PRACowniA

4 listopada 2013

Dieta ketogeniczna z ograniczeniem kalorii i terapią hiperbaryczną w walce z rakiem

Filed under: Zdrowie — iza @ 13:40
Tags: , , ,

Dr Mercola
Mercola.com
30 czerwca 2013

© elowcarbfoodlist.org

Dieta ketogeniczna w połączeniu z ograniczeniem kalorii i hiperbaryczną terapią tlenem oferuje nową nadzieję w poszukiwaniu nietoksycznych metod leczenia nowotworów.

Rak jest teraz tak powszechną chorobą, że dotyka mniej więcej co drugą osobę. Większość zmierzy się z nią w którymś momencie swojego życia – albo osobiście, albo poprzez przyjaciela czy krewnego. Badania nieodparcie wskazują, że odpowiedź na tę rozprzestrzeniającą się epidemię raka może być znacznie bliżej, niż nam się wydawało, w postaci diety ketogenicznej.

Osobiście jestem przekonany, że jest to absolutnie kluczowy aspekt zapobiegania i leczenia raka, każdej jego formy, i miejmy nadzieję, że pewnego dnia zostanie on przyjęty przez główny nurt medycyny jako terapia pierwszego rzutu tej choroby.

Dieta ketogeniczna polega na eliminacji wszystkich węglowodanów pochodzenia roślinnego poza nieskrobiowymi i zastąpienia ich dużymi ilościami zdrowych tłuszczów oraz niską lub umiarkowaną ilością wysokojakościowych białek.

Założenie jest takie, że skoro komórki rakowe do rozwoju potrzebują glukozy, a węglowodany rozkładają się w naszym organizmie do glukozy, to obniżenie poziomu glukozy we krwi poprzez restrykcję węglowodanów i białek dosłownie głodzi komórki rakowe na śmierć. Dodatkowo, niskie spożycie protein przyczynia się do zminimalizowania aktywności szlaku mTOR [patrz: Wikipedia pl], który przyśpiesza namnażanie się komórek, oraz obniża ilość jednego szczególnego aminokwasu, glutaminy, napędzającej rozwój niektórych typów nowotworów [zob. np. Links between metabolism and cancer i 968 zagłodzi komórki raka – przyp. tłum.].

Jest to dieta, którą polecałbym każdemu, bez względu na to, czy choruje na raka, czy też nie, ponieważ pomaga ona przestawić się z trybu spalania węglowodanów na tryb spalania tłuszczu, co z kolei pomaga zoptymalizować wagę i zapobiega w zasadzie wszystkim chorobom zwyrodnieniowym.

Dieta ketogeniczna – doskonałe podejście w przeciwdziałaniu i leczeniu chorób nowotworowych

Dr Dominic D’Agostino PhD, jest adiunktem na University of South Florida College of Medicine. Prowadzi zajęcia z farmakologii molekularnej i fizjologii, jest także zaangażowany w badania nad terapią metaboliczną takich schorzeń neurologicznych, jak padaczka, choroba Alzheimera, choroba Lou Gehriga, a także rak – wszystkie je łączy metabolizm.

Początki jego pracy na tym polu sięgają 2007 roku, kiedy to ONR (Office of Naval Research) sfinansował jego badania nad związkiem padaczki z toksycznością tlenu, czego doświadczali nurkowie sił specjalnych marynarki amerykańskiej, używający przyrządów do oddychania o zamkniętym obiegu. To właśnie wtedy natrafił on na wzmiankę o diecie ketogenicznej, która była potwierdzonym sposobem leczenia epilepsji i innych powiązanych z nią schorzeń.

„Natrafiłem na pracę Thomas Seyfrieda – mówi. – Znalazłem sporą liczbę dowodów, które sugerowały, że rak jest wyjątkowy, jeśli wziąć pod uwagę jego metabolizm. Genetycznie jest bardzo heterogeniczny. W komórkach rakowych występuje wiele anomalii genetycznych, ale jedną z cech charakterystycznych jest wszechobecny fenotyp metaboliczny, którym jest glikoliza tlenowa.

Wykazano, że nawet w obecności tlenu komórki rakowe utrzymują wysoki poziom produkcji mleczanu, co sugeruje, że napędzają swój metabolizm wzmożonym pobieraniem glukozy.

Z mojej perspektywy jedynym powodem, dla którego komórki rakowe produkowałby mleczan i czerpały energię z glukozy na tak wysokim poziomie, byłoby ich metaboliczne upośledzenie w postaci uszkodzenia mitochondriów”.

Piętrząca się ilość dowodów wskazuje, że rak reaguje na ketozę terapeutyczną – naturalny stan fizjologiczny indukowany przedłużonym okresem redukcji ilości glukozy. Ketoza odżywcza [lub pokarmowa, w odróżnieniu od ketozy w wyniku głodówek oraz cukrzycowej kwasicy ketonowej – przyp. tłum.] polega na ograniczeniu spożycia węglowodanów w celu obniżenia dostępności glukozy. Restrykcja węglowodanów zwiększa także produkcję ciał ketonowych w wątrobie. Niemal wszystkie normalne komórki mają zdolność szybkiego zaadaptowania się do czerpania energii z ciał ketonowych zamiast z glukozy, jednak komórki rakowe nie posiadają tej metabolicznej elastyczności. Dlatego też są skutecznie głodzone na śmierć, podczas gdy normalne komórki funkcjonują wydajniej niż przedtem.

Kolejny kluczowy komponent w przeciwdziałaniu i leczeniu raka: ograniczenie kalorii

Kiedy ograniczysz spożywanie węglowodanów, przeciwdziałasz wzrostowi poziomu cukru we krwi, insuliny i czynnika wzrostu IGF-1. Tego rodzaju gwałtowne skoki są w rzeczywistości bardzo prozapalne i mogą aktywować onkogeny (geny, które przyczyniają się do przekształcenia się normalnej komórki w komórkę rakową), a jednocześnie zwiększyć proliferację komórek rakowych i proces metastazy.

Ale oto kluczowy punkt: Aczkolwiek ograniczenie spożycia węglowodanów zmniejsza te skoki, to nie ma większego wpływu na wyjściowy poziom glukozy we krwi, chyba że zredukujesz także ilość spożywanych kalorii i białka. A zatem w przeciwdziałaniu i leczeniu raka restrykcja węglowodanów musi być połączona z ograniczeniem spożywanych kalorii i umiarkowanym ograniczeniem spożycia białka, żeby skutecznie zagłodzić komórki nowotworowe, pozbawiając je preferowanego paliwa (glukozy i glutaminy)

„Myślę, że dieta ketogeniczna jest bardzo dobrą strategią, żeby ograniczenie kalorii stało się do zniesienia – mówi dr D’Agostino. – Kiedy bowiem twój mózg łaknie glukozy i, powiedzmy, stosujesz na przykład na dietę polegającą na ograniczeniu kalorii, ale jest to dieta wysokowęglowodanowa, wciąż będzie dochodziło do wahań poziomu glukozy we krwi. Twój mózg przechodzi przez okresy niedoboru glukozy, co sprawia, że stajesz się bardzo głodny. To niezbyt przyjemne uczucie.

Odżywcza ketoza, która zachodzi przy restrykcji węglowodanów i jest dalej wzmacniana ograniczeniem kalorii, wymusza fizjologiczne przestawienie się z metabolizmu opartego na spalaniu glukozy na ten oparty na kwasach tłuszczowych i ciałach ketonowych. Kiedy twoje ciało jest, nazwijmy to keto-zaadaptowane, metabolizm energetyczny twojego mózgu jest bardziej stabilny, a zatem i twoje samopoczucie również. Fizjologiczne przystosowanie się do tego metabolizmu może potrwać kilka tygodni. Jednakże odżywcza ketoza może być utrzymana przy pomocy restrykcji węglowodanów i dalej wzmocniona ograniczeniem kalorii.

Ogólna suma kalorii naprawdę musi zostać ograniczona, tak samo jak ilość spożywanego białka. Białko uczestniczy w procesie glukoneogenezy. Zawiera ono aminokwasy, które są przekształcane w glukozę. Jeśli więc spożycie białka wynosi, powiedzmy, dwa lub trzy gramy na kilogram [masy ciała] dziennie, to prawdopodobnie przyczyni się do uruchomienia procesu glutaminolizy [rozkładu glutaminy]. Trudno będzie zmniejszyć zgromadzone zapasy glikogenu, co jest konieczne do napędzenia procesu ketogenezy w wątrobie”.

Jak duże spożycie białka jest zalecane?

Podsumowując, w celu utrzymania oraz podtrzymania odżywczej ketozy należy zmniejszyć ilość zarówno węglowodanów, jak i protein. Jaka ilość białka jest więc wystarczająca, a jaka zbyt duża?

Jak dr D’Agostino wspomina wyżej, spożywanie dwóch do trzech gramów białka na jeden kilogram masy ciała – co przekłada się na 100-300 gramów białka dziennie dla niektórych ludzi – to olbrzymie przeciążenie. Wielu kulturystów będzie jednak spożywało takie ilości, tak samo jak wielu nie-atletów. Przemysł kulturystyki podsyca przekonanie, że potrzebujesz tony protein, by zbudować masę mięśniową, jak jednak wyjaśnia dr D’Agostino, jeśli zmniejszysz ilość białka w diecie i zamienisz je oraz węglowodany na zdrowy tłuszcz, to zwiększenie poziomu ciał ketonowych w krwi będzie miało efekt antykataboliczny, a także pozwoli na uruchomienie się procesu o nazwie protein sparing [w którym organizm czerpie energię z innych niż białko źródeł przyp. tłum.].

“Pomoże to w utrzymaniu szczupłej sylwetki i sprawności fizycznej podczas deficytu kalorii. Dlatego właśnie dieta ketogeniczna jest skuteczną strategią utraty wagi przy jednoczesnym utrzymaniu masy mięśniowej, szczególnie gdy uzupełnia się ją treningiem siłowym lub jakąkolwiek inną formą wysiłku fizycznego”.

Twój cel długoterminowy powinien być tu jednak wzięty pod uwagę. Bo na przykład cel kulturysty motywujący go do przejścia na dietę ketogeniczną będzie inny niż kogoś, kto choruję na raka czy któreś z zaburzeń drgawkowych. W tych ostatnich przypadkach trzeba znacznie ściślej przestrzegać redukcji ilości spożywanego białka w celu osiągnięcia i utrzymania ketozy.

Osobiście, jestem zaintrygowany koncepcją promowaną przez jednego z moich mentorów, dra Rona Rosedale’a, który zaleca zmniejszenie ilości spożywanego białka do jednego grama na kilogram masy ciała. Zwykle, dla kogoś takiego jak ja, przekłada się to na 50-70 gramów białka dziennie. Powodem, dla którego Rosedale tak bardzo to zaleca, jest stymulujący efekt, jaki białko (a w szczególności aminokwasy rozgałęzione) wywiera na ssaczy cel rapamycyny (mTOR) – szlak, który wydaje się być wysoce odpowiedzialny za patologię, jaką można zaobserwować w rozrastaniu się raka.

Kiedy zredukujesz białko do ilości potrzebnej organizmowi, mTOR zostaje wstrzymany, co pomaga zmniejszyć szanse na rozwój raka.

“Zgadzam się, że przy nowotworze mTOR jest ważnym sygnałem – mówi dr D’Agostino. – Aminokwas leucyna jest potężnym aktywatorem szlaku mTOR, stymuluje także syntezę białek mięśni szkieletowych. Zatem, jeśli normalna, zdrowa osoba spożywa duże ilości leucyny [która jest aminokwasem rozgałęzionym], powiedzmy pięć gramów kilka razy dziennie, co robi wielu kulturystów i sportowców, to czy może to zwiększyć ryzyko rozwoju raka?

To interesujące pytanie, jedno z tych, nad którego wyjaśnieniem pracuję. Mamy zamiar uruchomić badania, gdzie podamy duże dawki aminokwasów rozgałęzionych metastycznemu modelowi raka [metastaza, czyli przerzut nowotworowy – przyp. tłum.]. W mojej opinii aminokwasy rozgałęzione, które aktywują mTOR, u normalnej, zdrowej osoby nie przynoszą szkód. Nie zwiększają one podatności na rozwój nowotworu i mogą nawet przeciwdziałać towarzyszącemu rakowi wyniszczeniu (kacheksji, czyli systematycznemu ubytkowi tkanki mięśniowej).

‘Mięso’ diety ketogenicznej – tłuszcze

Większość osób stosujących dietę ketogeniczną mimowolnie zmniejsza ilość spożywanych kalorii, bez czerpania tak naprawdę metabolicznych korzyści z deficytu kalorii, które obejmują spadek poziomu glukozy we krwi, insuliny i trójglicerydów, a to dlatego, że nie zastępują węglowodanów (i białek), które wyeliminowali, odpowiednio dużą ilością zdrowych tłuszczów.

“Paradoksalnie, kiedy spożywasz więcej tłuszczu, jego stężenie we krwi spada wskutek deficytu kalorycznego, a HDL [tak zwany ‘dobry’ cholesterol] idzie do góry. Niemal u każdego, kogo znam, kto stosuje tę wysokotłuszczową dietę ektogeniczną, poziom HDL znacznie się poprawił” – mówi dr D’Agostino.

Kiedy mówimy o zwiększeniu ilości spożywanych tłuszczów, nie mamy na myśl tych powszechnie spożywanych, na które składają się wysoko przetworzone oleje roślinne, pełne tłuszczów omega-6, czy tłuszczów trans, jakie można znaleźć we frytkach czy pączkach. Mówimy o tłuszczach wysokiej jakości, jak te zawarte w awokado, maśle, oleju kokosowym, orzechach makadamia czy oliwkach. Tego typu tłuszcze, uważa dr Rosedale, są metabolicznie neutralne, ponieważ nie aktywują one sygnalizujących zdarzeń hormonalnych, takich jak leptyna, insulina i szlak mTOR.

“Myślę, że wiele tłuszczów może być użytych w miejsce białka. A tłuszcze są bardzo ‘protein sparing’, zmniejszają zapotrzebowanie na białko” – mówi dr D’Agostino.

Należy jednak pamiętać, że podczas gdy tradycyjna dieta ketogeniczna obejmuje spożywanie nabiału, nabiał może być tak naprawdę problematyczny i może przeciwdziałać wielu korzyściom, jakie możesz odnieść, stosując dietę ektogeniczną, opisaną przez D’Agostino i Seyfrieda. Laktoza jest cukrem zbudowanym z galaktozy i glukozy, znajdujących się w mleku i stanowiących w nim wagowo dwa do ośmiu procent. Te dodatkowe cukry mogą okazać się problematyczne w osiągnięciu utraty wagi czy leczeniu raka, nawet jeśli pochodzą z czystych, ekologicznych źródeł. Tłuszcz pochodzący z nabiału jest akceptowalny (np. masło, kwaśna śmietana), ale produkty bogate w znajdujące się w nabiale białko i cukier powinny być minimalizowane lub unikane.

Dlaczego chciałbyś zostać ‘spalaczem tłuszczu’

Twój organizm może korzystać z dwóch rodzajów paliwa: tłuszczów i węglowodanów. Według moich oszacowań około 99% Amerykanów przystosowało się do wykorzystywania węglowodanów jako głównego paliwa. Trzeba sobie uświadomić, że gdy organizm jest przystosowany do spalania węglowodanów, jesteś raczej mało elastyczny z metabolicznego punktu widzenia. Nie ma wątpliwości, że twój organizm będzie wołać o jedzenie co dwie, trzy godziny. Jednakże tego rodzaju napady głodu znikają w momencie, gdy zaadaptujesz się do spalania tłuszczów. Możesz wytrzymać cały dzień bez posiłku i nie być głodny, ponieważ masz w organizmie o wiele więcej tłuszczów, które możesz spalić, niż glukozy.

Jak zatem osiągnąć to metaboliczne przełączenie się?

Z mojego doświadczenia, okresowy post, gdzie stopniowo skracasz przedział czasowy, kiedy spożywasz posiłki, do od około sześciu – ośmiu godzin, jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na dokonanie tego przejścia.

“Z praktycznego punktu widzenia ważnym pytaniem jest, czym zamierzasz się kierować?

Z mojej perspektywy, największą przeszkodą do pokonania jest tutaj stosowanie się do zaleceń. Dzięki temu restrykcja kalorii jest możliwa i realna. A jak już wiesz, restrykcja węglowodanów, dieta wysokotłuszczowa i okresowy post są jednym ze sposobów, aby to osiągnąć” – mówi dr D’Agostino.

“Istnieje wiele korzyści ze stosowania postu co jakiś czas. Myślę, że to dobra strategia na promowanie metabolicznego zdrowia i utrzymanie odżywczej ketozy, jeśli uda ci się do niej zaadaptować. Przy pewnych stylach życia ludziom trudno jest się przystosować, jednak zaobserwowałem, że dla większości jest to możliwe. Wystarczy, że spróbują chociaż przez kilka tygodni. Większość ludzi ma przed tym opory, ale nawet wtedy – wystarczy, że spróbują choć raz, a są zdumieni, jak o wiele lepiej się czują”.

Post nie jest jednak dla każdego. Jest ogólną zasadą, że przeciwwskazany jest:

  • gdy jest się sportowcem wyczynowym
  • w czasie ciąży
  • w razie problemów z prawidłowym funkcjonowaniem nadnerczy
  • przy niskim poziomie BMI (< 19)

Hiperbaryczna terapia tlenem współpracuje synergicznie z dietą ketogeniczną przeciwko rakowi

Dr D’Agostino niedawno opublikował w czasopiśmie PLoS One artykuł zatytułowany „Dieta ketogeniczna i hiperbaryczna terapia tlenem wydłużają okres przeżycia u myszy z ogólnoustrojowym, metastatycznym typem nowotworu” [PLoS One 2013 Jun 5;8(6):e65522]. Większość ludzi umiera na raka z powodu przerzutów raczej niż z powodu samego guza i tak naprawdę nie istnieje na to lek. Zespół dra D’Agostino zademonstrował, że już sama dieta ketogeniczna potrafi wydłużyć życie w zwierzęcych modelach raka metastycznego, jednak w połączeniu z hiperbaryczną terapią tlenem stosowaną trzy razy w tygodniu jej działanie jest wzmocnione [Eurekalert June 5, 2013].

