PRACowniA

9 czerwca 2014

Gluten – zagrożenie biologiczne i patogen

Filed under: Nauka,Zdrowie — iza @ 11:37
Tags: , , ,

Sayer Ji
Greenmedinfo.com
15 maja 2014 00:40 CDT

Prowokacyjne, choć wciąż w dużej mierze niedocenione wyniki badań ”Podobieństwa pomiędzy patogenami i peptydami glutenu w chorobie trzewnej (celiakii)”, opublikowane w 2008 roku w PLoS (Public Library of Science), proponują wprowadzenie radykalnie nowej definicji patogenu, która odzwierciedlałaby szeroko udokumentowane szkody, jakie fizjologii człowieka może wyrządzić spożywanie pszenicy. Ta nowa teoria proponuje wyjście poza sformułowane na początku XIX wieku rozumienie patogenów jako czynników egzogennych (np. bakterie, wirusy, grzyby), które mogą powodować choroby u podatnych organizmów, i włączenie również dietetycznej ekspozycji na peptydy pszenicy genetycznie uwrażliwionych na nią osób.

Nowa definicja patogeniczności obejmująca pszenicę

Oczywiście, białka pszenicy nie są zdolne do samodzielnej replikacji u uwrażliwionego gospodarza, jak to ma miejsce w przypadku wirusów lub bakterii, przez co nowa definicja odbiega od konwencjonalnego poglądu, że patogen musi być samoreplikującym się organizmem zakaźnym. Wyraźnym precedensem, wskazującym na konieczność przedefiniowania naszej koncepcji zarówno patogenu, jak i ogólnie patogeniczności, było niedawne odkrycie patogeniczności prionów. Priony są to nieprawidłowo ukształtowane białka (z harmonijkową strukturą przestrzenną zamiast kulistej), zdolne do zmieniania kształtu innych białek na swój obraz, jak to ma miejsce np. w chorobie szalonych krów.

Cytowana praca sugeruje następującą skorygowaną definicję:

”W szerszym znaczeniu patogen może być dowolną substancją, zdolną do spowodowania choroby. Zgodnie z tą definicją, patogeny nie muszą się replikować i mogą obejmować toksyny oraz odpowiedzialne za przewlekłe stany zapalne alergeny pokarmowe i takież antygeny, jak na przykład peptydy glutenu w kontekście celiakii”.

Zanim wnikniemy głębiej w proponowaną przez autorów definicję i ich wyjaśnienia, chcielibyśmy przypomnieć, że do podobnych wniosków doszliśmy w naszym poprzednim artykule zatytułowanym ”Puszka Pandory: Kluczowa rola lektyn pszenicy w chorobach ludzi”, gdzie wykazaliśmy, że lektyna pszenicy, znana jako aglutynina kiełków pszenicy (WGA), zawarta w kiełkach, ma podobne właściwości chorobotwórcze do wirusów, takich jak np. wirus grypy.

Lektyny pszenicy wykazują podobną chorobotwórczość jak wirusy

Lektyna pszenicy jest uważana przede wszystkim za biochemiczny mechanizm obronny rośliny przed drapieżnictwem. Lektyna pszenicy jest składnikiem w dużej mierze wciąż pomijanym, jeśli chodzi o konwencjonalne spojrzenie na podstawowe mechanizmy toksyczności pszenicy, które skupia się niemal wyłącznie na mimikrze antygenowej (molekularnej) generującej właściwości ponad 23 tysięcy białek zidentyfikowanych w proteomie pszenicy (proteom – wszystkie możliwe do zsyntetyzowania białka, wraz z ich izomorfami i modyfikacjami, kodowane przez genom organizmu; białkowy odpowiednik genomu).

[Mimikra molekularna – zjawisko homologii, podobieństwa pomiędzy antygenami patogenu – czyli substancjami wywołującymi reakcję układu odpornościowego zainfekowanego organizmu – a tkankami gospodarza. Mimikra pozwala patogenowi obejść wrodzone mechanizmy immunologiczne gospodarza, stanowiące pierwszą linię obrony atakowanego organizmu i bazujące m.in. na naturalnych barierach i chemicznych cechach środowiska organizmu oraz natychmiastowym rozpoznawaniu „obcego”. Druga linia obrony wykorzystuje do walki limfocyty i swoiste przeciwciała. Wskutek wykorzystania zjawiska mimikry indukowane przez patogen przeciwciała reagują nie tylko z z antygenami patogenu, ale również z własnymi antygenami gospodarza, co prowadzi do zniszczeń w obrębie własnych tkanek – przyp].

Kiedy otwieramy się na ideę, że pszenica – podobnie jak większość organizmów, u których wyewoluowały mechanizmy obronne do walki z drapieżnikami – produkuje lektynę, będącą ”niewidzialnym kolcem”, zaczynamy rozumieć, że to bardzo cenione – jeśli nie wręcz gloryfikowane – pożywienie może nie być całkowicie zgodne z naszą fizjologią, a robienie z pszenicy głównego źródła pokarmu jest dużym błędem.

[Badania wykazują, że WGA może być odpowiedzialna za więcej wyrządzanej nam szkody niż jej niesławny odpowiednik – gluten. WGA jest białkiem wiążącym węglowodany (czyli lektyną), występującym w zarodkach pszenicy i wykorzystywanym do ochrony rośliny przed grzybami, bakteriami i owadami. WGA wiąże się z N-acetylo-D-glukozaminą i kwasem sialowym. Jest to ważne, ponieważ N-acetylo-D-glukozamina jest monosacharydem (cukrem prostym) biorącym udział w produkcji chrząstek, kości, ścięgien, a nawet rogówki oka. Wraz z kwasem sialowym, też należącym do grupy cukrów, występuje także w komórkach błon śluzowych (w przewodzie pokarmowym, jamie nosowej, wyściółce naczyń krwionośnych). Lektyna WGA jest przyciągana przez te dwa cukry i po związaniu się z nimi ma zdolność bezpośredniego uszkodzenia większości tkanek w organizmie ludzkim. Najgorsze jest to, że sianie spustoszenia w organizmie przez WGA nie jest uzależnione od szczególnej podatności genetycznej lub podłoża immunologicznego. Innymi słowy, człowiek nie musi mieć alergii lub nietolerancji glutenu, żeby ucierpieć z powodu WGA. To może wyjaśniać, dlaczego populacje, które w dużym stopniu opierają się na produktach pszennych, cierpią z powodu przewlekłych stanów zapalnych i chorób zwyrodnieniowych. – przyp.]

Fragment z artykułu „Opening Pandora’s Bread Box”:

”Pod względem właściwości chorobotwórczych lektyna WGA wykazuje wiele interesujących podobieństw do niektórych wirusów. Zarówno cząsteczki wirusów, jak i WGA, są o kilka rzędów wielkości mniejsze niż komórki, w które wnikają. Po przyczepieniu się do błony komórkowej są przenoszone do wnętrza komórki w procesie endocytozy. Zarówno wirus grypy, jak i lektyna WGA, przedostają się przez powłokę kwasu sialowego wyścielającego błony komórkowe śluzówek, każde z nich dzięki specyficznej dla kwasu sialowego substancji: w przypadku wirusa grypy jest to enzym neuraminidaza, usuwająca kwas sialowy, a w przypadku WGA – są to jej miejsca wiązania kwasu sialowego. Gdy wirus grypy albo lektyna WGA przedostaną do obiegu w organizmie gospodarza, są w stanie rozmyć u nosiciela rozróżnienie pomiędzy sobą i nie sobą. Grypa osiąga to poprzez włączenie się do materiału genetycznego naszych komórek i przejęcie mechanizmu produkcji białek w celu samoreplikacji, co powoduje, że w celu usunięcia infekcji układ odpornościowy musi atakować swoje własne, zmienione przez wirusa, komórki. Badania przeprowadzone na wirusie opryszczki pospolitej wykazały, że lektyna WGA ma zdolność blokowania wirusowej zakażalności poprzez konkurencyjne wiązanie się z tymi samymi receptorami na powierzchni komórki, co wskazuje, że może ona wpływać na komórki tą samą drogą co opryszczka. WGA ma możliwość zmieniania ekspresji genów w pewnych komórkach, np. poprzez działanie mitogenne (indukowanie namnażania się komórek) i antymitogenne, i podobnie jak inne lektyny związane z wytwarzaniem przeciwciał przeciw własnym antygenom (jak np. lektyny soi) i wirusy (np. wirus Epsteina-Barra), WGA może prowokować w pewnych komórkach gospodarza prezentację ludzkich antygenów leukocytarnych klasy II (HLA-II), co stanowi sygnał dla leukocytów do zniszczenia tych komórek. Ponieważ ludzkie przeciwciała wymierzone w WGA reagują krzyżowo z innymi białkami, to nawet jeśli WGA bezpośrednio nie przekształca fenotypu naszych komórek na ”obcy”, i tak wynikająca z tego reakcja krzyżowa przeciwciał dla WGA z naszymi własnymi komórkami może prowadzić do autoagresji organizmu”.

Jeśli pszenica jest ”nafaszerowana” chorobotwórczymi lektynami, których zadaniem jest wywołanie reakcji naszego organizmu i wysłanie sygnału „nie jedz mnie” lub przynajmniej ”możesz mnie zjeść, ale będę walczyć”, i jeśli te lektyny zachowują się w sposób analogiczny do innych dobrze rozpoznanych patogenów, to może nie jest przesadą uważanie ich wpływu na nasz organizm za patogenny.

Podobieństwa między ekspozycją na pszenicę i ekspozycją na konwencjonalne patogeny

Wspomniane badania zwróciły uwagę na wiele podobieństw między trybem toksyczności glutenu u pacjentów z celiakią i klasycznych patogenów zakaźnych. W badaniu porównano reakcję fizjologiczną na peptydy glutenu z reakcją na kontakt z patogenami:

  • Kontakt i podatność na patogeny: Peptydy glutenu są porównywane do bakterii H. pylori i innych patogenów o wysokiej częstotliwości występowania i niskiej zjadliwości, są bowiem podobnie wszechobecne i powodują zachorowanie tylko u osób podatnych. Główną różnicą między nimi jest to, że zakaźne organizmy mogą być przekazywane bezpośrednio, poziomo z osoby na osobę, lub pionowo z matki na dziecko podczas porodu, natomiast ekspozycja na gluten następuje jedynie poprzez spożycie – z racji stosowanej diety lub przypadkowo. Należy zauważyć, że w ludzkich jelitach zidentyfikowano bakterie [Rothia] degradujące gluten, co oznacza, że wrażliwość na toksyczność glutenu może częściowo zależeć od obecności lub nieobecności bakterii przenoszonych wertykalnie.
  • Omijanie mechanizmów obronnych organizmu nosiciela. Do zainfekowania nowego gospodarza konieczne jest naruszenie wewnętrznej powierzchni ścianek jelita i jego mechanizmów obronnych. Do mechanizmów obronnych strzegących przed mikroorganizmami należą m.in. kwasowy współczynnik pH (żołądek), proteazy [enzymy] przewodu pokarmowego, peptydy przeciwbakteryjne i sekrecyjna immunoglobulina A (sekrecyjne IgA). W przypadku peptydów glutenu główną obroną organizmu są peptydazy (proteazy, specyficzne enzymy) układu pokarmowego. Degradują one większość białek pokarmowych w jedno-, dwu- lub trójpeptydy, które są zwykle zbyt małe, aby wywołać reakcję immunologiczną, i są wchłaniane przez błonę śluzową jako składniki odżywcze. Organizmy zakaźne są wyposażone w wiele znanych i nieznanych mechanizmów, które omijają obronę gospodarza. ”Immunotoksyczne (czyli zaburzające działanie układu odpornościowego) peptydy glutenu posiadają pewne niezwykłe cechy strukturalne, które pozwalają im przetrwać w otoczeniu enzymów proteolitycznych przewodu pokarmowego, a tym samym rozlegle oddziaływać na wyściółkę śluzową jelita cienkiego”.
  • Inwazja przez nabłonek jelitowy. Wiadomo, że peptydy glutenu ”przenikają przez nienaruszoną barierę nabłonkową do położonej głębiej tkanki limfatycznej przewodu pokarmowego (GALT). Jednym z rozpoznanych mechanizmów jest ich udział w zwiększeniu wydzielania zonuliny – proteazy odpowiedzialnej za właściwą przepuszczalność śluzówki jelita, czyli utrzymanie ścisłego połączenia pomiędzy komórkami śluzówki i niedopuszczenie do przeniknięcia treści jelita na zewnątrz. Stwierdzono, że gliadyna pszenicy zwiększa poziom zonuliny, powodując zwiększenie przepuszczalności jelitowej, a tym samym przepuszczanie nie tylko peptydu glutenu, ale również immunotoksycznych bakterii i resztek bakteryjnych znajdujących się w jelitach, takich jak np. lipopolisacharyd – składnik błony komórkowej bakterii, silnie immunotoksyczna i zapalna substancja.

