PRACowniA

O „Ponerologii politycznej” cz. 1

————————————————————————

Ponerologia polityczna: Nauka o naturze zła w adaptacji do celów politycznych.
Andrzej M. Łobaczewski
z komentarzem i dodatkowymi materiałami cytowanymi przez Laurę Knight-Jadczyk.

Część 1

————————————————————————

Laura Knight-Jadczyk
Sott.net
22 luty 2011

Książkę Andrzeja M. Łobaczewskiego [wydanie ang.] można nabyć w wydawnictwie Red Pill Press, zarówno w formie  papierowej jak i elektronicznej.

Ten artykuł składa się z dwóch części. Muszę poinformować czytelnika, że naprawdę ciekawy materiał znajduje się w drugiej części, więc nie przegapcie jej!

„Patokracja jest chorobą wielkich ruchów społecznych, następnie przenosi się na całe społeczeństwa, narody i imperia. W historii ludzkości miała ona wpływ na ruchy społeczne, polityczne i religijne, jak również towarzyszące im ideologie … i zmieniła je w ich własne karykatury …. Stało się to wskutek … udziału patologicznych czynników w procesie quasipatodynamicznym. To tłumaczy, dlaczego wszystkie patokracje na świecie są – i były – tak do siebie podobne pod względem swych najistotniejszych cech.

… Określenie tych zjawisk poprzez historię i właściwie zakwalifikowanie ich zgodnie z ich prawdziwą naturą i treścią – a nie zgodnie z omawianą ideologią, która w istocie uległa procesowi karykaturyzacji – to zadanie dla historyków. […]

Działania patokracji mają wpływ na całe społeczeństwo, zaczynając od jego liderów, a na infiltracji każdego miasta,przedsiębiorstwa i instytucji kończąc. Patologiczna struktura społeczna stopniowo spowija cały kraj tworząc „nowąklasę” w obrębie narodu danego państwa. Ta uprzywilejowana klasa [patokratów] czuje się stale zagrożona przez „innych”, czyli przez większość normalnych ludzi. Nie mają również żadnych złudzeń co do swojego osobistego losu w przypadku przywrócenia systemu społecznego normalnych ludzi. [Andrzej M. Łobaczewski „Ponerologia: Nauka o naturze zła w adaptacji do celów politycznych”]

Słowo „psychopata” z reguły przywodzi na myśl obraz z trudem panującego nad sobą – ale zaskakująco ugrzecznionego – sławnego dra Hannibala Lectera z „Milczenia owiec”. Przyznaję, że ten właśnie obraz przychodził mi na myśl zawsze, gdy słyszałam to słowo. Ale byłam w błędzie, a miałam się o tym przekonać dość boleśnie przez bezpośrednie doświadczenie. Szczegółowy przebieg wydarzeń jest spisany w innym miejscu; ważne jest to, że to doświadczenie było prawdopodobnie jednym z najbardziej bolesnych i pouczających epizodów w moim życiu i pozwoliło mi pokonać istniejącą w mojej świadomości blokadę dotyczącą postrzegania świata wokół mnie oraz tych, którzy go zamieszkują.

Jeśli chodzi o blokady w świadomości, muszę dodać dla ścisłości, że spędziłam 30 lat studiując psychologię, historię, kulturę, religię, mity i tak zwane zjawiska paranormalne. Zajmowałam się również przez wiele lat hipnoterapią – dzięki czemu zdobyłam całkiem przyzwoitą mechaniczną wiedzę na temat funkcjonowania umysłu/mózgu człowieka na bardzo głębokich poziomach. Mimo to nadal trzymałam się kurczowo niektórych przekonań, które w rezultacie moich badań w dziedzinie psychopatii legły w gruzach. Zdałam sobie sprawę, że zgromadziłam pewien zbiór idei na temat ludzi, które były dla mnie świętością. I nawet napisałam kiedyś o tym:

… moja praca nauczyła mnie, że zdecydowana większość ludzi chce czynić dobro,  doświadczać dobra, mieć dobre myśli i podejmować decyzje, które zaowocują dobrymi skutkami. I z całych sił starają się tak postępować! Skoro większość odczuwa takie wewnętrzne pragnienie, to dlaczego, do diabła, ono się nie spełnia?

Przyznaję, byłam naiwna. Od czasu gdy napisałam te słowa, nauczyłam się wielu rzeczy, o których wówczas nie miałam pojęcia. Ale nawet wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, jak nasze umysły mogą być wykorzystane do oszukania nas.

A zatem, jakie moje przekonania zrobiły ze mnie ofiarę psychopaty? Pierwsze i najbardziej oczywiste, to fakt, że naprawdę wierzyłam, że w głębi duszy wszyscy ludzie są „dobrzy” i że „chcą czynić dobro, doświadczać dobra, mieć dobre myśli i podejmować decyzje, które zaowocują dobrymi skutkami. I z całych sił starają się tak postępować…”

Rzeczywiście, jak dane nam było – mnie i wszystkim pracującym w naszej grupie roboczej – się nauczyć, nie jest to prawda, a nauczyliśmy się tego, jak to mówią, ku naszej rozpaczy. Jednocześnie była to nieoceniona lekcja. Aby pojąć, jakiego rodzaju istoty ludzkie zdolne są do rzeczy, które uczyniono mnie i bliskim mi ludziom, i co może je motywować, a nawet napędzać do takiego zachowania, zaczęliśmy badać literaturę psychologiczną w poszukiwaniu wskazówek, które były nam potrzebne do zrozumienia i uzyskania spokoju umysłu.

Jeżeli istnieje teoria psychologiczna, która potrafi wyjaśnić złośliwe i krzywdzące zachowania, dostęp do tego rodzaju informacji jest dla ofiary takich czynów ogromną pomocą, aby nie musiała spędzać czasu w poczuciu krzywdy i w gniewie. I z pewnością godnym celem istnienia takiej teorii psychologicznej jest możliwość pomocy ofierze w znalezieniu odpowiednich słów lub uczynków, które pomogą zasypać przepaść między nią a ludźmi i uzdrowić nieporozumienia. Z takim właśnie nastawieniem rozpoczęliśmy intensywną pracę nad tematem narcyzmu, która następnie doprowadziła nas do studiowania psychopatii.

Oczywiście, rozpoczynaliśmy pracę nie mając żadnej „diagnozy” ani etykiety dla tego, czego byliśmy świadkami. Zaczynaliśmy od obserwacji i badania literatury szukając wskazówek, charakterystyk, czegokolwiek, co pomogłoby nam zrozumieć wewnętrzny świat istoty ludzkiej – właściwie grupy istot ludzkich – która zdawała się być całkowicie zdeprawowana i niepodobna do niczego, z czym się dotąd spotkaliśmy.

Wyobraź sobie – jeśli potrafisz – że nie masz sumienia, w ogóle, żadnego poczucia winy ani wyrzutów sumienia, bez względu na to co robisz, żadnego ograniczającego poczucia troski o dobro osób obcych, przyjaciół lub nawet członków rodziny. Wyobraź sobie, że nie zaznajesz poczucia wstydu, ani razu przez całe swoje życie, bez względu na to jak samolubne, opieszałe, krzywdzące lub niemoralne są twoje czyny.

I udaj, że znaczenie pojęcia odpowiedzialności jest ci obce, chyba że jako brzemię, które inni zdają się nosić bez sprzeciwu, niczym naiwni głupcy.

Teraz dodaj do tej dziwnej fantazji zdolność ukrywania przed innymi ludźmi, że twój psychiczny rysopis jest kompletnie inny niż ich. Ponieważ wszyscy po prostu zakładają, że posiadanie sumienia jest cechą wspólną dla wszystkich ludzi, ukrywanie faktu, że go nie posiadasz, przychodzi ci niemal bez wysiłku.

Żadnego z twoich pragnień nie jest powstrzymuje poczucie winy lub wstydu, a ze względu na zimną krew, nigdy nie zostajesz zdemaskowany przez innych ludzi. Lodowata woda płynąca w twoich żyłach jest dla nich czymś tak dziwacznym, tak wykraczającym poza ich osobiste doświadczenie, że z rzadka tylko mogą domyślać się twojego stanu.

Innymi słowy, jesteś całkowicie wolny od wewnętrznych hamulców, a twoja nieskrępowana wolność czynienia co ci się podoba, bez wyrzutów sumienia, jest niewidoczna dla świata.

Możesz robić dokładnie wszystko, a mimo to dziwna przewaga, jaką masz nad większością ludzi, których powstrzymuje sumienie, najprawdopodobniej pozostanie nieodkryta.

Jak będziesz żyć? Jak przeżyjesz swoje życie?

Co byście zrobili ze świadomością waszej ogromnej i sekretnej przewagi i odpowiadającej jej ułomności innych osób (sumienie)?

Odpowiedź będzie w dużej mierze zależeć od tego, czego pragniecie, ponieważ nie wszyscy ludzie są tacy sami. Nawet ci zupełnie pozbawieni skrupułów nie są jednakowi. Niektórzy ludzie – czy mają sumienie, czy nie – preferują spokój jaki daje bierność, podczas gdy innych przepełniają marzenia i dzikie ambicje. Jedni są błyskotliwi i utalentowani, inni tępi, a większość – z sumieniami czy bez – znajduje się gdzieś pośrodku. Są ludzie agresywni i są ludzie nastawieni pokojowo, jednostki pobudzane do działania żądzą krwi i ci, którzy takich apetytów nie mają. […]

O ile nie zostaniecie powstrzymani siłą, możecie robić co tylko zechcecie.

Jeśli urodziliście się w odpowiednim czasie i macie dostęp do rodzinnej fortuny oraz szczególny talent do wzbudzania w innych nienawiści i poczucia utraty czegoś, możecie zorganizować mord na wielu niczego nie podejrzewających ludziach. Mając wystarczająco dużo pieniędzy, możecie tego nawet dokonać na odległość, siedząc wygodnie w bezpiecznym miejscu i z satysfakcją się przyglądając. […]

Szalone i przerażające – ale prawdziwe dla około 4 procent populacji ….

Częstotliwość występowania anoreksji, szacowana na około 3,43 procent, urasta do rozmiarów epidemii, a jednak liczba ta jest o prawie procent niższa od wskaźnika występowania osobowości aspołecznej. Najpowszechniej występujące zaburzenia klasyfikowane jako schizofreniczne występują tylko u około 1 procenta populacji – co równa się jednej czwartej ogółu przypadków osobowości aspołecznych – z kolei zgodnie z doniesieniami Ośrodków Zapobiegania i Kontroli Chorób [Centers for Disease Control and Prevention] liczba zachorowań na raka jelita grubego w Stanach Zjednoczonych jest „alarmująco wysoka” i wynosi około 40 przypadków na 100.000 ludzi – sto razy mniej niż odsetek osobowości aspołecznych.

Wysoka częstotliwość występowania socjopatii w społeczeństwie ma ogromny wpływ na resztę z nas, którzy również musimy żyć na tej planecie, nawet tych z nas, którzy nie doznali klinicznej traumy. Jednostki należące do tych 4 procent drenują nasze związki, konta bankowe, osiągnięcia, poczucie własnej wartości, wreszcie prawdziwy pokój na Ziemi.

Jednak co zaskakujące, wielu ludzi nie wie nic o tym zaburzeniu, a jeśli wiedzą, myślą o nim jedynie w kontekście psychopatii przemocy – o mordercach, seryjnych mordercach, masowych mordercach, o ludziach, którzy wielokrotnie łamią prawo w sposób rzucający się w oczy i którzy, jeśli zostaną schwytani, zostaną uwięzieni, a może nawet skazani na śmierć przez nasz system prawny.

Nie jesteśmy powszechnie świadomi istnienia większości żyjących wśród nas nie stosujących przemocy socjopatów i zwykle nie jesteśmy w stanie ich rozpoznać – ludzi, którzy często nie łamią ostentacyjnie prawa i przeciwko którym nasz system prawny przewiduje niewiele środków obrony.

Większość z nas nie byłaby sobie w stanie wyobrazić jakiegokolwiek związku pomiędzy popełnieniem ludobójstwa na tle etnicznym a, powiedzmy, bezwstydnym okłamywaniem szefa czy współpracownika. Ale taki psychologiczny związek nie tylko zachodzi – może przyprawić o dreszcze. Inaczej mówiąc, elementem wspólnym jest brak wewnętrznego mechanizmu, który dawałby nam emocjonalnego klapsa, kiedy dokonujemy wyboru, który uważamy za niemoralny, nieetyczny, nieprzemyślany lub egoistyczny.

Większość z nas czuje się winna zjadając ostatni kawałek ciasta w kuchni, nie mówiąc o tym co byśmy czuli, zamierzając celowo i metodycznie krzywdzić drugiego człowieka.

Ci, którzy w ogóle nie posiadają sumienia, są klasą sami dla siebie – niezależnie od tego, czy są niebezpiecznymi tyranami, czy tylko bezwzględnymi społecznymi snajperami.