“Udaje się osiągnąć znaczne zmniejszenie się rozrostu guza, zmniejszenie jego rozmiaru, a także znacznie wydłużenie życia, kiedy terapeutyczna ketoza osiągnięta poprzez dietę ketogeniczną połączona jest z hiperbaryczną terapią tlenem.

Guzy nowotworowe lubią środowisko o niskiej zawartości tlenu. Kiedy guz się rozrasta,  możliwości dostarczania tlenu do centrum nowotworu spadają. Taki zaniżony poziom tlenu, zwany hipoksją, dalej aktywuje onkogeny – geny powodujące zmianę normalnych komórek w komórki raka. Aktywuje takie czynniki jak [białko] HIF-1-alpha oraz [naczyniowo-śródbłonkowy czynnik wzrostu, cytokinę] VEGF. Sygnalizacja IGF-1 rośnie. Hiperbaryczna terapia tlenem potrafi na pewien czas odwrócić hipoksję nowotworu. W ten sposób może wyłączyć onkogeny. Są na ten temat opublikowane prace.

[…] Guzy nowotworowe lubią środowisko o niskiej zawartości tlenu i zaadaptowały się do niego. Kiedy nasycasz swój nowotwór tlenem, ponieważ mitochondria są uszkodzone, produkuje on w nadmiarze wolne rodniki tlenowe w postaci anionów nadtlenkowych. Ten wywołany przez tlen wzrost ilości wolnych rodników jest w stanie spowodować, że nowotwór sam siebie zniszczy”.

Jak sprawdzić, czy osiągnęło się ketozę

Aby pomóc ci ustalić, czy udało ci się osiągnąć ketozę, możesz zakupić ketometr i glukometr. Obydwa dostępne są w większości aptek, jak również na stronie Amazon.com. Dr D’Agostino poleca Precision Xtra firmy Abbott Labs. Ich papierki testowe noszą nazwę Precision Xtra. Papierki do mierzenia poziomu glukozy zwykle kosztują 50 centów za sztukę, natomiast te mierzące poziom ciał ketonowych mogą kosztować od 3 do 6 dolarów za każdy.

„Inną opcją jest licznik CardioChek. Jest to interesujący licznik, ponieważ jest w stanie zmierzyć poziom glukozy, ciał ketonowych, HDL, LDL, trójglicerydów i wielu innych związków”.

Sprawdzając poziom glukozy i ciał ketonowych, możesz monitorować swoją reakcję na zmianę odżywiania i dostosować ilość przyjmowanych kalorii oraz wzajemny stosunek makroskładników pokarmowych [ang. macronutrients – trzy substancje odżywcze, dostarczające organizmowi energii, czyli węglowodany, białka i tłuszcze – przyp. tłum] tak, by znaleźć się w stanie, który Dr. D’Agostino nazywa „strefą metaboliczną”. Strefą metaboliczną nazywa się podtrzymaną hipoglikemię (55-75 mg/dl) z podniesioną ilością ciał ketonowych we krwi  (>2 mM).

„Jeśli możesz przy restrykcji węglowodanów i kalorii osiągnąć stan długotrwałej hipoglikemii, a jednocześnie podnieść ilość ciał ketonowych we krwi, taka hipoglikemia  jest dopuszczalna – wyjaśnia. – Ciała ketonowe zastępują glukozę jako główny rodzaj paliwa energetycznego dla twojego mózgu. To zasadniczo utrzymuje metabolizm mózgu na optymalnym poziomie oraz zapobiega wahaniom nastroju i poziomu energii, jeśli tylko uda ci się utrzymać terapeutyczną ketozę przy pomocy odpowiednio zbalansowanej diety ketogenicznej.”

W czasie wdrażania diety możesz sprawdzać swój poziom glukozy i ciał ketonowych raz w tygodniu, jeśli koszt papierków testowych jest dla ciebie za wysoki, żeby robić to częściej. Zazwyczaj, jeśli przy restrykcji węglowodanów ilość glukozy w krwi utrzymuje się na poziomie 75 albo niżej, jest spora szansa, że jesteś w odżywczej ketozie, czyli tam, gdzie chcesz być.

Jeśli jesteś w ketozie na podstawie dowodu ilości ciał ketonowych w twoim moczu, znalazłeś się w sytuacji, gdzie prawdopodobnie pozbyłeś się zapasów glikogenu z wątroby. To znaczy, że udaje ci się utrzymać niski poziom glukozy we krwi, co jest dobre. Ketogeneza wątrobowa powstaje przy niskim poziomie glukozy we krwi i niskim poziomie glikogenu w wątrobie, co oznacza, że twój organizm uszczuplił swoje zapasy glikogenu. Twój organizm nie wyprodukuje odpowiedniej ilości ketonów (>2 mM) i nie przedostaną się one do moczu, o ile nie osiągniesz tego poziomu wyczerpania glikogenu. Pamiętaj więc, kiedy poziom ketonów w twojej krwi wynosi 1-2 millimolar (mM) jest to dobry biomarker ketozy pokarmowej.

Jaki poziom ketozy jest optymalny?

 

Więcej Informacji

Mimo że dr D’Agostino nie zajmuje się leczeniem pacjentów, zgromadził wiele zasobów, które jest gotów zaoferować każdemu, kto chce się dowiedzieć więcej. Jeśli masz raka, możesz wziąć te materiały i przedyskutować je ze swoim onkologiem. Dla całej reszty dieta ketogeniczna jest znakomitym sposobem na zoptymalizowanie zdrowia i zapobiegnięciu chorobom przewlekłym każdego typu. Pomocne książki i strony internetowy, gdzie możesz dowiedzieć się więcej:

  • KetogenicDietResource.com. Strona prowadzona przez znajomego dra D’Agostino. Możesz tu znaleźć przewodnik po diecie ketogenicznej dla pacjentów chorujących na raka, zatytułowany „Zwalczaj raka z dietą ketogeniczną” (Fight Cancer with a Ketogenic Diet)
  • Strona dra D’Agostino KetoNutrition.org zawiera szeroką gamę materiałów dotyczących terapii dla pacjentów
  • Miriam Kalamian, EdM, MS, CNS oferuje konsulting ws. diety ketogenicznej dla pacjentów z nowotworami. Po więcej informacji odwiedź dietarytherapies.com
  • Książka Thomasa Seyfrieda Cancer as a Metabolic Disease: On the Origin, Management, and Prevention of Cancer
  • Książka Elaine Cantin The Cantin Ketogenic Diet: For Cancer, Type I Diabetes & Other Ailments, która w szególności koncentruje się na beznabiałowej diecie ketogenicznej

Ostatnia, ale nie mniej ważna ketoresearchchem.comto strona udostępniająca materiały dla naukowców zainteresowanych badaniami na ten temat. Należy mieć na uwadze, że wszystkie oferowane tam suplementy przeznaczone są wyłącznie na potrzeby badań i NIE są dostępne w sprzedaży dla pacjentów z nowotworami.

Dieta ketogeniczna dla optymalnego zdrowia i przeciwdziałania chorobom

Szczerze wierzę, że dieta ketogeniczna może być niesamowicie dobroczynną strategią dla zoptymalizowania twojej diety i zapobieganiu chorobom, oraz jako plan ich leczenia, włączając w to raka. Już teraz to powszechnie uznana pierwsza linia w leczeniu zaburzeń drgawkowych, jak np. epilepsja. Podczas gdy większość komórek w ciele posiada metaboliczną elastyczność w wykorzystywaniu zarówno tłuszczów, jak i węglowodanów, jako paliwa, komórki rakowe różnią się tym, że nie mogą korzystać z tłuszczów (ketonów), by przetrwać – potrzebują glukozy i środowiska o niskim stężeniu tlenu.

W 1930 roku dr Otto Warburg otrzymał Nagrodę Nobla za swoje odkrycie, że cukier jest głównym substratem paliwowym dla komórek rakowych. Tak zwany „efekt Warburga” w komórkach rakowych stanowi podstawę pozytonowej tomografii emisyjnej (18-FDG PET) [Wikipedia pl], techniki obrazowania medycznego, używanej do rozpoznawania nowotworów. Onkolodzy ignorowali tę informację przez ponad 80 lat i nie używali jej w leczeniu, co w moim pojęciu jest więcej niż naganne… Tak wielu ludzi niepotrzebnie cierpi, gdyż nie mają oni dostępu do tej prostej, odżywczej i leczniczej strategii, która, krótko mówiąc, wykorzystuje tę wewnętrzną, wrodzoną różnicę pomiędzy metabolizmem komórek zdrowych i nowotworowych.

Twoje ciało posiada ograniczone rezerwy cukru, przechowywane w formie glikogenu, zazwyczaj w mięśniach i wątrobie. Te zapasy zostają wyczerpane w ciągu mniej więcej 12 godzin, po czym organizm przestawia się na spalanie tłuszczu. To właśnie sprawia, że okresowy post jest tak korzystny, ponieważ dzięki niespożywaniu posiłków przez 12 do 18 godzin albo i dłużej każdego dnia, twoje ciało przestawia się na tryb spalania tłuszczu. Podczas gdy częste uczucie głodu jest sporym problemem dla większości ludzi polegających na węglowodanach jako głównym źródle energii, spalacze tłuszczu mogą bez problemu wytrzymać bez jedzenia cały dzień, a w razie konieczności nawet kilka dni, ponieważ większość z nas ma pod dostatkiem tłuszczu, który może zostać wykorzystany jako paliwo.

Podczas gdy większość ludzi może nadal spożywać trochę węglowodanów wraz z umiarkowaną ilością wysokojakościowych białek, ci chorujący na nowotwory muszą być o wiele bardziej rygorystyczni. Pacjenci z rakiem powinni powiązać dietę ketogeniczną ze zmniejszeniem ilości kalorii, aby osiągnąć znaczne obniżenie się poziomu glukozy, dzięki czemu efektywnie zagłodzą komórki rakowe. Ostatnie badania pokazują, że dołączenie do tego hiperbarycznej terapii tlenem drastycznie obniży rozrost nowotworu i skurczy guza. Ogólnie rzecz biorąc, nie potrafię znaleźć jakichkolwiek negatywnych stron stosowania tej diety, dlatego bardzo ją wszystkim polecam.

tłumaczenie: PRACowniA
artykuł na SOTT.net: Ketogenic diet, calorie restriction and hyperbaric treatment offer hope for non-toxic cancer treatment and alleviation of multiple health issues

94 Komentarze »

  1. Czy ludzie szczupli mogą z powodzeniem stosować taką dietę? Chodzi mi o tych z BMI = ~20. Sam należę do takiego grona i trochę się obawiam dalszej utraty wagi, gdyż niestety (albo może to i nawet zaleta) zawsze było mi ciężko przytyć.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 29 listopada 2013 @ 21:38

  2. Myślę, że jak najbardziej, to nie jest dieta wyszczuplająca, aczkolwiek „problem” z utratą wagi istnieje, czego sam jestem najlepszym przykładem. Nie potrafię jeszcze tego rozgryźć. W jednym z artykułów przeczytałem, że w stanie ketozy organizm tak czy siak najpierw spala swoje zapasy tłuszczu, bez względu na ilość tłuszczu napływającego nieustannie z pożywienia. To by się zgadzało, przynajmniej w moim przypadku. Nie jestem w stanie przytyć, ale na szczęście moja waga utrzymuje się teraz na stałym poziomie. To zabawne, wśród rodziny i znajomych uchodzę za kogoś, kto się odchudza i „nic nie je”. Już nawet nie próbuję tego tłumaczyć, każdy wie swoje (Ej, stoję przed wami, szczupły i zdrowy, schudłem ponad 20kg i nikt z was, wiecznie odchudzających się, nie chce zapytać jak mi się to udało? Jem dwa razy dziennie i nie chodzę głodny, trochę mięsa i dużo tłuszczu, jakieś 3000kcal, ej, co jest z wami? Ech, ty i te twoje… jakiś taki blady jesteś, zbadaj sobie krew, a co z cholesterolem? Krew badałem, mam za wysoki poziom żelaza, ale wiem jak się go pozbyć, to bardzo proste, zostałem honorowym dawcą krwi i od czasu do czasu robię rundkę z EDTA. Z cholesterolem jestem za pan brat, mam nadzieję, że jest wysoki i nigdy mi go nie zabraknie. Że co? Ech, ty i te twoje…)

    Komentarz - autor: koliber — 30 listopada 2013 @ 09:57

  3. @ koliber

    „Już nawet nie próbuję tego tłumaczyć, każdy wie swoje (Ej, stoję przed wami, szczupły i zdrowy, schudłem ponad 20kg i nikt z was, wiecznie odchudzających się, nie chce zapytać jak mi się to udało (…) Że co? Ech, ty i te twoje…?”

    😀 Znam to z autopsji! Jednak uparcie prowadzę krucjatę i powoli co poniektórzy zaczynają szukać, ale NAPRAWDĘ ciężko wyplenić niektóre mocno zakorzenione przekonania. Ciężko w ogóle dotrzeć do kogoś („bo lekarze mówią…”), a czasem to nawet do siebie ciężko się przedrzeć 😉 Nie twierdzę, że pozjadałem wszystkie rozumy, ale czasami przydałby się w bliskim gronie ktoś, kto też szuka i weryfikuje, i kto wylewałby kubeł zimnej wody. Jak u Gurdżijewa – ktoś kto też próbuje się budzić.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 8 grudnia 2013 @ 21:30

  4. Bardzo ciekawe ale jak w większości artykułów na ten temat nie ma żadnych konkretów np jaka powinna być proporcja białka do tluszczu, no i jeszcze co najlepiej jeść, i dobry byłby przykładowy jadłospis. Proszę o wiadomość gdzie takie dane mogę znależć

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 7 Maj 2014 @ 12:31

  5. @Aleksandra

    Jeżeli znasz angielski, niezbędnych informacji na temat diety ketogenicznej szukaj na forum sott, podaję linki do wątków:

    Ketogenic Diet – Path To Transformation?

    Keto recipes

    Jeżeli interesuje cię konkretnie proporcja białka do tłuszczu, możesz skorzystać z tego kalkulatora:

    keto-calculator.ankerl.com

    Oblicz swoje zapotrzebowanie na białko i tłuszcz, może spróbujemy sklecić jakiś jadłospis.

    W moim obecnym menu znajduje się kiełbasa wiejska (od chłopa) na śniadanie o 6:00 rano. Zaraz potem ładuję przygotowaną dzień wcześniej i schowaną do lodówki fat bombę w słoiku (5 żółtek i 2 łyżeczki ksylitolu ubijam mikserem na maksymalnych obrotach aż mieszanka zrobi się puszysta i zmieni kolor na kremowy, potem dodaję 150g roztopionego masła i łyżeczkę kakao i jeszcze raz miksuję, tym razem chwilkę na wolnych obrotach). Gdzieś po południu zjadam drugą porcję kiełbasy, boczku czy pieczeni rzymskiej, a około 17:00 piję tylko rosół.

    Z tym rosołem to jeszcze się zastanawiam kiedy i jak, zobaczymy… Cały czas jestem w trakcie eksperymentowania, ale takie rozłożenie posiłków wydaje się być optymalne. Rano bomba energii, potem dokładka, a w nocy jestem „na pusto” (lepsze spanie).

    Powodzenia!

    Komentarz - autor: koliber — 7 Maj 2014 @ 16:07

  6. A co w takim razie z tarczycą? Czytałem, że potrzebuje węglowodanów, szczególnie wtedy gdy jest nadszarpnięta przez stres i kiepski tryb życia (podobnie jak nadnercza).

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 7 Maj 2014 @ 18:20

  7. @fox

    Piszę z własnego, bolesnego doświadczenia. Z powodu błędnej diagnozy (co okazało się post factum) wycięto mi circa about 3/4 tarczycy. Następnie zastosowano „terapię hormonalną” oraz dietę niskotłuszczową.

    W skrócie: mój organizm, w ciągu kilku miesięcy, od tej poronionej operacji i debilnych zaleceń pooperacyjnych, w postaci hormonalnych prochów i wysokowęglowodanowej diety, totalnie się rozsypał.
    Obraz zniszczeń dokonanych przez alopatyczną medycynę i dietetykę dotyczył:
    a) wszechogarniającego uczucia zmęczenia i senności o każdej porze dnia i nocy,
    b) trudności w koncentracji i zaburzeń pamięci,
    c) głębokiej depresji,
    b) otyłości (z rozmiaru 36 do 50),
    c) masakrycznego osłabienia układu immunologicznego (każde przeziębienie było na miarę zapalenia płuc – hurrra!)

    Ze szczupłej, aktywnej, pełnej życia, zdrowej kobiety stałam się ciągle chorym, wielgaśnym potworem, który z trudnością każdego dnia zwlekał się z wyra, brał coraz więcej piguł, żarł coraz więcej „zdrowych” węglowodanów, wystrzegał się „zgubnych” tłuszczów”, pęczniał w oczach i… coraz częściej miewał myśli samobójcze.

    Na szczęście to ostatnie mnie otrzeźwiło. Pewnego dnia wypieprzyłam wszystkie apteczne piguły do kosza i zaczęłam szukać alternatywy. Znalazłam! Uratował mnie boczek (w sensie: tłuszcze zwierzęce), wyrzucenie wszelkich cukrów z diety i kelp (to jedyny suplement jaki przyjmuję codziennie, by wspomóc ten „ogryzek” tarczycy, jaki pozostawili we mnie alopatyczni „lekarze”).

    To nie jest porada „lekarska”. To tylko opis pewnego doświadczenia, które zadaje kłam mitowi pt. „tarczyca lubi cukier”.

