PRACowniA

19 października 2011

In memoriam: Andrzej M. Łobaczewski – cz. 2

In memoriam: Andrzej M. Łobaczewski – cz. 2

SOTT.net -- Andrzej M. Łobaczewski, Listopad 2005

W przyszłym miesiącu upłyną cztery lata od śmierci profesora Andrzeja Łobaczewskiego.

W listopadzie 2005 roku polscy przedstawiciele QFG/SOTT gościli u Profesora i  przeprowadzili z  nim wywiad. Już wtedy był schorowany i słaby, jednak chętnie poświęcił swój czas, bo szerzenie wiedzy o psychopatii było jego marzeniem, powołaniem i misją.  

Pierwsza część wywiadu, po przetłumaczeniu na angielski, została opublikowana na SOTT.net w czerwcu 2008 i niedawno przetłumaczona ponownie na j. polski przez Olę Gordon („wypożyczyliśmy” jej przekład i zamieściliśmy w lipcu na Pracowni). I tak bywa. Teraz zdecydowaliśmy się zamieścić drugą, nigdy dotąd nie publikowaną, część tego wywiadu. Pan Andrzej na pewno cieszyłby się, wiedząc, że dzieło jego życia, Ponerorologia polityczna, jest coraz lepiej znane na całym świecie.

Nasz wstęp chcielibyśmy zakończyć notką SOTT.net kończącą pierwszą część In Memoriam:

Rozmawialiśmy z Andrzejem przez telefon co tydzień lub dwa, prawie do końca października 2007 roku. Próbowaliśmy dzwonić do niego kilka razy w listopadzie, ale nie odpowiadał. W końcu dodzwoniliśmy się i jego telefon był rozłączony. Nasz redaktor SOTTa w Polsce rozmawiał z kontaktem mieszkającym w tym samym mieście co dr Łobaczewski, i w ten sposób dowiedzieliśmy się, że zmarł po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu. Do samego końca myślał, że poczuje się lepiej i wróci do swoich badań, ale jego organy przestawały funkcjonować jeden po drugim. Mając 86 lat, po takim bólu i cierpieniach, być może był gotów by odejść, wiedząc, że przekazał nam swoją pochodnię. Jesteśmy pewni, że praca tego szlachetnego, niezwykle odważnego człowieka – i on sam – nie będą zapomniane. (tłum. Ola Gordon)

Jak należy postępować z psychopatą, jeżeli kontakt z nim jest nieunikniony, bo na przykład pracuje się z nim i nie można po prostu odwrócić się i odejść? Jak sobie z kimś takim radzić?

AŁ: Po prostu interpretować jego osobowość w kategoriach przyrodniczych. To jest podstawa. A nie interpretować jego braków w kategoriach moralnych, zakładając, że on ma takie same możliwości, jak człowiek normalny. On jest uboższy od człowieka normalnego. W różny sposób.

Jak nie dać mu się manipulować?

Potrzebna jest właśnie ta postawa przyrodniczego widzenia. Pani zobaczy, jak nas ta postawa przyrodnika ratowała – postawa przyrodniczego rozumienia – przed tym profesorem [odniesienie do Ponerologii politycznej], prawda?

Mówi Pan: „widzenia przyrodniczego”, jakby chodziło o obserwacje zwierząt…

On po prostu jest inny. Jest inny, jego psychika jest uboższa, bo normalny człowiek jest najbogatszy psychicznie. On jest przez naturę pokrzywdzony. I właściwie w mądrym państwie należałoby mu dać stałą rentę i pozwolić pracować tyle, żeby sobie coś dorobił, odciążyć go od wielu spraw i powiedzieć mu: „Tylko dzieci nie rób”.

A jak z nim rozmawiać, jak się do niego odnosić, żeby jak najmniej na tym ucierpieć?