[Zonulina jest również odpowiedzialna za przepuszczalność bariery krew – mózg. Poza tym, jak wykazały badania, gliadyna aktywuje sygnały zonuliny niezależnie od genetycznie uwarunkowanej podatności na choroby autoimmunologiczne, prowadząc do zwiększonej przepuszczalności jelit dla makrocząsteczek nawet u osób nieuwrażliwionych na gluten – przyp.]

  • Aktywacja do postaci chorobotwórczej. Degradacja peptydów glutenu przyspiesza odpowiedź odpornościową mediowaną przez limfocyty T, obejmującą zarówno wrodzone, jak i nabyte reakcje, co prowadzi do przewlekłego stanu zapalnego jelita cienkiego. Powszechność tego problemu przedstawiliśmy w naszym poprzednim artykule: Research Proves Wheat Can Cause Harm To Everyone’s Intestines.
  • Analogia z antybiotykami: Całkowite wyeliminowanie pszenicy (immunotoksycznych peptydów glutenu) z diety u uczulonych na gluten powoduje pełną remisję. Ponowne wprowadzenie peptydów glutenu powoduje nawrót choroby. ”W związku z tym, analogicznie do stosowania antybiotyków w infekcji bakteryjnej, doustne podawanie proteazy, która redukuje ekspozycję gospodarza na immunotoksyny glutenu poprzez przyspieszenie destrukcji jego peptydów, ma znaczny potencjał terapeutyczny”.
  • Inicjacja szkodliwych reakcji immunologicznych. Pszenica aktywuje mechanizmy zarówno wrodzonej, jak i nabytej odpowiedzi immunologicznej. Każda z klas tych mechanizmów jest mediowana odrębną grupą peptydów glutenu i pomiędzy obiema zachodzi skomplikowane wzajemne oddziaływanie. Zaciera się granica pomiędzy „sobą” i „obcym” i układ odpornościowy człowieka zwraca się przeciw sobie. W procesie rozkładu gliadyny powstają liczne obce peptydy, wysoce homologiczne zarówno z patogenami (np. z wysoce zapalnym peptydem 33-mer, patogenem krztuśca) i własnym materiałem strukturalnym (np. białkami mózgu). Pszenica osłabiając układ odpornościowy otwiera wrota dla szerokiego spektrum zakażeń oportunistycznych, sama pozostając niejako za kulisami i będąc tylko subklinicznie uwikłana w stworzenie dogodnych warunków do rozwinięcia się choroby.

Pszenica popada w niełaskę – i słusznie!

To naprawdę niezwykłe, jak radykalnie się zmienił w ciągu ostatnich 5 lat dominujący pogląd na rolę pszenicy, jeśli chodzi o ludzkie zdrowie i choroby. Nasze projekt indeksowania badań zidentyfikował już ponad 200 negatywnych skutków zdrowotnych związanych ze spożywamiem pszenicy, co czyni ją jednym z najbardziej niezdrowych składników pokarmowych powszechnie spożywanych na całym świecie, z solidnie udowodnioną naukowo szkodliwością.

Podczas kiedy laicka publiczność angażuje się w istny szał spożywania produktów bezglutenowych, obecnie wielomiliardowy przemysł, środowisko naukowe dopiero zaczyna rozumieć, że być może, zamiast ”obwiniać ofiary” i w genomie człowieka doszukiwać się odpowiedzi na szeroki zakres niekorzystnych skutków zdrowotnych, jakie wywołuje gluten, należy zacząć rozumieć celiakię i wrażliwość na gluten nie jako niezdrową reakcję na zdrową samą w sobie żywność, ale raczej jako adaptacyjną reakcję na z natury rzeczy niezdrowy lub toksyczny ”pokarm”.

Oczywiście, jeśli pszenicę można słusznie określić mianem patogenu, rozwiązaniem nie jest czekanie na szczepionki, które będą na nią uodporniać (i tak, pracuje się już nad szczepionkami przeciw celiakii), ale raczej unikanie glutenu i zmiany w zaleceniach dietetycznych. Unikanie glutenu może stać się rozwiązaniem dla szerokiej gamy problemów zdrowotnych, i to tak łatwym, jak decyzja niewkładania go do ust. Czy naprawdę tak trudno powstrzymać się od jedzenia rogalików i bagietek, które patrzą na was z tęsknotą? Tak, nawet autor przyznaje, że nie jest to łatwe. Ale zdrowie jest na pierwszym miejscu. Nie ma co się zastanawiać.

Tłumaczenie: PRACowniA

38 Komentarzy »

  1. Roślinny system obronny przed niszczeniem ich przez konsumentów jest bardzo logiczny.
    Zastanawiają mnie tylko następujące zagadnienia:
    1. rośliny rozmnażające się poprzez nasiona ukryte w swoich owocach nie powinny zawierać żadnych trucizn we własnych owocach aby zachęcać konsumentów do ich spożywania,
    2. w roślinach nie wykształcających owoców trucizny powinny znajdować się w łodygach (kiełki), liściach (sałata), korzeniach (warzywa) czy korze (cynamon) aby zniechęcać do ich spożywania i zapewniać przetrwanie rośliny,
    3. istnieją konsumenci odporni na długotrwałe spożywanie trucizn żywiący się konkretnymi częściami roślin (koala – eukaliptus, gąsiennice – liście),
    4. czy człowiek ma w sobie na pewno tyle mechanizmów neutralizujących toksyny skoro spożywa niemalże wszystko jak leci?

    Co do glutenu w pszenicy, logika podpowiada że cała roślina wraz z ziarnami powinna być toksyczna, ponieważ to nie jest roślina owocowa.
    A szersza logika podpowiada, że z roślin zdrowy jest tylko miąższ owoca; pozostałe części roślin są toksyczne tak samo jak nasiona, które przecież powinny przetrwać, a nie być trawione (orzechy, słonecznik itp.)
    Przyprawy, zamiast być korzystne czy neutralne, są toksyczne.
    Tyle mówi moja logika.

    Komentarz - autor: Zoliborz — 9 czerwca 2014 @ 12:43

  2. Logika mojego przedmówcy jest całkiem słuszna,w kwestii wspomnianych nasion, chociażby orzechów. Wiele źródeł wskazuje na konieczność obierania orzechów ze skórki /nie mylić z łupiną/, bo w niej ponoć te szkodliwe związki się znajdują. W praktyce dość trudne do zrealizowania.
    Sama jestem dotknięta przypadłością nadwrażliwości na gluten, o czym dowiedziałam się zupełnie niedawno. Zresztą, w chorobie Haschimoto podstawą jest wyeliminowanie glutenu i mleka. No i sprawa byłaby całkiem do zniesienia, gdyby nie powszechność tychże w każdym pożywieniu. Autor artykułu sugeruje rezygnację z rogalików i chleba. Zapewniam, że byłoby świetnie, żeby problem był tak prosty do rozwiązania. Wystarczy poczytać skład sosów w torebkach, cukierków czekoladowych, wafelków, pasztetów i kiełbas. Już abstrahując od tego ile jest mięsa w mięsie, wszędzie wciska się pszenicę i mleko. Mimo wszystko jednak warto spróbować być wolnym od glutenu, choć to szczególnie zimą trochę kosztuje. Od wiosny mamy tańsze warzywa, co nieco zmniejsza koszty wynikające z bycia na diecie. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ma on również swój udział w stopniowym powstawaniu otyłości, poprzez spowalnianie metabolizmu.
    Polecam wizytę u dobrego dietetyka, żeby sobie w pełni uświadomić, że świat o tym wie od dawna, a i tak miesza się konsumentom w głowie piramidą zdrowego odżywiania, w której węglowodany to podstawa.
    Polecam na początek tydzień bez glutenu. Po tym czasie już widziałam poprawę w samopoczuciu i co ważne, zatrzymała się waga przyrastająca sukcesywnie od 3lat, mimo ruchu i ograniczeń w słodkościach.
    Niestety świat stoi na pszenicy, i tej machiny już nie zatrzymamy.

    Komentarz - autor: Arleta Izworska — 9 czerwca 2014 @ 16:29

  3. @ Zoliborz
    Stosowanie logiki to chlubna rzecz, trzeba jednak uważać na przyjęte założenia (z których często nie zdajemy sobie sprawy), bowiem każde zdanie logiczne z fałszywym założeniem jest prawdziwe. Tylko że prowadzi do nikąd.

    1. rośliny rozmnażające się poprzez nasiona ukryte w swoich owocach nie powinny zawierać żadnych trucizn we własnych owocach aby zachęcać konsumentów do ich spożywania,

    Skąd założenie, że roślinie zależy na naszym przeżyciu? Może jej zależeć jedynie na tym, żebyśmy przeżyli do momentu przeniesienia nasionka. Jest sprytna – jak już wykształciła owoce, to zrobiła je kolorowymi, soczystymi i słodkimi, żeby nas głupich skusić. Zupełnie ją nie obchodzi, czy się później z tego powodu rozchorujemy.