    Komentarz - autor: Magia — 7 Maj 2014 @ 21:55

  8. Moje zapotrzebowanie wg wagi 62 kg przy 164 cm wzrostu to 1600 kcal. O ile zrozumiałam, żeby, schudnąć muszę zrobić deficyt a więc myślę o 1200 kcal i tj 10 g węgli, 61 g białka, 102 g tłuszczu. Ruch umiarkowany, codziennie 6 km marsz z kijkami NW. Węglowodany ograniczam już od paru lat ok 10 po przeczytaniu DO Kwaśniewskiego Po lekturze Lutza Życie bez pieczywa i Pszenicznego brzucha w Nowej Debacie ok 2 lata temu skończyłam z mąką. Zajadam się swojskimi wyrobami wędliniarskimi np schab wędzony, szynka, kiełbachy, pieczenie(wszystko sama robię) Jem jaja z majonezem, jajecznicę na boczku obłożoną plastrami masła- mniam, uwielbiam smażone ryby w occie i bez. Nie jem żadnych gotowych świństw. Nie przepadam za owocami, warzywa do szczęścia też mi nie są potrzebne ale trochę ich jem. Nie liczę tego co jem, po prostu jem jak jestem głodna i jestem zdrowa jak byk.Nie mam żadnych infekcji jak kiedyś, ani kataru ani kaszlu ( w odróżnieniu od mojego 5 rodzeństwa, którzy mają duże problemy ze zdrowiem ale twierdzą, że to nie jedzenie tylko jestem jakaś genetycznie mocniejsza, mam 55 lat, ciśnienie 120/60 jak przed 30 laty) Wszystko ok ale od lat mam uczulenie na głowie, okresowo, są to ogniska z tyłu na potylicy i w lewej zatoce łysienia z przodu. Próbowałam farmakologicznie ok 15 lat temu ( miałam jeszcze inne alergie i ciągłe grzybice i inne dziadostwa ) Leczenie nie pomogło. Pomogło jedzenie ale na głowie zostało. Myślę, że może za dużo białka a poza tym przytyłam 5 kg i nie mogę schudnąć pomimo,że jem tak samo. Jestem zdesperowana bo mam kupę tłuszczu na brzuchu.Więc proszę o pomoc może uda się wymyślić jakiś dobry jadłospis.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 8 Maj 2014 @ 07:07

  9. Według autorki książki z linka poniżej:

    http://www.sklep-naturalna-medycyna.com.pl/ksiazki/1569-dieta-dobrych-produktow-ddp-ewa-bednarczyk-witoszek-dieta-dobrych-produktow-ddp.html

    do produkcji przeciwciał tarczycowych dochodzi wskutek mieszania różnych białek w ciągu doby. Mieszanie białek ma podobno działanie – cytuję: „prozapalne, prostarzeniowe i pronowotworowe”. Co więcej, nawet codzienne jedzenie np. wyłącznie jajek czy boczku przez lata działa prozapalnie, bo – cytuję: „obciąża szlak metabolizujący [spożywane zbyt często] białko”. Autorka nie powołuje się niestety na żadne badania, więc właściwie trudno stwierdzić, na ile jej tezy są wiarygodne.

    Skontaktowałam się z nią, aby zapytać o źródło tych rewelacji, ale niestety nie otrzymałam zadowalającej odpowiedzi. Powołuje się na doświadczenie z własnej praktyki lekarskiej oraz zachęca do lektury I i II rozdziału jej książki, które traktuje jako – cytuję: „wynalazek logiczny [własnego autorstwa]”, mimo że w prezentacji poniżej [14.50 minuta] mówi, że – cytuję: „Istota postępowania [w diecie, którą proponuje] zaczerpnięta [jest] z paru publikacji zachodnich już 20 lat temu”.

    Jeśli chodzi o dietę ketogeniczną, to podobnie jak koliber proponuję, aby co jakiś czas badać poziom stężenia żelaza we krwi oraz parametry metabolizmu żelaza (ferrytyna, transferryna, TIBC, UIBC, wysycenie transferryny). Zbyt wysoki poziom żelaza oraz nieprawidłowe parametry jego metabolizmu to np. zwiększona podatność na stany zapalne czy grzybicze. Trzeba również pilnować, aby nie przekraczać dziennej dawki białka. Osobiście nie stosuję diety czysto ketogenicznej. Do tłuszczów i białka dorzucam warzywa, które mi nie szkodzą – zwłaszcza krzyżowe. Sporadycznie jem ryż.

    Komentarz - autor: KM — 8 Maj 2014 @ 11:02

  10. @ Aleksandra

    Alergia: Bez eksperymentowania nie da rady. Jajka są alergenami dla znaczącej ilości ludzi. Czasem jest to tylko białko jaj kurzych. Ja spróbowałabym przez n.p. 2 tygodnie zrezygnować kompletnie z jajek (i wszystkiego, co je zawiera). Jeśli jest zauważalna poprawa, następnym etapem byłoby wprowadzenie z powrotem żółtek. Itd., z każdym składnikiem diety, aż do skutku. Odrębnym czynnikiem do rozważenia jest stres.

    Waga: 55 lat to wiek około- lub post-menopauzalny, czyli potężne zmiany hormonalne. Wzrasta wrażliwość organizmu na stres, bo ten dodatkowo zakłóca równowagę hormonalną, spada zapotrzebowanie na „kalorie” – nie wiem czy ów kalkulator to uwzględnia. Pomocna może być zmiana proporcji węglowodanów do tłuszczów na rzecz tych drugich. Zredukowanie do minimum (lepiej: do zera) olejów, co niestety obejmuje majonez. Oleje mają bardzo złe prorcje kwasów tłuszczowych – zawierają głównie długołańcuchowe (sprzyjające stanom zapalnym) i niemal żadnych średnio- i krótkołańcuchowych. Najlepszym pod tym względem olejem jest oliwa z oliwek, najlepszym tłuszczem stałym – poza tłuszczami zwierzęcymi – olej kokosowy, który warto dodać do diety po przetestowaniu pod kątem ewentualnej alergii. Pisała o tym np. dr Mary Enig (Eat Fat, Lose Fat). Jej książki nie są przetłumaczone na polski, ale o jej podejściu można trochę poczytać na różnych polskich forach.

    Z tego, co wiem, skuteczniejszy od spacerów i zdecydowanie zalecany w środowisku paleo/keto jest trening wytrzymałościowy, czyli maksymalne, acz króktotrwałe forsowanie organizmu i zmuszanie go do maksymalnego wysiłku.

    Pozdrawiam!

    Komentarz - autor: iza — 8 Maj 2014 @ 12:30

  11. Od wielu lat robię wiele eksperymentów. Bywało że miesiącami nie jadłam jajek, próbowałam z owocami i warzywami, wnet mnie rozsadziło. Kilkanaście lat temu miałam taką alergię, że skórę z głowy prawie zdrapałam a uszy mi puchły i swędziały, że miałam ciągle strupy pomimo że brałam leki przeciwhistaminowe, dopiero eliminacja jabłek tak JABŁEK (jadłam ich dużo) poskutkowała. Odrzuciłam owoce czyli jabłka których jadłam najwięcej, inne również i po kilku dniach uszy odpuchły krosty na głowie zniknęły. Od tamtej pory unikam owoców jem je sporadycznie i jest dobrze z wyjątkiem alergii na głowie ale tylko okresowo i z małym natężeniem, także płukam głowę tylko octem jabłkowym i nie swędzi. Robiłam już różne cuda, chodziłam do Chńczyków na akupunkturę i dawali różne bobki ziołowe, które niby miały poskutkować ale medycyna chińska czyściła tylko kieszeń, robiłam też inne cuda łącznie z lewatywami i oczyszczaniem wątroby wg Hudy Clark- masakra, nie będę pisać jakie jeszcze, uwierzcie jestem dobrym cudakiem w dziedzinie eksperymentów.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 8 Maj 2014 @ 22:00

  12. @ Aleksandra

    Czy pijesz czerwone wino? Może tu jest pies pogrzebany.
    Albo nadmiar produktów wędzonych.

    Komentarz - autor: KM — 9 Maj 2014 @ 11:19

  13. Wino piję bardzo rzadko ale za to piję piwo najczęściej desperadosa i bywa, że co dzień wieczorem przeciągnę 0,55 l i tak mi się zdaje, że to nabroiło, właśnie eksperymentuję już 3 dni nie piłam i jakby mniej swędziało, poza tym kupiłam olej kokosowy i od dzisiaj zajadam go sobie łyżeczką, mniam, tylko nie wiem ile go jeść aby nie przedobrzyć. Nigdy nie lubiłam liczyć co ile zjadam a z wędzonkami swojskimi to faktycznie ostatnio przedobrzyłam ale od jakiegoś miesiąca nie jem bo się przejadłam i musiałam zamrozić ale to one nie broiły gdyż robię je dopiero od paru miesięcy.Serów też nie jadam oprócz pleśniowego rokpolu ale to z raz w miesiącu wrąbię 30 dag na poczekaniu i długo mam dosyć. Film bardzo pouczający. Jeszcze sobie myślę że to może być gluten chociaż nie jem nic z jakiej kolwiek mąki ale schaby które uwielbiam panieruję, klopsy i ryby też . Jestem na etapie eliminacji panierek, wszystko piekę w piekarniku. Zobaczymy co będzie.Myślę o zmianie mięs ale najbardziej lubię wieprzowinę, kurczak be, wołowina tylko tatar ale już go chyba nie jadłam z pół roku. Jeszcze kupiłam oliwę z oliwek i od wczoraj piję po dwie łyżki, może mam za mało tłuszczy bo mam bardzo wysuszoną skórę rąk i jeszcze dokupię olej lniany i też będę go pić tylko nie wiem w jakich proporcjach, poeksperymentuję.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 9 Maj 2014 @ 16:02

  14. Pani w filmie niestety trochę błądzi. Pocieszające jest jednak to, że jako lekarz zwraca uwagę na to, co jedzą jej pacjenci. A to rzadkość.

    Powodzenia w eksperymentach.

    Komentarz - autor: KM — 9 Maj 2014 @ 18:36

  15. To może jakieś sugestie, razem łatwiej coś wykombinować. W filmie faktycznie mistyfikuje ale zwraca uwagę na żywienie nisko węglowodanowe a to jest już sukces skoro jest lekarzem bo środowiska medyczne z którymi mam styczność chyba nie zdają sobie sprawy, że kwestią zdrowia jest odżywianie.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 10 Maj 2014 @ 07:36

  16. A może to kawa, wypijam dwie mocne, ale szukałam wszędzie i nie znalazłam żadnych informacji, że może być alergenna.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 10 Maj 2014 @ 08:04

  17. Przepraszam za „offtop”: zostałem zbanowany? Już 3 raz próbuję opublikować komentarz – bez skutku.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 10 Maj 2014 @ 14:56

  18. @Magia

    Rozumiem. Chodziło mi o to raczej ile węglowodanów zachować przy „ketodiecie” (szczególnie takiej jaką stosuje Koliber), by zadość uczynić tarczycy (i nie tylko). Podejrzewam, że są to niewielkie ilości. Sam po ograniczeniu węgli czuję się znacznie lepiej, a w szczególności odczuwam ulgę na jelitach. Też zacząłem eksperymentować z ketozą, ale przestraszyłem się utraty wagi.

    @Aleksandra

    Możliwe, że możesz mieć uczulenie na fruktozę, skoro owoce wywołują reakcje alergiczne. Co do problemów skórnych na głowie, może to też kwestia kosmetyków? Stres ma ogromne znaczenie oraz sen (szczególnie przy zwiększonej podaży białka). U mnie po cięższym okresie pojawia się od razu uciążliwy łupież. Radzę sobie suplementując się cynkiem oraz od czasu do czasu wcieram olej kokosowy na głowę.

    Co do nadmiernej ilości białka, pojawiło się pewne badanie, które łączy nadmiar ze zwiększoną śmiertelnością i zachorowalnością na raka. Na SoTT’cie jest komentarz do tej sprawy:

    http :// sott . net/article/275573-Media-propaganda-over-study-linking-animal-protein-to-risk-of%20death-and-cancer-in-mice

    Autor wytyka wiele nieścisłości i zwraca uwagę, że chodzi o 2 osobne badania: epidemiologiczne wśród ludzi (wiek 50 – 65 oraz 65+) oraz badania wzrostu guza rakowego wśród myszy. Wśród osób 50 – 65 oczywiście występuję powiązanie, ale co ciekawe, wśród osób 65+ zauważono tendencję odwrotną – spadek zachorowalności i śmiertelności. Nie ma słowa o jakie źródła białka chodzi. Jeśli chodzi o guza, to trzeba zaznaczyć, że myszom po pierwsze wszczepiono raka, a po drugie (jak wskazuje recenzja podlinkowana w artykule) jego szybszy wzrost u myszy karmionych większą ilością białka spowodowany jest hormonem wzrostu, którego ilość naturalnie zwiększa się po spożyciu mięsa. Dlatego zwiększone spożycie mięsa i białka zalecane jest ludziom starszym u których upośledzone są już możliwości regeneracyjne organizmu. Badanie, owszem może sygnalizować, że duża podaż białka przyspieszy wzrost raka u osoby, która jest już chora (na razie jest to hipoteza), ale na pewno nie uprawnia to wyciągania wniosków, że spożycie dużej ilości wywołuje raka. Pozwoliłem sobie wspomnieć o tym, bo w radiu słyszałem tą wiadomość jako sensację, a była to zwyczajna dezinformacja, która i mnie zbiła z tropu.

    Dużo ostatnio czytam też artykułów z tej strony: http :// tlustezycie . pl . Wiele jest tam ciekawych rzeczy o alergii, funkcjonowaniu jelit (autorka zakłada, że większość chorób i alergii bierze się z nieprawidłowo funkcjonujących jelit, a dokładniej z całego układu trawienia – stanowczo się z nią zgadzam), o diecie paleo, odchudzaniu itd. Cenne jest to, że daje wskazówki jak diagnozować poszczególne choroby w oparciu o tradycyjną medycynę. Smutne jest to, że niestety usługi naszych polskich pracowni często są po prostu kiepskiej jakości albo nie na naszą kieszeń.

    Pozdrawiam

    PS.: Chyba się wreszcie udało.

    Komentarz - autor: fox — 10 Maj 2014 @ 15:01

  19. @ fox – nie zostałeś. Nie widziałam żadnych innych Twoich komentarzy w ostatnich dniach. Albo wpadły do spamu, który przeglądam tylko sporadycznie, albo jakiś „bug” przeglądarki / połączenia.

    Jeśli dalej będziesz miał problem, możesz przysłać mailem na adres Pracowni i go dokleję do Twojego powyższego (o ile ma trafić tutaj, a nie do innego posta).

    PS/ Były w spamie. Nie mam pojęcia, dlaczego.

    Komentarz - autor: iza — 10 Maj 2014 @ 15:07

  20. @Aleksandra Smolińska
    „ale za to piję piwo najczęściej desperadosa i bywa, że co dzień wieczorem przeciągnę 0,55”

    Olu, przeczytaj dokładnie informacje o składzie „tego-czegoś”, co prawie w całości składa się z syntetycznej chemii. Olu, to nie jest piwo tylko wyrób piwopodobny. Chyba rzeczywiście dla desperatów… :/

    Komentarz - autor: Magia — 10 Maj 2014 @ 15:52

  21. @Aleksandra

    Sugestie: unikanie glutenu, piwa i nieprzekraczanie dziennej ilości białka w diecie (nadmiar zamienia się w glukozę)

    Komentarz - autor: KM — 10 Maj 2014 @ 17:24

  22. unikanie glutenu, piwa

    Piwo zawiera gluten! Nie będę podawać linków, bo pełno tego w Internecie, z Wikipedią włącznie.

    Komentarz - autor: iza — 10 Maj 2014 @ 19:52

  23. są też już bezglutenowe wynalazki; bardziej chodziło mi o wszelkie dodatki słodzące

    Komentarz - autor: KM — 10 Maj 2014 @ 20:19

  24. są też już bezglutenowe wynalazki; bardziej chodziło mi o wszelkie dodatki słodzące

    Wiem, ale nie wsyscy o tym wiedzą, więc wrzuciłam. Co do bezglutenowych wynalazków, przytaczam za forum celiakia:

    … praca pt. „PIWA BEZGLUTENOWE – OFERTA DLA ALERGIKÓW” autorstwa pani dr inż. Anny Diowksz (Politechnika Łódzka, Wydział Biotechnologii i Nauk o Żywności, Instytut Technologii Fermentacji i Mikrobiologii). Pozwolę sobie zacytować fragmenty najważniejsze dla bezglutenowców.

    […]”4. Piwa bezglutenowe
    Obowiązujący w Europie Codex Alimentarius [10] zezwala na uznanie za produkt bezglutenowy artykułów żywnościowych o zawartości glutenu obniżonej poniżej 200 ppm (200mg w 1 kg/litrze). Wyprodukowanie piwa spełniającego to kryterium możliwe jest bądź dzięki takiej modyfikacji procesu produkcji, która pozwoli na ograniczenie zawartości glutenu w produkcie finalnym poniżej tej bezpiecznej granicy, bądź to przy wykorzystaniu surowców bezglutenowych.