Po prostu z punktu widzenia świadomości jego natury, odmienności jego natury. Wtedy obserwujemy, jak on inaczej myśli. Dużo nas to uczy. Poznajemy jego odmienny świat i jest to bardzo interesujące studium, ale nas to nie niszczy, a równocześnie chroni naszą higienę psychiczną.

Czyli ważne jest, żeby zidentyfikować psychopatę?

Tak. Zidentyfikować psychopatę, uznać go za człowieka pokrzywdzonego przez naturę, nawet być mu pomocnym, tylko że oni nieraz są tak cwani, że trudno im pomóc. Sami sobie pomagają.

A jeżeli psychopata jest na stanowisku władzy?

Oj, to musi być zrzucony z władzy. Władza powinna należeć do normalnych ludzi. Piszę o tym w następnej mojej książeczce, która się ukaże w Warszawie. Władza musi należeć do normalnych ludzi. I normalna osobowość normalnego człowieka wytycza podstawy prawa i organizacji społecznej. Ale ten, który rządzi, powinien być wyposażony w konieczną wiedzę o istnieniu psychopatów, [umieć] rozpoznać kilka typów psychopatii. Nie musi mieć pełnej wiedzy, jaką ma w tej sprawie psycholog kliniczny, ale musi te sprawy choćby z grubsza rozumieć i wiedzieć, że tacy ludzie istnieją, że stanowią stosunkowo mały procent i nie interpretować tego w kategoriach moralnych, dlatego że moralizująca interpretacja zjawisk patologicznych – ogólnie zjawisk patologicznych – truje ludzką duszę w sposób wyjątkowy.

Czy Pana zdaniem psychopaci mają duszę? W takim znaczeniu ludzkim, w sensie cech ludzkich…

Ja tego nie wiem, proszę pana, to już jest sprawa teologiczna. To nie jest pytanie dla psychologa.

A jakie jest Pana prywatne zdanie na ten temat?

O tym, czy psychopaci mają duszę, czy w ogóle na temat duszy?

Czy oni mają duszę. W porównaniu do normalnego człowieka.

Ja nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Uważam, że raczej mają jakąś duszę, decydujący jest tutaj czynnik biologiczny, a ten duchowy…

Może są ze sobą powiązane?

Zna pan jakieś książki, powiedzmy ze sfery zjawisk przyśmiertnych?

Znam.

Ja mam tutaj książkę [Kennetha] Ringa, to jest najbardziej naukowe dzieło. Przyjaźniłem się z Ringiem w Ameryce.

Ja czytałem doktora Moody’ego.

Moody’ego, tak, ale Ring to jest ujęcie szerokie i naukowe.

A czy spotkał się Pan z Grofem, Stanisławem Grofem, Czechem, który mieszkał w Stanach?

Nie.

On zajmował się zjawiskami transpersonalnymi, wprowadził pojęcie duszy do psychologii w latach bodajże 60-tych.

Nie znam. Ja wielu ludzi nie miałem możliwości poznać, takich, których chciałbym poznać.

Jak Pan postrzega obecne wydarzenia na świecie, a także jak Pana teoria ponerologii ma się do wpływu, jaki na te wydarzenia mają przywódcy dzisiejszego świata? 

Saddam był ciężkim psychopatą, typowym; ciężki przypadek psychopatii właściwej. Jeszcze będą mieli z nim urwanie głowy. I nie można patrzeć tylko na rolę psychopatów. Bo powiedzmy rola takich ksiąg jak Talmud, jak Koran, jest potężna. Jak głęboka jest odmienność kulturowa islamu, gdzie wszystko jest właściwie odwrotne od naszych wyobrażeń. Ostatecznie, kim był Mahomet? Bandziorem.

Z tym że gdyby badać korzenie religii, to religia żydowska i religia islamska wywodzą się z tego samego pnia, mieli tego samego proroka. Z naszego punktu widzenia – monoteistycznych religii –  tak naprawdę islam i judaizm to są semici.

