PRACowniA

30 czerwca 2014

Upadek Iraku i czego wam nie powiedziano

SCG News
17 czerwca 2014 17:34 CDT

Transkrypt:

Irak pogrąża się w chaosie, ale nie z powodów, którymi karmili was politycy i media głównego nurtu.

W czerwcu 2014 roku świat patrzył w szoku, jak islamskie ugrupowanie bojowe, działające pod nazwą Islamskie Państwo Iraku i Syrii (lub ISIS), przejęło kontrolę nad miastami Mosul, Baiji i Tikrit i rozpoczęło forsowanie na południe w kierunku Bagdadu. Fallujah jest pod ich kontrolą od stycznia.

[Należy pamiętać, że są również znani pod nazwą Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie, w skrócie ISIL]

Iracka policja i wojsko stawiają bardzo mały opór, mimo że są znacznie liczniejsi niż bojownicy. Większość uciekła z posterunków, zostawiając mundury i broń – to znaczy ci, którzy nie zostali zabici.

ISIS – którego deklarowanym celem jest usunięcie granic pomiędzy Syrią i Irakiem, ustanowienie islamskiego kalifatu, obejmującego oba kraje, oraz narzucenie prawa szariatu (prawa koranicznego) – posiada już ogromne połacie terenu pod kontrolą i szybko zyskuje nowe.

Jak to się stało?

Jest to niezwykle ważne pytanie. Od tego, jak na nie odpowiemy, będą zależały przyszłe wydarzenia i to nie tylko w Iraku. To dlatego właśnie medialni propagandziści i politycy starają się na siłę przepisać historię i kompletnie wypaczyć rzeczywistość.

Na przykład są ludzie uparcie twierdzący, że przyczyna obecnej sytuacji leży w tym, iż USA i NATO nie interweniowały w Syrii.

Bardzo wygodna odpowiedź, nieprawdaż?

USA i NATO aktywnie pracowały nad obaleniem Assada, od 2011 roku zbrojąc i finansując syryjskich rebeliantów. Dało to początek krwawej wojnie domowej, która przyciągnęła dżihadystów z całego świata. Stworzyło to także brak kontroli na danym terenie, co pozwoliło grupom takim jak ISIS, Al-Kaida i Al-Nusra zorganizować i ustawić fortece.

Stany Zjednoczone utrzymują, że uzbrajają tylko ”umiarkowanych” rebeliantów, jednak przywództwo Wolnej Armii Syryjskiej (FSA) stwierdziło, że [rebelianci] regularnie prowadzą wspólne operacje z Al-Kaidą i powiązanymi z nią ugrupowaniami. Do niedawna ISIS było odgałęzieniem Al-Kaidy. W lutym ubiegłego roku oficjalne przywództwo Al-Kaidy publicznie odcięło się od ISIS i ich brutalnych metod. To dlatego ISIS jest traktowane jako odłam. Co więcej, wiemy na pewno, że większość broni i środków finansowych pochodzących od USA i ich sojuszników trafia w ręce dżihadystów, i amerykańscy urzędnicy są tego w pełni świadomi od 2012 roku. Nie musicie wierzyć mi na słowo, możecie przeczytać o tym w artykule New York Timesa.

Jest to oczywiste, że ISIS nigdy nie zdobyłoby poparcia w Syrii, gdyby USA nie osłabiły rządu syryjskiego. A broń. której teraz używają… najprawdopodobniej została opłacona z kieszeni amerykańskich podatników.

Ale tu nie chodzi tylko o Syrię, prawda? Chodzi także o Irak. To prowadzi nas do kolejnej obłąkanej historyjki, jaka teraz jest promowana: że chaos się potęguje, ponieważ w 2011 roku wojskowa operacja militarna USA została przedwcześnie wstrzymana.

Mamy więc teraz obrócony w zgliszcza Irak, który nie jest w stanie się bronić, ponieważ amerykańskie wojska za wcześnie opuściły imprezę. A nie dlatego, że administracja Busha i media głównego nurtu przekonywały społeczeństwo o posiadaniu przez Saddama broni masowego rażenia i jego planach użycia jej. Nie dlatego, że armia USA najechała Irak na podstawie tychże fałszywych zarzutów, likwidując iracką armię i policję i pozostawiając kraj pogrążający się w ruinie w próbie stłumienia wynikłego w efekcie ich poczynań powstania. Nie, stało się tak, ponieważ według nich osiem lat militarnej okupacji nie było wystarczające.

Dla tych, którzy tam walczyli, przekonanie się, że ich ofiara była na darmo, jest potężnym ciosem, ale okupacja Iraku nigdy nie miała się dobrze skończyć i administracja Busha doskonale o tym wiedziała. Ale nie musicie wierzyć mi na słowo. Rzućcie okiem na ten klip z Dickiem Cheneyem z 1994 roku.