    4.1. Modyfikacja technologii produkcji
    Kontrola zawartości glutenu w tradycyjnym piwie wykazuje, że część marek obecnych na rynku już może spełniać kryterium „bezglutenowości”. Dotyczy to zwłaszcza piw lekkich. Proces technologiczny produkcji piwa całkowicie zmienia bowiem profil białkowy jęczmienia. Dodatkowo znaczna część białek hordeinowych usuwana jest w celu eliminacji zmętnień białkowych piwa [15].[…]

    Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że oznaczanie zawartości glutenu w piwie z wykorzystaniem testów ELISA może być zawodne. Wyniki mogą być bowiem fałszywie negatywne. Tłumaczy się to m.in. faktem, iż test ELISA, choć jest bardzo czuły w stosunku do pszenicy, może nie rozpoznawać białek jęczmienia z wystarczającą dokładnością [6]. Poza tym białka wchodzące w skład glutenu mogą ulegać degradacji do mniejszych fragmentów i dawać wyniki negatywne, mimo rzeczywistej obecności toksycznych dla osób wrażliwych prolamin [1, 7, 15]. Nie bez znaczenia jest także fakt, iż niektóre ze składników piwa zakłócają prawidłowy odczyt wyników testów immunologicznych [4].[…]

    Choć metoda produkcji piwa bezglutenowego uzyskanego na drodze modyfikacji tradycyjnej technologii znajduje licznych zwolenników, wiele autorytetów medycznych stoi na stanowisku, że za całkowicie bezpieczny produkt można uznać jedynie piwo wyprodukowane wyłącznie z udziałem surowców bezglutenowych.

    Całość tutaj: http://forum.celiakia.pl/viewtopic.php?t=1889

    Komentarz - autor: iza — 10 Maj 2014 @ 20:37

  25. A więc eksperymentuję. Z piwa już zrezygnowałam i wcale mi go nie brakuje, kosmetyki oprócz dezodorantu i szamponu, kredki do oczu oraz spirali do rzęs nie używam , od piątku jem olej kokosowy mniam i używam go do smarowania rąk i twarzy. Wczoraj wypiłam dwie łyżki oliwy,150 g pieczonego w blaszce klopsa mielonego z łopatki i słoniny z plastrem sera i 20 g majonezu na śniadanie, o godz 14 zjadłam 2 łyżki oleju kokosowego i ok 100 g sałatki z pomidora, jajka i majonezu po paru godzinach wrąbałam smażonego schabowego panierowanego 150 g i żeby było bardziej tłuste podgryzłam trochę oleju kokosowego. Wg tabeli kalorycznych z internetu było tego ok 1500 kcal i jak tu zrobić deficyt to było dla mnie minimum przy mniejszej ilości byłabym głodna. Dzisiaj rano zjadłam dwie łyżki oleju kokosowego jajecznicę z 2,5 jaja na tłustym boczku z grubym plastrem masła i postanowiłam za jakieś dwie godz wrąbać schabowego 150 g( leży w lodówce od wczoraj) i ok 18 zjem sałatkę z pomidora z jajkiem i majonezem . Nie wiem czy to będzie optymalne, żeby wywołać ketozę. Przez ostatnie dni prawie nie jem węglowodanów a waga stoi 61 kg i nie rusza się w żadną stronę a myślę, że powinnam chudnąć bo staram się jeść mniej. Czy takie jedzenie może wywołać ketozę. Pomocy. Co mam jeść np z jajek wieprzowiny ryb, uwielbiam karkówkę, schabowy, boczek może ktoś wie gdzie znajdują się przepisy mające optymalny skład,żeby wywołać ketozę.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 11 Maj 2014 @ 12:58

  26. @Aleksandra

    Widzę, że lubisz majonez i jak już wspominała Iza – lepiej spróbuj znaleźć alternatywę, albo zrób samemu (na bazie oliwy z oliwek). Niestety, ten sklepowy zawiera olej rafinowany, który będzie wzmagał stany zapalne. Zwróć uwagę co zawiera szampon, może on właśnie podrażnia Ci skórę. Z ketozą to nie taka prosta sprawa, nie wywołasz jej w ciągu kilku dni. Organizm potrzebuje czasu na adaptację do nowego paliwa (nawet 2 – 3 tygodnie), a sam okres przejściowy może być nieprzyjemny. Nie przejmowałbym się w ogóle liczeniem kalorii, bo to nie od nich się tyje. Na początku będziesz wyszukiwać w lodówce co popadnie, ale potem (przynajmniej tak było w moim wypadku) organizm sam sobie będzie regulował ile potrzebuje zjeść.

    Ponadto ja osobiście sugerowałbym wziąć pod uwagę jeszcze podroby, rosół i smalec- dzięki temu unikniesz niedoborów witamin i minerałów (właśnie przez spożycie jałowego mięsa ludzie odnosili porażkę na diecie Atkinsa czy Kwaśniewskiego), oraz domowe kiszonki – źródło probiotyków dla naszych jelit (np. kapusta, ogórki, buraki). Boczek zaś jest dobry na wszystko 🙂 (oczywiście ze znanego źródła – bo jak się czasem popatrzy na skład tych niektórych z supermarketu to ręce opadają). Z ryb poleca się jadać odmiany tłuste (np. łosoś), ale pojawia się inny problem – gdzie można dostać nieskażonego łososia? Ryby mają dużą zdolność do akumulacji toksyn, więc zaleca się np. jeść te najmniejsze (sardynki? – w oliwie z oliwek, nie w oleju!, wędzonki odpadają – chemia).

    Dużo jest stron z przepisami paleo, można je modyfikować wykluczając produkty węglowodanowe. Ja starałem się trzymać minimalnej dziennej podaży tłuszczu w granicach 1.5 – 2 g na kg masy ciała, przy ilości węglowodanów 0.8 g na kg m. c. Prowadzę obecnie mało sportowy tryb życia, więc w przypadku bardziej aktywnych fizycznie osób, można by ten przedział zwiększyć.

    Generalnie odpowiedz sobie na pytanie, czy faktycznie jesteś zdecydowana na ketozę? Bo balansowanie na krawędzi, to znaczy gdy organizm nie osiągnął jeszcze ketozy, a otrzymuje za niską podaż węgli bo pracuje wciąż na glukozie, może być wyniszczające. Chodzi mi o to, że parę dni bez węglowodanów, a potem 2 dni słabości i znów kolejne dni bez węglowodanów itd. na zmianę, do niczego dobrego nie doprowadzą. Moim zdaniem dieta ketogeniczna to pasmo wyrzeczeń i samozaparcia. Jednakże to też doskonały trening dla naszego charakteru!

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 11 Maj 2014 @ 16:11

  27. Super dzięki za poradę. Nisko węglowodanowo odżywiam się już od kilku lat, wszystko smażę na smalcu, przynajmniej raz w tygodniu zjadam czarny salceson ale ze sklepu, wcinam pasztet z karkówki, podgardla i wątroby, pieczony ( sama robię ) Jak wspomniałam wcześniej jestem najzdrowszym i najstarszym okazem w swojej rodzinie. Od kilku dziesięciu lat myję włosy szamponem Mrs. Potters – zmienię, może to jest to. Faktycznie lubię majonez pomorski z ocetixu – pychota, spróbuję zrobić z oliwy, jak nie będzie mi smakował to zrezygnuję całkowicie. I jeszcze jedno od 30 lat miałam uczulenie od pierwszego słońca a więc całe życie chowałam się przed nim, a w tym roku od kąd ograniczyłam max węgle nie mam i siedzę na słońcu i nic, zadziwiające.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 11 Maj 2014 @ 20:05

  28. Podroby, zwłaszcza wątroba, chyba nie są dobrym pomysłem…Kumulują się w niej toksyny, metale i inne świństwa….

    Zapytam z ciekawości: jaki boczek kupujecie? Duży kawałek świeżego boczku, który potem kroicie w plastry?

    Komentarz - autor: KM — 12 Maj 2014 @ 10:56

  29. @ KM

    Podroby, zwłaszcza wątroba, chyba nie są dobrym pomysłem…Kumulują się w niej toksyny, metale i inne świństwa….

    Jak by to powiedzieć… Okazuje się, że jest to kolejny mit, taki sam, jak to, że tłuszcz i cholesterol są szkodliwe dla zdrowia. Jedyne, na co trzeba zwracać uwagę (przy czym dotyczy to każdej części mięsa), jest pochodzenie. Parę linków (eng.):

    Dear Mark: Does the Liver Accumulate Toxins?

    To call the liver a simple filter is incorrect. If we want to maintain the metaphor, it’s more like a chemical processing plant. The liver receives shipments, determines what they contain, and reacts accordingly. It converts protein to glucose, converts glucose to glycogen, manufactures triglycerides, among many other tasks, but its best-known responsibility is to render toxins inert and shuttle them out to be expelled – usually in the urine via the kidney. It doesn’t just hang on to toxins, as if the liver is somehow separate from the body and immune to contamination. The liver is part of the body! If your liver contains large amounts of toxins, so do you! [… tu przytaczane są badania]

    Liver can accumulate toxins and heavy metals, but so can every other part of the animal. If you avoid liver because of toxins, you should probably avoid the rest of the animal, too. Besides, liver isn’t an everyday type of cut. It’s high in vitamin A and copper, high enough that eating a half pound a day is excessive and counterproductive, even without any toxins getting involved. Note that an animal only has one liver, and eating large amounts of it every day is evolutionarily novel. Traditional cultures didn’t prize liver because it was easily obtainable in large amounts, you know. It was a nutrient-dense treat, so consume it accordingly – as a weekly delicacy to be savored and enjoyed. As long as you’re avoiding animals in polluted, toxic environments (and I’m not talking CAFOs here; I’m talking industrial waste and heavy metal runoff) eating contaminated food (which you should be doing anyway, even if you don’t eat liver!), liver is a safe addition to your diet. Livers from organic, pasture-raised animals are obviously going to be tastier (almost sweet, in my experience), more nutritious, and cleaner, but I think you can safely eat the occasional liver meal from conventionally raised animals, too.

    Dr Mercola: The Health Benefits of Consuming Organ Meats

    Liver—Nature’s Most Concentrated Source of Vitamin A

    Liver is the most commonly consumed organ meat in the US—and for good reason: it’s one of the most nutrient-dense foods in existence. Liver is held sacred by many African tribes, and practically every cuisine has liver specialties. It simply contains more nutrients, gram for gram, than any other food:

    * Liver is nature’s most concentrated source of vitamin A (retinol)
    * It contains an abundant, highly usable form of iron
    * Three ounces of beef liver contains almost three times as much choline as one egg
    * Liver is one of the best sources of copper, folic acid, cholesterol, and purines
    * It also contains a mysterious “anti-fatigue factor,” making it a favorite among athletes

    The liver is often described as an organ that “filters” your blood of toxins, which may seem concerning in terms of eating it. In reality, laboratory analysis has proven that liver is actually completely safe for consumption and has no higher concentration of toxins than the rest of the body. This is due to the fact that your liver is not really a “filter,” but more of a chemical processing plant, rendering toxins inert and shuttling them out of your body. If your liver contains large amounts of toxins, so do you! And the same goes for the animals you consume. What this means is, the cleaner the animal whose organs you are consuming, the cleaner your food will be, whether it’s a steak or an organ.

    🙂

    Komentarz - autor: iza — 12 Maj 2014 @ 13:13

  30. „Jak by to powiedzieć… Okazuje się, że jest to kolejny mit, taki sam, jak to, że tłuszcz i cholesterol są szkodliwe dla zdrowia. Jedyne, na co trzeba zwracać uwagę (przy czym dotyczy to każdej części mięsa) jest pochodzenie”.

    Dlatego napisałam „chyba”. Czytałam jakiś czas temu wywiad z technolog żywienia z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie – o ile się nie mylę w Rzepie (w wolnej chwili poszperam w necie. Może znajdę wersję elektroniczną tego wywiadu), która mówiła, że zrezygnowała z jedzenia wątróbek, od kiedy weszła w posiadanie wiedzy z pierwszej ręki na temat tego, co można w niej znaleźć. Oczywiście, niewykluczone, że badano wątróbki zwierząt z masowych hodowli, karmione nie wiadomo czym…

    Tak czy siak jak wątróbki nie jadam – jak dla mnie jest nazbyt słodka 🙂

    Komentarz - autor: KM — 12 Maj 2014 @ 14:25

  31. Właśnie wątroba i to wieprzowa jest najlepszym najbardziej przyswajalnym dla człowieka żródłem żelaza, żadne substytuty, to WIEM na pewno jeśli ktoś ma anemię czy problemy z żelazem to radzę spróbować działa cuda jak żadna tabletka. Nie dość, że jest to potwierdzone naukowo to jeszcze wiem to z własnego doświadczenia. A samej wątroby nie trzeba jeść, można zrobić pasztet ( pychotka z majonezem ) wg przepisu Kwaśniewskiego z książki Żywienie Optymalne tylko bez bułek bo on zaleca dwie, przepis można sobie zmodyfikować.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 12 Maj 2014 @ 16:08

  32. „Właśnie wątroba i to wieprzowa jest najlepszym najbardziej przyswajalnym dla człowieka żródłem żelaza”.

    Ok, tyle, że niektóre osoby stosujące dietę ketogeniczną przyswajają zbyt dużo żelaza (które kumuluje się nadmiernie w organizmie, co jest niekorzystne), często o tym nie wiedząc.

    Komentarz - autor: KM — 12 Maj 2014 @ 19:09

  33. @Aleksandra

    „Moje zapotrzebowanie wg wagi 62 kg przy 164 cm wzrostu to 1600 kcal. O ile zrozumiałam, żeby, schudnąć muszę zrobić deficyt a więc myślę o 1200 kcal i tj 10 g węgli, 61 g białka, 102 g tłuszczu”.

    Dobrze wyliczyłaś, sprawdziłem. Kup sobie mili wagę (jubilerską do 500g) na allegro za parę złotych i do dzieła. Żeby utrzymać ketozę, musisz pilnować tych wyliczonych proporcji. Sprawdzaj ile białka, tłuszczu i węgli jest w danym produkcie, odmierzaj na wadze odpowiednie porcje i gotowe. W większości mięs mięśni w 100g znajduje się około 20g białka, jedno żółtko jaja to ok. 2,5g białka i 8g tłuszczu, wątroba wieprzowa to 20g białka i 4g tłuszczu, itd.itp. Z warzywami uważaj na węgle, albo w ogóle z nich zrezygnuj i nagotuj porządnego rosołu. Z tłuszczem masz jasną sprawę, 100g to dla wyobrażenia pół kostki smalcu (dziennie!), ALE, w bilansie dziennym musisz odliczyć tłuszcze z wszystkich innych pokarmów.

    Nabierz wprawy w przeliczaniu i odmierzaniu i już możesz improwizować ze swoim jadłospisem, powodzenia!

    Komentarz - autor: koliber — 14 Maj 2014 @ 10:58

  34. Dzięki za poradę .Naśmiałam się z tej jubilerskiej wagi. Nie lubię ważyć, przeliczać, Wszystkie potrzebne tabele mam w Diecie Optymalnej Kwaśniewskiego a więc szukam danie o odpowiednim składzie, wszystko wyliczone jakie proporcje, szukam sobie co mi smakuje i zazwyczaj robię tego 2-3 kg, część zostawiam w lodówce a resztę porcjuję i zamrażam. Nie muszę co chwilę jeść coś innego, mogę ciągle to samo, nie jestem wymagająca, jem wtedy kiedy jestem głodna i nie zależy mi na szukaniu różnych smaków. Traktuję jedzenie jako czynność fizjologiczną i jem żeby żyć a jak żyć to zdrowo. A z czego ma być ten rosół, czy może być np z kości tukowych wg Kwaśniewskiego? Ostatnio ugotowałam sobie boczek i do tego wywaru na koniec dałam litrowy słoik swojskiego przecieru pomidorowego i mam tłuściutką zupę pomidorową, myślę, że takie wynalazki są dobre

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 14 Maj 2014 @ 12:14

  35. @Aleksandra

    „Naśmiałam się z tej jubilerskiej wagi. Nie lubię ważyć, przeliczać”

    Albo rybka, albo akwarium. Jeżeli chcesz utrzymać stan ketozy, musisz pilnować wyliczonych proporcji, jeżeli uda Ci się tego dokonać w oparciu o tabele Kwaśniewskiego, życzę powodzenia.

    „A z czego ma być ten rosół, czy może być np z kości tukowych wg Kwaśniewskiego?”

    Z tukowych jak najbardziej, a czy wg Kwaśniewskiego to nie wiem, przepisu nie znam.

    „Ostatnio ugotowałam sobie boczek i do tego wywaru na koniec dałam litrowy słoik swojskiego przecieru pomidorowego i mam tłuściutką zupę pomidorową, myślę, że takie wynalazki są dobre”

    Może i dobre, ale ketozy na nich nie uciągniesz. Litr przecieru pomidorowego to blisko 50g węglowodanów.

    Jeszcze uwaga do Twojego wcześniejszego komentarza:

    „Wczoraj wypiłam dwie łyżki oliwy,150 g pieczonego w blaszce klopsa mielonego z łopatki i słoniny z plastrem sera i 20 g majonezu na śniadanie, o godz 14 zjadłam 2 łyżki oleju kokosowego i ok 100 g sałatki z pomidora, jajka i majonezu po paru godzinach wrąbałam smażonego schabowego panierowanego 150 g i żeby było bardziej tłuste podgryzłam trochę oleju kokosowego.”

    Nabiał, pszenica i gluten na bok!

    „Pomocy. Co mam jeść np z jajek wieprzowiny ryb, uwielbiam karkówkę, schabowy, boczek może ktoś wie gdzie znajdują się przepisy mające optymalny skład,żeby wywołać ketozę.”

    To co wymieniłaś, tylko w odpowiednich ilościach, plus rosół i ekstra tłuszcz. Ja bym sobie tak to ułożył, dla przykładu, na śniadanie 100g mięsa (20g białka i 10g tłuszczu) i fat bomba z 4 żółtek/40g masła/2łyżeczek ksylitolu (co daje 10g białka, 32g tłuszczu z żółtek, 33g tłuszczu z masła, jakieś 10g węgli z ksylitolu i 4g węgli z żółtek). Potem po południu 150g mięsa (30g białka i 15g tłuszczu) i miska rosołu (tłuszcz można zważyć jak zastygnie w lodówce, powiedzmy że jest go w misce 20g). W sumie otrzymujesz 14g węgli, 60g białka i 110g tłuszczu. Załapałaś?

