PRACowniA

20 października 2014

Jak wygrać wojnę o własny umysł

Brandon Smith
Alt Market
2 stycznia 2013 17:09 CET

Wszelkie batalie, wojny, walki na pięści i barowe bijatyki, wszystkie konflikty, bez względu na miejsce i czas ich trwania (z wyjątkiem tych, w których za sznurki obydwu stron pociąga ten sam lalkarz), zaczynają i kończą się jako bitwy o umysł. O wyniku jakiejkolwiek walki nie decyduje wyłącznie jakość sił zbrojnych. W rzeczywistości, technologicznie zaawansowany przeciwnik, wyposażony w wyszukaną broń palną, jest niejednokrotnie bardziej bezbronny niż jego tradycyjnie uzbrojony odpowiednik. Fakt ten, oczywiście, stoi w sprzeczności z naszym zachodnim sposobem myślenia, który każe nam wierzyć, że człowiek dysponujący większą bronią palną (tudzież większym dronem) zawsze wygrywa. Aby zorientować się, że jest inaczej, musieliśmy, niestety, doznać wielu druzgocących klęsk i uczestniczyć w przeciągających się interwencjach zbrojnych w Azji. Jedną z największych niewypowiedzianych prawd naszych czasów jest fakt, że unowocześnienie działań wojennych w znikomym stopniu wpłynęło na przeobrażenie sztuki zwyciężania wojen. Jak pokazuje historia, dominującymi czynnikami w jakiejkolwiek kampanii są wiedza, siła woli oraz zasady przewodnie.

Zatem, pozostaje nam tylko przyznać, że bitwą najwyższej wagi, w jakiej kiedykolwiek przyjdzie nam wziąć udział, jest bitwa psychologiczna, tocząca się w nas samych, bitwa o nasze wnętrze; powodzenie w walce o własny umysł determinuje bowiem sukces we wszystkich innych przedsięwzięciach.

Niestety, niewiele osób ma świadomość tego, że wojna o umysł jest sprawą wielkiej wagi, a co dopiero, w jaki sposób bronić się przed psychologicznym atakiem. Tak jak w przypadku każdej metody samoobrony, konieczny jest nieustający trening.

W minionym stuleciu, w każdym razie w Stanach Zjednoczonych, prowadzono wywrotową, potajemną zimną wojnę przeciwko ludziom, w formie psychologicznego zniewolenia. Jej celem było osłabienie naszej determinacji, dziedzictwa, wiary w swoje siły, pewności siebie i integralności, co miało służyć przygotowaniu nas do prowadzonej przez elity „gorącej wojny” przeciwko naszym, uświęconym tradycją, prawom konstytucyjnym. Elita rządząca świetnie zdaje sobie sprawę z faktu, że najbardziej skuteczna strategia zwycięstwa polega na przekonaniu wroga do kapitulacji jeszcze przed rozpoczęciem walki. Obecnie społeczeństwo amerykańskie jest przyzwyczajane do sytuacji, w której dobrowolnie idzie na ustępstwa i umiera wskutek mentalnej śmierci, poddaje się w walce o własne wnętrze, kiedy więc wybuchnie prawdziwa, zewnętrza wojna, będzie już pokonane.

Zdemoralizowane rządy posiłkują się w dużym stopniu tzw. operacjami psychologicznymi (psy-ops), które sprowadzają się głównie do propagandowych inicjatyw, służących podcinaniu skrzydeł wybranemu celowi (zwykle obywatelom). W przypadku rządów despotycznych, psycho-operacje obejmują rozpowszechnianie kłamstw, szerzenie pół-prawd, wzbudzanie poczucia zagrożenia i uciekanie się do aktów brutalności, co ma służyć wywołaniu konkretnych reakcji. Psycho-operacje prowokują do silnego, emocjonalnego, masowego odzewu, który ma sprzyjać interesom oligarchii. Poniższe wskazówki mogą być dla ciebie tarczą, dzięki której ochronisz się przed próbami manipulacji, zachowasz kontrolę i nie ulegniesz nieświadomym oddziaływaniom, nakłaniającym cię do podejmowania działań wbrew własnym interesom.

Nie lękaj się potencjalnych zagrożeń

Bronią zwolenników totalitaryzmu jest strach. Podbijające armie i biurokracja znane są z tego, że w przejaskrawiony sposób eksponują swoją rzekomą siłę i liczebność, aby stłamsić ducha walki u tych, nad którymi zamierzają sprawować władzę. Na przykład, bezwzględnemu ludobójstwu dokonywanemu na rozkaz Czyngis-chana towarzyszyła taktyka upowszechniania fałszywych informacji na temat zawyżonej liczebności jego wojsk po to, aby wzbudzić przerażenie wśród ludzi, mieszkających na terenach, których nie zdołał jeszcze podbić. Hordy mongolskie cieszyły się tak złą reputacją (po części sfabrykowaną) w regionach, do których jeszcze nie dotarły, że niektóre z nich poddawały się natychmiast bez żadnego sprzeciwu.