Obecność sumienia lub jego brak to kryterium wprowadzające głęboki podział między ludźmi, o większym prawdopodobnie znaczeniu niż inteligencja, rasa, a nawet płeć.

Tym, co odróżnia żyjącego z pracy innych socjopatę od okazjonalnego złodziejaszka czy też od współczesnego bezwzględnego rekina finansowego – lub co odróżnia zwykłego awanturnika od socjopatycznego mordercy – jest jedynie status społeczny, popędy, intelekt, żądza krwi, albo po prostu okazja.

Tym, co odróżnia wszystkich tych ludzi od reszty z nas, jest bezdenna dziura w psychice, w miejscu, w którym powinny się znajdować najbardziej ze wszystkich rozwinięte funkcje uczłowieczające. [Martha Stout The Sociopath Next Door] (lektura wysoce zalecana)

W początkach naszego projektu badawczego nie mieliśmy ułatwienia wynikającego ze znajomości książki dr Stout. Znaliśmy oczywiście prace Hare’a, Cleckleya, Guggenbuhl-Craiga i innych. Są jeszcze inne prace, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku lat w odpowiedzi na pytania formułowane przez wielu psychologów i psychiatrów odnośnie stanu naszego świata oraz możliwości, że między ludźmi takimi jak George W. Bush i wieloma tak zwanych neokonami [neokonserwatystami] a resztą z nas istnieje pewna zasadnicza różnica.

Książka dr Stout zawiera jedno z najdłuższych znanych mi wyjaśnień, dlaczego opisane przez nią przykłady nie przypominają żadnej rzeczywistej osoby. A zaraz potem, w jednym z pierwszych rozdziałów opisuje ona „złożony” przypadek osoby, która spędziła dzieciństwo rozsadzając żaby za pomocą petard. Powszechnie wiadomo, że George W. Bush robił to samo, więc czytelnik, naturalnie, zaczyna się zastanawiać…

W każdym razie, w trakcie badania tego zagadnienia, nawet bez znajomości pracy dr Stout zdaliśmy sobie sprawę, że to, czego się uczymy jest niezmiernie ważne dla każdego człowieka. Po zgromadzeniu bowiem danych zrozumieliśmy, że zebrane wskazówki – charakterystyki osobowości – pokazują, że problemy, z którymi się borykaliśmy, dotyczą wszystkich ludzi w takim czy innym czasie, do takiego czy innego stopnia. Zaczęliśmy również zdawać sobie sprawę, że charakterystyki osobowości, które wyłoniły się z naszych badań, dość dokładnie opisują wielu ludzi, którzy dążą do władzy, szczególnie w dziedzinie polityki i handlu. Nie jest to zaskakująca idea, ale szczerze przyznamy, że nie przyszła nam do głowy, dopóki nie dostrzegliśmy powtarzającego się schematu i nie rozpoznaliśmy go w zachowaniach wielu postaci historycznych, a ostatnio u Busha i członków jego rządu.

Współczesne dane statystyczne mówią nam, że więcej jest ludzi psychicznie chorych niż zdrowych. Jeśli przebadamy reprezentatywną grupę ludzi funkcjonujących w danej dziedzinie życia społecznego, bardzo możliwe, że znaczna część z nich będzie, w takim czy innym stopniu, wykazywać objawy patologii. Polityka nie jest tu wyjątkiem i ze swej natury przyciąga na ogół więcej patologicznych „typów władców” niż inne dziedziny. To zupełnie logiczne. Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że nie tylko jest to logiczne, ale i przerażająco trafne – przerażająco, ponieważ patologia wśród sprawujących władzę może mieć katastrofalne skutki dla wszystkich ludzi podlegających władzy takich patologicznych jednostek. Dlatego też zdecydowaliśmy się pisać ten temat i publikować materiał w Internecie.

Gdy tylko materiał pojawił się na naszej stronie, zaczęły napływać od czytelników listy z podziękowaniami za nazwanie tego, co działo się w ich życiu osobistym, jak również za pomoc w zrozumieniu tego, co dzieje się na tym – jak się wydaje, zupełnie oszalałym – świecie. Zaczęliśmy myśleć, że to epidemia, i w pewnym sensie mieliśmy rację, choć w inny sposób niż nam się zdawało. Jeśli człowiek zarażony wysoce zakaźną chorobą ma w pracy kontakt z dużą liczbą ludzi, skutkuje to wybuchem epidemii. Taki sam proces zachodzi, jeżeli osoba posiadająca władzę polityczną jest psychopatą – może ona zapoczątkować epidemię psychopatologii wśród ludzi, którzy zasadniczo nie są psychopatyczni. Tego typu idee wkrótce znalazły potwierdzenie z niespodziewanego źródła. Dostałam email od polskiego psychologa, który napisał:

Szanowni Państwo,

Dostałem na komputer Wasz Specjalny Projekt Badawczy [Special Research Project]. Wykonujecie najważniejszą i najbardziej wartościową pracę dla przyszłości narodów. […]

Jestem bardzo starym psychologiem klinicznym. Czterdzieści lat temu wziąłem udział w tajnych pracach badawczych dotyczących prawdziwej natury i psychopatologii makro-społecznego zjawiska zwanego „komunizmem”. Pozostali badacze byli naukowcami z poprzedniego pokolenia i już nie żyją.

Dogłębne studia nad naturą psychopatii – która odegrała zasadniczą i inspirującą rolę w tym makro-społecznym zjawisku psychopatologicznym i odróżniająca je od innych anomalii psychicznych – wydają się być niezbędnym przygotowaniem do zrozumienia złożonej natury tego zjawiska. Duża część pracy, którą wykonujecie teraz, została wykonana w tamtych czasach. …

Jestem w stanie dostarczyć Wam większość niezwykle wartościowych dokumentów naukowych, przydatnych dla Waszych celów. Mam na myśli moją książkę „Ponerologia polityczna – Nauka o charakterze zła w adaptacji do celów politycznych”. Egzemplarz tej książki możecie również znaleźć w Bibliotece Kongresu oraz w niektórych bibliotekach uczelnianych i publicznych w USA.

Bądźcie tak mili i skontaktujcie się ze mną, abym mógł przesłać wam jej egzemplarz.
Wasz oddany
Andrzej M. Łobaczewski

Odpisałam natychmiast. Kilka tygodni później manuskrypt przybył pocztą.

W trakcie czytania zdałam sobie sprawę, że to, co trzymam w ręku, jest w istocie kroniką zstąpienia do piekła, transformacji i triumfalnego powrotu z wiedzą o tym piekle, wiedzą bezcenną dla nas wszystkich, szczególnie w tych dniach i w tym czasie, kiedy wydaje się oczywiste, że podobne piekło spowija naszą planetę. Ryzyko podjęte przez grupę naukowców prowadzących badania, które stały się bazą dla tej książki, przekracza pojęcie większości z nas. W dużej części byli to ludzie młodzi, dopiero rozpoczynający karierę, kiedy naziści zaczęli kroczyć w swoich stumilowych oficerkach przez Europę. Badacze przeżyli to wszystko, a potem, kiedy naziści zostali wypędzeni i zastąpieni przez komunistów pod władzą Stalina, badacze przez całe lata stawiali czoło uciskowi, jakiego ci z nas, którzy dzisiaj decydują się opowiedzieć przeciwko Bushowskiej Rzeszy, nie są w stanie sobie nawet wyobrazić. Skoro więc oni przez to przeszli i przeżyli, i przynieśli nam stamtąd informacje, posiadanie mapy, która poprowadzi nas w tych zapadających ciemnościach, może ocalić nam życie. To właśnie w tym kontekście, zanim zajmiemy się Ponerologią, chciałabym przywołać fragment, w którym profesor Łobaczewski omawia znaczenie gruntownych badań klinicznych nad złem:

Ta nowa wiedza jest niezmiernie bogata w kazuistyczne szczegóły … Zawiera wiedzę i opis [tego] zjawiska w kategoriach naturalnego światopoglądu, odpowiednio zmodyfikowany zgodnie z potrzebą zrozumienia [wielu] spraw …

Rozwojowi tej znajomości zjawiska towarzyszył rozwój języka komunikatywnego, przy pomocy którego społeczeństwo może informować się i ostrzegać o niebezpieczeństwach. Obok więc wspomnianej już dwumowy ideologicznej, powstaje więc trzeci język, posługujący się po części nazwami zapożyczonymi z oficjalnej ideologii, ale o znaczeniowo odpowiednio zmodyfikowanymi. W pewnej części język ten operował nazwami zapożyczonymi od pewnych zdarzeń, powiedzeń lub dowcipów.

Mimo swojej dziwaczności, język ten staje się użytecznym środkiem komunikacji i stał się dość sprawnym środkiem komunikacji i przyczyniał się do regeneracji więzi społeczeństwa ludzi normalnych….Jednak mimo wysiłków literatów i dziennikarzy, ten język zrozumiały wewnątrz tych krajów pozostał hermetyczny na zewnątrz obszaru objętego makrosocjalnymi zjawiskami patologicznymi. […]

Ta nowa wiedza, opisywana językiem wyrosłym z odmiennej rzeczywistości, pozostaje czymś zupełnie obcym dla osób, które wciąż usiłują zrozumieć to zjawisko patologiczne posługując się kategoriami pojęciowymi krajów normalnego człowieka. Wszelkie próby zrozumienia tego języka kończą się poczuciem bezradności, które daje początek tendencji do tworzenia własnych doktryn, zbudowanych z pojęć własnego świata i niezręcznie zapożyczonych elementów ideologicznych patokracji. Takie doktryny, jak np. amerykańska doktryna antykomunistyczna, utrudniały jeszcze bardziej zrozumienie natury zjawiska. Może więc obiektywny opis zamieszczony w niniejszym opracowaniu umożliwi im przezwyciężenie powstałego w ten sposób impasu.[…]

Warto zwrócić uwagę na szczególną rolę, jaką odgrywali w tych czasach pewni ludzie; brali oni udział w odkrywaniu charakteru tej nowej rzeczywistości i pomagali innym znaleźć właściwą drogę. Mieli normalną naturę, lecz nieszczęśliwą młodość, już w dzieciństwie poddawani byli dominacji jednostek z różnymi dewiacjami psychicznymi, wliczając w to patologiczny egotyzm i metodyczną przemoc. Nowy system rządów był dla tych ludzi uderzająco podobny do ich własnych doświadczeń powielonych na wielką skalę społeczną. Pojmowali więc tę nową rzeczywistość bardziej prozaicznie, od początku traktując [nową] ideologię na wzór znanych im paralogistycznych opowieści, które miały na celu skrywanie ich własnych gorzkich doświadczeń. Szybko dotarli do prawdy, bo zło ma analogiczną genezę i naturę niezależnie od społecznej skali jego występowania.

Tacy  ludzie rzadko są rozumiani w szczęśliwych społeczeństwach, lecz stali się przydatni; ich wyjaśnienia i wskazówki okazały się trafne i były przekazywane dalej, powiększając ten dorobek poznawczy. Jednak oni sami cierpieli podwójnie, ponieważ było to zbyt wiele udręki jak na jedno życie….

W społeczeństwie pojawiały się w końcu różne osoby, które dopracowywały się bogatszej wiedzy praktycznej i wyczucia realiów psychologicznych takiego systemu i myślenia patokratów. Niektórzy opanowali tak dobrze tę idiomatykę ich odmiennego języka pojęć, że mogli posługiwać się nim podobnie jak dostatecznie wyuczonym językiem obcym. Rozszyfrowywali więc łatwo zamiary i słabości takiej władzy i służyli innym radą w ich kłopotach z nią. Ci bezinteresowni adwokaci społeczeństwa ludzi normalnych mieli swój niczym nie zastąpiony udział w jego życiu i przetrwaniu. Tymczasem tamci nie potrafią nigdy nauczyć się myślenia kategoriami normalnego człowieka, chociaż usiłują to czynić przez całe życie. Równocześnie możność przewidywania sposobu reagowania takiego systemu i jego ludzi prowadzi nas ponownie do wniosku o jego wewnętrznej usztywnionej przyczynowości, która pozostawia niewiele pola dla naturalnej i racjonalnej swobody wyboru. […]

Pewnego dnia skierowano do autora pacjentkę, byłą więźniarkę hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Powróciła z tego piekła w raczej wyjątkowo dobrej kondycji, tak że mogła jeszcze wyjść za mąż i urodzić troje dzieci. W ich wychowaniu jednak stosowała nader twardy reżim, który był w widocznym stopniu reminiscencją świata obozowego, tak trwale persewerującego w tych ludziach. Dzieci reagowały na to nerwicowym protestem i agresją wobec innych dzieci.