Nie znamy islamu dogłębnie. Dominikanie poświęcili temu ogromny zakres badań i napisali książki, kilka solidnych tomów, no i Kościół kazał je spalić. Z tym, że robotnicy, którzy je palili, kradli te książki i sprzedawali na czarnym rynku. Stąd te książki gdzieś, tu i ówdzie, istnieją. I tam prawdopodobnie jest opisana cała historia genezy islamu. Ja dopadłem raz jedną taką książeczkę, przypadkowo, faktycznie powtarza się ta wersja, że autorem islamu nie był Mahomet, tylko był pewien Żyd.

Co do proroka islamu, który był prorokiem islamskiej i judaistycznej religii, Abrahama, to jest [niesłyszalne]. Badania wskazują, że przecież Ismael…

No tak, to jest biblijna hitoria. To jest… ile? Dwa tysiące sześćset lat wstecz, prawda? Dwa i pół tysiąca lat wstecz.

Niemniej jednak jest zapisana i wskazuje, że te dwie religie powstały w tym samym miejscu i z tego samego pnia.

Nie z tego samego pnia, dlatego że do powstania islamu upłynął długi czas; tam rozwinął się cały system religii przedmahometańskich. Mahomet najpierw gwałtownie zwalczał te dawne religie, potem częściowo się z nimi pogodził i zaakceptował choćby tę Mekkę i Czarny Kamień – to jest prawdopodobnie meteoryt – ponieważ widział, że gdyby to odrzucił, to ci dawni Arabowie zawzięcie by przeciwko niemu występowali.

We wszystkich religiach tak było, że nowa religia wchłaniała tę poprzednią, żeby pozyskać wyznawców. Tak było z chrześcijaństwem, które wchłoneło pogaństwo, wiele świąt pogańskich zostało zasymilowanych w chrześcijaństwie, to samo było w buddyźmie…

To tak jak Koptowie obchodzą Boże Narodzenie znacznie wcześniej, bo spis odbywał się jesienią, a nie na początku zimy. A to są zaadaptowane Idy – 24 grudnia.

Panuje przekonanie, że psychopaci (traktuję tutaj to pojęcie troszkę ogólniej, nie w sensie klinicznym) w dość wczesnym wieku uczą się reguł gry i bardzo sprawnie sobie radzą w życiu, ale na zasadzie sprawnej maszyny. Czy Pan się zgadza z takim poglądem?

To chyba troszeczkę literackie ujęcie.

Psychopaci mają ograniczoną ilość uczuć, prawda?

Psychopaci właściwi mają powiedzmy takie luki, tak jak w daltonoźmie nie widzi się koloru zielonego i czerwonego, tak samo tu są luki w podłożu instynktownym. Psychopata nie przeżywa tych uczuć, które przeżywa normalny człowiek, jest niezdolny do rzeczywistej miłości, ale szuka przygody i szuka np. kobiety, którą mógłby wyzyskiwać, która by mu była we wszystkim pomocna, ale przy bardzo egoistycznej postawie.

I są w tym bardzo sprawni, bo widzą człowieka normalnego z pewnej szczególnej perspektywy. Dla normalnego człowieka drugi normalny człowiek to coś oczywistego i jego właściwości psychiczne nie budzą takiego zainteresowania. Tak na przykład, jeżeli rodzice wychowują dziecko, to nie zdają sobie sprawy z tego, że dziecko stale przyswaja sobie od nich tworzywo psychiczne. Że to jest proces konieczny w rozwoju człowieka. A psychopata natychmiast to dostrzeże. Brakuje mu normalnych ludzkich wyobrażeń psychologicznych, ale rozwija swoją własną, odmienną wiedzę psychologiczną, bo to go interesuje. Normalne ludzkie zachowania go dziwią, czasem wydają mu się śmieszne i głupie, ale to go interesuje. I on tworzy swoją własną odmienną wiedzę psychologiczną. I dzięki temu potrafi normalnego człowieka oszukiwać, wyzyskiwać. To jest jego modus vivendi.