Stając się aktywistą, przeciwstawiającym się przestępczym praktykom establishmentu, łatwo stać się celem kampanii strachu. Obecnie do tych z nas, którzy działają w ruchu na rzecz wolności, docierają nieustające ostrzeżenia z „przypadkowych”, zatroskanych o nasz los instytucji, z przekazem, że nasze wysiłki „idą na marne”, że „wystawiamy się na atak”, że system globalny jest dalece zbyt silny i nowoczesny, aby udało się go pokonać, że dysponuje dronami, bazami danych NSA, żołnierzami pozbawionymi empatii, etc.

Mają nadzieję, że wystraszymy się potencjalnych okoliczności, których wystąpienia ani nie da się potwierdzić, ani wykluczyć, że będziemy mieć obsesję na punkcie hipotetycznych „trudności”, zamiast koncentrować się na naszym celu. Innymi słowy, próbują doprowadzić do stanu powszechnego tchórzostwa. Aby zniweczyć tę taktykę, musisz być nieustająco skoncentrowany na własnym celu, bez względu na możliwe niebezpieczeństwa. Oznacza to, że siła wroga, realna lub wyimaginowana, jest nieistotna. Nie ma żadnego znaczenia. Goliat jest wyłącznie przeszkodą, a z każdą przeszkodą można sobie poradzić. Podążaj za własnym celem i nigdy nie ustawaj.

Nie pozwól, aby drobne niedogodności i problemy osobiste rozpraszały ci uwagę

W Niemczech Wschodnich, w czasach głębokiego komunizmu, tajna policja Stasi wdrożyła taktykę zwaną „Zersetzung”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „rozkład, zepsucie” lub „podkopywanie, nadszarpywanie”. Polegała ona na wykorzystywaniu wyrafinowanych technik manipulacyjnych w stosunku do namierzonej osoby, które zakłócały jej życie osobiste, uniemożliwiając w efekcie normalne funkcjonowanie oraz pełne zaangażowanie w działalność dysydencką. Agenci Stasi pozorowali włamania do domu lub robili w nim przemeblowanie. Nierzadko usiłowali doprowadzić do emocjonalnego konfliktu pomiędzy dysydentem i jego żoną, innymi członkami rodziny czy przyjaciółmi, bądź do zniszczenia relacji biznesowych. Celem tych działań było zmuszenie wybranej osoby do przekierowania jej uwagi z działalności politycznej lub społecznej na kwestie o drugorzędnym znaczeniu.

Osobiste zawirowania, czy to wyreżyserowane przez Stasi, czy pojawiające się w sposób naturalny, mają destruktywną moc tylko wtedy, gdy poświęcasz im nadmierną uwagą i nadajesz im przesadne znaczenie. Niektórzy ludzie stają się całkowicie zafiksowani na punkcie własnych, prywatnych oper mydlanych, a agenci rządu skrzętnie tę słabość wykorzystują.

Tak naprawdę, nasze prywatne życie i pojawiające się w jego ramach napięcia mają znaczenie marginalne, kiedy mowa o obronie naszych zasad i naszej kultury przed zniewoleniem i zapomnieniem. Problemy damsko-męskie, rodzinne kłótnie i ingerencje w nasze prywatne życie powinny zejść na dalszy plan. Liczy się tylko misja. Misją Ruchu na rzecz Wolności (Liberty Movement) jest wyrwanie ze snu opinii publicznej, zakłócanie procesu indoktrynacji mas, a jeśli to konieczne, fizyczne odsuwanie elit od władzy. Rodzinę i przyjaciół, którzy stają nam na drodze czy to samoistnie, czy wskutek manipulacji, należy ignorować.

Nie daj się przekupić podarunkami

Tyrani uwielbiają obsypywać społeczeństwo prezentami, zwłaszcza na początku procesu zdobywania władzy. Mogą one przybierać formę obietnic utworzenia nowych miejsc pracy, lepszej infrastruktury, darmowej opieki zdrowotnej, zwiększonego bezpieczeństwa, a nawet gratisowych telefonów komórkowych. Mogą też prezentować ofertę uczestnictwa w płatnych akcjach prowokacyjnych lub propozycję płatnego donosicielstwa. Chodzi im o to, aby nie oferując nic w zamian, zwabić obywateli jakąś błyskotką lub przynajmniej wcisnąć im kit. Jeśli jakiś rządowy oficjel (lub ktoś podobnego pokroju) obsypuje cię prezentami, czas nabrać podejrzeń.

