PRACowniA

22 kwietnia 2017

Jak liberalizm w Ameryce stał się nietolerancyjnym dogmatem

Filed under: Polityka,Psychologia,Różne — iza @ 18:04
Tags: ,

Damon Linker
The Week
11 lipca 2014 00:00 UTC

© REUTERS/Jonathan Ernst – Wielu liberałów bierze dzisiaj sprawy bardzo do siebie

Ryzykując, że zabrzmię jak Paul Krugman – który w kółko powraca do garstki uwielbianych przez siebie tematów w swojej rubryce w New York Times – chciałbym ponownie odwiedzić jeden z moich własnych ulubionych koników, ostatnio poruszonych w dyskusji wokół wyroku w sprawie przeciwko [potężna prywatna sieć sklepów Davida Greena z rodziną] Hobby Lobby [po polsku o sprawie krótko tutaj, szerzej tutaj].

Mój uwielbiany temat to:  Upadek liberalizmu z politycznej filozofii pluralizmu do sztywno nietolerancyjnego dogmatu.

Upadek ten jest szczególnie wyraźny w zakresie tematów zahaczających o religię i seks. Przez pewien czas wyborcy we własnym interesie trzymali te nietolerancyjne tendencje w ryzach, gdyż silnie liberalne stanowisko w kwestiach społecznych było poglądem mniejszościowym. Ale wydaje się, że kulturowa zmiana w okresie rządów Obamy, która skłoniła większość Amerykanów do poparcia małżeństw gejów, wyzwoliła niecny triumfalizm na lewicy.

Rezultatem jest dogmatyczna forma liberalizmu, która grozi zatruciem na jakiś czas amerykańskiego życia obywatelskiego. Konserwatysta Reihan Salam opisuje ją, tylko nieco hiperbolicznie, jako formę „zbrojnego sekularyzmu”.

Pojawienie się dogmatycznego liberalizmu to amerykański lewicowy przejaw szerszego trendu, który Mark Lilla niedawno zidentyfikował w przebojowym eseju na łamach Nowej Republiki. Dogmat panujący w naszych czasach, według Lilli, to libertarianizm – przez który rozumie on znacznie więcej niż przeciwpodatkową, przeciwregulacyjną ideologię, przez Amerykanów utożsamianą z post-reaganowską Partią Republikańską, a przez resztę świata nazywaną „neoliberalizmem”.

Na najgłębszym poziomie libertarianizm jest „mentalnością, nastrojem, domniemaniem… uprzedzeniem” na korzyść wyzwolenia autonomicznej jednostki ze wszystkich ograniczeń, mających źródło w nabytych nawykach, tradycji, autorytetach lub instytucjach.

Tak pojmowany libertarianizm napędza przeciwrządowe furie amerykańskiej prawicy, ale również ożywia lewicowe parcie na legalizację małżeństw gejów – utorowawszy drogę dla oszałamiająco szybkiej jej akceptacji – w krajach na całym Zachodzie.

Tym, co czyni libertarianizm dogmatem, jest brak u jego zwolenników zdolności lub chęci zaakceptowania, że niektórzy ludzie mogą, z moralnie godziwych powodów, nie godzić się z nim. W szerokim zakresie tematów liberałowie zdają się nie tylko być coraz bardziej niezdolni do zrozumienia, jak lub dlaczego ktoś mógłby mieć bardziej tradycyjną wizję dobra człowieka, ale i skłonni są degradować dysydentów do kategorii moralnych potworów, zasługujących na ekskomunikę z cywilizowanego  życia – a czasami na zmuszenie ich przez rząd do podporządkowania się.

Ta druga tendencja pokazuje, jak – paradoksalnie – powstanie libertariańskiego dogmatu może w praktyce wpłynąć na wzmocnienie władzy rządu i poszerzenie jej zakresu. Staje się tak, kiedy jednostki oczekują od rządu, że wspomoże ich wyzwolenie się spod ograniczeń narzucanych przez prywatne grupy, organizacje i instytucje w społeczeństwie obywatelskim. W takich wypadkach rząd stara się nakłonić te grupy, organizacje i instytucje do podporządkowania się jednolitym standardom, zapewniającym niezakłócone, osobiste wyzwolenie dla wszystkich – nawet jeśli będzie to wymagać zmuszenia tych prywatnych podmiotów do pogwałcenia właściwych im wizji dobra.

Jak mówi stare (rażąco nieliberalne) powiedzenie: Jeśli chcesz zrobić omlet, musisz rozbić kilka jajek.

Spójrzmy na niektóre ze sposobów, na jakie dogmatyzm liberalizmu wyraził się w ostatnich miesiącach.