W toku psychoterapii matki przywoływaliśmy z jej pamięci postacie esesmanów i esesmanek wskazując przy tym na ich psychopatyczne cechy, ponieważ z takich głównie się rekrutowali. Aby pomóc jej wyeliminować z siebie przyswojone od nich patologiczne tworzywo psychiczne, należało podawać jej pewną wiedzę o naturze tych zjawisk i częstości ich występowania w populacji (metoda statystyczna). To ułatwiło jej znalezienie bardziej obiektywnej perspektywy wobec tamtej rzeczywistości i przezwyciężanie jej perseweracji w sobie. Mogła więc łatwiej odbudowywać swoją więź ze społeczeństwem i zaufanie do ludzi normalnych…

Równolegle z rozwojem wiedzy praktycznej i języka wewnętrznej komunikacji, kształtują się inne zjawiska psychiczne, które mają istotne znaczenie dla procesu transformacji społeczeństwa pod panowaniem patokracji, zaś dostrzeganie tych przemian jest niezbędne dla zrozumienia ludzi i narodów, którym wypadło żyć w takich warunkach, a także dla oceny sytuacji politycznej. Do przemian tych należą psychiczne uodparnianie się ludzi i ich przystosowywanie się do życia w tak odbiegających od normy warunkach.

Początkowo metody terroru psychicznego, ta specyficzna broń patokratycji, techniki patologicznej arogancji i „włażenia ludziom do duszy z butami”, działają tak traumatyzująco, że pozbawia to ludzi zdolności celowego reagowania. Na psychofizyczne aspekty tych zjawisk zwracałem już uwagę. Kilkanaście lat później analogiczne postępowanie bywa odbierane jak dobrze znany kabotynizm i nie pozbawia normalnego człowieka umiejętności myślenia i celowej obrony. Jego odpowiedzi bywają taktycznie przemyślane, dawane z pozycji świadomości intelektualnej przewagi i często zabarwione ironią. Człowiek potrafi już spojrzeć w oczy cierpieniu, a nawet śmierci, z koniecznym spokojem. Z rąk patokratów wypada jedna z najbardziej skutecznych broni.

Ten proces uodparniania się należy rozumieć po części jako skutek powyżej opisanego narastania praktycznej znajomości zjawiska makro-społecznego. Jest on również efektem wielowarstwowego stopniowego gromadzenia wiedzy o zjawisku, jak i obycia się z nim, wytwarzania się odpowiednich nawyków reagowania i samokontroli oraz wypracowywania w międzyczasie przekonań i postaw moralnych. Te same sytuacje, które wyzwalały chłodną niemoc ducha albo paraliżowały umysł, po latach powodują ochotę przepłukania gardła czymś mocniejszym, aby pozbyć się tego paskudztwa.

Był czas, kiedy wielu ludzi marzyło o takich pigułkach, które pozwoliłyby im łatwiej przetrwać rozmowy z władzą lub przymusowe szkolenia ideowe, zwykle pod przewodnictwem jakiejś psychopatycznej postaci. Niektóre nowoczesne środki antydepresyjne dawały ten pożądany skutek. Po dwudziestu latach zapomniano o tym zupełnie.

Kiedy w 1951 zostałem aresztowany po raz pierwszy, przemoc, arogancja i psychopatyczne metody wymuszania zeznań pozbawiły mnie prawie zupełnie zdolności do samoobrony. Po pierwszych dniach aresztu, bez picia i o głodzie, mój umysł przestał działać w takim stopniu, że nie przypominałem sobie nawet samego przypadkowego zajścia, które spowodowało moje aresztowanie. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że było ono sprowokowane i że istniały okoliczności, które pozwalały na obronę. Zrobili ze mną prawie wszystko, na co mieli ochotę.

Kiedy w roku 1968 zostałem aresztowany po raz ostatni, byłem przesłuchiwany przez pięciu groźnie wyglądających funkcjonariuszy bezpieki. W pewnym momencie, zaplanowawszy z góry ich reakcję, zacząłem uważnie wodzić oczami po ich twarzach. Kiedy ten najważniejszy zapytał mnie: „Co sobie  myślicie, kiedy tak na nas patrzycie?”  Odpowiedziałem bez obaw o konsekwencje: „Tak się zastanawiam, dlaczego to tylu spośród panów kończy karierę w zakładzie psychiatrycznym”. Zatkało ich na chwilę, a potem ten sam człowiek wykrzyknął „Bo to jest taka cholerna robota!” „Ja myślę że jest właśnie odwrotnie”, powiedziałem spokojnie. Następnie zabrano mnie z powrotem do celi.

Trzy dni później miałem możność rozmawiania z nim znowu, ale tym razem okazywał mi znacznie więcej szacunku. Potem kazał mnie wyprowadzić, jak się okazało – na ulicę. Jechałem do domu, wciąż nie dowierzając oczom, że widzę wielki park, który mijaliśmy. Kiedy kładłem się w domu do łóżka, świat był jeszcze niezupełnie realny, ale człowiek wyczerpany nocami na desce zasypia twardo. Kiedy się obudziłem rano, powiedziałem na głos: Panie Boże, przecież rządzisz na tym świecie!

W tym czasie wiedziałem nie tylko, że mniej więcej 1/4 funkcjonariuszy tajnej policji ląduje ostatecznie w szpitalu psychiatrycznym. Wiedziałem także i to, że ich „chorobą zawodową” bywa demencja zastoinowa, spotykana niegdyś prawie wyłącznie u starych prostytutek. Niezależnie od rodzaju wykonywanego zawodu, człowiek nie może bezkarnie gwałcić w sobie elementarnych ludzkich uczuć. Pod tym względem Towarzysz Kapitan miał trochę racji. Równocześnie jednak moja psychika była już w znacznym stopniu uodporniona, a reakcje dalekie od tych sprzed siedemnastu lat.

Te wszystkie przemiany ludzkiej świadomości i nieświadomości prowadzą do przystosowania się do życia w takim systemie zarówno jednostek jak i społeczeństwa. W tak zmienionych warunkach, i wśród materialnych i moralnych ograniczeń, wytwarza się zaradność życiowa gotowa pokonać wiele trudności. Wytwarza się także nowa więź społeczna ludzi normalnych pomagających sobie nawzajem.

To społeczeństwo, działając solidarnie i ze znajomością rzeczy, zaczyna znajdować sposoby wpływania na różne instancje takiej władzy i realizowania pożytecznych celów gospodarczych i społecznych… A zatem przekonanie, że w takim kraju społeczeństwo zostało zupełnie odsunięte od wpływu na rządy, jest nieścisłe. W rzeczywistości bowiem to coraz lepiej zorganizowane społeczeństwo w pewnym stopniu współrządzi i mimo niepowodzeń osiąga pewne sukcesy, zmierzając do wytworzenia znośniejszych warunków bytowania. Dzieje się to jednak w sposób zupełnie odmienny niż w krajach demokratycznych.

Te procesy: poznawczy, psychicznego uodparniania się i przystosowania, pozwalają na wytworzenie nowej więzi międzyludzkiej i społecznej, która działa w zasięgu znacznej większości ludzi, a którą nazwaliśmy już „społeczeństwem ludzi normalnych”. Odnogi tej więzi rozciągają się dyskretnie w świecie reżimowej burżuazji, wśród ludzi, którym można do pewnego stopnia zaufać. …

Wymiana informacji, ostrzeżeń i wzajemna pomoc obejmuje całe społeczeństwo. Kto jest w stanie to zrobić, oferuje pomoc każdemu, kto znalazł się w tarapatach, często w taki sposób, że dana osoba nie wie kto jej pomógł. Jeżeli sam, przez brak ostrożności w kontaktach z władzą, ściągnie na siebie nieszczęście, spotyka się z wyrzutami, ale nie zostanie bez pomocy.

Wytworzenie się takich więzi umożliwia fakt, że ten nowy podział społeczeństwa uwzględnia tylko w niewielkim stopniu takie czynniki, jak poziom uzdolnień i wykształcenia człowieka, czy tradycje przynależności do dawnych warstw społecznych. Zredukowanie różnic ekonomicznych również ułatwia powstanie nowej więzi. Po jednej stronie tego podziału znaleźli się ludzie o najwyższej kulturze i ludzie prości, intelektualiści, pracownicy umysłowi, robotnicy i wieśniacy, których połączyła wspólnota protestu ich ludzkich natur przeciwko dominacji paraludzkich przeżyć i metod rządzenia.

W tej więzi rodzi się wzajemna sympatia i zrozumienie pomiędzy ludźmi niegdyś podzielonymi przez różnice dobrobytu i tradycje społeczne. Sposób pojmowania drugiego człowieka, jaki tej więzi służy, ma charakter bardziej psychologiczny i rozumiejący indywidualne motywacje ludzkie. Przy tym wszystkim zachowany zostaje szacunek ludzi przeciętnych dla tych, którzy reprezentują wartości inteligencji i wykształcenia. Pojawiają się więc pewne wartości społeczne i moralne, które mogą przetrwać.

Geneza tej wielkiej solidarności międzyludzkiej oraz ocena człowieczeństwa swojego i innych, stają się jednak zrozumiałe  dopiero wtedy, kiedy poznaliśmy już naturę tego patologicznego zjawiska makro-społecznego i jego oddziaływanie. Nasuwa się refleksja nad tym, jak ta więź jest w swojej naturze odmienna od amerykańskiego „competitional community” [społeczeństwa konkurencyjnego]….

Sądzę, że praca ta jest na tyle ważna, że każdy normalny człowiek powinien ją przeczytać dla własnego bezpieczeństwa i higieny psychicznej. Przytoczę tu pewne istotne fragmenty książki, która wkrótce będzie dostępna w całości.

Z Przedmowy Autora: [według wydania angielskiego – przyp.]

Przedstawiając szanownym czytelnikom tę książkę, nad którą zwykłem pracować o świcie przed dniem nużącej pracy, chciałbym najpierw przeprosić za niedociągnięcia, które są wynikiem nietypowych okoliczności, takich jak brak odpowiedniego warsztatu naukowego. Przyznaję skwapliwie, że luki te należy wypełnić, jakkolwiek może to być czasochłonne, ponieważ fakty, na których oparta jest ta książka, są pilnie potrzebne. Nie z winy autora, dane te pojawiły się zbyt późno.

Czytelnikowi należy się wyjaśnienie długiej historii i okoliczności powstania tej pracy. Już trzeci raz przychodzi mi pisać na ten sam temat. Pierwszy rękopis wrzuciłem do pieca, ostrzeżony w porę o przeszukaniu, które odbyło się kilka minut później. Drugi przesłałem dostojnikowi Kościoła w Watykanie za pośrednictwem amerykańskiego turysty i zupełnie nie byłem w stanie uzyskać potem jakichkolwiek informacji o losie przesyłki.

Ta … historia … sprawiła, że prace nad trzecią wersją były nawet bardziej żmudne. Akapity i zwroty z jednej lub obu poprzednich wersji nawiedzają umysł pisarza i utrudniają właściwe rozplanowanie treści.

Dwa pierwsze opracowania zostały napisane bardzo zawiłym językiem, z korzyścią dla specjalistów dysponujących niezbędnym zapleczem naukowym, szczególnie w dziedzinie psychopatologii. Wraz z bezpowrotnym zaginięciem drugiej wersji przepadła zdecydowana większość faktów i danych statystycznych, tak cennych i przekonujących dla specjalistów. Utraconych również zostało kilka analiz poszczególnych przypadków.

Obecna wersja zawiera tylko te dane statystyczne, które jako najczęściej używane pozostały w pamięci lub udało się je odtworzyć z dostateczną precyzją. […] Żywię również nadzieję, że praca ta dotrze do szerszej publiczności i udostępni nieco przydatnych danych naukowych, które mogą służyć jako podstawa do zrozumienia współczesnego świata i jego historii. Może również ułatwi czytelnikom zrozumienie samych siebie, swoich sąsiadów i innych narodów.

Kto stworzył zasób wiedzy i wykonał pracę podsumowaną na kartach niniejszej książki? Jest to  wspólny wysiłek, zawierający owoce pracy mojej, jak i wielu innych naukowców …

Autor przez wiele lat pracował w Polsce z dala od ośrodków czynnej polityki i kultury. To tam przedsięwziąłem szereg szczegółowych badań i obserwacji, które miały zostać połączone w obrębie wyłaniającej się syntezy w celu opracowania ogólnego wprowadzenia do zrozumienia otaczającego nas zjawiska makro-społecznego. Nazwisko osoby, która miała dokonać syntezy [naszych wysiłków] było utrzymywane w tajemnicy, co było zrozumiałe i konieczne ze względu na czasy i sytuację. Niekiedy otrzymywałem anonimowe podsumowania wyników badań z Polski i Węgier. Niewielkie ilości danych zostały opublikowane, jako nie nasuwające podejrzeń, że są częścią specjalistycznej pracy kompilacyjnej, i dane te nadal mogą być odszukane.

Do oczekiwanej syntezy tej pracy nigdy nie doszło. W wyniku tajnych aresztowań naukowców na początku lat sześćdziesiątych utraciłem wszystkie kontakty. Ocalałe dane naukowe znajdujące się w moim posiadaniu były bardzo niekompletne, choć o bezcennej wartości. Musiały minąć lata pracy w zupełnym osamotnieniu, aby te dane uzupełnić i powiązać w czytelną całość, zapełniając luki moimi własnymi doświadczeniami i badaniami.