Rządy nie „płacą” za prezenty, które od nich otrzymujesz. To ty za nie płacisz – albo w formie podatków, albo pośrednio przez inflację. Bojownik o umysł nigdy nie powinien dać się ogłupić jakiemukolwiek biurokratycznemu czy korporacyjnemu podmiotowi, który chce zaskarbić sobie jego sympatię, obsypując go gratisowymi błyskotkami. Nigdy nie daj się przekupić. Jedyne skarby –cokolwiek warte – to nasz indywidualizm i szacunek do samego siebie.

Nigdy nie ufaj medialnej maszynie. Zawsze weryfikuj informacje.

Nie ma czegoś takiego jak „obiektywne dziennikarstwo” w mediach głównego nurtu. To, co widzisz i słyszysz, nie jest prawdą – to jej zniekształcona replika, tyle tylko, że zawsze z korzyścią dla establishmentu. W dzisiejszych czasach dziennikarze nie weryfikują przebiegu wydarzeń. Wręcz przeciwnie, utrudniają dochodzenie do prawdy, relacjonując wydarzenie wyłącznie z jednego punktu widzenia oraz atakując każdego, kto kwestionuje przyjętą przez nich wersję. „Oficjalna wersja” jakiegokolwiek doniesienia to prawie zawsze zawiła manipulacja, która chroni wizerunek i interesy oligarchów.

Nikt, kto uważa się za inteligentnego człowieka, nie powinien akceptować oficjalnych doniesień w podanej wersji. Zawsze kwestionuj przekazane informacje oraz weryfikuj je, wykorzystując w tym celu niezależne źródła, relacje z pierwszej ręki lub oryginalne dokumenty. Nigdy nie pozwalaj na to, aby cię „edukowano”. Za każdym razem staraj się samodzielnie docierać do faktów. Żądaj, aby tuby establishmentu udostępniały źródła pozyskanych informacji; pokaż im, że nie jesteś kimś, kto – jak tego oczekują – przyjmuje wszystkie ich doniesienia na ślepą wiarę.

Nie obawiaj się ośmieszenia

Walka z dezinformacją ma żywotne znaczenie, nasza osobista duma – niekoniecznie. Ochrona własnego ego to strata czasu. Nie jesteś w stanie nieustająco wszystkich zadowalać; to niemożliwe, ale też mało istotne. Aktywistów wystawia się na pośmiewisko nie tylko po to, aby ich zdyskredytować, ale również po to, aby sami zaczęli kwestionować wytknięty sobie cel, podkopywać własną determinację. Jeśli nie jest łatwo cię zakłopotać lub onieśmielić, nie dasz się zastraszyć ani pokonać wyłącznie słowami.

Zadając przeciwnikom zasadne pytania, wymagaj od nich konkretnych odpowiedzi. Nie zważaj na próby odwrócenia uwagi i dalej drąż właściwy temat. Domagaj się merytorycznych argumentów. Jeśli nie są w stanie tego uczynić i uciekają się do ataków ad hominem, obnażają słabość własnego stanowiska, a to oznacza, że jesteś górą.

Zaakceptuj ryzyko, zanim staniesz twarzą twarz z wrogiem

Wciąż jestem zdumiony faktem, że istnieją dysydenci i bojownicy o wolność, sprawiający wrażenie zaskoczonych, gdy stają się celem ekstremalnego ataku, którego nigdy nie należy wykluczać. Czy nie zdawali sobie sprawy z ryzyka, jakie pociąga za sobą przystąpienie do walki? Czy naprawdę byli przekonani, że wszystko się jakoś potoczy i że nie będzie aż tak źle?

Angażując się w jakikolwiek konflikt przeciwko większemu, bezwzględnemu, pozbawionemu wszelkich zasad moralnych przeciwnikowi, zawsze zakładaj, że będziesz musiał przejść przez piekło, żeby cokolwiek osiągnąć. Przyjmij do wiadomości, że twoje życie nigdy już nie będzie spokojne i komfortowe. Zrozum, że możesz nie doczekać chwili, w której będą widoczne efekty twoich wysiłków. Uświadom sobie, że być może będziesz musiał przejść przez ogień i doznać cierpienia. Jeśli tego nie pojmiesz, pozostaniesz żałosnym i śmiechu wartym, nieprzydatnym żołnierzem w wojnie o umysł.

Osobiste ryzyko jest nieważne. Liczy się tylko prawda i przyszłość. Jeśli chcesz być skuteczny, będziesz żył „pod lupą”. Jeśli otwarcie wychodzisz przed szereg i stanowisz namacalne zagrożenie, oczekuj, że na piersi wymalują ci tarczę.