Czy robi to świadomie, czy też taka jest jego natura?

Dla niego jest to oczywisty sposób życia. Tak jak opisuję to w książce: Biolog idzie przez puszczę nad Amazonką i jakieś zwierzę spada mu na kark i sssie krew. A on je delikatnie odrywa i bez urazy obserwuje, bo jest to przecież jego sposób żerowania. Tak samo tutaj. To jest inny świat.

Tak, tylko że takiego stworka, który się przysysa, można dość łatwo zdjąć z siebie i pooglądać; psychopatę troszkę trudniej jest pozbawić możliwości „wysysania” nas.

No ale psychopata jest narażony na to, że jak go…, powiedzmy mężczyzna psychopata: jedna babka go odtrąci, druga odtrąci, trzecia, bo każda się na nim pozna, wreszcie znajdzie taką naiwną, która się nie pozna. On musi to wygrać, bo musi mieć kogoś, kto będzie się nim opiekował.

Ale ponieważ oni bardzo dobrze manipulują ludźmi, to z kobietami często im się udaje

Często się im udaje, tak.

Rzecz w tym, że psychopaci robią to, ponieważ tak są zbudowani i tak jak Pan mówił, nie należy im mieć tego za złe, że robią to, co potrafią.

Tak. Nie należy tego wszystkiego interpretować w kategoriach moralnych.

Z drugiej jednak strony trzeba im schodzić z drogi i nie pozwalać manipulować sobą?

No tak. Pewna wiedza o naturze psychopatii jest jedynym środkiem obrony. Czyli popularyzacja tej wiedzy jest środkiem do rozwiązywania [takich sytuacji].

Tu się z Panem zgodzimy, nasze motto jest takie, że wiedza ochrania, a ignorancja naraża, i jednym z motywów naszego działania jest to, że chcemy dzielić się taką wiedzą, jak ta, którą Pan zdobył.

A w praktycznym wymiarze – powiedzmy, jest w małżeństwie jedna osoba w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że żyje z psychopatą. Co może zrobić?

To już są sytuacje beznadziejne. Trzeba ją zawczasu ostrzec, żeby posiadała tę wiedzę. Ja uważam, że to są rzeczy, które powinny być nauczane w szkole średniej. Wtedy, z pokolenia na pokolenie, ilość jednostek psychopatycznych zacznie maleć. W społeczeństwie działa mechanizm eugeniczny, wytrącający z rozrodu, ale ten mechanizm jest za słaby. Jeżeli weźmiemy  przepisy kościelne, jak człowiek powinien postępować, to za nimi się kryje dobro eugeniczne społeczeństwa. Ale to wszystko jest dzisiaj niewydolne. Trzeba szukać jakiegoś dodatkowego środka, który wzmocni ten proces eugeniczny, albo uczyni go mniej dramatycznym, mniej pełnym jakichś napięć, krzywd i tak dalej.

Czyli Pan jest za jakimś naturalnym doborem, gdzie wiedza na temat istnienia psychopatów – szerzenie się tej wiedzy – spowoduje zmniejszanie się ich populacji

Tak, chodzi o to, żeby z pokolenia na pokolenie następowało zmniejszanie populacji psychopatycznej.

Przyjmując, że jest to zaburzenie biologiczne, to może jest tak, że psychopatów jest o wiele więcej, a tylko najbardziej ekstremalne przypadki są zauważane przez psychologię? Może są tacy, którzy żyją normalnie w rodzinach, tylko potrafią się ukryć?

Nie, to przede wszystkim natura [ich] ukrywa. Bo moim zdaniem gen psychopatii właściwej – mówiłem już o tym, że dziedziczenie jest różne – jest przenoszony najprawdopodobniej przez kobiety. Ale jest drugi X, drugi allel, i to jest wyrównane. Jednak choć ten psychopatyczny allel przebija, taka kobieta jest o wiele bardziej normalna, czyli czynnik patologiczny jest w znacznym stopniu ukryty.

