – mistyfikacją. Każdy, kto wyraża takie opinie, był do znudzenia wyśmiewany, jednak ostatnie rewelacje rozmyły granicę między teorią spiskową i rzeczywistością. Większość ludzi dostawała zawrotu głowy od sensacji, które obnażyły sprawki rządu, nierzadko przekraczające nasze wyobrażenia, więc warto ponownie przemyśleć stare „teorie spiskowe”.
Poniższe nagrania wideo [tu połączone w jedno] stanowią początek cyklu, w którym Pieczenik ujawnia, co dokładnie się dzieje z Clintonami, FBI i Julianem Assange. W drugiej części Pieczenik mówi o siatce pedofilskiej Epsteina, w której uczestniczyli zarówno Bill, jak i Hillary.
Komentarz Pracowni: Słuchając Pieczenika warto mieć na uwadze, że jak wszystko, co pochodzi od „weteranów środowisk wywiadowczych”, to, co mówi, może zawierać prawdę, półprawdę i nieprawdę. Oraz osobiste spekulacje.
Konserwatyści mieli ogromny problem z odpowiedzią prezydenta Trumpa na nazwanie Władimira Putina „zabójcą” przez prowadzącego Fox News Billa O’Reilly. Trump zripostował: „Jest wielu zabójców. My mamy wielu zabójców. Myśli pan, że nasz kraj jest taki niewinny?”
Niemal robiło się człowiekowi żal O’Reilly’ego, kiedy ten próbował pozbierać się po takim bluźnierstwie. Żadna gwiazda amerykańskiego medialnego establishmentu nie usłyszała dotąd czegoś podobnego z ust amerykańskiego prezydenta.
Senator John McCain w Kongresie, odnosząc się do Putina, zjechał próby zarysowania „moralnej równorzędności pomiędzy tym rzeźnikiem i zbirem, i pułkownikiem KGB, a Stanami Zjednoczonymi Ameryki”.
No tak, niesławne KGB. Czy można powiedzieć coś dobrego o człowieku związanym z taką organizacją? Nie podobałoby się nam, gdyby jakiś prezydent USA miał podobną przeszłość. Chwileczkę, prezydent USA był nie tylko jakimś tam „pułkownikiem” CIA – był jej dyrektorem! Mowa oczywiście o George’u Herbercie Walkerze Bushu. A skoro jesteśmy przy rzeźni i rozboju – ilu Amerykanów pamięta bombardowanie i inwazję w Panamie w grudniu 1989 roku, przeprowadzone przez tegoż p. Busha?
Premier Izraela Benjamin Netanjahu przybył w czwartek do Moskwy, żeby pożalić się Putinowi na duży, zły Iran i że to tragiczne, że Teheran niszczy w Syrii legiony „umiarkowanych” rebeliantów oraz fanatyków ISIS.