Rozpoznaj i zgłębiaj własne słabości

Udawanie, że nie masz żadnych słabości, że jesteś nieskazitelny, to najlepsza droga do tego, aby udzielić wsparcia twemu wrogowi. Jeśli przepełnia cię pycha, twoja nadmierna pewność siebie zostanie wykorzystana przeciwko tobie. Jeśli jesteś złośliwy z powodu zazdrości, wykorzystają ją, aby odciągnąć twoją uwagę. Jeśli łatwo wpadasz w złość, twoja wściekłość pomoże wciągnąć cię w proces autodestrukcji. Dokładnie i gruntownie przebadaj swoje wnętrze tak, jak byś prześwietlał wroga. Może zabrzmi to jak banał, ale w gruncie rzeczy, niewykluczone, że sam zaczniesz kopać pod sobą dołki, że staniesz się wrogiem we własnej sprawie, znacznie gorszym niż armia zebrana przez twego oponenta, bez względu na jej liczebność.

Paradoksalnie, rozpoznając własne ograniczenia, możemy jednocześnie stać się biegli w dostrzeganiu słabych punktów u innych. Jeśli nie jesteśmy zaślepieni przez własne uprzedzenia, to uprzedzenia przeciwnika stają się lepiej widoczne.

Nie dawaj wiary drobnym autorytetom

Niewykluczone, że wynika to z naszej plemiennej natury, ale zdaje się, że wiele osób przejawia niezaspokojone pragnienie hierarchii i przywództwa – nawet jeśli owo przywództwo oparte jest na kłamstwie. Najlepszą ochroną przed demoralizacją jest wejście w rolę własnego przywódcy, zamiast wyczekiwanie cudownie nieskazitelnego nadzorcy (czy też utalentowanego oszusta), który wskaże ci drogę. Licząc na to, że inni zdecydują za ciebie, ryzykujesz całkowitą utratę prawa wyboru.

Drobna władza to władza powstała raczej w oparciu o fałszywy pretekst niż zasłużony szacunek i uznanie. Żaden człowiek, bez względu na posiadany tytuł, nie stoi ponad prawdą i z pewnością nie jest więcej wart niż ty. Podobnie jak tytuł, również mundur jest symbolem autorytetu, wzorca; ale już jego właściciel może być daleki od ideału. Nie zważaj na mundur. Skup się na człowieku, który go nosi, i zadaj sobie pytanie, czy postępuje on zgodnie z zasadą „mundur zobowiązuje”, czy też nie.

Jeśli ktokolwiek chce decydować za ciebie, którą drogą masz pójść, poddaj go możliwie najbardziej rygorystycznym próbom. Niech dowiedzie, że działa w twoim najlepszym interesie oraz że jest wystarczająco mądry i rozważny, aby decydować o twojej przyszłości.

Pojmij potęgę symboli i mitów

Aby wpłynąć na zbiorową podświadomość, oligarchowie wykorzystują sztukę teatralną i wielkie gale. Wiedzą, że ludzki umysł ciąży w kierunku rytuałów, które zaspakajają naszą wewnętrzną potrzebę odwoływania się do mitu i symbolu. Psycholog Carl Jung te wrodzone, symboliczne, nieświadomie zachodzące w naszej psychice procesy określił mianem „archetypów”. Są one obecne w sztuce, w marzeniach sennych, w życiu duchowym każdej społeczności, bez względu na czas, miejsce, religię czy kulturę. Posiadając wiedzę na temat tych uniwersalnych symboli oraz uzmysławiając sobie, jakie emocje w nas wzbudzają, można uchronić się przed ich oddziaływaniem.

Nie każde niewiarygodne, zaskakujące wydarzenie w historii miało spontaniczny charakter. Niektóre z nich zostały zaaranżowane, jako sposób na odwołanie się do wybranej części zbiorowej podświadomości narodu. Działania „pod fałszywą flagą”, bo o nich mowa, bardzo często nawiązują do wybranego, cenionego w danej kulturze symbolu. Stworzenie lub zniszczenie owej symbolicznej opoki – reprezentowanej przez cenioną postać, jakiś społeczny mechanizm lub wymarzoną wizję przyszłości, wywiera trwałe, głęboko zakorzeniające się wrażenie na tysiącach, jeśli nie milionach, ludzi. To niecodziennie zjawisko lub wydarzenie wciąga ich emocjonalnie – ogarnia ich szaleństwo, przerażenie, wściekłość – bez krzty świadomości, dlaczego tak reagują. Aby móc doprowadzić do stanu równowagi swoje rozbite wnętrze, zostają wmanewrowani w zgubne, katastrofalne w skutkach czyny. Decydują się na udział w wojnie, dobrowolnie oddają się do niewoli lub wybierają śmierć – a wszystko to w zamian za obietnicę ochrony przed urzeczywistnieniem się lub zniknięciem mitu.