[Allel – jedna z alternatywnych wersji genu. Allele tego samego genu różnią się między sobą jednym lub kilkoma nukleotydami, decydując o sposobie ekspresji genu odpowiedzialnego za jakąś cechę. – przyp.]

Czy zaryzykowałby Pan stwierdzenie, że psychopaci reprezentują jakby inny gatunek albo podgatunek ludzi?

To jest parahomo sapiens.

Czyli może okazać się, że jest to gatunek, który wygląda tak samo, ale różni się genetycznie?

Tak, jest genetycznie różnica i oni mają to odczucie, że są odmienni. Że ten świat, otaczający ich świat, większość ludzi normalnych – jest odmienna od nich. Ale to wszystko znajdziecie państwo w książeczce.

Poza tym chodzi o szczegółową wiedzę na ten temat, żeby odróżniać charakteropatię od psychopatii, bo charakteropatia jest niedziedziczna. Jeżeli coś jest niedziedziczne, to obowiązkiem psychoterapeuty jest to człowiekowi wytłumaczyć. Obowiązkowo. Jeżeli wie na pewno, że to jest niedziedziczne. Wtedy wiele rzeczy się uładzi. A jeżeli uznamy to przez pomyłkę za psychopatię, to wpakujemy go w trudności.

A jak laik może nauczyć się ich odróżniać?

Jedynie po objawach. Psychopaci mają tę specyfikę odmienności, a charakteropata ciąży do świata normalnych ludzi i jego problematyka, nieraz dziwaczna, wyrasta ze świata normalnych ludzi. To można zauważyć. A żeby dokładnie rozróżnić, jest test Bentona, test kwadratów, test taki, test owaki – wtedy już wiemy. Benton nam pokaże, że to są uszkodzenia, kwadraciki nam wykażą, jeżeli uszkodzone są pola frontalne, i obraz tych testów może pokazać nam, że ten mózg jest absolutnie cały i działa pełnosprawnie.

Czyli nawet doświadczony psycholog bez testów nie może mieć pewności?

Doświadczony psycholog… U starego psychologa wyrabia się wyczucie diagnostyczne. To jest tak, jak kiedyś przyszedł ubek do poradni zdrowia psychicznego, aby mnie zbadać, i zakłada z pielęgniarką historię choroby. A ja wchodzę do tego sekretariatu i mówię, po co pan tu przyszedł, skoro panu nic nie brakuje. Wyrabia się taki nos, że się nie mylimy. Są ludzie, którzy mają pod tym względem fantastyczny talent. Znałem takiego doktora z Opola, ten się nie mylił. Mimo że żadnych testów nie używał.

Szósty zmysł…

Tak. Ale to zawsze są psychiatrzy tak zwani drugorzędni, bo pierwszorzędnego psychiatry to lepiej unikać; tylko tych drugorzędnych, to znaczy takich, co najpierw był internistą, neurologiem, nawet chirurga znałem, doktora Madejskiego, który stracił palce i przerobił się na psychiatrę, świetny był później z niego diagnosta… to zawsze ci tak zwani drugorzędni. No a poza tym, no cóż, każdy psycholog musi studiować psychiatrię do kwadratu, to znaczy psychiatria razy psychiatria, to znaczy psychiatria psychiatrów. [Śmieje się]

Mam jeszcze pytanie natury bardziej filozoficznej. Nie chce Pan przypisywać psychopatom moralnego wartościowania, bo to wynika z ich biologii. Natomiast czy nie uważa Pan, że psychopaci, będący uosobieniem zła w naszym świecie, są w jakiś sposób wykorzystywani przez jakieś wyższe zło – które może istnieje na Ziemi, może nie, może w naszym wymiarze, może w innym – do tego, żeby…

Psychopaci i nie-psychopaci, i charakteropaci… W ogóle uważam, że towarzysz Kopytko lubi, kocha posługiwać się ludźmi stukniętymi. Alexis de Tocqueville  napisał, że w rewolucjach wariaci zawsze odgrywali pierwszorzędną rolę.