Moje badania na temat psychopatii właściwej i jej wyjątkowej roli w zjawisku makro-społecznym były prowadzone równolegle lub krótko po tych przeprowadzanych przez innych badaczy. Ich wnioski dotarły do mnie później i potwierdziły moje własne. Najbardziej charakterystycznym elementem mojej pracy jest stworzenie ogólnej koncepcji nowej dyscypliny naukowej o nazwie „ponerologia.” […]

Jako autor końcowej pracy, chciałbym niniejszym wyrazić mój głęboki szacunek dla wszystkich tych, którzy rozpoczęli badania i kontynuowali je ryzykując własne kariery, zdrowie i życie. Składam hołd tym, którzy zapłacili cenę cierpienia lub śmierci. Niech ta praca stanowi pewną rekompensatę za ich ofiary …

Nowy Jork, sierpień 1984

Prof. Łobaczewski uciekł do Stanów Zjednoczonych, gdzie zgromadził na nowo i spisał swoje badania naukowe, zanim Solidarność doprowadziła do upadku komunizmu w Polsce. Łobaczewski dodał kilka słów do swojego wstępu:

Upłynęło piętnaście brzemiennych w skutki polityczne lat. Świat się zmienił, głównie ze względu na naturalne prawa rządzące zjawiskiem opisanym w tej książce oraz dzięki wysiłkom ludzi dobrej woli. Mimo to, świat nie jest jeszcze przywrócony do pełnego zdrowia – pozostałości wielkiej choroby są nadal bardzo aktywne i grożą jej nawrotem. Taki stan rzeczy jest wynikiem ogromnego wysiłku nie podbudowanego obiektywną wiedzą na temat natury tego zjawiska. […]

Autor został rozpoznany jako posiadacz tej „niebezpiecznej” wiedzy w Austrii, przez „przyjaznego” lekarza, który okazał się być „czerwonym” agentem. Komunistyczne grupy w Nowym Jorku miały zorganizować „przeciw-akcje”. Poznanie, jak działa system świadomych i nieświadomych pionków, było okropnym doświadczeniem. Najgorsi byli ludzie, którzy bezkrytycznie ufali swoim wtajemniczonym „przyjaciołom” i dokonywali zasugerowanych im działań z patriotycznej gorliwości. Autorowi odmówiono pomocy i musiał zarabiać na życie pracując jako spawacz. Moje zdrowie podupadło, dwa lata zostały stracone. Zdaje się, że nie byłem pierwszym, który przybył do Ameryki przynosząc tego rodzaju wiedzę, a będąc już na miejscu, został potraktowany w taki sposób.

Mimo tych wszystkich okoliczności, książka została napisana na czas, ale nikt nie chciał jej opublikować. Opracowanie doczekało się pozytywnych ocen, jako „very informative”, lecz według redaktorów wydawnictw psychologicznych zawierało zbyt dużo polityki, a dla redaktorów wydawnictw politycznych – zbyt dużo psychologii, lub po prostu „przekroczony został termin wydawniczy”. Stopniowo stawało się jasne, że książka nie była w stanie przejść wewnętrznej cenzury. […]

Pozostał dorobek naukowy, który może służyć przyszłości, a dalsze badania mogą zaowocować nowym rozumieniem ludzkich problemów wraz z postępem w kierunku powszechnego pokoju. To był powód, dla którego pracowałem nad przepisaniem na komputerze całego poblakłego już rękopisu. Przedstawiony tu zostaje tak, jak został napisany w latach 1983-84 w Nowym Jorku, w USA. Niech będzie więc dokumentem dobrej nauki i niebezpiecznej pracy. Pragnieniem autora jest przekazanie tej pracy w ręce uczonych, w nadziei, że przejmą oni to brzemię i poczynią postępy w badaniach teoretycznych nad ponerologią – oraz zastosują je w praktyce dla dobra ludzi i narodów.

Polska – czerwiec 1998

Prof. Łobaczewski opuścił Stany Zjednoczone i wrócił do Polski przed 11 września 2001r. Jednak jego spostrzeżenia były prorocze:

Mimo to, świat nie jest jeszcze przywrócony do pełnego zdrowia, a pozostałości wielkiej choroby są nadal bardzo aktywne i grożą jej nawrotem.

Jaką „niebezpieczną naukę” wiózł ze sobą  prof. Łobaczewski uciekając z komunistycznej Polski?

Nazywa ją „Ponerologią”, a słownik definiuje ten termin jako:

rz. dział teologii zajmujący się  złem; teologiczna doktryna niegodziwości lub zła, z greckiego: poneros -> zły.

Ale prof. Łobaczewski przedstawiał nie studium „teologiczne”, a naukowe opracowanie tego, co możemy jednoznacznie nazywać Złem. Problem w tym, że nasza materialistyczna kultura naukowa niechętnie przyznaje, że zło jako takie w ogóle istnieje. Bez wątpienia „zło” odgrywa znaczną rolę w dyskursie religijnym, ale nawet tam rozprawono się z nim krótko, traktując je jako „błąd” bądź „bunt”, które w bliżej nieokreślonej przyszłości zostaną naprawione, czym z kolei zajmuje się inny dział teologii – eschatologia, traktująca o rzeczach ostatecznych w historii świata – ostatecznych losach ludzkości.

Wielu współczesnych psychologów zaczyna faktycznie podążać w kierunku tego, co jak powiedział prof. Łobaczewski, zostało zrobione już wiele lat temu za żelazną kurtyną. Na moim biurku leży cały stos ich książek. Niektórzy z nich przyjmują perspektywę religijną, z tej prostej przyczyny, że nie mają żadnych innych fundamentów naukowych, na których mogliby się oprzeć. Sądzę, że tego rodzaju podejście mija się z celem. George K. Simon, Jr pisze w swojej książce “In Sheep’s Clothing”: (lektura wysoce zalecana)

…Już na wstępie zostaliśmy zaprogramowani, aby wierzyć, że ludzie zachowują się niewłaściwie tylko wtedy, gdy są „wzburzeni” albo czegoś pragną. Uczono nas również, że ludzie są agresywni tylko wówczas, gdy są w jakiś sposób atakowani. Tak więc, nawet jeśli coś nam mówi, że jesteśmy atakowani bez wyraźnego powodu, niełatwo przychodzi nam zaakceptowanie tej myśli. Zazwyczaj zaczynamy zastanawiać się, co daną osobę dręczy „w głębi duszy”, co każe jej zachowywać się w tak denerwujący sposób. Możemy nawet zastanawiać się, czy powiedzieliśmy lub zrobiliśmy coś, czym poczuli się „zagrożeni”. Prawie nigdy nie przychodzi nam do głowy, że mogą po prostu walczyć o zdobycie czegoś, o postawienie na swoim czy o osiągnięcie przewagi. Zamiast więc postrzegać ich jako walczących, traktujemy ich przede wszystkim jak osoby w jakiś sposób skrzywdzone.

…Nie tylko mamy często kłopoty z rozpoznawaniem agresywnych zachowań w stosunku do nas, mamy również trudności z rozpoznaniem niedwuznacznie agresywnego charakteru pewnych typów osobowości. Wiele ma z tym wspólnego spuścizna po Zygmuncie Freudzie. Teorie Freuda (i teorie innych, którzy bazowali na jego pracy) przez długi czas wywierały znaczący wpływ na psychologię osobowości. Elementy klasycznej teorii osobowości przeniknęły do wielu innych, poza psychologią, dyscyplin naukowych, jak również do wielu naszych instytucji społecznych i przedsiębiorstw. Podstawowe twierdzenia tych teorii i charakterystyczna dla nich konstrukcja – nerwica – dość dobrze zapisały się w świadomości społecznej.

Psychodynamiczne teorie osobowości skłonne są uważać wszystkich ludzi za osobowości neurotyczne, przynajmniej do pewnego stopnia. Osoby neurotyczne są przesadnie powściągliwe i cierpią z powodu nieuzasadnionego strachu (lęku), poczucia winy i wstydu, kiedy chodzi o zabezpieczenie swoich podstawowych potrzeb. Nie sposób przecenić fatalnych konsekwencji wyciągania zbyt daleko idących wniosków z obserwacji Freuda, dotyczących niewielkiej grupy osób cierpiących na zahamowania, i rozbudowywania ich w cały zestaw założeń dotyczących przyczyn złego stanu zdrowia psychicznego każdgo człowieka. […]

Terapeuci, w procesie kształcenia których zbyt wielki nacisk kładziono na teorię zaburzeń nerwicowych, mogą nieprawidłowo „zakreślać ramy” przedstawianych im problemów. Mogą na przykład zakładać, że osoba, która przez całe życie ofenswynie dążyła do niezależności i nie okazywała innym zbyt wiele sympatii, musi w ten sposób „kompensować strach” przed intymnością. Innymi słowy, zaprawionego w bojach wojownika będą uważać za przerażonego dezertera, a zatem nieprawidłowo postrzegją istotę sytuacji. […]

Musimy przyjąć zupełnie inne ramy teoretyczne, jeśli chcemy naprawdę zrozumieć, radzić sobie z nimi i leczyć ludzi, którzy zbyt często walczą, w przeciwieństwie do tych, którzy zbyt często wycofują się lub „uciekają”.

Problem w tym, że po przeczytaniu tych wszystkich książek o ludziach, jakich opisuje dr Simon, okazuje się, że to „leczenie” oznacza w rzeczywistości leczenie ofiar, ponieważ agresorzy prawie nigdy nie szukają pomocy.

Wracając do prof. Łobaczewskiego: Napisałam do niego, prosząc o dodatkowe informacje, dlaczego to przełomowe dzieło nie jest powszechnie znane. Co oznaczała jego wzmianka: „Zdaje się, że nie byłem pierwszym, który przybył do Ameryki przynosząc tego rodzaju wiedzę, a będąc już na miejscu, został potraktowany w taki sposób.” Odpowiedział [listownie]:

[…] Dawno temu publikacja książki w USA została zablokowana przez Zbigniewa Brzezińskiego w bardzo przebiegły sposób. Jaka była jego motywacja, mogę się tylko domyślać. Czy była to jego prywatna inicjatywa, czy działał jako funkcjonariusz „wielkiego systemu”, którym z pewnością jest? Ile miliardów dolarów i ile istnień ludzkich musi jeszcze świat zapłacić za brak tej wiedzy? […]

Jeśli chodzi o to, kto jeszcze brał udział w tej pracy: w tamtych czasach, takie prace mogły być wykonywane tylko z zachowaniem pełnej tajemnicy. W czasie okupacji niemieckiej nauczyliśmy się nie pytać o nazwiska, choć wiedzieliśmy, że pomiędzy niektórymi naukowcami odbywała się międzynarodowa komunikacja. Mogę powiedzieć, że jeden węgierski naukowiec został zabity z powodu uczestnictwa w pracach nad tym projektem, a w Polsce profesor Stefan Błachowski zmarł w tajemniczych okolicznościach, kiedy pracował nad tymi badaniami. Pewne jest, że profesor Kazimierz Dąbrowski, ekspert w dziedzinie psychopatii, który brał aktywny udział w tych badaniach, uciekł do USA i w Nowym Jorku stał się obiektem prześladowań, tak jak ja. Wyjechał do Kanady i pracował na Uniwersytecie w Edmonton.

Po przeczytaniu pracy Łobaczewskiego łatwo zrozumieć, dlaczego Brzeziński zablokował jej publikację. Demaskuje ona neokonserwatystów i patokratów tak gruntownie, że nie mogli dopuścić do jej rozpowszechniania! Bardzo możliwe, że używali jej jako podręcznika, w celu jeszcze skuteczniejszego „mydlenia oczu” masom.

Wracając do książki Łobaczewskiego:

Patokracja

„W latach młodzieńczych czytałem książkę o podróżniku, który wędrował przez puszczę nad dopływami Amazonki. W pewnym momencie z drzewa spadło mu na kark jakieś zwierzątko i boleśnie wpiło się w skórę, ssąc jego krew. Przyrodnik oderwał je ostrożnie i bez gniewu, bo przecież to był jego sposób żerowania, i zaczął badać je uważnie. To opowiadanie powracało mi uparcie na myśl w tych czasach najtrudniejszych, kiedy nas wszystkich spadł czerwony wampir i ssał krew nieszczęsnego narodu.