    2. w roślinach nie wykształcających owoców trucizny powinny znajdować się w łodygach (kiełki), liściach (sałata), korzeniach (warzywa) czy korze (cynamon) aby zniechęcać do ich spożywania i zapewniać przetrwanie rośliny,

    Cytat z książki Handbook of Plant Lectins: Properties and Biomedical Applications

    Occurrence and distribution of plant lectins

    Plant lectins have for a long time been regarded as typical seed proteins. … However, the occurrence of lectins in vegetative tissues is well documented. Moreover, it is increasingly apparent that non-seed lectins are at least as widespread as seed lectins …

    A short survey of the occurrence and concentration of lectins in seeds as well as in different types of vegetative tissues reveals striking differences in the location and relative abundance of the individual lectins. Seed lectins, for instance, are located in the cotyledons (e.g. in legumes) or in the endosperm (e.g. castor bean), or are confined to the primary axis (e.g. in wheat). Typically, lectins usually account for 0.1-5% of the total seed protein. However, some seed lectins are predominant proteins representing up to 50% of the total protein (e.g. in some Phaseous species)[niektóre gatunki fasoli], whereas others are only minor, quantitatively unimportant proteins. The same holds true for non-seed lectins, which have been found in virtually all kinds of vegetative tissues such as leaves, stems, bark, bulbs, tubers, corms, rhizomes, roots, fruits, flowers, ovaries, phloem sap and even in nectar. On average, these lectins represent 0,1-5% of the total protein content of the tissue in which they occur. Higher values (over 50% of the total protein) have been reported for lectins in vegetative storage tissues of some species (e.g. in garlic cloves] and ground elder rhizomes, whereas others occur in very small quantities that are barely detectable (e.g. in leaves of the leek).

    Non-seed lectins may occur in different tissues of the same plant. For instance, the snowdrop and daffodil lectins have been found in virtually all vegetative tissues, although the lectin is most abundant in the bulbs. Similarly, the potato lectin occurs in tubers, stems, leaves and fruits. However, there are also some exceptions. For instance, the ground elder lectin is confined to the rhizome. Similarly, the lectins from tulip bulbs are present in large quantities in the bulb but are almost undetectable in stems and leaves. Finally, there are also a few examples of lectins which occur both in seeds and in vegetative tissues. Some legume lectins, for instance, are found in seeds as well as in bark tissue. However, a close examination of the lectin genes of these legumes has revealed that the seed and bark lectins are encoded by different though highly homologous genes.

    Czyli lektyny występują we wszystkich częściach roślin. Na przykład ponad 50% białek w główkach czosnku to lektyny, 4% wszystkich białek w bulwach ziemniaków to STA (lektyna).

    3. istnieją konsumenci odporni na długotrwałe spożywanie trucizn żywiący się konkretnymi częściami roślin (koala – eukaliptus, gąsiennice – liście),

    Jaką konkretnie truciznę masz na myśli? I co ma z tego wynikać dla nas? Takie misie koala, na przykład, są kompletnie aspołeczne, przesypiają 20 godzin na dobę i ze wszystkich ssaków mają najmniejszy mózg w stosunku do wielkości ciała. Najprawdopodobniej z powodu diety.

    4. czy człowiek ma w sobie na pewno tyle mechanizmów neutralizujących toksyny skoro spożywa niemalże wszystko jak leci?

    A kto mówi, że ma? Głupi człowiek wrzuca w siebie wszystko jak leci. Ciekawe, że część z nich więcej uwagi poświęca segregowaniu śmieci w gospodarstwie domowym niż temu, że własny żołądek traktują jak kubeł bez konieczności segregowania.

    Najlepsze mechanizmy obronne nie pomogą, jak się człowiek zaprze, żeby się otruć. Prędzej czy później mu się uda.

    Komentarz - autor: iza — 9 czerwca 2014 @ 18:59

  4. @ Iza
    Co do pkt. 1:
    Skąd założenie, że roślinie zależy na naszym przeżyciu? Może jej zależeć jedynie na tym, żebyśmy przeżyli do momentu przeniesienia nasionka. Jest sprytna – jak już wykształciła owoce, to zrobiła je kolorowymi, soczystymi i słodkimi, żeby nas głupich skusić. Zupełnie ją nie obchodzi, czy się później z tego powodu rozchorujemy.

    Jeśli byłbym Panem Ewolucją, który ma na celu dopasowanie gatunku do jak najlepszego przetrwania, to u roślin owocowych uczyniłbym miąższ owocu „boską ambrozją”. Po prostu wydawałoby mi się nieekonomiczne zachęcanie zwierząt do spożycia owocu i uśmiercanie ich czy doprowadzanie do choroby.
    Myślę, że ryzyko skojarzenia śmierci/choroby ze spożyciem owocu tego konkretnego gatunku rośliny byłoby zbyt duże. Potomkowie czy współtowarzysze tych martwych/chorych zwierząt zaczęłyby unikać spożywania właśnie tych owoców i plan rozmnażania rośliny spaliłby na panewce.
    Wydaje mi się, że jeśli chcemy spożywać rośliny to właśnie miąższ owoców jest akceptowalny. Oczywiście z wyłączeniem gryzienia nasion, które, jeśli już spożyjemy (np.: banan, pomidor, truskawka), powinny w całości opuścić nasz organizm.

    Komentarz - autor: Zoliborz — 10 czerwca 2014 @ 13:16

  5. „Myślę, że ryzyko skojarzenia śmierci/choroby ze spożyciem owocu tego konkretnego gatunku rośliny byłoby zbyt duże. Potomkowie czy współtowarzysze tych martwych/chorych zwierząt zaczęłyby unikać spożywania właśnie tych owoców i plan rozmnażania rośliny spaliłby na panewce.”

    Problem w tym, że od lat unikaliśmy spożywania nasion i roślin, które wywoływały w nas choroby, ale ktoś z premedytacją wprowadził na przykład zboże do naszego jadłospisu. „Nie mamy wyboru” co jeść, jesteśmy indoktrynowani i od najmłodszych lat jemy taki gluten, to jest to co jest, na stołach.

    Kto próbował kiedyś coś takiego? Smażony boczek porównać do kromki chleba. Posmakować, powąchać. Dajcie znać, co wam bardziej odpowiadało.

    Komentarz - autor: Corran Horn — 11 czerwca 2014 @ 16:34

  6. Lektyny to jedna strona medalu. Równie szkodliwa jest gliadyna – składnik glutenu. Podwyższony poziom przeciwciał IgG gliadyny zaobserwowano u osób cierpiących na stany maniakalne, psychozę i różne odmiany schizofrenii.

    http://wolna-polska.pl/wiadomosci/pszeniczne-szalenstwo-2013-09

    Przeciwciała IgG gliadyny atakują ponadto komórki tarczycy, o czym pisze m.in. Maria Emmerich w książce „Keto-Adapted”. Osoby cierpiące na choroby autoimmunologiczne tarczycy (Hashimoto czy Gravesa-Basedowa) powinny wziąć ten fakt pod uwagę…

    Komentarz - autor: KM — 11 czerwca 2014 @ 19:22

  7. @ Zoliborz

    Jeśli byłbym Panem Ewolucją, który ma na celu dopasowanie gatunku do jak najlepszego przetrwania, to u roślin owocowych uczyniłbym miąższ owocu „boską ambrozją”. Po prostu wydawałoby mi się nieekonomiczne zachęcanie zwierząt do spożycia owocu i uśmiercanie ich czy doprowadzanie do choroby.

    Pani Ewolucja wyraźnie wzięła pod uwagę więcej czynników. Istnieją rośliny trujące. Pytanie, dla kogo są trujące. Jest sporo takich, co nas trują, a ptakom krzywdy nie robią. Może dlatego, że ptaszki się więcej ruszają i dalej przenoszą nasionka niż my, bezskrzydli. I może też dlatego, że nasz kwas żołądkowy nasionka psuje, a ptaszki im krzywdy nie robią. Jest pewnie jeszcze ze 150 innych powodów. Patrzenie na Naturę z antropocentrycznego punktu widzenia to błąd w założeniach.

    Myślę, że ryzyko skojarzenia śmierci/choroby ze spożyciem owocu tego konkretnego gatunku rośliny byłoby zbyt duże. Potomkowie czy współtowarzysze tych martwych/chorych zwierząt zaczęłyby unikać spożywania właśnie tych owoców i plan rozmnażania rośliny spaliłby na panewce.

    Patrz wyżej. No i zwierzęta chyba szybciej się uczą, czego jeść nie powinny. A ludziska pszenicę jak wcinali, tak wcinają. Nie będzie im Natura mówić, co dobre!

    Wydaje mi się, że jeśli chcemy spożywać rośliny to właśnie miąższ owoców jest akceptowalny.

    Dla jednych akceptowalny, dla innych nie. Zależy od wiedzy i motywacji do stosowania tej wiedzy w praktyce.

    Oczywiście z wyłączeniem gryzienia nasion, które, jeśli już spożyjemy (np.: banan, pomidor, truskawka), powinny w całości opuścić nasz organizm.

    Jadasz dzikie banany? 😮 (Nawet nie wszystkie dzikie banany mają nasiona. A jak się zdarzy je mieć tym jadalnym, to są jałowe, więc banan nie dba o ich los.) Ale z jakiegoś powodu banany mają całkiem sporo lektyn w miąższu, najbardziej szkodliwych dla ludzi uczulonych na latex. Nie wspominając o cukrach i krochmalu (tzn. skrobii) – szkodliwych dla wszystkich.
    Poza tym, co to znaczy „powinny”? Mamy im to nakazać, kiedy je połykamy? A kwas żołądkowy wytrenować żeby ich nie tykał?

    Komentarz - autor: iza — 11 czerwca 2014 @ 23:43

  8. A ja poproszę o małą pomoc, już tu kogoś pytałem o przykład odżywiania się ale mam trochę problemów. Otóż niebagatelną sprawą w diecie jest jej różnorodność, a pasujących, względnie łatwo dostępnych produktów jak na lekarstwo (przynajmniej w moim mniemaniu). Nie za bardzo wiem co poza bulionem/rosołem na obiad, grilowanym boczkiem przy wypadach na powietrze i jajkami na śniadanie( wiejskimi, naturalnymi ) mogę sobie zdobyć i w dodatku względnie sprawnie przygotować jak na zabieganą osobę. Redukuję już słodzenie herbat/kaw (docelowo do zera), napoje słodzone w ogóle odstawiłem. Nie szczędzę też masła, ale jednak na coś wypadałoby go położyć – mimo to i tak zredukowałem znacznie spożycie chleba (grubo masła, cienko pieczywa ;). Ważny aspekt to na pewno też psychologia i przyzwyczajenie do nowych, poprawnych zestawień pożywienia (zmiana strefy komfortu). I w sumie odpowiadając sobie – zamiast tu pisać powinienem znaleść dobrego dietetyka, ale jeśli przy okazji możecie się do tego odnieść/pochwalić jak wygląda u Was przykładowy tydzień na keto lub prawie-keto diecie to z góry dziękuję

    Komentarz - autor: Satro — 13 czerwca 2014 @ 00:17

  9. @ Satro

    u mnie mniej więcej wygląda to tak
    z rana zazwyczaj omlet z 6-7 jajek smażonych albo na smalcu, sklarowanym maśle lub oleju kokosowym, czasami z dodatkiem podgardla
    obiad i tutaj różnie: wątróbka smażona, galareta z golonki z własnej roboty octem jabłkowym, pieczone mięsa boczek, karkówka, steki wołowe , smażone podgardle, pasztet z wątroby i boczku, jako dodatki to kapusta kiszona albo ogórki kiszone lub małosolne, kolacje to w zalezności czy jestem głodny czy nie, to albo mała szklanka rosołu lub 2 jajka z własnej roboty majonezem.
    Ostatnio też robiłem na śniadanie bomby tłuszczowe czyli: sklarowane masło, olej kokosowy, mleko kokosowe, żelatyna i żółtka jajek troszeczkę ksylitolu do smaku i wanilii lub kakao, po 200 gramach takiej bomby nie chce mi się jeść cały dzień 🙂

    Komentarz - autor: Marek — 15 czerwca 2014 @ 14:41

  10. Ja jem również: łososia smażonego/pieczonego, tuńczyka w oliwie z oliwek, sardynki w oliwie z oliwek, awokado, sałatę z oliwą z oliwek i octem jabłkowym, plastry kokosowe, orzechy brazylijskie…

    Komentarz - autor: KM — 15 czerwca 2014 @ 15:53

  11. Dzięki za tipy i inspiracje, o tych bombach tłuszczowych co nieco czytałem na sott-cie, z chęcią kiedyś poeksperymentuje 🙂 Udaje mi się nawet trochę osób wokół siebie „ketogenicznym stylem” zainteresować, więc perspektywy powoli robią się smaczne i zdrowe 🙂

    Komentarz - autor: Satro — 16 czerwca 2014 @ 00:14

  12. @Satro

    „grubo masła, cienko pieczywa”

    Nie zadziała. Zaledwie 1g glutenu może wywołać autoimmunologiczną reakcję organizmu, a usuwanie jej skutków i powrót do równowagi może zająć nawet kilka miesięcy. Pamiętaj o tym i nie pozwalaj sobie NIGDY na robienie wyjątków. Druga kwestia, łączenie dużych ilości tłuszczy z węglowodanami to zły pomysł.