Sekret polega na tym, aby więcej czasu poświęcać na intensywne badanie własnej psychiki niż na fantazjowanie. Odkrywając nasz wewnętrzny mit, a w konsekwencji, indywidualizm, stajemy się nieczuli na oddziaływanie akcji pod fałszywą flagą. Utrzymamy w ryzach swoje emocje, pozbędziemy się uprzedzeń, a obawy przestaną mieć znaczenie. Zniknie potrzeba nadmiernego przywiązywania się do wyobrażeń, do mało realnych, powierzchownych oczekiwań, czy do zbiorowości. Spektakle teatralne na rzecz walki o twój umysł stracą moc – od tej chwili sami będziemy decydować o swoim przeznaczeniu.

Nigdy nie zapominaj o własnym indywidualizmie

Zwolennicy materializmu konsekwentnie twierdzą, że istoty ludzkie to nic więcej niż puste naczynia; pojawiają się na świecie niczym „czyste tablice”, zapisywane dzięki oddziaływaniu środowiska, lub niczym biologiczne maszyny, wyposażone w podstawowe zwierzęce instynkty, które „błędnie bierzemy za dusze”. Jak już wspomniałem powyżej, wyniki badań Carla Junga dotyczące wrodzonych, nieświadomych archetypów, dowodzą, że tak naprawdę NIE jesteśmy li tylko pustymi naczyniami, jak utrzymują materialiści. Każdy z nas rodzi się ze wspólnymi dla wszystkich właściwościami, takimi jak sumienie i intuicja, ale również z cechami, które odróżniają nas od siebie nawzajem, czyniąc nas unikatowymi, jedynymi w swoimi rodzaju. Przychodzimy na świat z wiedzą o dwóch przeciwstawnych siłach: dobru i złu. Dzięki świadomości istnienia tego dualizmu, posiadamy moc wyboru – kierujemy się sumieniem lub je ignorujemy.

Zwolennicy materializmu hołdują poglądowi o “czystej karcie”, gdyż chcą, abyśmy uwierzyli, że nie posiadamy żadnych wrodzonych cech, a zatem również sumienia. Pragną, abyśmy ignorowali podszepty intuicji i zostali wyznawcami moralnego relatywizmu. Jeśli każdy człowiek jest jak wydmuszka, to w takim razie nie istnieje dobro i zło, a zatem nie ma czegoś takiego, jak „przestępcze” działania elit. Jeśli każdy człowiek wierzy, że jest wyłącznie produktem wpływu otoczenia, to łatwo go przekonać do porzucenia własnej woli i zdania się na tych, którzy rzekomo lepiej potrafią zapanować nad rzeczywistością. Jeśli głęboko wierzy w to, że nie posiada zdolności samostanowienia, to jest gotowy uznać, że pełni tylko rolę robota, oczekującego na zaprogramowanie przez zewnętrzne siły.

Krańcowym marzeniem wyznawców materializmu jest wcielenie się w rolę “wielkich wytwórców i serwisantów” mas. Marzą o tym, aby decydować za nas w kwestii tego, co jemy, w co się ubieramy, czego się uczymy; chcą narzucać nam swój własny sposób myślenia. Widzą się w roli malarzy, a nas w roli płótna. Tylko wtedy, w ich mniemaniu, społeczeństwo sięgnie „ideału”.

Jeśli człowiek zatraci poczucie własnej indywidualności i przyklaśnie koncepcji czystej karty, to w walce o umysły jest na z góry straconej pozycji, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Komentarz SOTT: Większość z tego, o czym pisze autor artykułu w powyższym akapicie, jest prawdą. Jednakże nie bierze on pod uwagę faktu, że większość ludzi rodzi się – wskutek uwarunkowania genetycznego – jako autorytarianie, bezkrytycznie akceptujący decyzje władz. Zgodnie z tym, co mówił Gurdżijew, ludzie posiadają tylko „potencjał duszy”, który należy doskonalić poprzez ciężką Pracę. Przy czym nie każdy jest w stanie ją wykonać. Większość istnień ludzkich to urodzone roboty, posłusznie podążające za reprezentującymi je władzami. A zatem, to co ma znaczenie, to natura władz. Każdy, kto pomija ten aspekt, ma znacznie zubożony ogląd rzeczywistości.