Postawa przyrodnika, który mimo wszystkich trudności starał się poznać naturę tego makrospołecznego zjawiska, zapewniała pewien intelektualny dystans, chroniła własną higienę psychiczną i dawała, może złudne, poczucie większego bezpieczeństwa. Przeczucie tego, że ta właśnie droga może prowadzić do znalezienia jakiegoś twórczego wyjścia, pozwalało łatwiej opanować bolesne emocje, odrazę i naturalne odruchy moralizującej interpretacji, jakie taki system niby-polityczny budzi w każdym normalnym człowieku. To pozwalało na pewną rozumną postawę wobec takiej władzy, która odbiera człowiekowi osobiste bezpieczeństwo, rujnuje przyszłość społeczeństwa i jego własną i pozbawia go radości realizowania normalnych celów życia. W takich to czasach, ciekawość przyrodnika okazała się wiernym sojusznikiem.

Niech więc Czytelnik wyobrazi sobie wielką salę w starym gotyckim budynku uniwersytetu. Tutaj, będąc na pierwszych latach studiów, zbieraliśmy się tłumnie, aby słuchać wykładów filozofii [profesora Romana Ingardena i innych] wybitnych uczonych. Na ostatnim roku studiów [1951] spędzono nas tam znowu, abyśmy słuchali wprowadzonych właśnie wykładów indoktrynacyjnych. Na katedrze pojawił się nikomu nie znany człowiek, aby powiadomić nas, że teraz on jest tu profesorem. Mówił ze swadą, ale to co mówił nie przypominało żadnej nauki: nie rozróżniał pojęć naukowych od potocznych na jego przedmieściu wyobrażeń. Takie przekonania traktował jako „mądrość”, która nie budzi wątpliwości. Raz w tygodniu, przez półtorej godziny, zalewał nas potok paralogistyki naiwnej i aroganckiej, która z patologicznym egotyzmem niosła takież widzenie świata i spraw ludzkich. Byliśmy traktowani z pogardą i kiepsko skrywaną nienawiścią. Tego należało słuchać z uwagą i nie robiąc sobie żartów, bo drwina mogła pociągnąć najgorsze konsekwencje.

Niedługo poczta pantoflowa odkryła pochodzenie tego „profesora” na jednym z krakowskich przedmieść. Do szkoły średniej uczęszczał, ale nie wiadomo, czy ją ukończył. W każdym razie bramy uniwersytetu przekroczył od razu jako „pan profesor” – z awansu partyjnego. […]

[P]o takiej torturze ducha, upływała długa chwila, zanim ktoś przerwał milczenie. Badaliśmy samych siebie, bo wydawało się nam, że coś dziwnego opanowało nas samych i czegoś wartościowego [nieodwracalnie] ubyło z naszych umysłów. Świat realiów psychologicznych i kryteriów moralnych został jakby zawieszony w chłodnej mgle. Nasze poczucie ludzkiej i studenckiej solidarności, akceptowane do tego czasu wartości, nasz patriotyzm, traciły pierwotny sens. Zapytywaliśmy się nawzajem – Czy i ty coś takiego przeżywasz? Niepokój o stan naszych własnych osobowości i o naszą przyszłość przeżywaliśmy każdy na swój sposób. Niektórzy na pytania odpowiadali milczeniem. Okazało się, że głębokość i jakość tych przeżyć była indywidualnie bardzo różna.

Powstało więc pytanie, jak mamy się ratować przed skutkami takiej „indoktrynacji”. Teresa D. pierwsza podała propozycję: Jedziemy na weekend w góry. I poskutkowało. Czas spędzony w sympatycznym towarzystwie, trochę żartów, zmęczenie i potem twardy sen w schronisku, przywracały nam nasze własne ludzkie osobowości, jednak – jakby nie bez pewnej reszty. Później okazało się, że z czasem pojawia się pewien rodzaj psychicznego uodpornienia – ale nie u wszystkich. Analizowanie psychopatycznych właściwości „pana profesora”, a więc znowu postawa przyrodnika, okazało się drugą pouczającą metodą ochrony własnej higieny psychicznej.

Jaki był jednak nasz niepokój, zawód i zdziwienie, kiedy okazało się po pewnym czasie, że dobrze nam znani koledzy i koleżanki zaczynają zmieniać swój światopogląd, że ich sposób przeżywania i myślenia zaczyna przypominać „gadanie tego profesora”. Ich uczuciowość, jeszcze niedawno przyjazna, została schłodzona, choć jeszcze nie stała się wroga. Argumenty kolegów, życzliwe lecz krytyczne, zaczęły ślizgać się po ich świadomości. Zaczynali robić wrażenie ludzi, którzy posiedli jakąś wiedzę tajemną; my zaś stawaliśmy się dla nich dawnymi kolegami, którzy wciąż naiwnie żyją tamtymi historiami, jakie wykładali dawni profesorowie. Trzeba było nabrać ostrożności w rozmowie z nimi.

Kim byli ci nasi koledzy, którzy od nas odeszli i niedługo potem wstępowali do partii? Z jakich grup społecznych się wywodzili, jakimi byli ludźmi i studentami? W jaki sposób i dlaczego zmienili się tak bardzo w ciągu niespełna roku? Dlaczego ja sam i większość kolegów nie ulegliśmy takiemu procesowi przemiany? Wiele takich pytań tłoczyło się wówczas w naszych głowach. W takich czasach i z takiego niepokoju zrodziła się idea obiektywnego zrozumienia tego rodzaju zjawisk i systemu władzy, a jej wielki sens zaczął krystalizować się z czasem. W początkach więc opisanych poniżej obserwacji brało udział wiele osób, którzy wykruszyli się z czasem wobec trudności życiowych i naukowych. Pozostali nieliczni, a może ostatni już Mohikanin, który pisze tę książkę.

Nie było wówczas trudno zestawić, z jakich środowisk pochodzili ci, którzy ulegli temu zjawisku, które nazwałem później „przeosobowieniem”. Pochodzili ze wszystkich grup społecznych, nie wyłączając arystokracji i rodzin gorliwie religijnych. Wyłom, jakiego dokonano w naszej studenckiej solidarności, wynosił około 6 %. Osobowości pozostałej większości zostały niezdrowo zdezintegrowane, co jednak wyzwalało wysiłki w poszukiwaniu kryteriów i wartości, które pozwalałyby na osiągnięcie nowej homeostazy, a bywały one często twórcze.

Patologiczna jakość tego procesu przeosobowienia nie budziła wątpliwości prawie od początku. U wszystkich nim dotkniętych przebiegał on w sposób podobny, choć nie całkiem jednakowy. Trwałość tych skutków okazała się również niejednakowa. Część tych ludzi stała się później gorliwcami. Inni, korzystając z różnych późniejszych okazji i możliwości, zaczęli się wycofywać i nawiązywać utracone więzi ze społeczeństwem ludzi normalnych. Na ich miejsce przychodzili inni. Tylko magiczna wartość około 6 % pozostała trwałą właściwością nowego systemu społecznego.

Staraliśmy się ocenić poziom uzdolnień tych kolegów, którzy ulegli temu zjawisku przeosobowienia. Doszliśmy do wniosku, że był przeciętnie nieco niższy od średnich wartości populacji studenckiej. Stało się oczywiste, że przyczyn ich mniejszej odporności należy szukać w innych właściwościach ich natur i osobowości, na pewno nie jednolitych pod względem jakości.

Aby odpowiedzieć na te dramatyczne pytania, które nasuwały się w związku z naszymi przeżyciami i obserwacjami, należało więc studiować zagadnienia z pogranicza psychologii i psychopatologii, których naukowe zaniedbanie okazało się przeszkodą trudną do przezwyciężenia. Równocześnie, czyjeś ręce, kierowane swoistą znajomością rzeczy, usuwały z bibliotek to, co można by było tam znaleźć na ten temat.

Czy można się zatem dziwić, że w dzisiejszych czasach, każda grupa, która stara się dostarczyć innym tą samą wiedzę zyskuje etykietę „kultu”?

Analizując obecnie po latach [1984] tamte zdarzenia, można powiedzieć, że „profesor” zapuszczał nad naszymi głowami wędkę. Kierując się znaną nam już wiedzą specyficzną psychopatów. Wiedział z góry, że wyłowi jednostki podatne, lecz ograniczona ilość tych złowionych musiała sprawić mu zawód. Proces przeosobowienia zakotwiczał przede wszystkim w tych ludziach, u których podłoże instynktowne było blade lub zdradzało pewne braki. W mniejszym stopniu proces ten dało się również zaobserwować u innych studentów odznaczających się pewnymi deficytami swoich natur, „indoktrynacja” wyzwalała w nich stany, które były skutkiem indukcji psychopatologicznej i  dlatego nie mogły okazać się całkowicie trwałe.

Póki taka wiedza, o istnieniu jednostek podatnych i sposobach oddziaływania na nie, będzie pozostawać tajemnicą takich profesorów, tak długo będzie mogła być użyta do podboju narodów przy pomocy tej nowej broni psychologicznej. Kiedy stanie się wiedzą naukowo opracowaną i umiejętnie spopularyzowaną, będzie się przyczyniać do uodpornienia społeczeństw […] W tamtych jednak czasach nie rozumiał tego jeszcze nikt.

Przyznać jednak należy, że „profesor” demonstrując nam … podstawowe właściwości patokracji, w sposób, który musieliśmy przeżyć głęboko, przyczynił się do poznania natury zjawiska makrosocjalnego w większym zakresie niż niejeden prawdziwy pracownik naukowy, który w tym dziele wziął potem udział. […]

Naturalny światopogląd psychologiczny, społeczny i moralny jest produktem procesu rozwojowego człowieka odbywającego się w obrębie społeczeństwa, który przebiega pod stałym wpływem … jego wrodzonych właściwości. Człowiek nie może również rozwijać się normalnie bez asymilowania tworzywa psychicznego od innych osób i wpływu ich charakterów, oraz wartości swojej cywilizacji, tradycji moralnych. Dlatego naturalny ludzki światopogląd nie może być całkowicie prawdziwy ani powszechny czy jednolity.

Jest raczej rzeczą zastanawiającą, że główne wartości tego ludzkiego światopoglądu naturalnego wykazują zasadnicze podobieństwa mimo różnic rasowych, cywilizacyjnych i znacznych odległości w czasie i przestrzeni. Najwyraźniej światopogląd ten wyrasta głównie z natury naszego gatunku i doświadczeń ludzkich pokoleń [które osiągnęły pewien niezbędny poziom cywilizacji]. Jego uszlachetnianie, dzięki wartościom literackim, refleksji filozoficznej i moralnej, precyzuje niektóre różnice, ale biorąc ogólnie zbliża jeszcze bardziej naturalne języki pojęć różnych czasów i cywilizacji.

…[O]sobom wykształconym humanistycznie może się wydawać, że na tej drodze osiągnęli dojrzałość … ale w tym miejscu napotykamy problem; musimy postawić następujące pytania: Czy ten naturalny sposób pojmowania spraw ludzkich, nawet wysoce kulturalny, jest dostatecznie poprawnym odzwierciedleniem rzeczywistości, aby można na nim polegać, czy jest raczej naszym gatunkowym sposobem jej odczuwania? W jakim zakresie zagadnień, można na nim opierać decyzje, w indywidualnych problemach życiowych, w sprawach społecznych, jak również – politycznych?

Doświadczenie uczy nas tego, że po pierwsze, ten światopogląd naturalny ma charakterystyczne i odwieczne tendencje zniekształcające obraz rzeczywistości dyktowane naszymi właściwościami instynktownymi  i emocjonalnymi. Po drugie … w naszej pracy psychologicznej spotykamy się z licznymi zjawiskami, których nie da się zrozumieć ani opisać używają wyłącznie tego naturalnego języka pojęć.[…]

Dokonując analizy najważniejszych tendencji zniekształcających obraz rzeczywistości, zauważamy że emocjonalne nacechowanie naszych naturalnych przekonań nie jest nigdy zupełnie odpowiednie do przeżywanej rzeczywistości. Jest to skutkiem działania naszego instynktu i warunkowania podczas procesu wychowawczego. Dlatego też najlepsze tradycje myśli filozoficznej i religijnej zalecały wyciszenie emocjonalizmu, aby uzyskać bardziej adekwatne widzenie rzeczywistości.

[Kolejny problem to fakt, że nasz] naturalny światopogląd jest nacechowany skłonnością do nadawania naszym sądom jakości moralizującej, częściej pejoratywnej, aż do oburzenia włącznie. Apeluje to do skłonności silnie zakorzenionych w naturze ludzkiej i w obyczajach społeczeństw.[…]

[Często napotykamy] ludzi rozsądnych, którzy dysponują refleksyjnie wzbogaconym światopoglądem naturalnym co do jego psychologicznych, społecznych i moralnych aspektów, często uszlachetnionym przez literaturę, rozprawy religijne i rozważania filozoficzne. Osoby takie są skłonne do przeceniania jego wartości… [Nie biorą one pod uwagę faktu, że taki system również może być błędny, ponieważ nie jest dostatecznie obiektywny.]