    „jak wygląda u Was przykładowy tydzień na keto lub prawie-keto”

    Co miałeś na myśli pisząc prawie-keto?

    Mój przykładowy tydzień, na chwilę obecną, to rosół, boczek, kiełbasa wiejska od chłopa/pieczeń rzymska + fa[s]t bomba (przepis na bombę podawałem już wcześniej w komentarzach pod wpisem „Dieta ketogeniczna z ograniczeniem kalorii i terapią hiperbaryczną w walce z rakiem”. Na pieczeń rzymską podaję: 1kg mielonej łopatki i 1 mielona cebula, 1-1,5 łyżeczki soli i 1/2 łyżeczki pieprzu mielonego. Wszystko wymieszać, przełożyć do szklanej keksówki i piec góra dół w temp. 180st. przez 1-1,5godz.). Cóż więcej potrzeba do szczęścia, no… może jeszcze mocnej czarnej herbaty z miętą i papierosów pueblo 😉

    Komentarz - autor: koliber — 16 czerwca 2014 @ 13:15

  13. @koliber

    „Druga kwestia, łączenie dużych ilości tłuszczy z węglowodanami to zły pomysł.”

    W jakim sensie? Chodzi o wzrost LDL?

    Komentarz - autor: fox — 16 czerwca 2014 @ 19:04

  14. @koliber
    pisząc „prawie-keto” miałem na myśli dietę z silnie zredukowaną proporcją węglowadanów, ale gdzieś tam jednak się pojawiającymi. Ja na tą chwilę po prostu próbuje zredukować węgle i ilość spożywanego glutenu, dopóki dopóty nie wyrobię nawyków, miejsc zaopatrywania i sprawności w organizacji posiłków dla siebie (i oby później dla innych/lub dzięki innym). A o co konkretnie chodzi w kwestii wielu tłuszczy przy niewielu węglach?
    Dzięki za przepisy, a propos Pueblo – próbowałem, ale jakoś osobiście wolę Djarumy 😉

    Komentarz - autor: Satro — 16 czerwca 2014 @ 23:01

  15. @Satro

    Dieta z silnie zredukowaną ilością węglowodanów, konkretnie w ilości poniżej 50g dziennie, oraz określoną ilością protein to właśnie dieta ketogeniczna. Nie trzeba eliminować wszystkich węgli, żeby utrzymać stan ketozy.

    „A o co konkretnie chodzi w kwestii wielu tłuszczy przy niewielu węglach?”

    Chodziło mi o kwestię wielu tłuszczy przy wielu węglach. Innymi słowy miałem na myśli spożywanie dużych ilości tłuszczu na tradycyjnej diecie (wysokowęglowodanowej), łączenie tych dwóch rodzajów paliwa. Było o tym i na forum sott i gdzieś po drodze podczas czytania, dlatego to sobie zakodowałem, ale o co konkretnie chodzi to, zabij mnie, nie mam pojęcia 🙂

    Komentarz - autor: koliber — 17 czerwca 2014 @ 08:52

  16. „Druga kwestia, łączenie dużych ilości tłuszczy z węglowodanami to zły pomysł.”

    Warto prześledzić proces trawienia składników odżywczych w organizmie.

    Nie jestem lekarzem, ale tak na chłopski rozum. Dajmy na to taka trzustka – bardzo ważny organ produkujący enzymy niezbędne do trawienia. Kiedy wprowadzamy do organizmu i tłuszcze i węglę to trzustka dostanie dwa rozkazy z jednej strony do produkcji lipaz do przetworzenia tłuszczu i amylazy trzustkowej oraz insuliny do przetworzenia węgli. Jeśli pokarmu będzie dużo i będzie mocno zróżnicowany trzustka może być w stanie nie nadążyć nad pokryciem zapotrzebowania i odmówi pracy.

    Z kolei, enzymy trawienne, które wchodzą w skład soków trawiennych wpadają nigdzie indziej jak do dwunastnicy, tam jeśli trzustka nie jest w stanie zobojętnić soków trawiennych, tam znowuż może pojawić się problem wrzodów.

    Itp., itd., tego jest od groma do nauczenia się i analizowania, generalnie chodzi o nierównowagę chemiczną w organizmie.

    Kiedyś słyszałem radę jakiegoś eksperta od zdrowego żywienia, żeby jeść wszystko. Jeść „wszystko” jeszcze najlepiej do tego dużo, nieregularnie i można tak wylądować w szpitalu.

    Pewnie znajdzie się ktoś kto ma większą wiedzę w tej zakresie i jeśli ma chęci to niech mnie poprawi i lepiej to wytłumaczy.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Corran Horn — 17 czerwca 2014 @ 10:25

  17. „…tam jeśli trzustka nie jest w stanie zobojętnić soków trawiennych, tam znowuż może pojawić się problem wrzodów.”

    Powinno być …tam jeśli dwunastnica [dokładnie soki dwunastnicze] nie jest w stanie zobojętnić soków trawiennych, tam znowuż może pojawić się problem wrzodów. Sorry

    Komentarz - autor: Corran Horn — 17 czerwca 2014 @ 10:29

  18. @Coran Horn
    Mówiąc jak najprostszym językiem, w przypadku łączenia dużych ilości tłuszczy z węglowodanami, trzustka jakoś sobie poradzi, ale organizm:
    a) nie ma szans na wejście w stan dobroczynnej ketozy
    b) będzie zużywał zasoby pochodzące z węglowodanów, czyli operował w większości na cyklu beztlenowym
    c) tłuszcze będzie magazynował
    Efekty takiej praktyki są dość łatwe do przewidzenia.

    Niestety nie mam pod ręką książki „Życie bez pieczywa”, a w niej cały proces takiego (nie)odżywiania jest znakomicie opisany.

    Komentarz - autor: Magia — 17 czerwca 2014 @ 11:37

  19. @Magia

    „Mówiąc jak najprostszym językiem, w przypadku łączenia dużych ilości tłuszczy z węglowodanami, trzustka jakoś sobie poradzi, ale organizm:”

    Poradzi albo i nie. Skądś te różne schorzenia się biorą.

    „a) nie ma szans na wejście w stan dobroczynnej ketozy
    b) będzie zużywał zasoby pochodzące z węglowodanów, czyli operował w większości na cyklu beztlenowym
    c) tłuszcze będzie magazynował”

    No tak to wiemy, tak to wygląda na diecie wysoko węglowodanowej. Ja odniosłem się do problemu dużej ilości tłuszczów i węglowodanów zarazem.

    „Niestety nie mam pod ręką książki „Życie bez pieczywa”, a w niej cały proces takiego (nie)odżywiania jest znakomicie opisany.”

    Zgodzę się. Swojego czasu było to bardzo odkrywcza lektura dla mnie.

    Komentarz - autor: Corran Horn — 17 czerwca 2014 @ 18:43

  20. Hmm, gdzieś mi się po drodze zakodowało w głowie, że węgli ma byc zero kompletne do ketozy – na szczęscie jest łatwiej, znajdę jakiś kalkulator do węgli dla dobrej motywacji na początku 🙂 Co do wielu węgli i wielu tłuszczów sprawa oczywista, w szczegóły nie musimy wchodzić, zresztą mam „życie bez pieczywa” w formie elektronicznej i lektura już czeka w kolejce; natomiast żeby już coś zacząć robić to poczyniłem wstęp do zmian i w wolnych chwilach podpytuję/podczytuję. Jak zwykle – dzięki.

    Komentarz - autor: Satro — 17 czerwca 2014 @ 22:12

  21. Dzięki za artykuł. Ja nie jem gluten od pół roku i czuje się świetnie. Zapraszam także po inspiracje bez pszenicy http://gdyzyjesiezdrowo.wordpress.com/

    Komentarz - autor: gdyzyjesiezdrowo — 17 czerwca 2014 @ 23:47

  22. @Coran
    Chyba nie przeczytałeś mojego komentarza wystarczająco uważnie, choć oczywiście nie ma takiego obowiązku. 🙂
    Odnosiłam się wyraźnie do przypadku łączenia dużych ilości tłuszczy z węglowodanami. A ty mi odpisujesz, że wiemy, tak to wygląda na diecie wysoko węglowodanowej. Ja odniosłem się do problemu dużej ilości tłuszczów i węglowodanów zarazem.. 🙂

    Napisałam też, że trzustka jakoś sobie poradzi, co wcale nie oznacza, że poradzi sobie świetnie czy nawet dobrze.

    Owszem, „skądś te różne schorzenia się biorą”, ale może najpierw mógłbyś doczytać coś o chorobach trzustki oraz ich etiologii? 🙂 A jeśli poczytasz, to z pewnością zauważysz, że głównymi przyczynami (oprócz idiopatycznych, czyli niejasnych, nieznanych) są: alkohol, kamica żółciowa, niektóre leki (np. moczopędne, sulfonamidy, steroidy), choroby autoimmunologiczne, choroby wirusowe (np. WZW czy świnka).

    Trzeba też chyba pamiętać o tym, że produkty wewnątrz- i zewnątrzwydzielnicze trzustki nie wykonują swojej pracy w samej trzustce. Ergo: trzustka jest nadzwyczajnie chronionym i żywotnym organem i pewnie dlatego jej funkcje zostają zaburzone dopiero kiedy zdecydowana większość jej miąższu jest uszkodzona. Nie oznacza to jednak, że nie należy o nią dbać, np. poprzez NIE wlewanie w siebie alkoholu.

    Pzdr. 🙂

    Komentarz - autor: Magia — 18 czerwca 2014 @ 08:10

  23. @Magia

    „Coran”

    Corran, nie Coran.

    „Chyba nie przeczytałeś mojego komentarza wystarczająco uważnie, choć oczywiście nie ma takiego obowiązku. :)”

    Ano nie ma niestety takiego obowiązku.