Czy ci wariaci nie są tylko pionkami w jakiejś większej grze? I są też więksi gracze, którzy wykorzystują psychopatów na pozycjach władzy, po to żeby osiągnąć swoje własne cele? Jak zapatruje się Pan na taką możliwość?

Tak, ale widzi pan, trzeba to potraktować szerzej. Bo taką rolę może odgrywać psychopata i nie-psychopata. Ja znam takie wypadki, że naprawdę… mam na myśli taki jeden przypadek, gdzie okropną rolę odegrała osoba z syndromem sztokholmskim; ale nie psychopatka ani charakteropatka. Przeszła szczęśliwie przez obóz koncentracyjny i nie dostała po głowie, nie miała żadnych uszkodzeń mózgu, ale silny kompleks sztokholmski.

Co to jest kompleks sztokholmski?

Taka nazwa przyczepiła się do zespołu, jaki ludzie wynoszą z obozu koncentracyjnego. Dlatego, że pierwsi badania nad tym robili Szwedzi w Sztokholmie. Jest to także pewien stan patologiczny, ale pod względem klinicznym należałoby go zaliczyć do socjopatii. Tak więc ludzie w jakimś stopniu nienormalni odgrywają rolę w genezie zła. I my to możemy badać z przyrodniczego punktu widzenia. A to, co się za tym kryje, no mój Boże, to przekracza nasze ludzkie możliwości. Zresztą dam pani książeczkę, gdzie na końcu jest coś na ten temat napisane.

Profesor Dąbrowski miał chyba trochę inne podejście, starał się w pewien sposób bronić wszystkich ludzi dotkniętych defektami?

Do pewnego stopnia miał rację. On dobrze znał się na psychopatiach, tylko statystycznie podawał nieprawdziwe dane. Ilość psychopatów oszacował prawie dziesięć razy wyżej niż jest w rzeczywistości

Czyli około sześciu procent?

Tak.

My mamy pewne wskazania, że może to być nawet i więcej.

Nie, nie, nie. Niech pan będzie ostrożny w tych sprawach.

Uważamy, że psychopaci, którzy trafiają do gabinetów systemu lecznictwa psychiatrycznego, to przypadki, które już sobie w jakiś sposób nie radzą, bo ich stan stał się jawny dla otoczenia. Są jednak też tacy, którzy są tak świetnie zamaskowani, że nigdy tam nie trafią, dlatego że kiedy już mają zostać zdemaskowani, potrafią tak się ułożyć w ramach swojej zdolności adaptacji, że są w stanie ten atak unieszkodliwić.

To potrafią nie tylko psychopaci; zdarza się to i u charakteropatów – on potrafi desymulować, potrafi grać rolę człowieka normalnego. Tę rolę człowieka normalnego przecież gra każdy psychopata, ale także inni.

Czyli można przyjąć założenie, że istnieje grupa psychopatów, którzy tak dobrze grają, że są nierozpoznawalni?

Tak, oni są nierozpoznawalni dla ludzi niewprawnych. Ja go zaraz rozpoznam, bo znam już ten sposób myślenia i tę odmienność ich świata.

Jesteśmy skłonni się zgodzić, że biologicznie psychopaci stanowią inną rasę, natomiast co do procentów, spotkaliśmy się z trochę wyższymi szacunkami niż Pana, czy nawet profesora Dąbrowskiego.

To kwestia tego, jak ściśle się rozgranicza psychopatię od charakteropatii. I od wielu innych zjawisk.