Taką postawę będziemy nazywali „egotyzmem światopoglądu naturalnego”. Była to do naszych czasów najmniej szkodliwa odmiana egotyzmu, ponieważ jest to nadafirmacja sposobu pojmowania, który przecież niesie odwieczne wartości ludzkiego doświadczenia. …

Dziś jednak świat jest zagrożony przez zjawisko, które nie da się ani zrozumieć ani opisać w tym naturalnym języku pojęć; tego rodzaju egotyzm staje się niebezpiecznym czynnikiem, powstrzymującym podjęcie środków zaradczych. Dlatego też rozwój i upowszechnianie obiektywnego psychologicznego spojrzenia na świat może znacznie rozszerzyć zakres radzenia sobie złem, za pomocą rozsądnych działań i precyzyjnie dobranych środków zapobiegawczych.

Już od czasów starożytnych, myśliciele różnych kultur, kierunków filozoficznych i systemów religijnych poszukiwali prawdy o tym, co jest słuszne i może być dobrą radą. Starali się znaleźć kryteria tego, co należy uznać za wartość moralną. Opisywali oni cnoty ludzkiego charakteru i radzili, jak je zdobywać. Stworzyli dorobek, który zawiera doświadczenie wieków i ludzką nad nim refleksję. O ile różnice między ich poglądami są rzeczą naturalną, to godne zastanowienia jest to, jak najbardziej sławni z pośród nich dochodzili do wniosków podobnych lub uzupełniających się, chociaż działali w odległych czasach i krajach. To bowiem, co jest wartością, ma swoje przyczyny i uwarunkowania w prawach natury, które działają w ludzkich osobowościach i w zbiorowych osobowościach społeczeństw.

Jest jednak sprawą równie godną zastanowienia, jak stosunkowo mało powiedziano o odwrotnym aspekcie zagadnienia, o naturze zła, jego przyczynach i procesach genezy. Te sprawy skrywają się zwykle z pewną dyskrecją za uogólnionymi już wnioskami. Taki stan rzeczy można po części przypisać warunkom społecznym  i okolicznościom historycznym, w jakich działali poszczególni myśliciele, ich taktyce dzia-łania uwzględniającej własną sytuację, wcześniejszej tradycji, albo może pruderii. Cnoty sprawiedliwości, umiaru i prawdomówności są przecież odwrotnościami przemocy, gwałtowności i zakłamania, podobnie jak zdrowie jest przeciwieństwem choroby.[…]

Pozostawiono więc w dyskretnym cieniu naturę i genezę zła, zostawiając ją raczej dramaturgom i ich językowi pełnemu ekspresji, który nie dociera jednak do korzeni zjawisk. Wciąż pozostaje więc pewna nie zbadana przestrzeń, pewien matecznik zagadnień zła i moralności, który opiera się ludzkiemu poznaniu i filozoficznej refleksji. […]

Od najdawniejszych czasów człowiek marzył o życiu, w którym jego wysiłki w celu gromadzenia dóbr byłyby przerywane odpoczynkiem, podczas którego mógłby się nimi cieszyć. Aby zgromadzić jeszcze większą ilość dóbr nauczył się udomawiać zwierzęta, a kiedy i to przestało wystarczać jego potrzebom, nauczył się zniewalać innych ludzi tylko dlatego, że był silniejszy i mógł tego dokonać.

Tak z marzeń o szczęśliwym życiu spędzanym na „gromadzeniu coraz większego majątku” i wypoczynku, podczas którego można by się nim cieszyć, rodzi się przemoc nad innym człowiekiem, która deprawuje umysł tego, który się jej dopuszcza. To właśnie dlatego ludzkie marzenia o szczęściu nigdy w dziejach się nie spełniły: w hedonistycznej wizji „szczęścia” tkwi zalążek nieszczęścia. Hedonizm, dążenie do gromadzenia dóbr tylko dla własnej przyjemności, zasila odwieczny cykl, w którym z czasów szczęśliwych rodzą się nieszczęśliwe.

© Duane Hoffman

W takich szczęśliwych czasach ludzie stopniowo przestają widzieć potrzebę pogłębionej refleksji, poznawania siebie i innych, czy dociekania praw rządzących życiem. Kiedy wszystko jest „w porządku”, czyż warto zastanawiać się nad właściwościami charakterów (własnego i cudzych), które nie są bez skazy? W dobrych czasach, całe pokolenia dorastają bez zrozumienia twórczego sensu cierpienia, ponieważ sami nigdy go nie zaznali. Kiedy można łatwo zdobywać radości życia, wysilanie umysłu w dążeniu do zrozumienia nauki i praw rządzących naturą – aby zyskać wiedzę, która nie jest bezpośrednio związana z gromadzeniem majątku – wydaje się zbytecznym trudem. W dobrym tonie jest być „zdrowym na umyśle” – podchodzić do wszystkiego z dystansem i nie zrzędzić – a każdemu kto patrząc dalej przewiduje złe skutki zarzuca się, że jest kraczącą wroną lub „psuje dobry nastrój”.

Poznawanie prawdy o rzeczywistości, zwłaszcza dogłębne zrozumienie ludzkiej natury, w całej jej zmienności i różnorodności, przestaje być godną osiągnięcia cnotą. Ludzie zastanawiający się nad istotą rzeczywistości są „natrętami”, którzy szukają dziury w całym. „Nie trzeba naprawiać czegoś, co nie jest popsute”. Takie podejście prowadzi do zubożenia poznania psychologicznego, w tym zdolności rozumienia właściwości ludzkich natur i osobowości, i umiejętności twórczego formowania zdrowych umysłów.

Kult siły wypiera zatem wartości umysłowe i moralne, które są kluczowe dla bezkrwawego utrzymywania pokoju. Wzbogacanie się lub inwolucja [uwstecznienie, zanik] światopoglądu psychologicznego mogą być traktowane jako wskaźniki dobrej lub złej przyszłości narodu.

W szczęśliwych czasach poszukiwanie sensu życia, prawdy o naszej rzeczywistości staje się źródłem dyskomfortu, ponieważ wyciąga na światło dzienne jej niewygodne elementy. Podświadoma eliminacja przesłanek, które prowadzą do wniosków rzeczywiście lub pozornie niewygodnych staje się stopniowo nawykiem, a potem społecznie akceptowanym obyczajem. Żaden proces myślowy oparty na okrojonych w ten sposób przesłankach nie może doprowadzić do prawidłowych wniosków. Następnie prowadzi to do zwyczaju zastępowania uciążliwych prawd dogodnymi kłamstwami, a tym samym zbliża się do granic zjawisk, które powinny być postrzegane jako psychopatologiczne.”

Prawda jest taka, że czasy „szczęśliwe” dla jednej grupy ludzi mają swoje historyczne korzenie w krzywdzie innej grupy. W takim społeczeństwie, gdzie wszystkie skrywane prawdy czają się pod powierzchnią jak góra lodowa, katastrofa jest na wyciągnięcie ręki.

Oczywiste jest, że Ameryka przez większość czasu swojego istnienia doświadczała „dobrej koniunktury” (bez względu na to, ile osób trzeba było uciemiężyć lub zabić, aby ją osiągnąć), ale szczególnie dobre czasy to 50 lat poprzedzających 11 września 2001r. W ciągu tych 50 lat urodziło się kilka pokoleń dzieci, a te urodzone na początku tego okresu, które nigdy nie doświadczyły „złych czasów”, są teraz w wieku, kiedy chcą się „nacieszyć” zgromadzonymi przez siebie dobrami. Niestety nic nie wskazuje na to, że będzie im to dane – 11 września zmienił wszystko tak diametralnie, że wygląda na to, iż nikomu nie będzie dane się cieszyć przez rzeczywiście długi czas.

Jak do tego doszło?

Na to pytanie można odpowiedzieć w następujący sposób: trwające przez kilka pokoleń „dobre czasy” owocują wyżej opisanymi deficytami społecznymi w zakresie  umiejętności psychologicznych i moralnego krytycyzmu. Długie okresy martwienia się tylko o siebie i „gromadzenia dóbr” na własny użytek, ograniczają zdolność prawidłowego postrzegania otoczenia i innych ludzi. Ale problem tkwi nie tylko w ogólnym osłabieniu  społeczeństwa, które może być „zahartowane”, gdy nadejdą „ciężkie czasy”.

Łobaczewski pisze:

Psychologiczna jakość takich kryzysów musiała zapewne nosić piętno swojej epoki i cywilizacji, ale wspólną właściwością istniejącą w początkach wszystkich „złych czasów” musiało być nasilanie tych opisanych właściwości znanych jako histeryczne.  Domiancja emocjonalizmu w życiu prywatnym, zbiorowym, i politycznym, w połączeniu z podświadomą selekcją i substytucją danych w procesie myślowym prowadzi do indywidualnego i narodowego egotyzmu. Mania obrażania się, znajdując pożywkę w porywczości i obłudzie innych, prowokuje nieustanne odwety. To właśnie ten element, ta histeryzacja społeczeństwa, umożliwia patologicznym intrygantom, zaklinaczom węży i innym prymitywnym dewiantom występowanie w roli istotnych czynników w procesie powstawania zła na skalę makro-społeczną.

Kim są ci „patologiczni intryganci” i co może motywować działania tych osób w czasach, które przez innych są powszechnie rozumiane jako „dobre”? Skoro czasy są „dobre”, dlaczego ktoś chce spiskować i sprowadzać zło?

Cóż, z pewnością obecna administracja USA znalazła odpowiedź na to pytanie: „Oni nienawidzą nas z powodu naszych wolności”. Jest to doskonały przykład „selekcji i substytucji danych w procesie myślowym”, chętnie i z radością przyjmowany przez społeczeństwo jako wyjaśnienie z racji ograniczonych umiejętności psychologicznych i braku krytycyzmu moralnego.

Łobaczewski: Współcześni filozofowie rozwijający meta-etykę usiłują posunąć się naprzód w swoim rozumieniu, ale ich wysiłki ześlizgują się po powierzchni tej elastycznej przestrzeni – ku analizie języka etyki. Przyczyniają się więc do wyeliminowania części nawyków naturalnego języka pojęć i jego nieścisłości. Dla badacza jednak, dostanie się do tego nieprzeniknionego jądra stanowi nie lada pokusę. […]

Gdyby lekarze poszli drogą podobną do etyków i zaprzestali badań nad chorobami, zajmując się tylko studiami nad zachowaniem zdrowia, wówczas współczesna medycyna nie istniałaby jeszcze w ogóle. […] Lekarze postępowali właściwie, kłądąc nacisk przede wszystkim na badanie choroby w celu wykrycia przyczyn i właściwości biologicznych poszczególnych schorzeń, a następnie zrozumienia dynamiki ich przebiegu. Wreszcie, zrozumienie charakteru choroby i sposobu w jaki się rozwija, umożliwia zastosowanie właściwych środków leczniczych, które należy opracować i zastosować.

Nasuwa się więc pytanie: Czy nie należałoby zastosować podobnej metody postępowania, aby badać naturę, przyczyny i rozwój innych rodzajów zła, które prześladują ludzkie jednostki, rodziny i narody?… Doświadczenie nauczyło autora, że zło ma naturę podobną do choroby, choć może bardziej złożoną i wymykającą się wysiłkom poznawczym. […]

Równolegle więc z tradycyjnym podejściem etologicznym, do zrozumienia problemów, potocznie odczuwanych jako niemoralne, można podejść w oparciu o dane dostarczane przez biologię, medycynę i psychologię, ponieważ tego rodzaju aspekty są współobecne w całości zagadnienia. …. Doświadczenie uczy, że zrozumienie istoty i genezy zła wykorzystuje dane pochodzące z tych właśnie dziedzin. […]

Myśl filozoficzna dawała początek wszystkim dyscyplinom naukowym, ale dojrzewały one dopiero wtedy, kiedy usamodzielniały się  w oparciu o dane szczegółowe i w powiązaniu z tymi dziedzinami nauki, które mogły tych danych dostarczyć.

Zachęcony takim „przypadkowymi” odkryciem tych przyrodniczych aspektów zła i jego genezy, autor poszedł po drodze podobnej do tej lekarskiej, bo i jego zawód psychologa klinicznego i współpracownika lekarzy do tego skłaniał. Podobnie także przyjmował ryzyko bliskiego kontaktu ze złem dla zapewnienia sobie możliwości poznawania jego natury, śledzenia jego czynników etiologicznych i jego patodynamiki [i poniósł tego konsekwencje]. […]

W ten oto sposób powstała nowa dyscyplina naukowa: Ponerologia. Proces genezy zła nazwano, odpowiednio, „ponerogenezą.” […]

Obiektywizm, niezbędny przy beznamiętnym studiowaniu Zła, pozwala na zrozumienie jego genezy, co może przynieść znaczne moralne, intelektualne i praktyczne korzyści. Przyjęcie takiej metody badawczej nie odbywa się ze szkodą dla dorobku ludzkości w dziedzinie etyki, zyskuje ona wręcz wsparcie, ponieważ metoda naukowa może być wykorzystana w celu potwierdzenia podstawowych wartości nauk moralnych.

