Na podstawie:
Gideon Levy
Haaretz
26 lutego 2015

Lato 2015? Atak Izraela na miasto Gaza w czerwcu 2014
Kolejna interwencja zbrojna w Strefie Gazy już latem. Izrael nada jej jakiś nowy infantylny kryptonim. Plan ewakuacji społeczności żydowskiej mieszkającej wzdłuż granicy ze Strefą jest już gotowy.
Izrael wie, że ta operacja będzie miała miejsce, wie również dlaczego – i dąży do niej zaciekle, jakby był to jakiś cykliczny rytuał, okresowa ceremonia czy katastrofa naturalna, której nie sposób uniknąć. Tu i ówdzie można dostrzec nawet entuzjazm w związku z tym nadchodzącym wydarzeniem.
Nie ma większego znaczenia, kto jest premierem, a kto ministrem obrony Izraela – między kandydatami nie istnieje żadna różnica, kiedy mowa o Strefie Gazy. Izaak Herzog i Amos Jadlin oczywiście milczą, a Cipi Livni przechwala się, że to dzięki niej nie otwarto żadnego portu w Gazie. Pozostałych Izraelczyków średnio interesuje los mieszkańców Gazy, ale prędzej czy później zostaną zmuszeni, by przypomnieć sobie o swoim „nieszczęsnym” losie; w jedyny dostępny sposób – przy pomocy rzekomego ataku rakietowego.
Sytuacja w Strefie Gazy jest przerażająca. W Izraelu się o tym nie dyskutuje, a już na pewno nie w trakcie najbardziej durnej, płytkiej kampanii wyborczej, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Trudno w to uwierzyć, ale Izraelczycy żyją w rzeczywistości równoległej – odciętej od tej prawdziwej, pełnej bezduszności, okrucieństwa i znieczulicy, podczas gdy prawdziwe nieszczęście, dosłownie katastrofa, będąca w przeważającej mierze ich dziełem, dzieje się tuż za miedzą. Niemowlęta zamarzają pod gruzami własnych domów, młodzież ryzykuje życiem, przechodząc przez mur graniczny tylko po to, by w izraelskim areszcie dostać coś do jedzenia. Czy ktoś o tym słyszał? Czy kogoś to obchodzi? Czy ktokolwiek rozumie, że to wszystko doprowadzi do kolejnej interwencji zbrojnej?