Dąbrowski jako psychiatra oparł się na swojej populacji klinicznej. W populacji klinicznej było tych psychopatów znacznie więcej. A ja się oparłem na normalnej populacji ludzkiej.

Być może profesor Dąbrowski nie przybliżył nam aż tak dobrze wiedzy o psychopatach, natomiast kiedy pisał o schizofrenikach, to niemalże doprowadził do sytuacji, kiedy każdy chciał być schizofrenikiem, bo są to tak wspaniali, bogaci i twórczy ludzie…

Nie schizofrenicy, tylko schizoidzi – istotna różnica, bo schizofrenia jest procesem chorobowym par excellence, procesem, który się toczy w całym organiźmie, a atakuje tkankę mózgową młodszą, filogenetycznie młodszą, i niszczy ją, ale choroba toczy się w całym organizmie. Jakieś zaburzenie przemiany materii, które jest wciąż niezrozumiałe. To jest schizofrenia, to choroba, morbus bleureli. A schizoidia, tak, schizoidzi mogą być prawie genialni, a to dlatego, że nie mają tego nacisku czynników emocjonalnych i uczuciowych, wszystko jest blade, to jak jazda po piasku. Ale intelekt działa sprawnie, więc tworzą wielkie doktryny, choć niezbyt adekwatne do rzeczywistości. Ale powiedzmy, wybitni matematycy mogli być schizoidami, znałem takiego; ale znałem też profesora matematyki, który był typowym psychopatą.

Zna Pan Johna Nasha?

Nash? Nie.

Był matematykiem, stworzył teorię gier, która jest bardzo ciekawa i jest teraz wykorzystywana w polityce i w ekonomii. Według tej teorii współpracuje się z innymi dla własnego dobra, ale wygrywa ten, kto w odpowiednim momencie obróci się przeciwko swoim współpracownikom i dzięki temu przejdzie dalej. Teoria ta ma również militarne zastosowania. Natomiast co do samego Nasha istnieje przypuszczenie, że był psychopatą, a przynajmniej miał jakieś zaburzenia osobowości.

Tak, to jest możliwe. To jest możliwe, dlatego że oni są ubożsi w dziedzinie uczuciowości. Psychopatia właściwa reprezentuje jakby luki w podłożu instynktowym i uczuciowości, w psychopatii schizoidalnej to całe podłoże działa blado, jak saniami po piasku, ale intelekt może pracować w dziedzinach, gdzie to nie przeszkadza. To jest matematyka, spekulatywne teorie ekonomiczne i tak dalej, i właśnie w tych dziedzinach oni mogą mieć osiągnięcia. Ale ja nie jestem ekonomistą, mnie się te teorie ekonomiczne czasem takie dziwne wydają…

Ale one działają. Istnieją badania, które robią analizę psychoanalityczną korporacji. Jeśli zastosować do korporacji kryteria psychopatii, okazuje się, że jest to typowy przypadek psychopaty. Jeżeli to Pana interesuje, prześlę Panu ten artykuł, jest naprawdę dobry i wygląda na to, ze ekonomia, zwłaszcza w ujęciu amerykańskim, korporacyjnym, jest z natury psychopatyczna i dlatego psychopaci naturalnie się w tym systemie odnajdują, są lepsi, zajmują wysokie stanowiska To tak na marginesie, może to Pana zainteresuje.

Przeczytam. Ja niestety coraz mniej czytam.

Dziękujemy Panu w imieniu QFG za poświęcony nam czas.
– –

In memoriam: Andrzej M. Łobaczewski – cz. 2

Materiał ten stanowi własność SOTT.NET – projektu Quantum Future Group, Inc.
Zezwala się na kopiowanie i publiczne rozpowszechnianie pod warunkiem podania oryginalnego źródła – blogu PRACowniA.