W wątku: „Power: A radical View

Umysł ponad materią

Pobicie przeciwnika lub zabicie go z broni palnej zdaje się być w zasięgu naszych możliwości. Stawienie czoła kłamstwu lub idei, która chce zniszczyć nasz wewnętrzny opór, jest tymczasem kwestią o niewiarygodnej złożoności. Jeśli oponent usiłuje nami manipulować, to daje nam sygnał, że nie jest w stanie ujarzmić nas wyłącznie dzięki sile fizycznej. Fakt, że przez tyle lat rząd i stojące za nim struktury władzy z tak wielką desperacją uciekają się do prób manipulowania społeczeństwem, pokazuje, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są w stanie narzucić narodowi scentralizowanej władzy i znieść imperatywu wolnościowego, ot tak po prostu, przy wykorzystaniu przewagi militarnej. Żadna broń, bez względu na jej siłę, nie pozwoli im zdobyć tego, co chcą. W związku z tym, konsekwentnie chwytają się manipulacyjnych sztuczek, licząc na to, że tym sposobem stłamszą naszą determinację i osłabią wolę walki.

Jeśli chcemy odnieść zwycięstwo, musimy stać się odporni na gierki systemu. Musimy oddalić je od siebie, całkowicie się od nich odseparować. Musimy porzucić wszelkie niepotrzebne obawy i wątpliwości, wyzbyć się nienawiści i robić to, co do nas należy. Musimy stać się głusi na retorykę porażki i nihilizmu. Musimy z podniesioną głową wyjść spoza zasłony niepewności, pamiętając, że wszyscy wielcy żyjący przed nami toczyli swoje boje pomimo świadomości „nieuchronnej śmierci”.

Jeśli nie potrafimy zapanować nad naszym własnym wewnętrznym światem, to jesteśmy z góry skazani na porażkę w każdym innym angażującym nas konflikcie. Bez nieskazitelnej, niewzruszonej woli, nie da się zatriumfować i zaznać spokoju.


Tłumaczenie: PRACowniA
Artykuł na SOTT.net: How to win the war for your mind

 

13 Komentarzy »

  1. niestety zgadzam się z komentarzem SOTT – większość populacji nie jest w stanie wybić się na indywidualizm – homo sapiens to zwierzę stadne

    Komentarz - autor: ewra — 20 października 2014 @ 12:10

  2. Ta bitwa jest przegrana. Toczenie walki nie ma sensu. Proponuję udać się w sobotę czy niedzielę do pierwszej z brzega galerii handlowej. Tam są „konsumenci”. Czy to pasuje czy nie tak jest. Jesteśmy istotami które się programuje. Ci co to robią maja wiedzę , większą niż nasza. Nie należy składać życia jak ci w Powstaniu ‚Warszawskim’.

    Komentarz - autor: DonPedro — 20 października 2014 @ 20:43

  3. @ Don Pedro
    To Twój punkt widzenia i Twój wybór.

    Jednakże „ci, co to robią”, robią to nie tyle dzięki swojej wiedzy, co dzięki braku wiedzy innych. Poza tą słabością, mają wiele innych, a wśród nich jest niezdolność uczenia się z doświadczeń, przewidywania, elastycznego podejścia. Co Ci stoi na przeszkodzie do zdobycia wiedzy – większej od „ich wiedzy”?

    I nie chodzi tu o składanie życia w ofierze w beznadziejnej walce zbrojnej, w dodatku sterowanej przez „nich”. Chodzi o mądre wybieranie bitew, które decydujemy się toczyć, w zależności od stopnia znajomości siebie i otaczającej rzeczywistości. Ponownie – nie mówię (ani powyższy artykuł nie mówi) o bitwach zbrojnych.

    Komentarz - autor: iza — 21 października 2014 @ 14:31

  4. @ ewra

    większość populacji nie jest w stanie wybić się na indywidualizm – homo sapiens to zwierzę stadne

    W byciu „zwierzęciem stadnym” nie ma nic złego. Człowiek wyewoluował jako istota społeczna, więzi z innymi potrzebuje nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale również dla emocjonalnego zdrowia. Problem zaczyna się wtedy, kiedy dominację nad stadem przejmują jednostki patologiczne. A jak zmienia się sytuacja, kiedy w taki czy inny sposób zostają one wyeliminowane, można zobaczyć na zdumiewającym (i dodającym otuchy) przykładzie z życia pawianów, przedstawionym przez Roberta Sapolskiego:

    Komentarz - autor: iza — 21 października 2014 @ 15:46

  5. Odp.dla P. Izy
    „Nasze życie od poczęcia aż po grób nie należy do nas”. Cytat z filmu „Atlas chmur”
    Jeśli należy ? Warto wybrać się na cmentarz lub do szpitala. Tam można rozwiać wątpliwości. Czy ci ludzie chcą cierpieć , chorować, a może umrzeć ? Zdecydowanie nie. Mają na to wpływ, nie. Życie ich należy do nich ? NIE !
    Co się zmieniło na świecie od tysięcy lat ? Nic. Ilu ludzi wymordowano w wojnach religijnych lub innych zadymach ? Czy morduje się ich się teraz ? TAK. Jeśli tyle istnień już zginęło , na nic to wszystko, co jest grane ? Kto za tym stoi ? A może co ?
    Polecam walkę w stylu „lis na Syberii”. „Na Polski” , szybka ocena sytuacji , jeśli wysiłek jest zbyt wielki by osiągnąć zdobycz , trzeba natychmiast odpuścić. Dość już niepotrzebnych ofiar zarówno w kontekście fizycznym jak i duchowym.