    Komentarz - autor: koliber — 15 Maj 2014 @ 08:31

  36. Koliber ma rację. Przecier be, chyba, że robiony własny bez dodatków cukru itd. I to też zależy jaki pomidor, im słodszy tym więcej fruktozy – więcej węglowodanów.

    Tak z ciekawości zapytam. Jak doprowadzić do tego, by organizm zaczął gromadzić rezerwy tłuszczu? Nie chodzi mi o tłuszcz trzewny. Chodzi mi o to, że na ketozie następuje spalanie rezerw. A teraz załóżmy, że po okresie ciężkim (ketoza – ograniczony dostęp do pożywienia), następuje okres odbudowania rezerw. Wychodzimy z trybu ketozy i czy wtedy np. organizm zaczyna odbudowywać zubożoną tkankę tłuszczową. Innymi słowy czy nie warto byłoby robić przerwy od ketozy po jakimś okresie (3 – 4 miesiące?).

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 15 Maj 2014 @ 11:34

  37. @fox

    „Tak z ciekawości zapytam. Jak doprowadzić do tego, by organizm zaczął gromadzić rezerwy tłuszczu?”

    Jeżeli chcesz gromadzić tłuszcz w stanie ketozy, musisz po prostu jeść więcej tłuszczy przy zachowaniu tej samej, właściwej dla siebie ilości białka, ewentualnie możesz jeszcze dołożyć dopuszczalną dla siebie ilości węgli. Kiedy przeliczyłem swoje zapotrzebowanie keto-kalkulatorem okazało się, że potrzebuję znacznie więcej kalorii, niż mi się wcześniej wydawało i wyliczało. Druga sprawa, cały czas źle przeliczałem kalorie dla mięsa (100g mięsa to nie 400kcal tylko 20g białka które daje 80kcal). Na szczęście fat-bomby okazały się prawdziwym zbawieniem, nauczyłem się wreszcie kontrolować swoją wagę (a że sobie ostro pofolgowałem w minionym miesiącu, przybrałem ponad 8kg). Poza tym, nie nazwałbym ketozy „okresem ciężkim”, już dawno doszedłem do wniosku, że najlepiej się czuję i najlepiej prosperuję kiedy jestem „głodny”. Dobre samopoczucie, lepszy sen, wyostrzone zmysły i jasny umysł, ale jeść się chce i jeść trzeba…

    „Innymi słowy czy nie warto byłoby robić przerwy od ketozy po jakimś okresie (3 – 4 miesiące?).”

    Osobiście nie widzę powodu i wszystko wskazuje na to, że można przytyć w stanie ketozy. Druga sprawa, jeżeli chcesz raz na 3-4 miesiące wyjść z ketozy i nabrać ciała (jak rozumiem jedząc paleo) to w sumie jaki problem. Mamy okres świąteczny, okres wakacyjny czy urodziny kota, każda okazja dobra żeby się bezkarnie najeść 😉

    Komentarz - autor: koliber — 15 Maj 2014 @ 14:46

  38. @koliber

    Dzięki! Spróbuję Twojej fat-bomby w takim razie.

    „(…) (a że sobie ostro pofolgowałem w minionym miesiącu, przybrałem ponad 8kg).”

    O właśnie mnie brakuje tych 8 kg. Od węgli też nic mi nie przybywało. Muszę to wreszcie solidnie wszystko przeliczyć.

    „Poza tym, nie nazwałbym ketozy „okresem ciężkim”, już dawno doszedłem do wniosku, że najlepiej się czuję i najlepiej prosperuję kiedy jestem „głodny”.”

    Może to faktycznie niefortunne określenie. Chciałem się odnieść do tego, że nasi hipotetyczni przodkowie, utrzymywali ketozę kiedy musieli obyć się smakiem przez jakiś czas – ciężkim w tym znaczeniu, że mało jedzonka, a jedzenie jest jednak dla mnie jakąś tam przyjemnością życia mimo wszystko 🙂

    PS.:

    Wyliczając za pomocą:

    http :// keto-calculator .ankerl .com/

    2036 kcal total daily energy expenditure
    2240 kcal Daily Calorie Intake
    50 g Carbohydrates (9%, 200 kcal)
    100 g Protein (18%, 400 kcal)
    182 g Fat (73%, 1640 kcal)

    Uhh no to do dzieła…

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 15 Maj 2014 @ 17:38

  39. Ale się rozkręciliście. Fajni jesteście. Dużo można się dowiedzieć a poza tym chyba żadni trawożerni nie czytają tej strony bo oni często potrafią wyzywać albo ubliżać i na siłę wmuszać swoje racje. Kiedyś czytałam jakieś forum mięsożernych ale nie pamiętam jakie chyba optymalnych i ludzie którzy nie mieli pojęcia o danym odżywianiu wciskali kity powielane z pseudo reklamy i nie naukowych przekonań, w dodatku byli opryskliwi i wulgarni, a nóż mi się w kieszeni otwiera jak pseudo lekarze każą jeść 6 porcji zbóż, 5 warzyw i 3 owoców dziennie tak jakby człowiek był krową. No po takim jedzeniu to jest wzdęty i puszcza potężne bąki jak krowa. Ja zjem pół jabłka i tak mnie wzdyma,że nie mogę wyrobić i dlatego przestałam jeść owoce. Ale do rzeczy ta pomidorówka to ze swojskiego przecieru i była na półtora litra wywaru i dokładam do niej ok 30 g masła i to jest moja fat bomba no i sama pomidorówa bez masła ma z centymetr tłuszczu w słoiku półlitrowym.Powoli się uczę także wnet będę mistrzem. Dzisiaj zjadłam 5 jajek sadzonych ale bez białka ( zjadł je mój pies za co był mi bardzo wdzięczny bo strasznie nie lubi swojej karmy tylko czeka na ochłapy typu mięsnego), 100 g swojskie pieczeni z łopatki ze słoniną i jajkami na to łycha majonezu i 200 g pieczonego łososia To jest razem ok 70 g białka i 115 g tłuszczu, tak miało zostać ale chciało mi się teraz coś wrąbać i zjadłam moją pomidorówę ok 250 g z masełkiem. Więc doszło tłuszczu i niewiele węgli z przecieru. Pozdrawiam.

    Komentarz - autor: Aleksandra Smolińska — 15 Maj 2014 @ 19:05

  40. @fox

    Wliczyłeś 50g węgli, ja bym obstawał raczej przy 20-30g. W sprawie fat-bomb wskazówka, jak już zmiksujesz żółtka (5szt) z ksylitolem (2łyżeczki), możesz dodać całą kostkę masła (dolać roztopioną) i dosypać pół łyżeczki kakao i pół łyżeczki gałki muszkatałowej mielonej, ewentualnie pół łyżeczki kawy mielonej jeśli tolerujesz. Nawet przy tak dużej ilości tłuszczu bomba jest naprawdę zjadalna. Jedna porcja to 206g tłuszczu, 15g białka i 16g węgli, co daje razem 2000kcal. Dolicz do tego kalorie z reszty posiłków w ciągu dnia, uzbiera się tych kalorii i nie ma bata, zaczniesz nabierać ciała.

    Acha, polecam bardzo przydatne narzędzie do oddzielania żółtek od białek, to coś to separator żółtek (yolk separator), do kupienia za parę złotych w zwykłym sklepie agd.

    Komentarz - autor: koliber — 16 Maj 2014 @ 08:56

  41. @Aleksandra

    Musisz jeszcze wiedzieć, że Twoje ciało potrzebuje trochę czasu żeby się przestawić ze spalania glukozy na spalanie tłuszczów. Jest to okres tzw. ketoadaptacji i może on trwać od kilku do nawet kilkunastu tygodni. Możesz przez ten okres obserwować u siebie jakieś zawirowania w samopoczuciu, senność, zmęczenie, zmulenie, czy nawet objawy grypopodobne (keto flu). Druga rzecz, do osiągnięcia stanu ketozy możesz potrzebować nawet kilkunastogodzinnego postu (jednorazowo!).

    Moja szczera sugestia, najlepiej wystopuj jeszcze z tą ketozą i ZANIM zaczniesz, poczytaj na spokojnie o co w tym wszystkim chodzi, pośpiech nie jest wskazany.

    Komentarz - autor: koliber — 16 Maj 2014 @ 13:54

  42. @koliber

    Dzięki wielkie!

    Muszę się przyzwyczaić do tego smaku i czymś zaostrzyć tą fat-bombę, bo trochę mnie skrzywiło przy spożywaniu 🙂

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 19 Maj 2014 @ 20:00

  43. @fox

    Zrób sobie wersję z kostki smalcu jak chcesz posmakować prawdziwego hardkoru 😉

    Komentarz - autor: koliber — 19 Maj 2014 @ 21:29

  44. Szukam dietetyka-specjalistę w temacie diety ketogenicznej na Śląsku, jakby ktoś znał/wiedział gdzie szukać- niech się proszę podzieli. Wstępnie przeglądając wysokocukrowe publikacje urzędujących dietetyków mam wrażenie, że nie będzie łatwo.

    Komentarz - autor: Satro — 16 września 2014 @ 23:52

  45. Dla chętnych i znających język angielski.
    Do końca tego weekendu możliwy jest dostęp do „serialu” dokumentalnego „Prawda o raku”.

    Trza iść na stronę:
    http://thetruthaboutcancer.com/
    Tam, po prawej stronie jest okienko, w którym można się zarejestrować. Dostaje się maila akcesyjnego (na YT the filmy oznaczone są jako prywatne, więc nie ma możliwości ich obejrzenia bez rejestracji).
    Potem, na głównej stronie z linkiem jw. jest u samej góry pasek o maratonie filmowym – przez najbliższe 48 godzin można obejrzeć każdy odcinek.
    Można też spróbować przejścia od razu (tj. bez rejestracji) na stronę: http://thetruthaboutcancer.com/spring15/replay.php?a_aid=1619624 Nie wiem czy zadziała, bo dokonałam już rejestracji.

    O ile, dla każdego Czytelnika PRACOwni nie jest żadną tajemnicą, że jednym z kluczy do sukcesu (prewencyjnego i leczniczego) jest odstawienie „rakowego paliwa”, czyli cukrów, to z filmu można się dowiedzieć o wielu interesujących, skutecznych i super tanich sposobach na detox organizmu (również niezbędny, nie tylko w przypadku pojawienia się symptomu choroby organizmu, jakim jest rak).
    Z osób tam występujących, jest np. dr Gonzales (Phd M.D.], który ma tak wielką kartotekę wyleczonych pacjentów z rakiem trzustki w III i IV stadium, z przeżywalnością ponad 20 lat od postawienia diagnozy i konwencjonalnego leczenia, że to praktycznie rekord świata. Nikt, spośród lekarzy stosujących jedynie środki medycyny akademickiej, nie był w stanie (i pewnie długo nie będzie) nawet zbliżyć się do jego wyników. [Podpowiadam – oprócz detoksu całego organizmu, intensywna suplementacja, w tym enzymatyczna.]
    W ogóle, co podkreślają wszyscy występujący tam lekarze – ich protokoły nie leczą raka per se (tak jak nie leczy raka medycyna akademicka). Ich procedury zapewniają odtrucie organizmu i dostarczenie mu wszystkich niezbędnych składników odżywczych do tego, by sam organizm zaczął się uzdrawiać. Czyli koncentrują się na tym, co onkologiczna medycyna akademicka totalnie olewa.
    IMO, warto obejrzeć.

    Komentarz - autor: Magia — 11 kwietnia 2015 @ 15:47

  46. jak ktoś ma dostęp i chce sobie zatrzymać na dysku, polecam: http://keepvid.com/ Tam wkleić linka i dla najlepszej jakości wybrać DownloadMP4 (720p)

    Komentarz - autor: Paweł — 13 kwietnia 2015 @ 17:55

  47. Et tu, Cebulo, contra me?!

    Moja niedawna drobna obserwacja, uważajcie na cebulę! Pofolgowałem sobie ostatnio i wyszło szydło z wora, a jak dotąd traktowałem ją swojsko i po przyjacielsku. Ech, gościła co dzień przy wieczornym stole, a ja ją wielbiłem i przez myśl mi nawet nie przeszło, że może zaszkodzić. Drobne wypryski na ciele zniknęły jak ręką odjął, dosłownie z dnia na dzień, a nowe się już nie pojawiają. Odkrycie kalibru Edisona 😉

    Komentarz - autor: koliber — 10 lipca 2015 @ 11:45

  48. Biedna cebula…
    Za to Ty zdrowszy. I tak zachowana zostaje równowaga we Wszechświecie. 🙂

    A bardziej serio? Dobra robota! Możesz spróbować po dłuższej przerwie. Może to coś, co jej nie lubi teraz, wyciszy się, ukoi nerwy i da się przekonać, choćby do homeopatycznych dawek lub tylko od święta.

    Komentarz - autor: iza — 10 lipca 2015 @ 12:49

  49. Witam.
    Chcialbym się dowiedziec jak się ma dieta ketogeniczna do nerek. Czy jest dla nich dużym obciążeniem? W ciągu roku 7 razy przechodziłem anginę (za każdym razem ciężej) co odbiło się na pracy nerek. Ne ma tragedii, ale wyniki są zawsze przy górnej granicy lub niewiele powyżej (mocznik kreatynina, przesączanie kłębuszkowe). Byłem na „paleo” dłuższy czas i efekty przerosły moje oczekiwania. Chciałem zrzucić kilka kg i to wszystko. Skończyło się spadkiem 15kg w 3 miesiące, zanikiem refluksu i bólu kolan. Na dietę ketogeniczną zabrakło mi odwagi.
    Z góry dziękuje za odpowiedź.

    Komentarz - autor: jaszczomp — 6 października 2015 @ 00:37

  50. @jaszczomp
    Nie jest obciążeniem, wprost przeciwnie – jest dobrodziejstwem.
    http://www.sott.net/article/227648-High-fat-diet-can-reverse-kidney-failure-in-mice-with-diabetes
    Problemy z nerkami mogą pogłębić się przy diecie wysokobiałkowej (co najmniej 50% białka), ponieważ taki sposób odżywiania prowadzi do silnego zakwaszenia organizmu, a to z kolei stanowi czynnik obciążający dla pracy nerek i trzustki.

    W moim przypadku, po keto wskaźniki pracy nerek się poprawiły. A ja od keto zaczęłam, a teraz, już na spokojnie, jestem paleo.

    Komentarz - autor: Magia — 6 października 2015 @ 12:58

  51. @Iza
    „Możesz spróbować po dłuższej przerwie. Może to coś, co jej nie lubi teraz, wyciszy się, ukoi nerwy i da się przekonać, choćby do homeopatycznych dawek lub tylko od święta.”

    Rzeczywiście tak też się stało, wszystko wróciło do normy i jestem znowu na prostej. Ku przestrodze dla wszystkich, uważajcie nie tylko na cebulę, w tym moim konkretnym przypadku winnym całego zamieszania okazała się … Yerba Mate. Fakt, piłem jedną z najmocniejszych odmian (Pajarito) i parzyłem bardzo mocne dawki, ale mimo wszystko, jest w niej coś, czego mój organizm nie toleruje. Zresztą zaraz potem odstawiłem również mocną czarną herbatę, po czym zauważyłem zdecydowany przeskok w trawieniu tłustego, jest naprawdę lepiej. Może to uczulenie na teinę, albo zwyczajna kara za moje nieumiarkowanie w żłopaniu wspomagaczy.

    Komentarz - autor: koliber — 12 listopada 2015 @ 12:14

  52. @ koliber

    Weź też pod uwagę fakt, że dieta ketogeniczna, to niekoniecznie dieta o minimalnej ilości węglowodanów.
    Można produkować ciała ketonowe i spożywać 100, 150, 200, 300 g węglowodanów.

    W jaki sposób? Poprzez średnio i krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe.

    Zwróć uwagę na schemat przedostawania się do systemu poszczególnych typów kwasów tłuszczowych:

    1. długołańcuchowe: jelito – chylomikrony – układ limfatyczny – przewód piersiowy – układ krwionośny – odbiór przez tkanki obwodowe ( poza mózgiem i krwinkami czerwonymi) – wątroba ( remnanty chylomikronów) – ciała ketonowe ( ilość zależna od ilości dostępnych węglowodanów) – układ krwionośny.

    2. średnio i krtótkołańcuchowe: jelito ( nie zmienia ich postaci, nie pakuje do lipoprotein) – żyła wrotna – wątroba – ciała ketonowe – układ krwionośny.

    Jeśli będziesz spożywał średnio i krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, to zamienią się one w ciała ketonowe praktycznie bez względu na to, ile węglowodanów spożywasz.

    Masz więc piękne pole manewru: dostosować ilość węglowodanów do swoich, indywidualnych potrzeb, a poprzez ilość średnio i krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych wpływać BEZPOŚREDNIO na poziom ketozy.

    Ja stosuję olej kokosowy, ostatnio zwiększam jego ilość kosztem ilości masła i czuję się wspaniale. Na przykład kawa z olejem kokosowym, to nie tylko pyszna rzecz ( dla mnie 😉 ), ale też zastrzyk natychmiastowej energii, który w magiczny wprost sposób zmniejsza apetyt. ( nieproporcjonalnie do energii zawartej w oleju)

    W kwestii całości diety. Jest bardzo dużo anegdotycznych raportów ludzi, którzy po pierwszym, rewelacyjnym okresie na diecie keto, później popadają w mniejsze lub większe problemy. Rozwiązali większość problemów „starej” diety, ale pojawiają się nowe. Dlaczego? Mnie przekonują ci, którzy udowadniają, że ze względu na niedobory/nadmiary „nutrients”, czyli składników odżywczych.
    Zgodnie ze starą zasadą system jest tak dobry, jak najsłabsza jego część. Wystarczy jeden nadmiar czy niedobór i wszystko może się zacząć sypać.
    Moim zdaniem ani dieta keto, ani paleo przy dzisiejszej wodzie i glebie, nie jest w stanie zagwarantować optymalnego poziomu składników odżywczych, stąd konieczna jest suplementacja. Rozsądna suplementacja.
    A to otwiera ogromny zbiór zmiennych z ich zakresami i z wzajemnymi powiązaniami między nimi. Które na dodatek zmieniają się dynamicznie w czasie.