    „Odnosiłam się wyraźnie do przypadku łączenia dużych ilości tłuszczy z węglowodanami. A ty mi odpisujesz, że [wiemy, tak to wygląda na diecie wysoko węglowodanowej. Ja odniosłem się do problemu dużej ilości tłuszczów i węglowodanów zarazem.]. :)”

    „a) nie ma szans na wejście w stan dobroczynnej ketozy
    b) będzie zużywał zasoby pochodzące z węglowodanów, czyli operował w większości na cyklu beztlenowym
    c) tłuszcze będzie magazynował”

    Dla mnie ten opis jest nieprecyzyjny. A) organizm nie ma szans na wejście w stan ketozy – to tak, b) „w większości na cyklu beztlenowym” – ja to zinterpretowałem w ten sposób, że w większości będzie przetwarzał węglowodany, tak jak jest to na diecie wysoko węglowodanowej, c) tłuszcze, tylko jakie tłuszcze? – trójglicerydy są magazynowane w organizmie, powodując otyłość. Magazynowanie, kojarzy mi się z czymś co narasta i jest utrzymywane. Ketony z tego co rozumiem, są przechowywane (nie magazynowane) w wątrobie, jako pewien constans, tworząc rozerwę na „gorsze” czasy, a nadmiar jest wydalany, to chroni organizm przed otyłością.

    Ja to tak odebrałem, że napisałaś coś, co jest prawdą dla tego, jak ma się sprawa z tłuszczami, gdy spożywamy węglowodany, ale nie tłuszcze, stąd założyłem, że mówisz o diecie wysoko węglowodanowej, gdzie praktycznie nie spożywa się tłuszczy.

    „Napisałam też, że trzustka jakoś sobie poradzi, co wcale nie oznacza, że poradzi sobie świetnie czy nawet dobrze.”

    Jakoś, ale jednak poradzi – „jakoś” nie określa jaki będzie końcowy efekt, tylko sposób w jaki to zrobi, a zrobi to w sposób „jakiś”, czyli bliżej nam nieznany, co nie przesądza o tym, że sobie nie poradzi. „Poradzi sobie” interpretujemy jako „poradzi sobie w optymalny sposób” optymalny stanowi synonim dla „świetnie”, „dobrze”, które nie zmieniają sensu, ale służą podkreśleniu znaczenia.

    Podsumowując. Jeśli trzustka „jakoś sobie poradzi”, to znaczy, że poradzi sobie, świetnie, optymalnie, bez zarzutu, itp., z tym, że nie będziemy wiedzieli jak ona to zrobiła. Ale rozumiem, co chcesz powiedzieć, tylko się „czepiam”.

    „Owszem, „skądś te różne schorzenia się biorą”, ale może najpierw mógłbyś doczytać coś o chorobach trzustki oraz ich etiologii? 🙂 A jeśli poczytasz, to z pewnością zauważysz, że głównymi przyczynami (oprócz idiopatycznych, czyli niejasnych, nieznanych) są: alkohol, kamica żółciowa, niektóre leki (np. moczopędne, sulfonamidy, steroidy), choroby autoimmunologiczne, choroby wirusowe (np. WZW czy świnka).”

    Czytam teraz od Ciebie, że: „że głównymi przyczynami (oprócz idiopatycznych, czyli niejasnych, nieznanych) są: alkohol, kamica żółciowa, niektóre leki (np. moczopędne, sulfonamidy, steroidy), choroby autoimmunologiczne, choroby wirusowe (np. WZW czy świnka).” Nigdy mało do poczytania i doczytywania. Mam nadzieję po nadrabiać.

    „Trzeba też chyba pamiętać o tym, że produkty wewnątrz- i zewnątrzwydzielnicze trzustki nie wykonują swojej pracy w samej trzustce. Ergo: trzustka jest nadzwyczajnie chronionym i żywotnym organem i pewnie dlatego jej funkcje zostają zaburzone dopiero kiedy zdecydowana większość jej miąższu jest uszkodzona. Nie oznacza to jednak, że nie należy o nią dbać, np. poprzez NIE wlewanie w siebie alkoholu.”

    Okej.

    „Pzdr. :)”

    Dzięki.

    Dodam, jak analizuję tę trzustkę, to odnoszę wrażenie, że ona jest mądrzejsza ode mnie i trudno ją zrozumieć, całe szczęście, że to ona pracuje dla mnie, a nie ja dla niej.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Corran Horn — 20 czerwca 2014 @ 14:42

  24. Oskarżając gluten o całe zło popełniacie kardynalny błąd w ocenie zdrowia swoich organizmów. To nie on jest bezpośrednią przyczyną Waszych, często fatalnych w skutkach, objawów chorobowych. Reakcja na gluten jest probierzem aktualnego stanu zdrowia, na który wiele osób pracowało latami. Wyeliminowanie go z jadłospisu to tylko chwilowa poprawa jakości życia – co niektórzy kojarzą z wyzdrowieniem, a przez to istniejące prawdziwe źródło chorób „okrywa się zasłoną milczenia i w ciszy drąży nowe kanały swojej ekspresji”.
    Zdanie – „Jeśli pszenica jest ”nafaszerowana” chorobotwórczymi lektynami, których zadaniem jest wywołanie reakcji naszego organizmu i wysłanie sygnału „nie jedz mnie” lub przynajmniej ”możesz mnie zjeść, ale będę walczyć” – to ciekawa metafora, ale czy w ten sam sposób nie można powiedzieć o zjadanych zwierzętach? Czy zdanie – „jesteś tym co jesz” nie zawiera w sobie ziarna prawdy? To tylko kwestia czasu kiedy pojawią się jakieś dolegliwości związane z dietą ketogeniczną. I co wtedy? Kolejna zmiana diety?
    Skoro problem zaczyna się w jelitach (w ich przepuszczalności przez swoje ścianki nieprzetrawionej lektyny do krwiobiegu co powoduje zwiększenie wysiłku organizmu w zwalczaniu zagrożenia) to może tam należałoby poszukać przyczyny różnych dolegliwości. Uszczelnienie tego organu wiąże się jednak z odkryciem tego co go rozszczelnia (u każdej osoby może to być inna przyczyna lub zespół przyczyn, a wszystkie, jak sądzę, mają związek ze sposobem życia i reagowania na otoczenie).
    Jest to bardzo silnie związane z autopoznaniem i indywidualnym rozwojem świadomości związku z wszelkim życiem na tej planecie. Zdrowie to życie w zgodzie ze sobą i światem i wtedy nie będzie konieczna jakakolwiek dieta, bowiem zdrowy organizm poradzi sobie ze zbędnymi elementami w dostarczanym pożywieniu – po prostu wydalając je.

    Komentarz - autor: Ram — 21 czerwca 2014 @ 17:59

  25. @Ram

    Problem zespołu nieszczelnego jelita o którym piszesz jest oczywiści spowodowany różnymi czynnikami, ale jak sam piszesz – wszystko zaczyna się od jelit. Zauważ, że gluten i w ogóle większość produktów mącznych, przetworzonych, mlecznych wymienia się jako jeden z głównych czynników powodujących ten stan chorobowy, jednakże oczywiście nie jedyny. Stres jest tutaj również istotnym czynnikiem, ale wymienia się także np. niski poziom kwasu solnego, nadmiar cukrów, niedobory witamin, których można się łatwo nabawić opierając swoją dietę o węgle. Ponadto dochodzą jeszcze toksyny środowiskowe, które wprowadzają dodatkowy stres do organizmu oraz uwrażliwiają go negatywnie, powodując silne nietolerancje czy alergie (jak np. herbicydy).

    Ponadto twierdzisz, że to wszystko jest związane z autopoznaniem, świadomością itp. itd. No to właśnie poprzez poznanie i świadomość będziesz podtruwał ciągle organizm? Mnie się wydaje, że jak gluten szkodzi (a wiele, wiele badań to potwierdza i podkreśla, chociażby na Pracowni dużo jest tekstów na ten temat) to go nie łykam, albo przynajmniej unikam ze względu na szacunek do mojego ciała, ze względu na życie w zgodzie z sobą itd., ale również na szacunek do innych – podtrute, sponiewierane ja, to marny pożytek dla społeczeństwa, czy bliskich. Jasne, że formalnie rzecz biorąc gluten to nie jedyna przyczyna, ale biorąc pod uwagę jak powszechny jest w przeciętnej diecie Kowalskiego, wydaje mi się, że to jedna z głównych przyczyn, który już dziś można uwzględnić.

    „To tylko kwestia czasu kiedy pojawią się jakieś dolegliwości związane z dietą ketogeniczną. I co wtedy? Kolejna zmiana diety?”

    Pożyjemy – zobaczymy. Na razie FAKTY są takie, że dieta ketogeniczna skutecznie i wyraźnie pomaga w regeneracji organizmu. Wymaga jednak trochę więcej samozaparcia i samodyscypliny. Na paleo też można jest smacznie i w miarę zdrowo. Do czego jednak zmierzam – eliminacja glutenu z diety i nabiału b. często przynosi korzyści, a nie pogorszenie stanu zdrowia. Skoro ta zmiana pomaga, to FAKTEM jest, że to krok w dobrą stronę. A jak chcemy żyć w zgodzie z sobą i światem to trzeba dokonywać wyborów w oparciu o fakty, a nie w oparciu o przekonania.

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 25 czerwca 2014 @ 21:35

  26. Fox
    Wyeliminowanie glutenu, w przypadku stwierdzenia jego negatywnego wpływu na swój organizm, jest jak najbardziej właściwym sposobem postępowania. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jednakże wskazywanie go, jako głównego winowajcę – jako praprzyczynę swoich kłopotów, może być pójściem na łatwiznę i samooszukiwaniem się.
    Jak sądzę, dieta bezglutenowa w Twoim przypadku jest świadomym wyborem, nie związanym z odglutenowymi dolegliwościami, a raczej wynika z chęci uniknięcia przypisywanych mu kłopotów – rozumiem to. Jednak to co napisałem, we wcześniejszym poście, dotyczy tych, u których stwierdzono ( czy też sami stwierdzili ) nietolerancję na ten element pożywienia w jakimkolwiek momencie ich życia.
    Jeśli ugruntuje się w nich przekonanie, że tylko gluten jest przyczyną ich kłopotów, nigdy nie znajdą czynnika otwierającego drzwi do jego nietolerancji, a zgubna świadomość wyzdrowienia, prędzej czy później, skonfrontuje ich z nieprzyjemną dla nich rzeczywistością – bo przecież praprzyczyna dalej działa i szuka nowych kanałów, by pojawić się jako kolejne stany chorobowe. I tak w „kółko Macieja” – zatykasz jeden otwór, a wypływa innym bo „kombinezon coraz bardziej dziurawy”.

    Większość ludzi zadowala się chwilową likwidacją objawów chorobowych poprzez neutralizację samego objawu. Innymi słowy likwidują objaw, a nie mechanizm chorobotwórczy powodujący jego pojawienie się. Jeśli boli to likwiduje się ból, jeśli jest gorączka – obniża temperaturę ciała, jeśli pojawia się nietolerancja glutenu – eliminują go z diety itd., itp. Zatrzymują się na tym etapie i nie drążą tematu dalej, ponieważ są przekonani, że wyzdrowieli. Być może właśnie złapali się w pułapkę własnego złudzenia.
    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Ram — 26 czerwca 2014 @ 12:46

  27. @Ram

    „Jeśli ugruntuje się w nich przekonanie, że tylko gluten jest przyczyną ich kłopotów, nigdy nie znajdą czynnika otwierającego drzwi do jego nietolerancji, a zgubna świadomość wyzdrowienia, prędzej czy później, skonfrontuje ich z nieprzyjemną dla nich rzeczywistością – bo przecież praprzyczyna dalej działa i szuka nowych kanałów, by pojawić się jako kolejne stany chorobowe. I tak w „kółko Macieja” – zatykasz jeden otwór, a wypływa innym bo „kombinezon coraz bardziej dziurawy”.”