Zrozumienie natury makro-społecznej patologii pomaga nam przyjąć wobec niej odpowiednią postawę, a tym samym chroni nasze umysły przed kontrolowaniem lub zatruciem skażonymi treściami i oddziaływaniem ich propagandy.

Jedynym sposóbem na przezwyciężenie tego potężnego i zaraźliwego nowotworu toczącego społeczeństwo jest zrozumienie jego istoty i przyczyn etiologicznych.

Z takiego zrozumienia natury zjawiska wynika oczywistość tego, że środki, które powinny prowadzić do wyleczenia świata i wprowadzenia powszechnego ładu, powinny być zupełnie odmienne od tych, jakie dotychczas stosowano do rozwiązywania międzynarodowych konfliktów. …. Prawdą jest również, że jedynie świadomość istnienia i wiedza na temat genezy makro-społecznego Zła mogą dać początkek uleczeniu poszczególnych ludzi i pomóc przywrócić harmonię w ich umysłach. […]

Łobaczewski omawia zagadnienie historycznej „celowości złych czasów”. Cierpienie w czasach kryzysu psychicznego zdaje się prowadzić do działań mających na celu rozwiązanie lub położenie kresu cierpieniom. Gorycz straty nieodmiennie prowadzi do odrodzenia wartości moralnych i empatii.

Łobaczewski: Kiedy nadchodzą czasy nieszczęśliwe i nadmiar zła przygniata ludzi, wówczas muszą oni zebrać wszystkie siły mięśni i rozumu, aby wywalczyć sobie możność istnienia i chronić jego ludzki sens. Poszukując dróg wyjścia z niebezpieczeństw i sytuacji trudnych, uczą się rozeznawania spraw, które poszły już w zapomnienie. Początkowo ludzie takich czasów bywają skłonni do polegania na sile i zbyt łatwo sięgają po broń, aby oprzeć się zagrożeniu. Powoli jednak i z trudem odkrywają korzyści, jakie daje wysiłek umysłów, dogłębne zrozumienie sytuacji szczególnie psychologicznej, rozróżnianie natur i charakterów ludzi i narodów, a w końcu także zrozumienie wrogów. W takich więc czasach cnoty, które poprzednie pokolenia zredukowały do roli motywów literackich, nabierają na nowo wartości realnej i użyteczności praktycznej, stają się więc poszukiwane. Człowiek mądry, który może służyć dobrą radą, odzyskuje swoją pozycję i szacunek. […]

Wydaje się, że w historii ludzkości było wiele  takich „złych czasów” i to właśnie wtedy zostały opracowane wielkie systemy etyczne. Niestety, w „dobrych czasach” nikt nie chce o tym słyszeć. Ludzie chcą „cieszyć się” dobrami materialnymi, doświadczać przyjemności i mieć przyjemne przeżycia, i w ten oto sposób wszelka literatura odnosząca się do takich złych czasów zostaje zagubiona, zapomniana, stłumiona lub w inny sposób zignorowana. Prowadzi to do dalszej deprecjacji wartości intelektualnych i tworzy wyrwę, przez którą złe czasy mogą ponownie się prześlizgnąć.

Gdyby zebrano książki, które opisują zbrodniczość wojen, okrucieństwa rewolucji, czyny krwawych władców i ustrojów politycznych, powstałby duży oddział biblioteki, omijany niestety przez większość czytelników. Obok starożytnych stanęłyby tam dzieła współczesnych historyków i reportażystów. Dokumentalne rozprawy o [sowieckich i] niemieckich obozach koncentracyjnych i zagłady, o eksterminacji narodu żydowskiego, przytaczające przybliżone dane statystyczne i opisujące dobrze zorganizowaną pracę niszczenia ludzkiego życia, używałyby precyzyjnego i stonowanego języka, dostarczając podstaw do poznania natury Zła.[…]

Autobiografia Rudolfa Hessa, komendanta obozów w Oświęcimiu i Brzezince, jest klasycznym przykładem tego, jak myśli i czuje inteligentny osobnik psychopatyczny …

Nie zabrakłoby tam także i rozważań historiozoficznych, wskazujących na socjalne i moralne aspekty genezy takich eksplozji zła, po części jednak usprawiedliwiających krwawe rozwiązania przy pomocy niezupełnie jasnych praw historii.

Uważny czytelnik mógłby tam znaleźć ewolucję postaw autorów, od pierwotnej afirmacji zniewalania i mordowania podbitych narodów, do współczesnego moralizującego potępienia takich metod postępowania.

W takiej bibliotece zabrakłoby jednak jednego dzieła, które tłumaczyłoby w sposób wystarczający przyczyny i procesy genezy takich dramatów historii, co rodzą się z ludzkich ambicji i ułomności, aby spłodzić krwawy obłęd.

Tamte pytania: dlaczego i po co to się działo, czy wszyscy nosimy w sobie zarzewie zbrodni, czy tylko niektórzy, pozostałyby bez odpowiedzi. Literacki opis takich zdarzeń, choćby najbardziej prawdziwy i psychologicznie wierny, jak u wspomnianych autorów, nie daje odpowiedzi na te pytania i nie może w pełni wyjaśnić genezy zła.

Tak więc ludzkość jest w bardzo niekorzystnej sytuacji, ponieważ bez pełnego naukowego wyjaśnienia genezy zła nie ma możliwości opracowania wystarczająco skutecznych zasad przeciwdziałania mu. …

Nawet najlepszy literacki opis choroby nie pozwoli zrozumieć istoty jej etiologii, a tym samym nie może dostarczyć żadnych reguł leczenia. Podobnie, gdy przychodzi do opracowania skutecznych środków przeciwdziałania narodzinom, istnieniu lub szerzeniu się Zła, na nic się zdają opisy historycznych tragedii.

Próbując wyjaśniać pojęcia psychologiczne, społeczne i moralne przy pomocy naturalnego języka, dochodzimy do wniosku, że dajemy jedynie namiastkę zrozumienia, która prowadzi do dręczącego poczucia bezsilności.

Naszemu potocznemu systemowi pojęć brakuje niezbędnych rzeczowych treści – naukowych spostrzeżeń na temat Zła – które pozwoliłyby nam zrozumieć znaczenie wielu czynników (szczególnie psychologicznych), aktywnych przed narodzinami i w trakcie trwania nieludzko okrutnych czasów.

Niemniej jednak, autorzy niektórych książek, które znajdziemy w naszej Bibliotece Zła, dołożyli starań, aby nadać swoim słowom należytą precyzję, jakby mieli nadzieję, że ktoś, w pewnym momencie, skorzysta z ich zapisków, aby wyjaśnić to, czego oni sami wyjaśnić nie potrafili, nawet w najdoskonalszym literackim języku.

Tego rodzaju literatura budzi grozę u większości ludzi. Hedonistyczne społeczeństwa mają silną tendencję do uciekania w niewiedzę lub w naiwne doktryny. Niektórzy ludzie czują nawet pogardę dla cierpienia innych.

Prawdą jest, że śledzenie działania przyczyn i mechanizmów rodzenia się zła wymaga opanowania odrazy i lęku, poddania się pasji naukowego poznania oraz wykształcenia opanowanego spojrzenia przyrodnika.

Zadaniem więc tej tu pracy będzie – ująć Czytelnika za rękę i wyprowadzić go poza świat pojęć i wyobrażeń, jakimi przywykł posługiwać się od lat wczesnej młodości, a którym zaufał może nazbyt egotycznie … Jest to konieczne ze względu na problemy, w obliczu których stoi obecnie nasz świat, problemy, których nie możemy dłużej ignorować, dalsze bowiem ignorowanie ich narazi na niebezpieczeństwo całą ludzkość. Musimy uświadomić sobie, że dopóki nie wyjdziemy poza subiektywny świat znanych nam pojęć, nie będziemy raczej potrafili odróżnić drogi wiodącej ku katastrofie nuklearnej od drogi twórczego oddania. Musimy także zrozumieć, że ten subiektywny świat został nam narzucony przez potężne siły, przeciwko którym nasze tęsknoty za prostymi, ludzkimi ideałami ciepła i bezpieczeństwa nic nie zdziałają.

Zło moralne i zło biopsychiczne są w rzeczywistości powiązane ze sobą tyloma zależnościami przyczynowymi i na tylu drogach wzajemnego oddziaływania, że rozdzielać te rodzaje można jedynie na drodze abstrahowania. Umiejętność jednak wyróżniania tych jakości i ich działania chroni nasze umysły przed moralizującym interpretowaniem roli czynników patologicznych. Ten błąd pojmowania spraw społecznych i moralnych, do którego skłonność zdradzamy wszyscy, truje bowiem ludzkie umysły i dusze w wyjątkowo podstępny sposób.

Zjawisko makro-społecznego Zła, które w tej pracy stało się głównym przedmiotem naszej uwagi, wydaje się podlegać tym samym prawom natury, które działają na skalę indywidualnych spraw ludzkich czy w małych grupach czyniących coś złego. Rola osobników z różnymi klinicznie lżejszymi anomaliami i defektami psychicznymi okazuje się odwieczną właściwością takich zdarzeń społecznych i historycznych.

W tym makrosocjalnym zjawisku patologicznym, w obrębie którego szaleje Zło, „patokracja”, pewna dziedziczna anomalia, wyodrębniona naukowo jako „psychopatia właściwa”, gra rolę inspirującą i niezbędną dla jego powstania i trwania. […]

Ta ostatnia uwaga jest kluczem do „wielkich konspiracji”, co do których istnienia tak wiele osób jest nieprzekonanych. Prof. Łobaczewski omawia tego typu ludzi, tworzących „Patokrację” lub „psychopatyczne rządy”, przytaczając szczegółowe informacje na temat psychopatów oparte na własnych badaniach i badaniach tych, z którymi współpracował, a które nigdy nie były otwarcie dyskutowane, co mogę stwierdzić po przeczytaniu wielu tysięcy stron materiałów na ten temat, powstałych na Zachodzie. Z drugiej strony, prof. Łobaczewski przeprowadził badania „w jaskinii bestii”, że tak powiem, z żywymi „okazami”. Wartości takich badań nie da się przecenić.

Procesy patologiczne miały w przeszłości znaczący wpływ na ludzkie społeczeństwa ze względu na fakt, że wiele osób ze zdeformowanymi charakterami odegrało pierwszoplanowe role w kształtowaniu struktury społecznej. Warto mieć podstawową wiedzę w tej sprawie. Prof. Łobaczewski pisze:

„…[T]kanka mózgowa wykazuje najbardziej ograniczone możliwości regeneracji. Jeżeli nastąpi jej uszkodzenie, to po zagojeniu się zmiany pojawia się proces rehabilitacyjny, dzięki któremu sąsiednia nieuszkodzona tkanka przejmuje funkcje tej uszkodzonej. To zastępstwo nie jest jednak nigdy zupełnie dobre, tak że pewne deficyty sprawności i poprawności procesów psychicznych dają się wykryć przy pomocy odpowiednich testów, nawet w przypadku bardzo ograniczonych zmian. […]

Jako czynniki ponerogenezy większą aktywność wykazały skutki okołoporodowych i wczesnych uszkodzeń mózgu niż te, które powstały u dorosłych już osób.

W krajach o rozwiniętej opiece medycznej, wśród dzieci w młodszych klasach szkoły podstawowej… wykrywamy 5 do 7 % takich, które noszą już drobne uszkodzenia tkanki mózgowej powodujące trudności w nauce i zachowaniu”.

Te liczby są przerażające. Jeśli uświadomimy sobie, że jeszcze większy odsetek poprzednich pokoleń doznał uszkodzeń tkanki mózgowej w czasach, kiedy nie było wysoko rozwiniętego położnictwa i opieki medycznej nad noworodkami, nie wspominając o uszkodzeniach, które mogą powstawać wśród ludności w krajach, gdzie do dziś poziom takiej opieki jest na bardzo niskim poziomie, możemy zrozumieć, że wielka część naszej kultury została ukształtowana przez osoby z uszkodzeniami mózgu i że żyjemy w świecie, w którym jednostki z uszkodzeniami mózgu mają istotny wpływ na strukturę społeczną! Pamiętaj, że jeśli twój dziadek doznał uszkodzenia mózgu podczas porodu lub jako noworodek, wpłynęło to na sposób, w jaki wychowywał jednego z twoich rodziców, co z kolei wpłynęło na sposób, w jaki ten rodzic wychowywał ciebie!

„U stosunkowo niewielkiej części osób z takimi zmianami pojawia się ich najdawniej znany skutek – epilepsja z jej licznymi odmianami. Wśród badaczy tych zjawisk panuje raczej zgodne przekonanie, że Cezar, a potem Napoleon Bonaparte miewali napady epileptyczne. … W jakim stopniu te ich ukrywane dolegliwości miały negatywny wpływ na ich charaktery, jak to zaznaczyło się na ich historycznych decyzjach, czy odegrało rolę w procesie ponerogenezy, może być przedmiotem dalszych studiów. Jednak w większości wypadków, epilepsja jest schorzeniem jawnym, co ogranicza jej aktywność jako czynnika ponerogenezy.