    Ale czy jest alternatywa? Moim zdaniem nie ma. Trzeba w to wejść, ostrożnie, z progowym, minimalnym poziomem wiedzy, kształcić się na bieżąco i eksperymentować: woda, pierwiastki i minerały, witaminy i inne związki.

    Nikt nie obiecywał, że będzie z górki 😉

    Tych niuansów jest naprawdę sporo. Z tego, co już wiemy. A czego jeszcze nie wiemy..?
    Przykładem choćby miedź i cynk. Cynk przy niedoborze miedzi jest toksyczny ( relatywnie), ale miedź przy niedoborze cynku już nie. Dopiero jej bezwzględna, określona wartość jest toksyczna. Itd, itp…

    Komentarz - autor: Art — 13 listopada 2015 @ 16:13

  53. I jeszcze taka refleksja po przeczytaniu tego:

    http://mateuszkijowski.natemat.pl/161691,dlaczego-oszust-wygrywa-z-lekarzem

    Można rzecz – klasyka. Nie ma stanów pośrednich. Jest powszechne, czarno-białe widzenie świata. Zięba „może mieć rację w całości” albo „w całości jej nie mieć”.
    Co tam mozolne oddzielanie ziaren od plew… to wszak umysłowy wysiłek.
    Łatwiej dołączyć do grona wyznawców: w jedno albo w drugie.

    Komentarz - autor: Art — 13 listopada 2015 @ 19:44

  54. @Art
    Dodałabym jeszcze do tego różnice indywidualne. Koliber ma problem z cebulą, ja ją jem codziennie w dowolnej postaci i mój organizm ją kocha.
    Co do nagonki na Jerzego Ziębę – najlepsze jest to, że pod listem do władz UG (pełnym idiotyzmów świadczących o głębokich deficytach w zakresie wiedzy) podpisał się jeden lekarz i jeden weterynarz! Jest za to multum filozofów (jak ten baranek), politologów, socjologów, pedagogów, etc. 😀
    https://docs.google.com/document/d/1kjQ-s4yKynjUTrU1oyXDz8oCVLmxnyAFDFmuv5cpfUw/edit?pli=1

    Komentarz - autor: Magia — 13 listopada 2015 @ 22:52

  55. @ Magia

    „Dodałabym jeszcze do tego różnice indywidualne. Koliber ma problem z cebulą, ja ją jem codziennie w dowolnej postaci i mój organizm ją kocha.”

    Ja też jem codziennie i jest OK, ale przecież musi być jakaś przyczyna nietolerancji. Być może właśnie jest nadmiar jakiegoś składnika, znajdującego się w cebuli. Specyficzny nadmiar, wynikający ze starej jeszcze diety i nie zlikwidowany przez nową.

    A to, że my doskonale się czujemy po cebuli, jeszcze nie oznacza, że tak będzie zawsze 😉

    Ogólnie chodziło mi o to, że „na wejściu” mamy jakieś indywidualne nadmiary/niedobory, potem zmieniamy dietę i przecież w jakiś cudowny sposób „wszystko” nie ulegnie samoregulacji raz na zawsze. Te wyrównane niedobory nie mogą się przerodzić w nadmiary i odwrotnie: nadmiary w niedobory.
    Jednym zdaniem: trzeba trzymać rękę na pulsie i odpowiednio korygować kurs 😉

    ———————————————————-

    Co do Zięby. Moim zdaniem, poza oczywistymi głupstwami wypisywanymi przez mainstream, sam Zięba tą książką dał sporo argumentów przeciwnikom. Książka, według mnie, jest chaotyczna i sporo w niej niedokładności, łagodnie rzecz ujmując.

    Jeśli wyobrazić sobie, że sporo ludzi po jej przeczytaniu pobiegło i zaczęło się leczyć samodzielnie, nie odrabiając dostatecznie lekcji, to niestety nie spełnia ona swojego zadania.
    Pisana huraoptymistycznie, bez szczegółowych instrukcji, może powodować problemy.
    Choćby rozdział o jodzie. Nie ma praktycznej wskazówki jak rozpocząć ostrożną suplementację, stopniowo, bardzo wolno zwiększając dawki i nie wyrządzić sobie większej szkody, niż pożytku. Jest za to obietnica, że to się znajdzie… w następnych książkach 😉

    W ogóle, uważam, że w tego rodzaju publikacjach odpowiedzialność za słowo jest wyjątkowo duża. Wyjątkowo. Właśnie dlatego, że należy wziąć pod uwagę to, że przeczytają ją ludzie, którzy potraktują ją jako „cudowny” lek i rozpoczną własną „radosną twórczość”.

    W tym sensie klasyczny „znachor” ma znacznie lepiej, ponieważ ma kontakt z konkretną osobą i po dokładnej analizie przypadku może sobie pozwolić na : weź to i to w takich a takich dawkach.
    Autor książki nie ma tego komfortu, pisze do wszystkich i do nikogo jednocześnie, a chyba się zgodzimy, że standardowa formułka o braku odpowiedzialności za własną „radosną twórczość” czytelnika – to o wiele za mało. Tu dosłownie każde słowo się liczy.

    Z drugiej strony jest chęć „dotarcia pod strzechy”.

    Gdzie jest złoty środek ?

    Komentarz - autor: Art — 14 listopada 2015 @ 00:23

  56. @Art
    „Być może właśnie jest nadmiar jakiegoś składnika, znajdującego się w cebuli. Specyficzny nadmiar, wynikający ze starej jeszcze diety i nie zlikwidowany przez nową.”

    Niekoniecznie nadmiar. Cebula jest warzywem bogatym w siarkę ale… nie każdy toleruje tiole, bo – dla przykładu – może mieć organizm zapaprany metalami ciężkimi lub kandydozę.
    http://pdm.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=32&Itemid=63
    *******************
    Zięba: Książka może wydawać się chaotyczna, bo napisana jest wręcz łopatologicznym językiem. Jednakże, przy każdym stwierdzeniu/tezie podawana jest literatura przedmiotu.
    W książce wielokrotnie – szczególnie w rozdziale o jodzie – jak wół stoi, żeby nie podejmować samodzielnych prób leczenia. Dlatego też, książka w całości pozbawiona jest gotowców – gotowych procedur zastosowanie tego i owego. Zięba nie ma dyplomu lekarskiego. Gdyby podawał procedury suplementacji już dawno wylądowałby w pierdlu.

    Komentarz - autor: Magia — 14 listopada 2015 @ 03:27

  57. @ Magia

    /Gdyby podawał procedury suplementacji już dawno wylądowałby w pierdlu./

    Niekoniecznie. Kwestia ubrania wszystkiego w odpowiednie ramy, przypadki. Oględnie, a jednak wystarczająco szczegółowo, aby ktoś mógł się w tym odnaleźć. Mógł „połączyć punkty”.

    Lapidarnie rzecz ujmując i moim zdaniem oczywiście, „Ukryte terapie” po przeczytaniu pozostają wciąż ukrytymi.
    A ludzie nie chcą czekać. Mają to co mają i chcą się zacząć leczyć. Wielu może to zrobić źle.

    /Jednakże, przy każdym stwierdzeniu/tezie podawana jest literatura przedmiotu./

    Niekoniecznie.

    ” W związku z tym uważa się, że prawidłowy stosunek omega 6 do omega 3 wynosi ok. 11:1″

    Kto tak uważa? Ja nie 😉 Nie podał kto.
    A poważniej, Może być taki przypadek, że przy zadanym poziomie omega 6, taki stosunek będzie optymalny, ale bynajmniej nie jest to ogólna zasada. Im mniej wielonienasyconych kwasów jest procentowo, energetycznie w diecie, tym bardziej stosunek tych dwóch rodzajów kwasów się wyrównuje. Ba, przy 1% udziału w diecie, jest niemal 50/50.
    Sam problem jest złożony i Zięba, moim zdaniem „uprościł” go znacznie.
    Zięba mówi na przykład o „dwóch łyżeczkach” oleju, które wystarczą. No ja bardzo przepraszam, ale to chyba zależy od tego, co się już spożyło OPRÓCZ tych dwóch łyżeczek. Bo może być tak, że już tylko zaszkodzą, a nie pomogą.

    Ale.. książkę oceniam w sumie pozytywnie.
    I może się czepiam nadmiernie, ale nic nie poradzę. Tak to widzę.

    Komentarz - autor: Art — 14 listopada 2015 @ 04:08

  58. Albo na zakończenie pisze: „chciałbym opisać metody leczenia nowotworów bez stosowania chemioterapii, radioterapii czy zabiegów chirurgicznych”

    Skoro jest tak jak mówisz, to z pierwszego spotkania autorskiego trafi prosto do pierdla 😉

    A kończy tak: „piszę te słowa w trybie przypuszczającym, bo…nie wiem, czy te książki mam pisać czy nie”.

    Oj, nie brzmi to dobrze, niestety.
    Mam remedium na bolączki, ale nie wiem, czy je rzucić gawiedzi…niech gawiedź wpierw łaskawie zagłosuje.

    No kurczę, jak to brzmi ?: „wiem, jak wyleczyć raka, mam pisać? ” I od razu do głowy przychodzą rozmaite scenariusze…

    Jeszcze raz podkreślę, że być może to moje „sfixowanie”, ale nic na to nie poradzę…nie podoba mi się ta konkretnie droga.

    Komentarz - autor: Art — 14 listopada 2015 @ 05:16

  59. @Art

    Można produkować ciała ketonowe i spożywać 100, 150, 200, 300 g węglowodanów. … Jeśli będziesz spożywał średnio i krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, to zamienią się one w ciała ketonowe praktycznie bez względu na to, ile węglowodanów spożywasz.

    Hej, gdzie można o tym poczytać? Poza tym, z tego co rozumiem, w diecie ketonowej chodzi nie tylko o produkowanie ciał ketonowych, ale także, jeśli nie przede wszystkim, o zatrzymanie produkcji glukozy – i insuliny?

    Komentarz - autor: iza — 15 listopada 2015 @ 20:15

  60. @ Iza

    „100, 150, 200, 300 g” – napisałem tak tylko dlatego, że to jest możliwe, a nie, że optymalne. Nas oczywiście interesuje raczej przedział od 0 do max 150g. A zwykle – poniżej 100g.

    /Poza tym, z tego co rozumiem, w diecie ketonowej chodzi nie tylko o produkowanie ciał ketonowych, ale także, jeśli nie przede wszystkim, o zatrzymanie produkcji glukozy – i insuliny?/

    Właśnie – „zatrzymanie produkcji glukozy – i insuliny”.

    Zauważ, że na bardzo niskowęglowodanowej diecie – w nocy wątroba produkuje glukozę w procesie glukoneogenezy, co przy jednoczesnej „fizjologicznej insulinooporności” tkanek obwodowych ( zaindukowanej tłuszczowym spalaniem), skutkuje zwiększonym poziomem glukozy na czczo.
    Mnóstwo osób raportuje, że po miesiącach / latach stosowania diety z minimalną ilością węglowodanów, zwiększa się u nich poziom glukozy na czczo.
    W zamian za to mają niski, poposiłkowy poziom glukozy.

    Jak ocenić całość?
    Pozytywnie – z pewnością. Ale czy optymalnie?

    Krótko napiszę, bo tu jest mnóstwo niuansów i zapewne indywidualnych parametrów, które mogą mieć wpływ na końcowy efekt: ja zwiększyłem nieco ilość (odpowiednich) węglowodanów, a HbA1c się jeszcze obniżył ! Z 5,2% do 4,8 %.
    Insulina na czczo jest wciąż niska ( około 3 microIU/ml)

    Jak to wytłumaczyć?
    Ano tak, że glukoza na czczo uległa obniżeniu bardziej, niż nastąpił wzrost poziomu glukozy po posiłku. Czyli dobowa średnia uległa obniżeniu, stąd mniejszy HbA1c, czyli procent „uglikowienia” hemoglobiny.
    Można to sobie przedstawić jako mniejsze pole powierzchni pod krzywą dobową wartości glukozy.

    Jak w to wszystko wpisują się średnio i krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe?

    Myślę, że w ten sposób, że:

    1. czynią ciała ketonowe natychmiast dostępnymi
    i jednocześnie
    2. zmniejszają „fizjologiczną oporność insulinową” tkanek

    Intuicyjnie można to sobie wyobrazić tak, że przy kwasach długołańcuchowych mamy wyraźne rozgraniczenie czasowe na metabolizm tłuszczowy i węglowodanowy. Stąd ta okrężna droga chylomikronów z pominięciem wątroby. Co ma jednak swoją cenę w dość wolnej adaptacji i przestawianiu się.

    A przy kwasach średnio i krótkołańcuchowych wszystko jest dostępne „od ręki”.
    Stąd mniejsze zapotrzebowanie na glukozę tkanek w pierwszym okresie po posiłku, bo są dostępne ketony. Część glukozy z posiłku ( o nieco większej zawartości węglowodanów) może zostać zamieniona na glikogen zapasowy w wątrobie i ewentualnie w mięśniach, co z kolei zaowocuje mniejszą glukoneogenezą w nocy i mniejszym poziomem glukozy na czczo.

    Podsumowując, jak zwykle w biologii, nie jest to gra do jednej bramki, zależności nie są liniowe, tylko mają maksima i minima, są pros i cons, a gdzieś jest (tymczasowe i tak) wypadkowe optimum.

    Komentarz - autor: Art — 16 listopada 2015 @ 00:27

  61. @Art
    Czy ja już nadmieniałam, że uwielbiam twoje komentarze? 😉

    Znalazłam, przez przypadek, zapisy wideo z wykładów Iwony WIerzbickiej, najbardziej rozgarniętej na rozumie dietetyczki w Polsce, jaką miałam okazję oglądać lub czytać. Potwierdza ona Twoje słowa o diecie bardzo nisko węglowodanowej.

    Bardzo polecam zapoznanie się z jej wykładem na temat „Hashimoto – dieta i diagnostyka”

    Ta dziewczyna bardzo przytomnie zauważa, że Hashimoto nie pojawia się znikąd i nie występuje w pojedynkę. Za bardzo wartościowe uważam podanie listy badań, które powinniśmy robić raz w roku (nie wszystkie, z tych podanych).

    Komentarz - autor: Magia — 17 listopada 2015 @ 00:22

  62. @ Magia

    A widzisz, dziewczyna wraz z zaprzyjaźnionym towarzystwem w pierdlu szczęśliwie jeszcze nie siedzą.
    Choć niewykluczone, że mogą mieć kłopoty. To chyba zależy od tego, jak mocno nadepną „bardzo ważnym ludziom” na odciski.
    A jest dietetykiem klinicznym, a więc jej drogi z lekarzami się krzyżują często, zapewne poprzez pacjenta, który raportuje każdej stronie, co druga zaleciła.

    Przy okazji w sprawie NNKT widać wyraźne rozbieżności między nią, a Ziębą:

    Wierzbicka – 1 do 3g EPA/DHA
    Zięba – tylko LA i ALA, bo według założenia resztę organizm wyprodukuje sobie w wystarczających ilościach sam.

    Kto ma rację?
    Według mnie na szybko można niestety tylko odpowiedzieć: to zależy …

    Moim zdaniem problem tłuszczów wielonienasyconych, to absolutnie sprawa kluczowa dla zdrowia i długowieczności.
    Jak widzę wciąż te etykiety na produktach: tłuszcz X, w tym tłuszcz nasycony Y, to mi się nóż w kieszeni otwiera.
    Tam zamiast nasyconych powinno stać: wielonienasyconych. A to, że tego do dziś nie ma, powinno zostać zakwalifikowane jako ludobójstwo. A ci wszyscy „profesjonaliści”, którzy znają prawdę, a maja pochowane głowy w piasek – są współwinni. Podobnie jak ci, którzy nie zadali sobie trudu dostatecznego sprawdzenia tej kwestii.

    Peroksydacja lipidów tworzy toksyczne aldehydy, które powodują mutację DNA, utlenianie LDL z konsekwencją ostateczną – miażdzycą oraz tworzenie się ALE’s, które są gorsze do AGE’s, bo uruchamiają proces kaskadowy.

    Stopień peroksydacji lipidów jest prawdopodobnie najważniejszym czynnikiem warunkującym zdrowie i długowieczność.
    Zdecydowanie ważniejszym od proporcji makroskładników na przykład.

    Zależność miedzy długowiecznością, a ilością wielonienasyconych kwasów w błonach komórkowych ssaków:

    http://icb.oxfordjournals.org/content/50/5/808.long

    Różnica w kompozycji błon komórkowych między szczurem, a gołębiem, jest jedyną odkrytą zależnością, czyniącą różnicę w długości życia, czyli, bagatela, różnicę miedzy 5, a 35 lat ! :

    http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3164121/

    Stworzono nawet parametr, który nazwano „peroxidation index”, odwrotnie proporcjonalny do długości życia.
    A my co słyszymy na co dzień?: „jedz tłuszcze wielonienasycone”.

    Tego inaczej, jak ludobójstwem nazwać nie można!