  • Brendan Eich zrezygnował z funkcji dyrektora generalnego Mozilli – firmy, którą pomógł założyć – kiedy aktywiści praw gejów rozpoczęli bojkot przeciwko tej firmie za to, że powierzyła mu wysokie stanowisko. Grzech Eicha? Ponad pięć lat wcześniej darował 1000 dolarów na kampanię Kalifornijskiej Propozycji 8, która wnosiła o wprowadzenie w tym stanie zakazu zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci. Nie miało znaczenia, że Eich wyraźnie zapewnił pracowników, że będzie ich traktował sprawiedliwie, bez względu na orientację seksualną. Liczył się fakt, że Eich (tak jak 7 milionów ludzi, którzy głosowali za Propozycją 8), zrobił z siebie heretyka, opowiadając się po niewłaściwej stronie, co teraz stało się niedopuszczalnym błędem.
  • Liberałowie pozwolili sobie na zdecydowanie zbyt nerwową reakcję na decyzję Sądu Najwyższego w sprawie Burwell przeciwko Hobby Lobby [Sylwia Burwell, do stycznia 2017 r. Sekretarz Zdrowia USA w gabinecie Obamy], kiedy to doświadczeni dziennikarze porównali skarżących [t.j. Greenów] do pakistańskich talibów, a niezliczeni inni ludzie ruszyli hurmem na media społecznościowe, żeby potępić usankcjonowany przez rząd teokratyczny atak na zdrowie kobiet – a wszystko dlatego, że niektóre kobiety, zatrudnione w korporacjach „krótko trzymanych” przez religijnie konserwatywnych właścicieli, mogą być zmuszone płacić z własnej kieszeni za pewne swobodnie dostępne środki antykoncepcyjne (jak przypuszczalnie płacą za pastę do zębów). Wyraźnie wielu liberałów – w tym senaccy Demokraci, którzy wydają się przekonani, że ukręcą łeb tej decyzji – uważa za oczywiste, że kobiety te czeka znacznie większe obciążenie niż konserwatywnych właścicieli, gdyby ci zostali zmuszeni przez rząd do sprzeniewierzenia się swoim przekonaniom religijnym. Pewien bardzo inteligentny komentator, niechcąco ujawniając niezdolność do myślenia poza ograniczeniami dogmatu liberalnego, nazwał sprzeciw religijny „trywialnym” i „tak abstrakcyjnym i słabym, że trudno nawet wyjaśnić, co to jest”.
  • Poza waszyngtońską administracją w podobny sposób wyrażał liberalny dogmatyzm student Harvardu, sugerując, że zasada wolności akademickiej nie powinna stosować się do garstki konserwatystów w kampusie – ponieważ swoimi poglądami popierają i usprawiedliwiają „opresję”. W podobnie zorientowanej rubryce Kroniki Szkolnictwa Wyższego profesor języka angielskiego na Uniwersytecie Pensylwanii twierdził, że powinno się odmawiać akredytacji kolegiom religijnym – ponieważ akredytowanie ich „nadaje legitymizację instytucjom, które systematycznie podważają najbardziej podstawowe cele szkolnictwa wyższego”, w tym prowadzenie „sceptycznych i nieskrępowanych” (czytaj: dogmatycznie liberalnego i świeckiego) dociekań.

Ale poczekajcie, niektórzy się sprzeciwią: Nie można zredukować współczesnego amerykańskiego liberalizmu do nieliberalnych wybuchów wrzaskliwych aktywistów, nieznających umiaru dziennikarzy, głupiutkich studentów i lekkomyślnych profesorów prestiżowych uczelni (ang. Ivy League)!

Właściwą odpowiedzią na to jest: to prawda!

Pomimo to zastanawiam się: Gdzie byli ci wszyscy oburzeni liberałowie, otwarcie sprzeciwiający się tym i wielu innym przejawom dogmatyzmu – i robiący to w imię liberalizmu? Ja wyrażałem swój sprzeciw w tekstach, które pisałem. I byłem wdzięczny za okazjonalne wyrazy umiarkowanego poparcia od garstki liberalnych czytelników. Ale co z resztą z was?

Myśl końcowa: Jednym z obszarów, w którym esej Lilli domaga się rozwinięcia, jest pytanie, dlaczego zapotrzebowanie na indywidualną autonomię stało się tak dogmatyczne właśnie teraz, w kontekście historycznym. Sam Lilla poprzestaje na stwierdzeniu, że po zakończeniu Zimnej Wojny „znaleźliśmy się” w świecie zdominowanym przez dogmat libertariański.