    PS. Artykuł fajny , proszę tak trzymać !

    Komentarz - autor: DonPedro — 22 października 2014 @ 09:55

  6. @iza
    Stokrotne dzięki za odnalezienie tego filmu z badań dra Sapolskiego.

    Kiedy wywnętrzałam się na ten temat przy innej okazji kilka miesięcy temu, te właśnie badania miałam na myśli. Ino, sierota jedna, nie pamiętając nazwiska badacza nie mogłam tego znaleźć.

    Dziękuję!

    Komentarz - autor: Magia — 22 października 2014 @ 12:00

  7. @Don Pedro

    Nie zgadzam się z tym, co napisałeś. Uważam, że nasze życie należy do nas. W szczególności w zakresie, który podałeś, jako przykład.
    Każdy z nas ma możliwość poszukiwania informacji i uczenia się. Dotyczy to również tzw. profilaktyki zdrowotnej. Jeśli ktoś wybiera ślepe podążanie za kłamliwymi „autorytetami”, to… ląduje w szpitalu albo na cmentarzu.
    Dlatego podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym, co napisała Iza: „Co Ci stoi na przeszkodzie do zdobycia wiedzy – większej od „ich wiedzy”?”

    Komentarz - autor: Magia — 22 października 2014 @ 12:07

  8. Bycie „zwierzęciem stadnym”, do pewnego stopnia wyklucza brak podążania za autorytetami.

    Sama idea współpracy zakłada przecież nie dublowanie działań. Czyli zawierzanie działaniom i rezultatom działań innych.

    Oczywiście możemy bronić się sprawdzaniem wstępnym, okresowym, ale od zawierzania zupełnie nie uciekniemy. Idea „sprawdzania informacji” jest urokliwa, ale bez solidnego zawężenia dziedzin i tematów – utopijna.

    Czyli stajemy codziennie przed wyborem: co jest warte sprawdzenia, co zawierzenia, a co po prostu rejestrujemy i odkładamy na półkę bez osądu. A także tego, co w ogóle będzie absorbowac naszą uwagę.

    I jeszcze jeden problem.
    Jak ma się emocjonalne przywiązanie do „stada” i zdolność do racjonalnej oceny jego działań ..?

    Komentarz - autor: Art — 22 października 2014 @ 17:08

  9. @Art
    Słyszałeś może kiedyś o takim zdaniu: „Po owocach ich poznacie”?
    Ale jeśli pasuje ci odkładanie na półkę takiego czy innego osądu z powodu emocjonalnego przywiązania do stada (a raczej do jego przywódców i czerpanych stąd korzyści), to droga wolna.
    Nikt nikomu nie obiecywał, że będzie łatwo. Nikt nikomu nie obiecywał, że nie trzeba będzie każdego dnia pracować dochodząc do prawdy. Rzeczonym pawianom też nie! A mimo to, kiedy pozbyły się ze swojego stada patologicznych osobników, trwają w harmonii społecznej. Pewnie jakieś „gupie” są, bo pozbawione „zdolności do racjonalnej oceny działań”…

    Komentarz - autor: Magia — 22 października 2014 @ 17:25

  10. „Ale jeśli pasuje ci odkładanie na półkę takiego czy innego osądu z powodu emocjonalnego przywiązania do stada (a raczej do jego przywódców i czerpanych stąd korzyści), to droga wolna.”

    Ależ właśnie nie pasuje. Mam tylko wątpliwości, czy taki efekt jednak w pewnym stopniu nie powstaje, jeśli wytwarza się, (a przywiązujemy się dość łatwo chyba), emocjonalne zaangażowanie.

    Rzecz jasna – nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
    Ja mam nieustannie problem z „efektem samozadowolenia”. Czyli wtedy, gdy po okresie pracy i, wydaje się, dojścia do rozsądnych wniosków, pojawiają się fakty, które te wnioski burzą.
    Wtedy muszę stoczyć walkę z samym sobą.
    I mam ten efekt zawsze. Nigdy nie jest tak, że pojawia się kolejna zagwostka burząca ( poddająca w wątpliwość dotychczasowe, własne ustalenia), a ja w skowronkach rzucam się do korekcji sądów.
    I jest to, cholerka, wprost proporcjonalne do wysiłku włożonego w daną pracę….