    Komentarz - autor: Art — 17 listopada 2015 @ 17:02

  63. @Art
    Wygląda na to, że to Wierzbicka i Ty dobrze prawicie.
    EPA i DHA vs. ALA
    „The main sources of Omega-3 PUFAs are fatty fish and some seeds like flax seeds, but fatty fishes like salmon, sardines and herring really are the real desirable sources of Omega-3 PUFA because they contain the usable forms of the fat, EPA (eicosapentaenoic acid) and DHA (docosahexaenoic acid). The form of omega-3 often found in plants sources like flax seeds is ALA (alpha-linolenic acid) and needs to be elongated multiple times to be transformed to a usable form to the body. The process is not efficient at all and only a small fraction of Omega-3 in the ALA form ends up being transformed to a usable form.”
    No i peroksydacja:
    „Oxidized PUFAs also contribute to the oxidation of low-density lipoproteins (LDL) to create a form of cholesterol transporter in the blood that’s very unstable and atherogenic.

    http://paleoleap.com/many-dangers-of-excess-pufa-consumption/

    Nie mówiąc już o tym, że omega-3 PUFA są o wiele bardziej niestabilne niż omega-6 PUFA. Dlatego, jak widzę na półkach butelki z olejem lnianym (wystawione na działanie światła i temperatury wyższej niż 5 stopni C), to szlag mnie trafia. Taki olej, przechowywany w takich warunkach to trucizna już po tygodniu od daty produkcji. A ludzie to świństwo kupują, bo przecież to zdrowe, to do diety Budwig, itd. To samo dotyczy omega-3 w kapsułkach. Zgroza!

    A’propos Zięby, to zauważyłam, że w swoich wystąpieniach często powołuje się na „Biochemię Harpera”. Tak się zastanawiam, czy sobie z tego prezentu nie zrobić? Może to Zięba czegoś tam nie doczytał albo coś przekręcił? Albo ten podręcznik, mimo że uważany za jeden z najlepszych na świecie, wcale taki świetny nie jest. Nie wiem.

    Komentarz - autor: Magia — 18 listopada 2015 @ 09:44

  64. Dobry artykuł przeglądowy dotyczący tłuszczów, z uwzględnieniem ryzyka nadmiernego spożycia PUFA.
    http://www.westonaprice.org/health-topics/the-skinny-on-fats/
    Najlepsza jest w nim informacja, że omega 3 i 6 PUFA w potrzebnej ilości (tj. nieprzekraczające 4% dziennego zapotrzebowania kalorycznego) można dostarczyć organizmowi spożywając odpowiednie tłuszcze ZWIERZĘCE, zawarte m.in. w smalcu i jajkach. 🙂

    Komentarz - autor: Magia — 18 listopada 2015 @ 15:48

  65. @ Magia

    Moim zdaniem Zięba nie bierze pod uwagę tego, że niemal my wszyscy jesteśmy „metabolicznie chorzy”. A to ma swoje konsekwencje.
    W tłuszczach tkanki tłuszczowej Kowalskiego jest dziś przeciętnie ok. 15% LA. To konsekwencja wielu lat „jazdy” na dużej ilości tłuszczów wielonienasyconych.
    I teraz Kowalski zamierza wprowadzić zmiany, ograniczając PUFA’s w diecie. Konsekwencją będzie stopniowa wymiana kwasów w tkance tłuszczowej, ale to oznacza większe uwalnianie LA z tkani tłuszczowej!
    Tkanka tłuszczowa to nie jest obszar, z którego coś się czasami uwolni, a czasem coś doda, tylko miliony reakcji zachodzą w obu kierunkach w sekundzie, a liczy się ogólna wypadkowa. Jeśli będziemy jeść mniej PUFA’s, to konsekwentnie wypadkowa tych reakcji będzie przesunięta w kierunku uwalniania PUFA’s z tkanki tłuszczowej

    A to przecież trzeba uwzględnić!
    Do czasu, aż wszystko się wyrówna. A jeszcze większy problem jest wówczas, gdy ktoś się odchudza, bo jeszcze więcej tłuszczu się uwalnia, a w nim jeszcze więcej ilościowo LA.
    Załóżmy, że ktoś traci 50g tkanki tłuszczowej dziennie. A to oznacza już 7,5g omega 6, czyli ok. 3% dziennego zapotrzebowania energetycznego. Nie jedząc jeszcze ani grama ! 😉

    Komentarz - autor: Art — 18 listopada 2015 @ 17:11

  66. @Art
    OK, ale takie procesy u „statystycznego Kowalskiego” są nieuniknione. Wcześniej, czy później – zdarzą się (no chyba, że ktoś sobie za cel postawi gromadzenie tkanki tłuszczowej). I tu można przeciwdziałać ich negatywnym skutkom przez suplementację odpowiednimi antyoksydantami. Nie da się inaczej. A może coś mi umyka? Może coś ważnego przeoczyłam?

    Komentarz - autor: Magia — 18 listopada 2015 @ 18:19

  67. @ Magia

    Według mnie konkluzją jest to, że nawet teoretyczne zero ( co jest niemożliwe ) kwasów omega 6 w diecie, nie spowoduje ich niedoboru najprawdopodobniej przez lata.
    Za to dokona się korzystna wymiana kwasów w tkance tłuszczowej.
    Ten co się odchudza natomiast i spala tkankę tłuszczową, ma jeszcze większe pole manewru.
    Zauważ, że jeżeli podaż omega 6 będzie minimalna, to on tych omega 6 nie spali z tkanki tłuszczowej, tylko organizm je przechwyci i wykorzysta w stopniu, w jakim tego potrzebuje.

    Oczywiście kiedyś nadejdzie czas, kiedy taktykę trzeba będzie zmienić. Ale właśnie chodzi o to, żeby ten czas nadszedł, bo nadmiar omega 6 w tkance tłuszczowej ( nadmiarowej, czy nie) to tykająca bomba i tak.

    Komentarz - autor: Art — 18 listopada 2015 @ 18:34

  68. @ Magia

    Jeszcze doprecyzowując: piszę to wszystko w kontekście książki Zięby i jego zaleceń.

    Facet pisze np takie zdanie:
    ” To prowadziło do powstania obawy ( niczym jednak nie potwierdzonej), że spożycie Omega 6 mogłoby prowadzić do większego ryzyka wystąpienia wielu chorób”

    Czy można napisać jeszcze bardziej nieprecyzyjnie? Dla mnie to jest dezinformacja, a nie informacja.Przecież ani się nie zająknął o ilości. A to niestety ma znaczenie, ogromne znaczenie, potwierdzone w dziesiątkach badań.

    Ponadto facet zdaje się nie zauważać problemów szkodliwości przetwarzania kwasów wielonienasyconych w samym organizmie. Dla niego problem wydaje się zaczynać i kończyć na dostarczeniu kwasów wielonienasyconych „do otworu gębowego ” 😉 w postaci nieuszkodzonej. ( cała strona 300 książki). Niestety, na tym problem z tłuszczami wielonienasyconymi się bynajmniej nie kończy.

    I w tym kontekście, jego zalecane łyżeczki tłuszczów, dodane do tego, co Kowalski już zjada, nawet po redukcji niektórych składników diety, dalej według mnie bardziej szkodzą, niż pomagają.

    —————————————————————————————————————————————

    A cały proces, według mądrych ludzi, wygląda tak:

    1. startując od zera i stopniowo zwiększając ilość PUFA’s w diecie, organizm zaczyna gwałtownie przekształcać PUFA’s w HUFA’s ( highly unsaturated) i wbudowywać je do fosfolipidów w błonach komórkowych i w błonach mitochondrialnych.

    2. przy dalszym zwiększeniu podaży PUFA’s, następuje nasycenie błon w HUFA’s i od tego momentu następne ilości PUFA’s są spalane, preferencyjnie w dodatku w stosunku do innych tłuszczów. Organizm stara się pozbyć potencjalnie szkodliwych substancji jak najszybciej.

    3. mało tego, aby przyspieszyć ilość usuwanych PUFA’s w jednostce czasu, część PUFA’s zamienia na SAFA’s i
    cholesterol ! ( ach te szkodliwe tłuszcze nasycone i szkodliwy cholesterol 😉 )

    4. przy jeszcze większej podaży PUFA’s, następuje wbudowanie ich w tkankę tłuszczową. Organizm ratuje się tymczasowym „unieszkodliwieniem” PUFA’s. O tym, że nie jest to „optymalna” forma „unieszkodliwienia”, świadczy kolejność działań. Gdyby tak było, jakikolwiek nadmiar lądowałby w tkance tłuszczowej. Ale nie, organizm stara się jak najszybciej wpierw je spalić.

    I teraz, największą rolę odgrywa, niedoceniany czas. To są te przedziały czasowe przed spaleniem PUFA’s.
    Tu wkracza szkodliwy proces peroksydacji. Cały czas, cegiełka po cegiełce, minuta po minucie, dzień po dniu, nawarstwiają się skutki tego procesu. I właśnie dlatego chodzi o minimalny „substrat” dla tych procesów, co przekłada się w efekcie na lata życia, w zdrowiu na dodatek.

    Konkluzja: minimalizować PUFA’s tak, aby ani ich nie spalać, ani nie odkładać.

    Oczywiście – jeśli się nie mylę 😉

    Komentarz - autor: Art — 18 listopada 2015 @ 22:46

  69. @Art

    Nie dałoby się tak na chłopski rozum i łopatologicznie wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi? Jakieś praktyczne wnioski? Boczek, smalec, masło, jaja – jeść. Olej kokosowy jeść pod warunkiem, że nie jest się uczulonym na orzechy. Oleje roślinne i margaryny – broń Boże! Można coś dopisać/zmodyfikować w tej krótkiej liście?

    Komentarz - autor: koliber — 19 listopada 2015 @ 09:13

  70. @ Koliber

    / Boczek, smalec, masło, jaja …/

    Najkrócej jak mogę: też tak jem, ale w świetle tego, czego się ostatnio dowiedziałem, czas chyba skorygować kurs i wymienić wieprzowinę na wołowinę.

    Jedząc tak jak dotychczas, nie jestem w stanie zejść z tłuszczami wielonienasyconymi poniżej 5% kalorii.
    A powinno być połowę mniej !
    To dlatego, że nasi hodowcy karmią trzodę ziarnami. A i to wierząc w tabelki, którym wierzyć nie należy i myślę, że walą do karmy najtańszych, paskudnych olejów, pogarszając jeszcze znacznie sprawę.

    Tak zwane antyoksydanty nie rozwiązują, sądzę, problemu całkowicie, więc może nadszedł czas, aby wyjść z własnej strefy komfortu ( rutyna i nawyk, wszystko opanowane i cholerka – lubię boczek 😉 ) i coś zmienić.
    Te tłuszcze wielonienasycone – to naprawdę bardzo ważne!

    Pani „mięsko” u mnie na targu, ta z klanu wołowego, oferuje całe stosy tłustych „ścinek” za 6-10 zł polskich 😉

    Komentarz - autor: Art — 19 listopada 2015 @ 11:21

  71. @Art

    Dzięki, teraz zakumałem co nieco, ale jeszcze jedno, czyli zatem nie tylko mięso wieprzowe ale i tłuszcz wieprzowy lepiej zamienić na … łój wołowy?

    Komentarz - autor: koliber — 19 listopada 2015 @ 14:24

  72. @Art
    Nie dam się zwariować. 😀 W peroksydacji wszystko sprowadza się do elektronów. Tak więc, antyoksydanty pomogą. Poza tym, skarmianie zwierząt hodowlanych tłuszczem dałoby skutek w postaci… obniżenia masy ich ciała. A tego raczej nie chciałby żaden hodowca.
    Tak więc, zostaję przy własnym, sprawdzonym sposobie odżywiania. Max tłuszczów nasyconych, trochę jednonienasyconych i jakieś resztki z wielonienasyconych. [Szczególnie, że uwalnianie wielonienasyconych z tkanki tłuszczowej mam już raczej za sobą. 🙂 ] Czyli: wieprzowina, wołowina, smalec (wieprzowy i gęsi), jaja, olej kokosowy, oliwa z oliwek. Raz w tygodniu jakiś śledź lub inna makrela. Do tego: kurkuma, czosnek, cebula, oregano, itp., kiszona kapusta i ogórki oraz… 1-2 łyżki stołowe witki C dziennie.

    ps. „Pani Mięsko” (w sensie zabawnego określenie) się przyjęła? To dobrze. 😉

    Komentarz - autor: Magia — 19 listopada 2015 @ 15:53

  73. @ Koliber

    Tak, także łój ( prawda, że brzmi apetycznie ? 😉 )

    @ Magia

    Też staram się nie zwariować, ale zgodzimy się chyba, że antyoksydanty nie unieszkodliwiają reaktywnych cząsteczek w 100%. To jak walka z przemytnikami. Wielu złapią, ale części się uda.

    Natomiast jest przeogromna różnica pomiędzy ROS, RNS ( N- nitrogen), a reaktywnymi aldehydami.
    Te pierwsze czas „połowicznego życia” liczą w mikro i nanosekundach, a te ostatnie, bagatela…. 1000 miliardów razy dłużej, bo w minutach:

    ” The hydroperoxides and endoperoxides, generated by lipid peroxidation, can undergo fragmentation to produce
    a broad range of reactive intermediates, such as alkanals, alkenals, hydroxyalkenals, glyoxal, and malondialdehyde
    (MDA; Ref. 95) (see Fig. 2). These carbonyl compounds (collectively described as “propagators” in Fig. 2) have unique properties contrasted with free radicals. For instance, compared with ROS or RNS, reactive aldehydes have a much longer half-life (i.e., minutes instead of the microseconds-nanoseconds characteristic of most free radicals). Furthermore, the noncharged structure of aldehydes allows them to migrate with relative ease through hydrophobic membranes and hydrophilic cytosolic media, thereby extending the migration distance far from the production site. On the basis of these features alone, these carbonyl compounds can be more destructive than free radicals and may have far-reaching
    damaging effects on target sites both within and outside membranes.”

    Szkody też czynią niewspółmierne.

    Polecam gorąco cały artykuł. To tekst z rodzaju „must read” : http://physrev.physiology.org/content/87/4/1175.long

    Komentarz - autor: Art — 19 listopada 2015 @ 17:31

  74. @ Koliber

    Aha, w ramach walki z własnym zwariowaniem, tylko dodam, że my jedząc, tak jak jemy, mamy oczywiście dwa razy mniej tłuszczów wienienasyconych w diecie, niż średnio Polak, czy Amerykanin, którzy oscylują miedzy 9-10%. A to już jest prawdziwa katastrofa. Co widać dookoła zresztą.

    Komentarz - autor: Art — 19 listopada 2015 @ 17:41

  75. @ Koliber

    I jeszcze jedno na wszelki wypadek: peroksydacja kwasów tłuszczowych nasyconych NIE ISTNIEJE ( zero) a jednonienasyconych – prawie nie istnieje, ponieważ warunkiem (prawie) koniecznym jest posiadanie minimum dwóch wiązań podwójnych, a atakowany jest atom węgla pomiędzy nimi ( Cx): C=Cx=C. Odłączony zostaje atom wodoru od niego, tworząc jon.

    Komentarz - autor: Art — 19 listopada 2015 @ 17:55

  76. upssss, raczej tak: =C-Cx-C= 😉

    Komentarz - autor: Art — 19 listopada 2015 @ 18:06

  77. Podobnie jak Magia nie dam się zwariować. Już samo przejście na dietę ketogeniczną i utrzymywanie stanu ketozy uważam za mega postęp i mega wyczyn, gratuluję każdemu komu udało się tego dokonać. Boczek, jaja, mięso wieprzowe, czasem śledzik czy makrela, i oczywiście kilka ton słoniny do tego 😛 To jest teraz mój punkt wyjściowy, moja baza, droga do domu. Spróbuję oczywiście tego czy owego, poeksperymentuję z dziczyzną i wołowiną, z łojem, a jak coś wypali to pewnie wprowadzę to coś na stałe. Proste jak budowa cepa 😉

    Komentarz - autor: koliber — 20 listopada 2015 @ 10:49

  78. @ Magia

    ” A’propos Zięby, to zauważyłam, że w swoich wystąpieniach często powołuje się na „Biochemię Harpera”. Tak się zastanawiam, czy sobie z tego prezentu nie zrobić? ”

    Ja mam i Harpera i Stryera.
    To po prostu podręczniki. Dobre do nauki. Nie zajmują się jednak przyczynami, jeśli konsekwentnie uznać, że większość chorób ma podłoże metaboliczne…
    Mnie zastanawia natomiast układ tych podręczników. Nie wiem, może już jestem za stary, ale wydaje mi się infantylny. Rozdziały podzielone na krótkie, kilkunastozdaniowe fragmenty, których zajawkami są tezy.

    Rozwiązanie zagadki znalazłem w przedmowie ( Harper):
    ” Już w wydaniu 26. dokonano RADYKALNYCH ZMIAN, które wynikały z WYRAŻONYCH PRZEZ STUDENTÓW POSTULATÓW SKRÓCENIA TEKSTU”

    Student postuluje – student ma.
    Co tam szczegółowe wyjaśnianie zjawisk. I rozumienie. Ważne postępowanie: na X -> lek Y.

    Komentarz - autor: Art — 20 listopada 2015 @ 22:19

  79. @ Magia

    /…większość chorób ma podłoże metaboliczne…/ – niefortunnie napisałem. One przecież opisują właśnie metabolizm, ale nie łączą tego ze sposobem odżywiania. W ogóle studenci medycyny o odżywianiu mają godzinę, może dwie wykładów.
    Bo i po co więcej. Piramida wszak stoi 😉 ( ostatnio talerz, nie piramida 😉 ) :
    http://www.choosemyplate.gov/

    Komentarz - autor: Art — 20 listopada 2015 @ 22:52

  80. @ Magia

    Przy okazji, odkryłem w Harperze „perełkę” Już kiedyś wspominałem o tym na blogu u Arka.
    Na stronie 215 mojego (27) wydania stoi jak byk:

    ” Diety o bardzo małej zawartości węglowodanów, dostarczające co najwyżej 20g cukrów dziennie ( w porównaniu z ZALECANYM SPOŻYCIEM 100-120 g dziennie), natomiast dopuszczające nieograniczoną konsumpcję tłuszczu i białka, bywają polecane jako skuteczne w obniżaniu masy ciała, chociaż jest to sprzeczne z rozsądnymi dietami zdrowotnymi.”