    Czy ty nie masz kłopotów z logiką, Ram?
    Nikt tu nie ugruntowuje w nikim przekonania, że „TYLKO gluten jest przyczyną ich kłopotów”. Jeśli natomiast gluten jest przyczyną wielu problemów, to zdradź tajemnicę „czynnika otwierającego drzwi do jego nietolerancji”. Przecież od dawna wiadomo, że tym tajemniczym czynnikiem są… ewolucyjne mutacje genowe. A właściwie ich BRAK w tak krótkim okresie czasu, jaki minął między „wynalezieniem” uprawy zbóż a adaptacją ludzkiego układu pokarmowego do metabolizmu tychże zbóż. Znalazłeś jakiś inny, nowy czynnik? Może świadomościowy? Jeśli tak, to na czym owo dziwo polega i jak nie dać się złapać w pułapkę własnego złudzenia”?
    Dasz radę to wytłumaczyć? (w zgodzie z logiką)

    Komentarz - autor: Magia — 26 czerwca 2014 @ 20:12

  28. tym tajemniczym czynnikiem są… ewolucyjne mutacje genowe. A właściwie ich BRAK w tak krótkim okresie czasu, jaki minął między „wynalezieniem” uprawy zbóż a adaptacją ludzkiego układu pokarmowego do metabolizmu tychże zbóż.

    Nie zapominajmy też o żądzy. Od czasu „wynalezienia” zbóż dużo wody upłynęło. Zboże dzisiaj
    – jest płodniejsze (trzeba więcej kasy wycisnąć z upraw), oczywiście jeśli nie jest GMO
    – jest genetycznie modyfikowane, jeśli jest GMO 😉
    – zawiera więcej glutenu (żeby łatwiej było masowo produkować chlebki, bułeczki i inne „wyroby”
    – jest traktowane chemią, żeby się pleśń i robactwo nie czepiały
    – rośnie w wyjałowionej glebie, nasączanej chemią, żeby w ogóle rosło
    – itd.

    Jeśli ktoś czeka na mutację, która pozwoli mu toto wcinać bez podnoszenia horendalnego alarmu przez układ immunologiczny, niebędący w stanie połapać się w tym kociokwiku, to ja życzę powodzenia, ale nie podzielam.

    bo przecież praprzyczyna dalej działa i szuka nowych kanałów, by pojawić się jako kolejne stany chorobowe.

    Jak ulał pasuje do grzechu pierworodnego.

    Komentarz - autor: iza — 26 czerwca 2014 @ 21:14

  29. @Ram

    „Jeśli ugruntuje się w nich przekonanie, że tylko gluten jest przyczyną ich kłopotów, nigdy nie znajdą czynnika otwierającego drzwi do jego nietolerancji, a zgubna świadomość wyzdrowienia, prędzej czy później, skonfrontuje ich z nieprzyjemną dla nich rzeczywistością – bo przecież praprzyczyna dalej działa i szuka nowych kanałów, by pojawić się jako kolejne stany chorobowe.”

    Rozumiem, że chodzi Ci o to, iż gdy mamy nieszczelną śluzówkę jelita, wtedy gluten i inne toksyny bezproblemowo przedostają się do organizmu wywołując alergie i inne dziwne objawy. Tylko, że zarówno gluten jak i pożywienie w którym się znajduje, to one właśnie wywołują ten stan osłabionej śluzówki! A tym bardziej jeśli ktoś jest szczególnie wrażliwy na patogeny. Nie spotkałem się, żeby wyleczono kogoś z celiakii, pomimo wielu prób. Nie tolerujesz to nie jesz. A co ciekawe i jak już Magia i Iza napisała- my wszyscy nie tolerujemy glutenu, w mniejszym lub większym stopniu. Jednego sponiewiera, innego poboli delikatnie głowa. Organizmy są różne, ale generalnie obraz jest taki, że my tego nieszczęsnego glutenu nawet w pełni nie potrafimy strawić!

    Komentarz - autor: fox — 26 czerwca 2014 @ 22:24

  30. Magio
    Każda dyskusja obejmująca szerszy kontekst i wymowę dyskutowanego materiału jest bardziej pouczająca niż sztywne trzymanie się ram tegoż. Nawet jeśli intencją artykułu nie było ugruntowanie w kimś przekonania, że odstawienie glutenu rozwiąże wszystkie jego zdrowotne problemy, to takie przekonanie mogło powstać u kogoś, kto ma problemy i szuka dla nich rozwiązania. Wydaje mu się, że znalazł, bo zmienił dietę i poczuł ulgę. Sądzi,więc, że wyzdrowiał. To pierwszy wniosek z obserwacji zachowań ludzi.
    Drugim jest zauważenie, że istnieją też tacy, którzy po przeczytaniu jakiegoś efektownego artykułu na temat np. szkodliwości glutenu, profilaktycznie go eliminują, pomimo tego, że nie mają typowych objawów jego szkodliwości.
    Są też tacy, którzy przeczytali i niczego nie zmienili, nawet jeśli mają jakieś kłopoty zdrowotne – to trzeci wniosek.
    Teraz pytania.
    Jeśli gluten jest taki szkodliwy, a otwierającym „bramę” czynnikiem (wg Ciebie) jest brak mutacji genowych, to dlaczego nie choruje cała populacja? O dziwo (czy nie popełniłem plagiatu?:), najmniej zachorowań jest wśród dzieci, a średnia wieku chorych to około 55 lat. No i ciekawostka – chorujących kobiet jest sześciokrotnie więcej niż mężczyzn. „Marta Stępień, Paweł Bogdański, Nadwrażliwość na gluten – fakty i kontrowersje”. Czyżby one były mniej zaadaptowane od mężczyzn? Logika sugerowanego przez Ciebie braku adaptacji wskazywałaby raczej na to, że najwięcej chorych powinno znajdować się wśród dzieci, a nie dorosłych, no i proporcje płciowe też winny być zbliżone. Jeśli zachodziłaby adaptacja to z czasem coraz większa populacja byłaby przystosowana do zjadania glutenu, a jest odwrotnie. Coraz więcej ludzi ma z tym problemy. Czyżby zachodził proces odwrotny?
    Iza częściowo to wyjaśniła. Wypisała elementy wspomagające nacisk na „bramę”, tyle tylko, że logicznym wnioskiem nasuwającym się wówczas jest to, że nawet mięso jest zatrute, bo wszystko to jest powiązane ze sobą. Jeśli tak, to wnioskując dalej, można postawić tezę, że żadna dieta na Ziemi nie jest zdrowa, bo tak wiele szkodliwych czynników działa u podstaw każdej z nich, że można tylko dywagować, która zaszkodzi w mniejszym stopniu. W zasadzie to nie ma wyboru, no chyba, ze przestać jeść:)
    Zapytam tak tylko jeszcze jaka jest szybkość adaptacji do nowych warunków klimatycznych, żywieniowych, społecznych i jakichkolwiek innych. Wiesz to? Skąd przekonanie, że 7 tysięcy lat (około 280 pokoleń) to zbyt mało? Może jednak, poza glutenem, istnieje jakiś inny czynnik nacisku na „bramę”? Może warto wziąć to pod uwagę?
    Wszystkie te procesy związane z przemianą materii, obserwowane i badane powiązania biochemiczne między nimi, reakcje na nie organizmów czyli cały ten metabolizm to jedna strona medalu. Drugą stroną medalu nie jest jakieś „dziwo” jak raczyłaś nazwać sugerowany przeze mnie czynnik chorobowy związany ze stanem emocjonalnym człowieka.
    Jaki jest ten stan zależy oczywiście od tego jak postrzegamy świat i siebie w nim. Jak reagujemy na procesy międzyludzkie zachodzące w nim, zarówno te nas dotykające bezpośrednio jak i nie. Ten świat nie jest zatruty tylko na poziomie materialnym, ale i psychicznym. Nie wystarczy wyeliminować z diety szkodliwy czynnik. Trzeba jeszcze pogrzebać w swojej psychice. Poznać swój „psychiczny metabolizm”. Chciwość, rywalizacja, egoizm, pycha, nerwowość i wiele innych postrzeganych jako negatywne cechy charakteru, zagnieżdżają się w umysłach ludzi i zarażają inne. W każdym z nas coś z tego siedzi, bo jesteśmy uwięzieni w tej psychopatycznej cywilizacji, o czym wielokrotnie pisano w Pracowni.
    Tu też zachodzą procesy adaptacyjne, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że parę procent ludzi narzuciło swoje widzenie świata pozostałym?
    Zdrowie to temat wielowątkowy, a wzrost świadomości szkodliwości jednego czynnika, bez holistycznego spojrzenia na człowieka, nie wystarcza. Jedni są nadwrażliwi na gluten, inni nie. Jednych rozkłada wirus grypy, innych nie. Rak, aids itd.
    Jedni chorują, inni nie. Dlaczego, skoro wszyscy jesteśmy w w tym samym, szkodliwym środowisku? Dlaczego chorowałaś w przeszłości Magio? Jesteś pewna, że poznałaś już odpowiedź?

    Komentarz - autor: Ram — 27 czerwca 2014 @ 16:08

  31. @Ram
    No toś mi „dowalił”! 😀

    Na początek przypomnę, że to Ty napisałeś o jakimś tajemniczym „czynniku otwierającym drzwi do jego [glutenu] nietolerancji”. I tak to zostawiłeś, nie podając żadnej informacji o tymże „czynniku”.
    Na moją odpowiedź o braku odpowiednich adaptacji genowych piszesz o „280 pokoleniach” w czasie ok. 7 tys. lat.
    Znakomicie! To przelicz sobie teraz ile to pokoleń minęło w skali ewolucyjnej wszystkich hominidów, którzy przez miliony lat nie uprawiali zbóż. Dla ułatwienia dodam, że najstarsze szczątki datowane są na circa 7 milionów lat. Czujesz „cza-czę”? 🙂
    Poczytaj też (jeśli zechcesz oczywiście) o utrwalaniu się adaptacyjnie pozytywnych mutacji genowych w danych populacjach. O tym, jakie warunki są do tego niezbędne i ile (statystycznie) czasu potrzeba, by dana mutacja została utrwalona w całej populacji.