U znacznie większej części nosicieli uszkodzeń tkanki mózgowej narastają z biegiem czasu negatywne zmiany charakteru. Przyjmują one postacie różnych zaburzeń umysłowych, w zależności od właściwości i lokalizacji tych uszkodzeń, czasu ich powstania i późniejszych warunków życiowych danej osoby. Tego rodzaju anomalie ludzkich charakterów będziemy nazywali „charakteropatiami.”

Niektóre charakteropatie grają wybitną rolę jako czynniki ponerogenezy na dużą skalę społeczną […]

„Dość dobrze udokumentowanym przykładem osobowości charakteropatycznej, która oddziaływała na skalę makro-socjalną i polityczną, był ostatni cesarz Niemiec Wilhelm II. Uległ on porodowemu urazowi mózgu. Przez cały okres jego młodości a potem rządów, [jak i potem,] ukrywano przed opinią publiczną jego upośledzenie fizyczne i psychiczne. Upośledzona była sprawność ruchowa lewej górnej części ciała. Jako chłopiec miał trudności w nauce gramatyki, geometrii i rysunku, co stanowi typową triadę trudności szkolnych powodowaną lżejszymi uszkodzeniami tkanki mózgowej. Rozwinął osobowość z rysami infantylizmu i niedostatkiem kontroli afektów, a także skłoność do paralogicznego myślenia, które z łatwością omijało niewygodne aspekty pewnych istotnych kwestii, unikając w ten sposób problemów.

Generalski mundur i militarystyczna heca zapewniały mu nadkompensację poczucia mniejszej wartości i skrywały skutecznie jego braki. W polityce do głosu dochodziły nie dość kontrolowane emocje i osobiste urazy. Stary Żelazny Kanclerz, polityk przebiegły i bezwzględny, budowniczy pruskiej potęgi, zawsze wierny Prusom i monarchii, musiał odejść. Wiedział bowiem zbyt wiele o ułomności księcia i protestował przeciw jego koronacji. Podobny los spotykał innych nadmiernie krytycznych, a ich miejsca zajmowali ludzie mniejszego umysłu ale układni, a czasem zdradzający dyskretne dewiacje psychiczne. Następowała selekcja negatywna.”

Zwróćcie uwagę na ostatnie zdanie: „następowała selekcja negatywna”. Oznacza to, że upośledzona głowa państwa obsadzała stanowiska, wybierała członków rządu, opierając się na własnym patologicznie zdeformowanym światopoglądzie. Jestem pewna, że czytelnik potrafi dostrzec, jak niebezpieczna może być tego rodzaju sytuacja dla ludzi rządzonych przez taką „negatywnie wyselekcjonowaną” zgraję. W tym miejscu należałoby rozważyć wpływ, jaki wywarły rządy takich osobników na strukturę społeczną.

Łobaczewski wyjaśnia: Przeżycia osób z takimi anomaliami wyrastają ze świata zwykłych ludzkich spraw, do którego należą z natury. Ich zmieniony sposób myślenia, przemoc emocjonalna i egotyzm zakotwiczają więc stosunkowo łatwo w umysłach innych ludzi i są postrzegane w kategoriach naturalnego światopoglądu. Takie oddziaływanie osobowości charakteropatycznych traumatyzuje uczucia i umysły innych ludzi, pozbawiając ich stopniowo zdolności do posługiwania się zdrowym rozsądkiem. Mimo oporów i reakcji krytycznych, ludzie przyswajają sobie usztywnione nawyki patologicznego myślenia i przeżywania. U młodzieży powoduje to trwałe zniekształcenia rozwoju osobowości. Są to więc czynniki ponerogenezy, które działają podstępnie i łatwo zapoczątkowują nowe człony w odwiecznych procesach genezy zła. Otwiera to drogę dla późniejszej aktywizacji innych czynników patologicznych …które przejmują potem pierwsze skrzypce. […]

[Oddziaływanie osobowości Wilhelma II] stopniowo pozbawiało wielu Niemców ich zdolności do posługiwania się zdrowym rozsądkiem, wskutek bombardowania charakteropatycznym tworzywem psychicznym, ponieważ prości ludzie mają skłonność do identyfikowania się z cesarzem …

„Wyrastało nowe pokolenie ze zniekształceniami odczuwania i rozumienia rzeczywistości moralnej, psychologicznej, społecznej i politycznej. Stało się rzeczą nader charakterystyczną, że w wielu rodzinach niemieckich, gdzie zdarzył się jakiś psychicznie niezupełnie normalny członek, ukrycie tego przed opinią środowiska, a nawet przed świadomością najbliższych, stało się sprawą honoru (godną nawet niegodziwego postępowania). Szerokie rzesze ludzi wchłaniały patologicznie zmienione tworzywo psychiczne wraz z odrealnionym sposobem myślenia, w którym frazes zyskuje moc argumentu, a niewygodne przesłanki ulegają podświadomej selekcji.

„Działo się to w czasach, kiedy w całej Europie narastała fala histeryczności ze skłonnością do dominacji emocji i komponentą aktorstwa w ludzkim postępowaniu. […] To promieniowało na trzy cesarstwa i inne kraje Europy.

„W jakim więc stopniu przyczynił się do tego Wilhelm II, a także dwaj inni cesarze, których umysły nie sięgały istotnych spraw historii i władzy? Do jakiego stopnia był to skutek nasilania się histeryczności w trakcie ich panowania? Pozostaje to interesującym tematem do dyskusji historyków z ponerologami.

Narastały napięcia międzynarodowe; w Sarajewie doszło do zamachu na arcyksięcia Ferdynanda. Jednak ani cesarz niemiecki, ani żaden inny ośrodek władzy w jego kraju, nie dysponowali już rozsądkiem politycznym (co było  skutkiem wyżej wspomnianego procesu negatywnej selekcji). Dały o sobie znać emocjonalne nastawienia Wilhelma i uprzednio wytworzone stereotypy myślenia i działania. Wybuchła wojna. Przygotowane wcześniej plany działań wojennych, zdezaktualizowane w zaistniałych okolicznościach, rozwijały się jak na sztabowych manewrach. Historycy, nawet ci, którzy znają dobrze genezę i charakter państwa pruskiego z jego ideologiczną tradycją krwawego ekspansjonizmu, dostrzegają w tamtych wypadkach działanie jakiegoś niezrozumiałego fatum, które wymyka się analizie przyczynowości historycznej.

Wielu myślących ludzi zadaje sobie wciąż niepokojące pytanie: Jak mogło dojść do tego, że naród niemiecki wybrał sobie na Fuehrera psychopatycznego kabotyna, który nie skrywał swojej patologicznej wizji władzy nadludzi? Pod jego przywództwem Niemcy rozpętali drugą wojnę światową – zbrodniczą i politycznie niedorzeczną. Kiedy wojna chyliła już się ku końcowi, wykształceni dowódcy wykonywali z honorem zbrodnicze rozkazy, wojskowo i politycznie niedorzeczne, wydawane przez człowieka, którego stan psychiczny odpowiadał już standardowym kryteriom przymusowej hospitalizacji psychiatrycznej.

Każda próba zadawalającego wyjaśnienia tych zdarzeń z pierwszej połowy minionego wieku przy pomocy kategorii przyjętych w naukach historycznych daje poczucie dręczącego niedostatku. Wyrównać ten deficyt może jedynie podejście ponerologiczne, które bez uprzedzeń bada role różnych czynników patologicznych w każdej skali społecznej.

Naród niemiecki, karmiony przez pokolenia patologicznie zmienionym tworzywem psychicznym, osiągnął stan podobny do tego, z jakim spotykamy się u indywidualnych ludzi wychowanych przez osoby wykazujące w równym stopniu właściwości charakteropatyczne co i histeryczne. Doświadczenie psychologów wskazuje, że ci ludzie dopuszczają się potem często czynów krzywdzących innych […]

Podczas pierwszej wojny światowej Niemcy zadali innym ogromne cierpienia i sami takowych doznali, nie mieli jednak poczucia winy. Przeciwnie – czuli się pokrzywdzeni. Działali przecież zgodnie z przyswojonymi nawykami, nie mając rozeznania ich patologicznego pochodzenia. Po wojnie potrzeba ubrania tego stanu w szaty bohaterstwa, aby uniknąć zbyt gwałtownie dezintegrującej świadomości, stała się nader powszechna. Pojawił się tajemniczy głód jakby narkotyku, od którego organizm społeczny… zdążył się już uzależnić. Był to głód patologicznie zmienionego tworzywa psychicznego – zjawisko znane z doświadczenia psychoterapeutycznego. Ten głód mogła zaspokoić tylko inna osobowość patologiczna i takiż system polityczny.

Osobowość charakteropatyczna otworzyła drogę do przywództwa osobnikowi psychopatycznemu.

Co ciekawe, w tym miejscu swoich rozważań Łobaczewski wskazuje, że ten historyczny schemat powtarza się ciągle od nowa – jednostka z patologicznym uszkodzeniem mózgu stwarza okoliczności, które w określony sposób kształtują opinię publiczną, co z kolei otwiera psychopacie drogę do władzy. Kiedy to czytałam, przebiegając myślami ostatnie 45 – 50 lat historii  Ameryki, uświadomiłam sobie, że „zimna wojna”, zagrożenie nuklearne, zabójstwo JFK, błazeństwa Nixona, Johnsona, Reagana i Clintona oraz manipulacja Amerykanami za pośrednictwem mediów, były właśnie takim charakteropatycznym warunkowaniem, które otworzyły drogę do władzy neokonserwatystom i ich tytularnej marionetce, George’owi W. Bushowi, który z pewnością może być określony jako „psychopatyczny kabotyn”, a który nie kryje swej patologicznej wizji amerykańskiego super-państwa panującego nad światem. Patrząc na klikę zmontowaną wokół George’a W. Busha, widzimy tę samą „negatywną selekcję” doradców i urzędników gabinetu, jacy – według opisu Łobaczewskiego – zgromadzili się byli wokół Cesarza Wilhelma.

Zaczynamy więc pojmować, jak wielkie znaczenie może mieć ta „nauka o naturze zła dostosowana do celów politycznych” i z jak wielu rzeczy my, jako społeczeństwo, nie zdajemy sobie sprawy. Aby dokładnie zrozumieć, jak całe społeczeństwo, a nawet cały naród, może stać się Patokracją, musimy dowiedzieć się trochę o typach ludzi, którzy tworzą rdzeń takiej „konspiracji”. Łobaczewski na konkretnych przykładach przedstawia najczęstsze charakteropatie i ich związek z uszkodzeniami mózgu.

[Część 2 artykułu: O „Ponerologii politycznej” cz. 2]

Ten artykuł jest przekładem oryginału zamieszczonego w języku angielskim na stronie:

Political Ponerology: A Science on The Nature of Evil adjusted for Political Purposes

 by Andrew M. Lobaczewski

with commentary and additional quoted material by Laura Knight-Jadczyk

dokonanym przez polskich tłumaczy z grupy QFG – edytorów blogu PRACowniA.

Materiał ten został opublikowany przez SOTT.NET – projekt Quantum Future Group, Inc – i jest jego własnością. Zezwala się na kopiowanie i publiczne rozpowszechnianie pod warunkiem podania oryginalnego źródła i autora oraz żródła przekładu.

Dodatkowe informacje uzyskasz pisząc na adres: pracownia-iv@o2.pl

5 Komentarzy »

  1. […] Czytaj dalej… Dodaj komentarz […]

    Pingback - autor: O “Ponerologii politycznej – cz. 1 « PRACowniA — 20 grudnia 2009 @ 18:50

  2. Dlaczego jest napisane;
    Ten artykuł składa się z dwóch części. Muszę poinformować czytelnika, że naprawdę ciekawy materiał znajduje się w drugiej części, więc nie przegapcie jej!
    Druga czesc jest w jezyku angielskim?

    Komentarz - autor: eryk — 15 marca 2010 @ 03:48

  3. @Eryk
    Zgadza się, druga część jest w języku angielskim, za jakiś czas opublikujemy jej przekład, który jest już z grubsza gotowy, ale wymaga jeszcze sprawdzenia i dopracowania. A nie jest to jedyny artykuł, nad którym pracujemy 🙂

    Komentarz - autor: iza — 15 marca 2010 @ 20:02

  4. […] […]

    Pingback - autor: Ponerologia – Korzenie zła « PRACowniA — 28 sierpnia 2012 @ 11:00

  5. Jest to „pigułka” wiedzy bardzo rozległej ,rozbudowanej , która od poczatku jej powstania jest uzupełniana przez odkrywanie /badanie/ nowych zjawisk.Mózg przeciętnego człowieka nie obejmuje tej kategorii wiedzy.Do tego potrzebne jest minimalne przygotowanie naukowe.

    Komentarz - autor: jackers_-__ea — 19 listopada 2012 @ 13:28


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com.