    Bingo!
    Autor nieopatrznie się „wygadał”, a cenzura przepuściła. 😉

    Skoro 120g max to węglowodany, czyli 480 kcal, to co stanowi resztę z tych 2500 kcal ogółem ? 😉

    Komentarz - autor: Art — 20 listopada 2015 @ 23:21

  81. @ Art
    Po pierwsze podziękowania za dzielenie się wiedzą i materiałami!
    Po drugie, czytam…. i im więcej czytam, tym więcej mam pytań. Ale coś tam powoli łapię. Przeczytałam wcześniejsze linki, „must read” biorę dziś do poduszki. W czym się dotąd na pewno pogubiłam, to kwestia wpływu diety na skład tłuszczowy w błonach komórkowych – jest wpływ, czy go nie ma? Mówią, że skład jest uwarunkowany biologicznie (genetycznie?) i nie zależy od diety. Ale wspominają o pszczołach i jak się robi królowa, a jak robotnice. Dla mnie to sprzeczności.

    Co do peroksydacji – jod i selen, idąc w parze, są ponoć fantastycznymi wymiataczami wolnych rodników i przy dobrym nasyceniu komórek jod przeciwdzała peroksydacji kwasów tłuszczowych. A że już wiemy (wiemy?) o potrzebie wysokiej suplementacji jodem, może ta peroksydacja nie taka groźna? Może nie sprawdzali tych szczurów i ptaszków pod tym kątem? Parę linków na początek, pierwsze z brzegu, o które się potknęłam:

    http://iodineresearch.com/antioxidant.html – tu trochę treści, trochę dobrze zapowiadających się linków

    http://tiny.pl/ggc9v
    „Other investigators have shown that iodide is a specific scavenger of hydroxyl radicals, and that it, like vitamin C, increases the antioxidant status of human serum. Iodine defends brain cells in rats from lipid peroxidation, attaching to the double bonds of polyunsaturated fatty acids in cellular membranes, rendering them less susceptible to free radicals.”

    Kliknij, aby uzyskać dostęp MaryJoFahey_IodineRemediesSecretsFromTheSea.pdf

    „• Selenium Protects Fats From Peroxidation
    Peroxidation is the oxidation of fats in cellular membranes that causes fats to turn rancid. Selenium is an important component of glutathione peroxidase (GPX) that protects fats from oxididation.”

    http://drsircus.com/medicine/blowing-atomic-wind/
    „A newly discovered oxidant defense system is found in the free radical scavenging capacity of thyroid hormones. Thyroxine, reverse-T3 and iodothyronines seem to be as important as antioxidants and inhibitors of lipid peroxidation[2],[3] and are more effective than vitamin E, glutathione and ascorbic acid.[4]”

    http://drjaan.net/veg/iodine.htm
    ” The body has few protective mechanisms against these very harmful hydroxyl radicals. For this reason alone it is important to ensure that one is not Iodine-deficient.

    Iodine protects brain cells from free radical damage (lipid peroxidation) which is a significant health issue, because of the high level of oxygen metabolism and associated free radical generation in the brain (when we are well nutrified, antioxidative enzymes and antioxidants from the diet including Iodine take care of it, so don’t worry). … Interestingly, Iodine protects against free radicals by attaching itself to the double bonds of Omega fatty acids in the cellular membranes. It is these chemically reactive double bounds that make the fatty acids vulnerable to free radicals.”

    Ciągle trochę się czuję, jakbym przepisywała chińskie hieroglify… ech.

    Komentarz - autor: iza — 21 listopada 2015 @ 00:32

  82. @ Iza

    „W czym się dotąd na pewno pogubiłam, to kwestia wpływu diety na skład tłuszczowy w błonach komórkowych – jest wpływ, czy go nie ma? Mówią, że skład jest uwarunkowany biologicznie (genetycznie?) i nie zależy od diety. ”

    Jest uwarunkowany genetycznie. Podobno dopiero bardzo duże ilości z diety są w stanie coś minimalnie zmienić.
    Ale załóżmy, że w ogóle nie. W końcu to specyfika poszczególnych gatunków.
    Chodziło raczej o wykazanie zależności między kompozycją błon, a długością życia. Czyli, w uproszczeniu, na ile lat jest organizm „zaprogramowany”. Na powiązaniu tej zależności z tłuszczami wielonienasyconymi. I poprzez analogię – na przyjrzeniu się wpływowi tych tłuszczów z diety.

    Natomiast to, co obserwujemy na co dzień – to efekty codziennego skracania tego „zaprogramowanego” czasu. Zamiast, powiedzmy 120, czy iluś tam lat – 80 kilka ( średnio). Także, a może przede wszystkim, poprzez „wrażliwe” tłuszcze.

    Kompozycji błon nie zmienimy, ale jesteśmy w stanie wpłynąć na ich stopień uszkodzenia, a więc na ilość szkód, które wyrządzą i poprzez to – na długość życia.
    A reakcja jest dwustronna, zależnie od tego, co pierwsze ulegnie uszkodzeniu: tłuszcze w membranach i od nich dalsze tłuszcze membranowe i tłuszcze z diety, czy też odwrotnie: tłuszcze z diety inicjują proces destrukcyjny na inne tłuszcze, w tym te w błonach.

    Co do antyoksydantów… mogę tylko powtórzyć: prawdopodobnie nie jest to proces idealny.
    Po wtóre: antyoksydanty powinny być również trzymane w odpowiednim przedziale. Prawdopodobnie nic w biologii nie jest grą do jednej bramki. Przecież istotą systemu immunologicznego jest produkcja i uwalnianie przez białe krwinki ROS’s, które maja zaatakować i zniszczyć patogeny. Więc może nie należy przesadzać z antyoksydantami, a w zamian usunąć częściowo przedmiot ataku ..?

    Zatem zakładając, że nie jest to proces idealny i :

    1. mając do wyboru tłuszcz wieprzowy, o którym wiem na pewno, że zawiera min.10% PUFA’s ( a może więcej)
    i
    2. wołowinę ( przemysłową), o której wiem na pewno, że jej tłuszcz ma max. 3,5% PUFA’s
    i
    3. zdając sobie sprawę z tego, że tłuszcz wieprzowy w mojej diecie stanowi większość kalorii w diecie

    po prostu dochodzę do wniosku, że czas na zmianę. Wydaje mi się racjonalna.
    „Nie dać się zwariować” – w tym kontekście ma też przecież drugą stronę medalu. Oznacza poszukiwanie rozwiązań i REAGOWANIE na napływające, nowe (dla mnie) dane. W przeciwnym wypadku byłbym nieuczciwy wobec samego siebie i musiałbym zakwalifikować własne poszukiwania jako TYLKO utwierdzanie się w przyjętej tezie.

    Decyzję już w zasadzie podjąłem. ( brzmi to może nieco patetycznie 😉 , ale przypomnę – chodzi o źródło większości kalorii w diecie! )
    Teraz tylko bagatela – wprowadzić ją w życie 😉
    Wycofać się zawsze jeszcze, mam nadzieję, będzie można 😉

    P.S. Jod, wit. C i glutation – to sam w sobie fascynujący i obszerny problem.

    Komentarz - autor: Art — 21 listopada 2015 @ 02:10

  83. @ Iza

    Myślę zresztą, że rzecz całą będzie można dość szybko zweryfikować.

    Jest po prostu jeden parametr, który będzie można zmierzyć: LDL
    Jednym ze skutków peroksydacji jest utlenianie LDL do oxLDL. Zawartości tych uszkodzonych lipoprotein tkanki nie chcą odbierać, wiec stężenie LDL we krwi rośnie. Rośnie także dlatego, że potrzeba więcej LDL do likwidacji skutków peroksydacji. Makrofagi wyłapują oxLDL, przyciągają do ściany naczynia, wysysają zawartość i zastawiają na pamiątkę łatkę, która jest maleńką cegiełką w procesie arteriosklerozy.
    Zatem jeśli zmiana w diecie ma przynieść redukcję procesu peroksydacji, to musi to wpłynąć na stężenie LDL.
    Zrobię pomiar teraz i powiedzmy za 3 miesiące i się po prostu przekonam.

    Komentarz - autor: Art — 21 listopada 2015 @ 06:16

  84. Drodzy ketożercy. zdaje się, że trafiłem na prawdziwą żyłę złota w postaci przepisu na banalnie prostą w przygotowaniu i bardzo pożywną fat bombę. To już nawet nie eksperyment kulinarny, a mój chleb powszedni od ponad miesiąca.

    Składniki:

    3 kostki masła (600g)
    20 żółtek
    50g ksylitolu (15 łyżeczek)
    150g lnu mielonego

    Przygotowanie:

    Wrzucić wszystko do dużego naczynia i zmiksować (masło uprzednio roztopić). Wyłożyć na dwie szklane połówki naczynia żaroodpornego szerokiego (masa ma właściwości samopoziomujące tak że bez przesady i obaw przy wykładaniu) i włożyć do piekarnika na 30-45min pieczenie góra i dół. Wyjąć, poczekać jak ostygnie, poporcjować i schować do lodówki. Gotowe.

    Zawartość:

    Cały wypiek zawiera 635g tłuszczu, 110g białka i 70g węglowodanów. Ja dzielę go na 8 równych porcji, więc na jedną dużą porcję wychodzi:

    80g tłuszczu
    14g białka
    9g węglowodanów

    Na początku próbowałem z mąką kokosową, ale mimo wspaniałego smaku i zapachu, kończyło się zawsze na boleściach brzucha i wizycie w wc, tak że odradzam. Miałem jeszcze spróbować z mąką sezamową albo słonecznikową, ale na razie stanęło na mielonym lnie… Myślę jeszcze nad wersją na słono, bez ksylitolu, może z czosnkiem i czymśtam.

    Jeżeli 14g białka na porcję to za dużo, możecie spróbować z mniejszą ilością lnu, wypiek też wyjdzie i da się go zjeść, próbowałem. Oczywiście z węglowodanami też można zjechać, w wersji bez ksylitolu będzie ich może jakieś 4g na porcję. Jak ktoś ma czas się bawić, może wypiekać bombowe babeczki w żaroodpornych koklikach i tworzyć wersje w różnych smakach.

    Bombka świetnie zapycha i długo trzyma, genialna po prostu, pozdrawiam 😉

    Komentarz - autor: koliber — 10 marca 2016 @ 14:48

  85. Zapomniałem, dosypać podczas mieszania jakieś pół łyżeczki soli morskiej czy himalajskiej.

    Komentarz - autor: koliber — 11 marca 2016 @ 14:36

  86. @ koliber

    Według mnie, te „bombki” zawierają niewystarczającą i niekompletną ilość składników odżywczych w proporcji do kalorii.
    Dwie porcje to ok. 1500 kcal. Pozostaje 500-700 kcal, w których powinno się znaleźć to, czego w „bombkach” nie ma.
    Nie twierdzę, że uzupełnienie w tym limicie jest niemożliwe, ale sam preferuję bardziej równomierne rozłożenie „gęstości” posiłku, czyli stosunku składników odżywczych przypadających na jedną kilokalorię.

    Komentarz - autor: Art — 12 marca 2016 @ 00:07

  87. @Art

    Bombki zawierają to co zawierać powinny, czyli dużo tłuszczu przy możliwie najniższej zawartości węglowodanów i białka. Na diecie ketogenicznej stosunkowo łatwo jest dopilnować zjadania odpowiedniej ilości białka i węgli w dziennym posiłku, tak żeby nie przeholować i nie wypaść z ketozy, natomiast znacznie trudniej jest dostarczyć odpowiednią ilość czystego tłuszczu. Nie jest to mała ilość, i wiem to również z własnego doświadczenia, wystarczy że trochę odpuszczę i momentalnie lecę z wagi, dosłownie kilogram za kilogramem. Jak zatem zjeść dziennie powiedzmy te 200g tłuszczu? Część oczywiście będzie pochodzić z dwóch głównych posiłków rano i wieczorem, czyli pieczonego karczku w moim przypadku, będzie tego tłuszczu może 50g, ale cała znakomita reszta będzie pochodzić właśnie z fat bomby. Najwygodniej byłoby po prostu wypić szklankę smalcu i po zawodach, no ale… powodzenia i krzyż na drogę 😉

    Nie można też pominąć kwestii wytrzymania bez jedzenia pomiędzy posiłkami przez cały dzień, a tutaj ta lniana fat bomba czyni prawdziwe cuda. Mój sprawdzony plan dnia zakłada porcję tłustego mięsa na śniadanie o 6:30 rano, potem fat bombę o 10:00 i 13:00, oraz drugą porcję tłustego mięsa o 16:30.

    Komentarz - autor: koliber — 14 marca 2016 @ 10:16

  88. @ koliber

    /Bombki zawierają to co zawierać powinny…/

    Z tym stwierdzeniem zgodzić się nie mogę. Nie chodzi mi o proporcję B:T:W, ale o minerały, witaminy i inne związki „podstawowe”. Kierując się kluczową zasadą, że lepiej pozyskiwać je z żywności, niż z suplementów.

    Ponadto nasz instynkt głodu, najsilniej reagujący na białko ( co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę potrzeby strukturalne i funkcyjne organizmu, nieposiadającego magazynu białek), reaguje również na niedobór tychże składników. Co też jest zrozumiałe, gdyż bez nich nie mogą sprawnie zachodzić reakcje biochemiczne.
    Dopiero to, co jest nie do uzupełnienia dietą, uzupełniamy suplementami.

    Ja na przykład nie mam problemów z utrzymaniem kilkunastogodzinnego postu dopiero od tego momentu, od którego uzupełniam te niedobory właśnie. Precyzyjniej mówiąc chodzi o ściśle ze sobą powiązane elementy, z których każdy musi znajdować się w swoim „zdrowym” przedziale”:
    cynk/miedź
    jod/selen
    magnez/wapń/kolagen/krzem
    cholina/kwas foliowy
    A, D i K2
    sód/potas
    i cała masa innych, łącznie z tymi najbardziej śladowymi.

    Organizm z ich niedoborem wytworzy taki wewnętrzny system sygnalizacji, który w konsekwencji przełoży się na uczucie głodu.

    Ponadto jeszcze, glukoza jest makroskładnikiem funkcyjnym i strukturalnym. Ma kilka bardzo istotnych funkcji do spełnienia. Nie zgodzę się z mantrą, że „nie jest potrzebna”, bo organizm może ją wytworzyć. Lepiej dostarczać ją w formie naturalnej, niż zmuszać organizm do jej produkcji. Ba, ona jest potrzebna już w jelitach. To zapotrzebowanie, rzecz jasna, nie jest duże i można je dość precyzyjnie wyliczyć.

    Nie jestem zwolennikiem permanentnej ketozy. ( to zresztą jest termin bardziej umowny, gdyż pewna ilość tak zwanych ciał ketonowych, w organizmie przystosowanym do metabolizmu tłuszczowego jest produkowana stale. Chodzi więc o ilość, a nie o stan 0/1)

    A to, że przybierasz na wadze, musi być związane z innego rodzaju problemem, niż tylko ze stosunkiem B:T:W.

    Komentarz - autor: Art — 14 marca 2016 @ 16:09

  89. Jeszcze dwa uzupełnienia.
    1. „Głód” – to rzecz jasna też kwestia umowna. Precyzyjniej byłoby może mówić o „ochocie” na jedzenie i to w jakiejś skali.
    2. Niedobory/nadmiary ( jeśli nie od razu) prędzej czy później się objawią. W raczej niepożądany sposób…

    Komentarz - autor: Art — 14 marca 2016 @ 16:33

  90. @Art

    „A to, że przybierasz na wadze, musi być związane z innego rodzaju problemem, niż tylko ze stosunkiem B:T:W.”

    Nie przybieram, a tracę na wadze. Poza tym, coś mi się zdaje że wyrywasz te bombki z kontekstu i się najnormalniej nad nimi znęcasz 😛 Nie wymagaj od nich zbyt wiele, tłuszcz to tłuszcz, na tyle wartościowy na ile jest sam w sobie. Bombka ma za zadanie uzupełnić jego poziom w całościowym/całodniowym bilansie B:T:W.

    Komentarz - autor: koliber — 14 marca 2016 @ 17:07

  91. /Poza tym, coś mi się zdaje że wyrywasz te bombki z kontekstu i się najnormalniej nad nimi znęcasz/

    Nie kłóćmy się o to, kto co i z czego wyrywa. Po prostu dodaję, ze B:T:W nie jest jedynym wyznacznikiem. Więc dodaję to, co wydaje mi się ważne.

    Powtórzę chyba raz jeszcze to, co w innym miejscu już mówiłem: problemy „niskowęglowodanowców”, pojawiające się po czasie, są wynikiem niedoborów/nadmiarów przeróżnych związków. Te problemy są faktem, czyli jest to najlepszy dowód na to, że cały kontekst nie został uchwycony ( niekoniecznie przez Ciebie – oczywiście)

    Komentarz - autor: Art — 14 marca 2016 @ 17:36

  92. witam,
    czy ktoś stosuję tę dietę mając guzy mózgu i może podzielić się doświadczeniami i efektywnością?
    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Wiśnia — 20 lipca 2016 @ 22:37

  93. „Precyzyjniej mówiąc chodzi o ściśle ze sobą powiązane elementy, z których każdy musi znajdować się w swoim „zdrowym” przedziale”:
    cynk/miedź
    jod/selen
    magnez/wapń/kolagen/krzem
    cholina/kwas foliowy
    A, D i K2
    sód/potas
    i cała masa innych, łącznie z tymi najbardziej śladowymi.”

    Skoro wrzuciłeś do magnezu/wapń również krzem, wyjaśnij jakie (konkretnie) reakcje krzemu i magnezu/wapnia masz na myśli? Do czego człowiekowi może być potrzebny krzem, skoro nie używa go jak ptaki do rozdrabniania pokarmu w żołądku?

    Komentarz - autor: Michal Wolski — 25 września 2017 @ 10:37

  94. Co w związku z tymi badaniami – „badania, gdzie podamy duże dawki aminokwasów rozgałęzionych metastycznemu modelowi raka”, zostały przeprowadzone?

    Komentarz - autor: Małgorzata — 26 stycznia 2018 @ 17:33


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.