    Nikt, będąc przy zdrowych zmysłach, nie zaprzeczy, że pełne zdrowie to połączenie zdrowia fizycznego i psychicznego. Ty, jednakże, zdajesz się przesuwać ważkość poruszanego tematu (gluten a zdrowie fizyczne, optymalne funkcjonowanie ciała) w kierunku psychiki. Można i tak, bo gluten wpływa też na zdrowie psychiczne. Jednakże, ta sfera zaburzeń powodowanych negatywnym wpływem glutenu nie jest tematem tego artykułu. Rozumiesz tę „drobną” różnicę?

    ps. Napisałeś: „Czy zdanie – „jesteś tym co jesz” nie zawiera w sobie ziarna prawdy? To tylko kwestia czasu kiedy pojawią się jakieś dolegliwości związane z dietą ketogeniczną. I co wtedy? Kolejna zmiana diety?”
    Przypomnę nieśmiało, że dieta ketogeniczna nie jest wymysłem „najnowszej mody”. Została opracowana prawie wiek temu w klinice Mayo… i z powodzeniem sprawdzała się w holistycznym leczeniu wielu przypadłości.

    ps.2.: Kiedy piszesz aluzyjnie o „zjadaniu zwierząt” w połączeniu z „rozwojem świadomości”, to mam niejasne przeczucie, że usiłujesz przemycać ideologię wegetariańską/wegańską. Ale może się mylę?

    Komentarz - autor: Magia — 30 czerwca 2014 @ 18:22

  32. Tak się jeszcze zastanawiam…

    Badania wykazują, że WGA może być odpowiedzialna za więcej wyrządzanej nam szkody niż jej niesławny odpowiednik – gluten. WGA jest białkiem wiążącym węglowodany (czyli lektyną), występującym w zarodkach pszenicy i wykorzystywanym do ochrony rośliny przed grzybami, bakteriami i owadami.

    Skoro lektyny chronią rośliny przed chorobami, to czy przez te lata selekcjonowania i hodowania upraw wysokoodpornych nie wyhodowaliśmy zarazem bomb lektynowych? Tyczy się to przede wszystkim nie tylko pszenicy, ale również pomidorów czy jabłek, bananów itp.

    Komentarz - autor: fox — 1 lipca 2014 @ 09:47

  33. o rany! a cóż to? zlot hipochondryków? najlepiej nic nie jeść, to nic nie zaszkodzi, a jeszcze lepiej wcale się nie urodzić, to się nie umrze.
    Stwórca specjalnie dla ludzi stworzył Ziemię i wszystko co na niej. Nie ma sensu udawać, że jest się mądrzejszym od Niego. Człowiek sterowany jest myślami, które są zalążkami działania. Wielu tu celebruje swoje choroby, czyli nie ma zamiaru być zdrowymi. Czym innym jest straszyć siebie i innych glutenem, czym innym chęć bycia zdrowym. Jak dotąd ludzkość jedząc pieczywo miała się dobrze. Oczywiście, do czasu, gdy cwaniaki postanowiły zarobić kasę na ludzkiej głupocie. Można oczywiście nie trawić jakiejś substancji, Nie ma chyba na świecie człowieka, który mógłby jeść absolutnie wszystko i by mu to nigdy nie szkodziło. Ale od tego mamy rozum, by wyszukać dla siebie produkty właściwe i nie robić z tego ogólnoświatowej afery naganiając kasę cwaniakom. Zdrowie to przede wszystkich higiena psychiczna. A nie ładowanie sobie do głowy wszelakiego śmiecia, które wymyślił jakiś cwaniak i czynienia z własnego życia piekła tylko dlatego, że cwaniak lubi ludzi straszyć.
    Nie ma się co bać. Umrzemy i tak wszyscy. Ważne jest tylko to, co pomiędzy narodzinami i zejściem człowiek przeżyje i jak to wykorzysta.
    Ciekawe, że alkoholik dobijając się całymi latami nawet jakoś tam funkcjonuje, tak samo narkoman czy konsument nikotyny. A tu proszę! straszą pszenicą, w ogóle straszą roślinami i co najgorsze, straszą chorobami i śmiercią. I jak tu można w tej sytuacji być zdrowym?

    Komentarz - autor: nana — 2 lipca 2014 @ 16:14

  34. Jeszcze raz powtórzę. To nie gluten jest „odźwiernym”, on tylko zastał już uchylone drzwi i przeniknął je. Skutek, któremu przypisuje się sprawstwo ukrywa prawdziwą przyczynę. Gwałtowny wzrost przypadków celiakii i nadwrażliwości na gluten w ostatnim półwieczu, nie jest związany z brakiem adaptacji (to błędna teoria). To równie dobrze może być stochastyczne zjawisko. Nikt nie wie jaka część obserwowanej zmienności w populacji ludzkiej jest wynikiem adaptacji, a jaka zaszłością związaną z stochastycznymi zmianami. Pomimo badań na dużej liczbie osób i skanowania całego genomu, w wielu przypadkach nie udało się wyjaśnić więcej niż połowy zmienności genetycznej oszacowanej na podstawie badań odziedziczalności (Manolio 2009).

    Twój upór Magio, by trzymać się ściśle tematu dyskusji wspiera, występującą u wąskich specjalistów, niezdolność syntezy własnej specjalistycznej wiedzy z informacjami spoza ich specjalizacji. Dlatego ich wnioski najczęściej są błędne. Sądzę, że jesteś ponadprzeciętnie oczytana (jak większość tutaj komentujących), więc to tylko kwestia czasu, kiedy odkryjesz liczne związki w wiedzy, którą przyswajasz, a które są rozsiane w pozornie niezwiązanych z sobą tematach.
    Ktoś kto czyta Kasiopean, Gurdżijewa, Przyjemską:), interesuje się prehistorią, psychologią, genetyką i wieloma współczesnymi problemami, w końcu potknie się o prawdę i odkryje w czym tkwi sekret długiego, zdrowego i szczęśliwego życia w tym czymś co zwie swoim ciałem fizycznym:)

    Komentarz - autor: Ram — 5 lipca 2014 @ 23:11

  35. @Ram

    „Jeszcze raz powtórzę. To nie gluten jest „odźwiernym”, on tylko zastał już uchylone drzwi i przeniknął je.”

    Nie zgodzę się. Gliadyna zawarta w glutenie powoduje reakcję odpornościową organizmu, który powoduje zwiększone wydzielanie zonuliny (białko, które reguluje przepuszczalność śluzówki jelita) i dzięki temu zaczyna rozszczelniać się śluzówka jelita, a potem resztę już znamy. Innymi słowy wywołuje przewlekły, niski stan zapalny.

    „Gwałtowny wzrost przypadków celiakii i nadwrażliwości na gluten w ostatnim półwieczu, nie jest związany z brakiem adaptacji (to błędna teoria). To równie dobrze może być stochastyczne zjawisko.”

    Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że właśnie jest związany z brakiem adaptacji. Ciekawe, że spekuluje się, że po przejściu od łowiectwa/zbieractwa na rolnictwo średnia życia zmniejszyła się. Poza tym, np. w książce „Wheat belly” („Dieta bez pszenicy”) podkreśla się, jaką drastyczną metamorfozę przeszły zboża w ciągu ubiegłego wieku. Z drugiej zaś strony ciekawe jest też, że łączy się wprowadzenie herbicydów do upraw (absolutny syf Roundup) ze wzrostem przypadków celiakii i pochodnych (1, 2). Jeśli chodzi o samą celiakię, to nie wiadomo ile przypadków dawniej odrzucano jako nierozpoznane. Kiedyś, celiakia była niby rzadkością, bo diagnozowano ją wtedy, kiedy objawy były wyraźne i oczywiste (bóle brzucha i biegunki bezpośrednio po spożyciu, wyraźne osłabienie rozwoju u dzieci). Dopiero teraz różne dziwne dolegliwości, zaczyna się łączyć trafnie z celiakią, dzięki nowym możliwościom badań (pośrednio cukrzyca, choroby wątroby, demencje, zaburzenia neurologiczne itd.). Faktem jednak jest, że w ubiegłym wieku nastąpił gwałtowny wzrost. I tu się z Tobą zgodzę, że to nie tylko gluten jest za to odpowiedzialny, ale stopniowy efekt degenerowania wszystkich naszych mechanizmów obronnych związanych z masakryczną ilością toksyn docierających wszelkimi kanałami (w tym toksycznych informacji :P).

    Wiele by pisać na ten temat i lać wodę. Nie zmienia to jednak tego, że gluten istotnie jest jedną z toksyn, a szczególnie jego współczesna odmiana i nikt tutaj nie indoktrynuje, że jego eliminacja jest odpowiedzią na wszystkie problemy tego świata! To tylko kolejne uderzenie w zakłamane lustro, które tworzy niestety naszą chorą rzeczywistość. Odnoszę wrażenie, że nie negujesz Ram, tego co zostało opublikowane, ale jakby uspokajasz się, że to przecież nie tylko zboża, ale szereg innych czynników itd. Stwierdzenie, że wszystko rozbija się o wzrost świadomości i uzdrowienie ducha blablabla… tak naprawdę niczego nie zmienia! Co z tego wynika? To tylko myślenie życzeniowe i prokrastynacja – robota nadal stoi nie zaczęta!

    A tak swoją drogą…

    Chlebuś przestał być miłym dodatkiem do życia, a jego agresywność stała się na tyle istotna, że zaczyna czynić coraz więcej z nas inwalidami. Powtórzę się z poprzedniego komentarza: skoro przez tyle lat tworzyliśmy „mutanty” odporne na ich naturalne drapieżniki (nowe odmiany pszenicy), to przecież nikogo nie powinno dziwić, że dzięki temu będą również agresywne dla nas! Nie do końca rozumiem, dlaczego tak wiele osób przywiązuje się nad wyraz emocjonalnie do zboża.

    @nana

    „o rany! a cóż to? zlot hipochondryków? najlepiej nic nie jeść, to nic nie zaszkodzi, a jeszcze lepiej wcale się nie urodzić, to się nie umrze.”

    Ktoś tu się użala nad swoimi dolegliwościami, bo nie rozumiem?! Dokładnie, lepiej założyć klapki na oczy i niczym się nie przejmować – niech nasze dzieci też wcześniej umierają.

    Nie ma się co bać. Umrzemy i tak wszyscy. Ważne jest tylko to, co pomiędzy narodzinami i zejściem człowiek przeżyje i jak to wykorzysta.

    Otóż to! To jak wykorzystasz fakty zwarte w komentowanym artykule? Aaaa rozumiem, w jakiś dziwnie niebezpieczny i nieprzyjemny sposób burzą Twoją wreszcie ustabilizowaną rzeczywistość. Jakie to typowe…

    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: fox — 6 lipca 2014 @ 13:15

  36. @Ram
    To ty masz problem z postrzeganiem rzeczywistości. Niestety, ucieczka w stochastykę nie pomoże ci w rozwiązaniu tego problemu. Nie pomoże też projekcja własnych przekonań jako kontrargument (np. zarzucanie innym niezdolności syntezy informacji z różnych dziedzin). Zdaje się, że nadmieniałam wcześniej, że białka zbóż wpływają też na zdrowie psychiczne, ale nie to jest przedmiotem rozważań tego artykułu.

    Moim błędem był brak wyraźnego zaznaczenia, że na mutacje genowe wpływają czynniki środowiskowe. Na tym przecież zasadza się sedno epigenetyki. Być może dlatego właśnie wyjechałeś z tym absurdem: „Pomimo badań na dużej liczbie osób i skanowania całego genomu, w wielu przypadkach nie udało się wyjaśnić więcej niż połowy zmienności genetycznej oszacowanej na podstawie badań odziedziczalności (Manolio 2009)” No, „gupia” byłam zakładając, że każdy Czytelnik PRACowni z pewnością to (czyli wpływ czynników środowiskowych na zmiany w genomie) dorozumie. Mea culpa!