    Komentarz - autor: Art — 22 października 2014 @ 17:42

  11. @Art
    Nawet nie wiesz, jak bardzo zgadzam się z tym co napisałeś. 🙂 Tyle, że te zmagania – przynajmniej w moim przypadku – dotyczą kwestii, które są podbudowane dowodami, a nie są wyświetlane na ekranie teleogłupiacza, czy czymś w tym rodzaju.

    A teraz palnę z grubej rury! Powiem, że wszystkie badania socjologiczne i psychologiczne z dziedziny psychologii społecznej przyjmują za normę patologię, jaka występowała w rzeczonym stadzie pawianów przed spotkaniem z kupą śmieci zarażonych gruźlicą. To właśnie sponeryrozowane na swój, zwierzęcy sposób stado, stanowi podstawę dla wszystkich neo-darwinowskich teorii. Statystycznie wszystko się zgadza, bo większość homo sapiens sapiens jest też sponeryzowana, jak to stado pawianów.
    Stąd chyba walka o ludzkie umysły. Walka o to, żeby „ludzkie małpy” nie zajarzyły, że może być inaczej. I znacznie lepiej.

    Komentarz - autor: Magia — 22 października 2014 @ 19:51

  12. „Magia” mnie neguje. Może przykłady , ja je podałem. ? 1 listopada można zobaczyć kto jest właścicielem naszych istnień. Lekcja ciekawa.,

    Komentarz - autor: DonPedro — 22 października 2014 @ 21:23

  13. Zwierzę urodzone i całe swoje życie żyjące w niewoli nie potrafi żyć na wolności, nie wie co to wolność i jak jej używać, a jeśli nawet czasami tęskni za nią, to jest to tylko jakieś mgliste i nieokreślone uczucie braku czegoś, czego nie potrafi sobie uzmysłowić.

    Nie inaczej jest z człowiekiem. Chyba, pod tym względem, nie aż tak wiele różni nas od zwierząt, skoro często, przy okazji różnych dysput, używa się takich eufemizmów jak „ludzkie małpy”.:)

    Właściwe rozpoznanie problemów społecznych ludzkości i wdrożenie środków zaradczych jest niezwykle utrudnione ze względu na brak punktu odniesienia (we własnym doświadczeniu). Stąd wszelkie badania z dziedziny socjologii i psychologii społecznej, a także ekonomii, uwarunkowane są społeczno-kulturowym bagażem badacza – niewolnika systemu, który jest przyjmowany za normę.

    Dr Sapolski mógł wysnuć prawidłowe wnioski z obserwacji stada pawianów, ponieważ jej czas obejmował istnienie przyczyny i jej wpływ na to zachowanie, oraz jego zmianę po jej ustaniu. W przypadku ludzkości wszyscy badacze ciągle tkwią w patologicznym systemie i tylko pośrednio, poprzez przełożenie z obserwacji zwierząt, mogliby dojrzeć przyczynę obecnej choroby społeczeństw.

    Przyczyną sponeryzowania społeczeństwa jest sponeryzowana władza wywodząca się ze sponeryzowanego przez nią społeczeństwa. To zamknięte koło. By to przerwać, musi ulec zniszczeniu struktura, na bazie której utrzymuje się to błędne koło.

    Tą strukturą jest system społeczno-polityczno-gospodarczy wspierający zdobycie i utrzymanie władzy przez tych, którzy zarażają swoją „chorobą” pozostałych. Gdy ten system, z jakiejś (choćby zewnętrznej – kosmicznej) przyczyny ulegnie zniszczeniu, to niewolnicy, wbrew sobie, zostaną wyrzuceni wtedy na wolność, w której będą się musieli nauczyć żyć. Nie będzie to dla nich komfortowa sytuacja.

    Wojna o umysły dotyczy, co najwyżej, kilku procent ludzkości i tylko oni mogą odnieść jakąkolwiek korzyść dla siebie, po przeczytaniu tego artykułu. Pozostali, już są zaprogramowani własnym strachem i ograniczeni swoimi słabościami. Mają więc niewielkie szanse by „zajarzyć” (wykonać tą ciężką pracę nad sobą) i spowodować znaczącą zmianę, której się boją, bo musieliby wtedy pozbyć się lenistwa umysłowego i wziąć całkowitą odpowiedzialność za własne życie.

    Te kilka procent budzących się i obudzonych (ciągle pracujących nad sobą), o których neutralizację i marginalizację toczy się bój, jest bazą, z której w przypadku rozpadu starego systemu, powstaną nowe, zdrowe (mam nadzieję, że przynajmniej zdrowsze:) elity, dające początek tak długo oczekiwanym zmianom i zdrowieniu reszty społeczeństwa.

    Komentarz - autor: Ram — 23 października 2014 @ 13:40


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com.