Dodatkowe informacje uzyskasz pisząc na adres: pracownia-iv@o2.pl

6 Komentarzy »

  1. „Istnieją badania, które robią analizę psychoanalityczną korporacji. Jeśli zastosować do korporacji kryteria psychopatii, okazuje się, że jest to typowy przypadek psychopaty. Jeżeli to Pana interesuje, prześlę Panu ten artykuł, jest naprawdę dobry i wygląda na to, ze ekonomia, zwłaszcza w ujęciu amerykańskim, korporacyjnym, jest z natury psychopatyczna i dlatego psychopaci naturalnie się w tym systemie odnajdują, są lepsi, zajmują wysokie stanowiska

    Witam,

    czy mogłabym otrzymać linka do treści wspomnianego artykułu?

    Dziękuję i pozdrawiam,
    noeticos

    Komentarz - autor: noeticos — 19 października 2011 @ 13:02

  2. Co to za dyskryminacja psychopatów? Widać, że koleś to jakiś humanista. „Odsunąć psychopatów od władzy”… teraz mamy normalnych ludzi przy władzy, a rządzą jak psychopaci.

    Komentarz - autor: psycho — 19 października 2011 @ 18:14

  3. @noeticos
    To był 2005 rok, właśnie świeżo wyszła książka Joela Bakana „The Corporation: The Pathological Pursuit of Profit and Power” [polskie wydanie: „Korporacja. Patologiczna pogoń za zyskiem i władzą”, 2006). To było nawiązanie do tej książki. O jaki konkretnie artykuł wtedy chodziło, trudno powiedzieć.

    Komentarz - autor: iza — 19 października 2011 @ 22:27

  4. @psycho
    Przeczytaj „Ponerologię polityczną” Łobaczewskiego, a dowiesz się, co to jest poneryzacja i jak działa na normalnych ludzi. Możesz też skorzystać z naszej wyszukiwarki. A dodatkowo, warto przeczytać dwie inne książki: „Psychopaci są wśród nas” Roberta Hare’a i „Węże w garniturach” Hare’a i Babiaka (polecam oryginał, „Snakes in Suits”; polski przekład jest fatalny, czytanie wymaga dużego samozaparcia i polecam tylko tym, którzy nie radzą sobie z językiem angielskim).

    Komentarz - autor: iza — 19 października 2011 @ 22:49

  5. @noeticos

    Możesz zajrzeć tu:
    Corporate Psychopathy, Montague Ullman, M, D.
    i ewentualnie do pracy Hare’a, Babiaka i Neumanna
    Corporate psychopathy: Talking the walk [PDF], chociaż tu badanie dotyczy ludzi pracujących dla korporacji, a nie korporacji jako takich:

    Abstract

    There is a very large literature on the important role of psychopathy in the criminal justice system. We know much less about corporate psychopathy and its implications, in large part because of the difficulty in obtaining the active cooperation of business organizations. This has left us with only a few small-sample studies, anecdotes, and speculation. In this study, we had a unique opportunity to examine psychopathy and its correlates in a sample of 203 corporate professionals selected by their companies to participate in management development programs. The correlates included demographic and status variables, as well as in-house 360° assessments and performance ratings. The prevalence of psychopathic traits—as measured by the Psychopathy Checklist—Revised (PCL-R) and a Psychopathy Checklist: Screening Version (PCL: SV) “equivalent”—was higher than that found in community samples. The results of confirmatory factor analysis (CFA) and structural equation modeling (SEM) indicated that the underlying latent structure of psychopathy in our corporate sample was consistent with that model found in community and offender studies. Psychopathy was positively associated with in-house ratings of charisma/presentation style (creativity, good strategic thinking and communication skills) but negatively associated with ratings of responsibility/performance (being a team player, management skills, and overall accomplishments). Copyright © 2010 John Wiley & Sons, Ltd.

    Komentarz - autor: iza — 19 października 2011 @ 23:19

  6. thanks, iza 🙂

    Komentarz - autor: noeticos — 20 października 2011 @ 09:32


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.