    Tymczasem, polecam ci przeczytanie jednego z wielu artykułów zamieszczonych na PRACowni, w którym stoi:
    Coraz powszechniej uznaje się fakt, że zasadnicze zmiany w diecie i trybie życia, które nastąpiły w następstwie Rewolucji Neolitycznej, a zwłaszcza po Rewolucji Przemysłowej, są zbyt świeże w skali ewolucyjnej, żeby ludzki genom mógł się do nich dostosować. Ten rozdźwięk między dawną fizjologią a nowoczesną dietą i stylem życia leży u źródeł wielu „schorzeń cywilizacyjnych”, w tym chorób serca, otyłości, nadciśnienia, cukrzycy typu 2, nowotworów nabłonkowych, chorób autoimmunologicznych i osteoporozy. Choroby te są rzadkie lub prawie nieobecne w populacjach łowiecko-zbierackich oraz innych grupach prymitywnych. Na tej podstawie uważa się, że przyjęcie modelu życia i odżywiania charakterystycznego dla okresu przedrolniczego jest skutecznym sposobem na obniżenie ryzyka wystąpienia degeneracyjnych chorób przewlekłych.

    Dlaczego więc gluten i inne szkodliwe białka zbożowe uważasz za skutek a nie przyczynę zaburzeń funkcjonowania ludzkiego organizmu? Jeśli masz inne wiadomości na ten temat to dlaczego ich nie podasz i nie poddasz pod dyskusję?

    Komentarz - autor: Magia — 6 lipca 2014 @ 14:06

  37. Magia, Fox

    Ponieważ moja metoda naprowadzania zawiodła to ustalmy co nas łączy.
    Nie zaprzeczam szkodliwośći glutenu, nieprzetrawionych lektyn i wielu innych substancji pochodzących z diety człowieka, które przenikają do krwiobiegu.
    Ten patogenny mechanizm został dość dobrze opisany w wielu publikacjach. Zgadzam się, że należy wyeliminować lub ograniczać ten negatywny wpływ poprzez świadomą eliminację tych szkodliwych czynników w maksymalny i możliwy do osiągnięcia w danych warunkach, sposób. Zmiana diety jest elementem takiego działania.
    To co chciałem uzyskać, to wskazać na decydujący czynnik (moim zdaniem), który ustanawia początek tego procesu. To coś jak grzech pierworodny:)(o którym wspomniała Iza). Nie jest nim gluten czy inne lektyny. Te czynniki zaczynają działać wtórnie i nakręcają spiralę. Pierwszym klockiem przewracającym domino jest nieuchwycony przez badaczy i twórców hipotezy paleo oraz braku adaptacji, element zawarty w interesującej teorii centrów energetycznych. To element IV drogi Gurdżijewa i centrów energetycznych Kasiopean.
    Ponieważ zmiana diety jest możliwa do zrozumienia i wprowadzenia przez przeciętnego człowieka, to już mówienie o centrach: emocjonalnym, intelektualnym czy instynktowo-ruchowym i ich wpływie na zdrowie człowieka, mija się z celem. Stąd to sondowanie i sugestie mające na celu wychwycenie ogólnego klimatu i sensu mówienia o tym.
    To co łatwo zaobserwować, a co wyraża się w hipotezie paleo i adaptacyjnej – to zmiana czynników środowiskowych. Widać wyraźny związek między tą zmianą,a efektami ich działania w populacji ludzkiej. Zmiana trybu życia i diety – wzrost zachorowań i ogólnie pogorszenie jakości życia z tym związanej. Te zjawiska powierzchniowe można ująć ilościowo i jakościowo. Dlaczego jednak nie sięgnąć głębiej i nie zastanowić się czy nie działa jakiś niewidoczny i ukryty czynnik, nie brany dotąd pod uwagę. To, że łowca i zbieracz żył długo i w dobrym zdrowiu, a po przejściu w stan osiadły nagle zaczął
    chorować, można wytłumaczyć zmianą diety i na tym poprzestać.
    Jednakże co powoduje, że niektórzy nie chorują? Co powoduje dziwną rozbieżność statystyczną odglutenowych chorób między kobietami i mężczyznami? Czy wraz ze zmianą trybu życia na osiadły, w człowieku nie wykształciły się jakieś negatywne cechy charakteru, związane z posiadaniem ziemi i plonów z niej? (chciwość, zazdrość, lenistwo, niepewność plonów, strach, nuda itd.) I czy to nie sugeruje istnienia czynnika emocjonalnego, negatywnie wpływającego na całą ludzkość? A może niektóre emocje i uczucia działają ochronnie?
    Czy są jakieś różnice emocjonalne między kobietami i mężczyznami? To ostatnie, to retoryczne pytanie:)
    Tutaj powrócę do centrum emocjonalnego (niższego). Wg Kasiopean mieści się ono w czakrze sakralnej, czyli układ trawienny i wydalniczy człowieka. Czy to przypadkowa zbieżność?
    Dawny łowca i zbieracz, poza specyficzną dietą, zapewne był szczęśliwy posiadaną wolnością i niezależnością, żył w harmonii z przyrodą i miał zapewne niewiele zmartwień. Nie był przywiązany do kawałka ziemi. Czy w badaniach brano pod uwagę jego sposób widzenia świata i jakiekolwiek stany emocjonalne?
    Czy kiedy obecnemu mieszkańcowi dziewiczej amazonii zabrać tą wolność i dostarczać mu to samo pożywienie co przed jej utratą, to czy przypadkiem nie zacznie chorować i nie zdegeneruje się? Jestem przekonany, że tak. Czynnik psychiczny ma tu zasadnicze znaczenie, jako wywołujący niepożądany efekt chorobowy (pierwotny), który w kolejnym kroku w dodatnim sprzężeniu zwrotnym, pogarsza to zdrowie (efekt wtórny).
    To samo tyczy się glutenu. Czynnikiem pierwotnym jest nierównowaga centrum emocjonalnego, które poprzez drenaż swojej energii osłabia rygle w bramie (układzie trawiennym), przepuszcza naciskające na nią szkodliwe i zbędne substancje, co w kolejnym kroku oddziałuje na cały organizm, pogarsza zdrowie fizyczne i w konsekwencji stan psychiczny, a to otwiera bramę szerzej zwielokrotniając negatywne objawy.
    Uważam, że uchwycono ten drugi krok i ustawiono go jako pierwotną przyczynę. Dopóki ludzie będą żyć i zachowywać się jak automaty (Gurdżijew), to osiągnięcie stanu zdrowia samą zmianą diety nie przyniesie długofalowego efektu. Nie twierdzę, że ci co przeszli na dietę bezglutenową na pewno zachorują kiedyś, a ci pozostający na glutenie o ile są zdrowi, to tacy zawsze pozostaną. To wszystko zależy na ile zharmonizują swoje niższe centrum emocjonalne i w jakim stopniu przesuną swoją świadomość w kierunku wyższych centrów: emocjonalnego i intelektualnego. To wszystko ma oczywisty związek z obecnym stanem naszej cywilizacji. Niektórzy pomimo ogólnego zatrucia, w jakiś sposób potrafią utrzymać swoje życie we względnej harmonii i rzadko bądź wcale nie chorują. Inni teoretycznie zdrowo się odżywiają, uprawiają sport, a pomimo tego chorują.
    Moim pytaniem jest – co było pierwsze? Zmiana warunków życia wywołała nierównowagę emocjonalną, a ta z kolei choroby i pogłębienie nierównowagi, czy może jak chcą twórcy hipotezy paleo, zmiana tych warunków spowodowała choroby i wpłynęła na psychikę? Rozwiązanie tej zagadki może przynieść odpowiednie działania zaradcze i naprawcze.
    Moim zdaniem harmonizacja i integracja owych centrów energetycznych jest niezbędnym krokiem do uleczenia ludzkości, bo tylko ona może przynieść pozytywną zmianę w fundamentach cywilizacji chroniąc ją przed upadkiem.
    P.S.
    Zarzut niezdolnośći syntezy nie był skierowany w Twoim kierunku Magio. To ogólne stwierdzenie i widoczna wada cywilizacji tworzącej wąskich specjalistów.

    Komentarz - autor: Ram — 7 lipca 2014 @ 22:11

  38. @Ram
    Z zainteresowaniem przeczytałam twój ostatni komentarz i ani razu się nie żachnęłam. 🙂 Nie mogłeś tak od razu?! Kurka wodna, po cholerę było to strzępienie ozorów po próżnicy?

    Dobra. Teraz kilka uwag.
    Po pierwsze primo, jak najbardziej zasadne są twoje uwagi dotyczące powstania/uwypuklenia określonych cech negatywnych związanych z posiadaniem (po nowemu: „prawem własności”), czyli, jak sam piszesz: „chciwość, zazdrość, lenistwo, niepewność plonów, strach, nuda itd”. Wszystko, co przeczytałam na ten temat (z wyjątkiem publikacji przez – pardon – wege-idiotów) wskazuje na to, że patologiczna hierarchia społeczna, jaką dziś znamy wykształciła wraz agrarną rewolucją neolityczną i wszystkim, co ze sobą niosła (tzn. posiadanie ziemi->chciwość-> zazdrość, itd.)

    Po drugie primo: podzielam twoje rozważania w zakresie oddziaływania zmian środowiskowych na rozwój poszczególnych centrów energetycznych. Ale, jeśli sam przeczytasz to, co napisałeś, być może dojdziesz do wniosku, że odpowiedziałeś już na stawiane przez siebie pytania, bo one (te odpowiedzi) nasuwają się same. Ergo: nie da się nie zacząć rozważań w tej materii od zmiany diety, która taką zmianą środowiskową była.

    Po trzecie primo, jak ci pewnie wiadomo, współcześni naukowcy (a przynajmniej zdecydowana większość z nich) ograniczają się w badaniach tylko do tego, co zdołają ogarnąć „szkiełkiem i okiem”. Żadne to więc odkrycie. Jednakże, w tym przypadku, będę ich bronić – to nie zmiany psychiczne wpłynęły na rozwój chorób degeneracyjnych (cywilizacyjnych). To zadziało się najpierw na poziomie fizycznym, na poziomie ciała. Zresztą jeśli przyjrzysz się dokładnie informacjom na temat rozwoju poszczególnych centrów energetycznych, to powinieneś dojść do tych samych wniosków. Rozwój NIE podąża z góry na dół (od najbardziej do najmniej rozwiniętego centrum energetycznego), tylko odwrotnie. W przypadku tego artykułu mówimy o wpływie określonych składników w naszej diecie na nasze ciało (czyli rozwój niższych centrów).

    Po czwarte primo: Gurdżijew i wielu innych pewnie miał rację pisząc i mówiąc, że jesteśmy tylko automatami. Cs’ też to podkreślali wielokrotnie; w tym to, że w tej rzeczywistości jesteśmy istotami STS, czy nam się to podoba czy nie. A więc znowu wracamy do rozwoju najniższych centrów i od tego poziomu w górę. Nie inaczej. Jeśli szwankuje poziom ciała, to oczekiwanie na rozwój wyższych centrów energetycznych (psychicznych) jest raczej myśleniem życzeniowym. Tym bardziej, że rozwój ten winien odbywać się w synchronizacji z postępem na wcześniejszych etapach.

    Po piąte primo: da capo al fine. 😉

    Komentarz - autor: Magia — 8 lipca 2014 @ 19:13


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com.