Chciałbym pokusić się o próbne wyjaśnienie – to nie ma nic wspólnego z końcem Zimnej Wojny.

Od zarania czasów nowożytnych myśliciele religijni ostrzegali, że, ściśle rzecz biorąc, polityka świecka jest niemożliwa – że bez transcendentalnego fundamentu judeo-chrześcijańskiego monoteizmu, ograniczającego sferę polityczną, na pozór świeccy obywatele zaczną obdarzać idee polityczne i ideologie transcendentalnym, teologicznym znaczeniem.

Ujmując to trochę inaczej: Ludzie będą religijni w taki czy inny sposób. Albo będą religijni w sprawach religijnych, albo będą religijni w sprawach politycznych.

Przy szybkim zanikaniu tradycyjnej wiary w ciągu ostatniej dekady liberałowie zaczęli być coraz bardziej religijni w stosunku do swojego liberalizmu, który biorą za pełny obraz rzeczywistości i dobra ludzkiego.

Ale dla wiodących teoretyków liberalizmu (Locke, Montesquieu, Jefferson, Madison, Tocqueville, Mill) nigdy nie miał on służyć za całościowy obraz rzeczywistości i ludzkiego dobra. Wręcz przeciwnie, liberalizm miał działać jako ściśle polityczna strategia, pozwalająca żyć w sposób pokojowy w świecie nieubłaganie zderzających się całościowych obrazów rzeczywistości i dobra ludzkiego.

Kluczem tej strategii było szerzenie pluralistycznej zasady tolerancji.

Dlatego właściwą odpowiedzią na charakterystyczny dogmatyzm naszych czasów jest nakłonienie liberałów do powrotu do swoich tolerancyjnych korzeni.

Właśnie to staram się robić swoim pisaniem i będę się starał aż do chwili, gdy liberałowie opamiętają się i zaczną przywoływać swoich towarzyszy do solidnej obrony swoich własnych zasad pluralistycznych.

Komentarz SOTT: Wygląda na to, że ideologia „liberalizmu” w Ameryce została w pełni poddana procesowi ponerogennemu, a w chwili obecnej jest po prostu kolejnym narzędziem, wykorzystywanym przez psychopatów u władzy do degradacji społeczeństwa i kontrolowania ludzi. Więcej informacji w cyklu artykułów:
Podstawy ponerologii: Łobaczewski i podłoże Ponerologii Politycznej (ang.)

Tłumaczenie: PRACowniA
Artykuł na SOTT: How liberalism in America became an intolerant dogma

Od Pracowni: Z pozoru wydaje się, że problem ten nie dotyczy Polski, wszak mamy rządy PiSu, jak najdalsze od amerykańskiego typu liberalizmu. Co było zwrotem być może koniecznym, nawet jeśli tylko po to, żeby dać społeczeństwu czas na uzbrojenie się w wiedzę przed kolejnymi wyborami i nie wpadniecie z deszczu pod rynnę.

Absurd, do jakiego doprowadził sponeryzowany liberalizm w Ameryce, z kulminacją w okresie prezydentury Obamy i wciąż walczący, jest wart uwagi. Polska ma tendencję podążania za amerykańskimi wzorcami, co na ogół dzieje się z czasowym poślizgiem, ale prędzej czy później przychodzi (bądź jest nam narzucone), nawet jeśli w spolonizowanej, czasem wręcz karykaturalnej wersji. Bez większego wysiłku można już dostrzeć pierwsze i drugie jaskółki – dyskusje o poprawności politycznej, próby narzucania swoich standardów i wizji rzeczywistości przez drobne mniejszości (np. nosensów o nie-binarności płci), promowanie postmodernistycznych wzorców myślenia i moralnego relatywizmu. Uczenie się na cudzym przykładzie jest o wiele mniej bolesne.

Dobre podstawy do zrozumienia tych istotnych przesunięć w paradygmatach może dać znajomość ewolucji filozofii w kierunku postmodernizmu i grzechów tegoż. Są na ten temat dwie świetne książki, przetłumaczone na j. polski:

„Postmodernizm, rozum i religia” Ernesta Gellnera, wydana dość dawno, ale ciągle do znalezienia w księgarniach, antykwariatach i na Allegro

oraz wydana w ubiegłym roku

Zrozumieć postmodernizm. Sceptycyzm i socjalizm od Rousseau do Foucaulta” Stephena R. C. Hicksa (dla niemających problemu z j. angielskim – dostępna na stronie autora w fomacie PDF i mp3)

Naprawdę warto!

Dodaj komentarz »

Brak komentarzy.

RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.