[Rok 1994, Cheney wyjaśnia, dlaczego USA nie zdecydowały się na okupację Iraku podczas I wojny w Zatoce Perskiej: 1) bo byliby osamotnieni; 2) obalenie rządu Saddama Husajna doprowadziłoby do „bagna” oraz rozpadu Iraku na religijne frakcje i przyłączenie części jego terytorium do sąsiadujących krajów (no i kogo mieliby obsadzić na jego miejsce?) oraz nie byłoby warte poświęcenia życia większej liczby Amerykanów.]

Widzimy tu wielką wnikliwość Dicka. Trafnie przewidział bałagan, który pomógł wykreować w 2003 roku. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że jego prognoza była bardziej dokładna niż tych, którzy ostrzegali przed tą ryzykowną przygodą. Jestem pod wrażeniem.

Można teraz zauważyć te gadające głowy po prawej i lewej, jak próbują wrobić w odpowiedzialność za kryzys drugą stronę. I obie strony mają rację.

Obie strony tego kryzysu mają krew na rękach i wykracza to daleko poza Busha i Obamę. Stany Zjednoczone majstrowały w Iraku od bardzo dawna. W rzeczywistości, to CIA obsadziła Saddama Husajna u władzy w 1963 roku. Na poparcie tych faktów przeczytajcie ten artykuł z New York Timesa.

Rząd USA poparł Saddama także w roku 1980, kiedy ten rozpoczął wojnę agresji przeciwko Iranowi, mimo że wiedzieli, że używa broni chemicznej. Nie musicie wierzyć mi na słowo, przeczytajcie ten artykuł z dwumiesięcznika Foreign Policy.

Przejdźmy teraz do roku 1990. Saddam Husajn był uwikłany w spór z Kuwejtem o ceny ropy i granice i rozważał podjęcie działań. Zważywszy na amerykańskie wsparcie w wojnie z Iranem, Saddam nie miał powodu sądzić, że w sprawie Kuwejtu będzie inaczej, jednak żeby mieć pewność, zdecydował się najpierw skonsultować w tej sprawie z Waszyngtonem.

25 lipca 1990 roku ambasador USA w Iraku April Glaspie spotkała się z Saddamem Husajnem. Podczas spotkania Saddam opisał swoje zarzuty wobec Kuwejtu i powiedział Glaspie, że uważa ich działania za akt agresji militarnej. Glaspie odpowiedziała: ”Nie mamy opinii na temat konfliktów arabsko-arabskich, takich jak wasz spór graniczny z Kuwejtem”, po czym wzmocniła to, mówiąc: ”ten problem nie jest związany z Ameryką”. Saddam oczywiście zinterpretował to jako zielone światło i osiem dni później dokonał inwazji na Kuwejt.

Później, podczas przesłuchań Glaspie stwierdziła, że choć ten cytat jest precyzyjny, nalegała potem, aby rozstrzygnęli ten spór bez użycia siły.

Jednak nie to pojawiło się w transkrypcie z rozmowy opublikowanym przez New York Times. Zgodnie z transkryptem, Glaspie powiedziała: ”Mamy tylko nadzieję, że ten spór zostanie rozwiązany szybko”.

Być może to tylko niewinna pomyłka dyplomatyczna? Niezupełnie.

Jak tylko Saddam wtargnął do Kuwejtu, rząd USA rozpoczął bardzo interesującą kampanię propagandową w celu wypracowania sobie społecznego poparcia dla wojny. Twierdzili, że wojska irackie mordowały małe dzieci, wyrzucając je z inkubatorów w szpitalach, oraz przedstawili zapłakanych naocznych świadków, którzy zeznali, że widzieli tę masakrę.

Jest tylko jeden problem … Cała ta impreza została sfabrykowana. To się nigdy nie zdarzyło. Przedstawiona jako naoczny świadek kobieta była w rzeczywistości córką ambasadora Kuwejtu w Stanach Zjednoczonych, a jej zeznania stanowiły część publicznej kampanii propagandowej, zorganizowanej przez firmę Hill & Knowlton.

Po umocnieniu się społecznego poparcia dla wojny, porzucono historię o inkubatorach i nigdy już o niej nie wspominano.

Stany Zjednoczone najechały Irak w 1991 roku. Podczas tej wojny armia USA zużyła około 290 000 kg amunicji zawierającej zubożony uran. Irak został zdziesiątkowany, ale Saddama pozostawiono u władzy.

Wojna nigdy tak naprawdę się nie skończyła. Stany Zjednoczone trzymały Irak obłożony drakońskimi sankcjami, które doprowadziły do śmierci setek tysięcy dzieci. Clinton utrzymał te sankcje przez całą swoją kadencję i Stany Zjednoczone dokładnie wiedziały, co się dzieje w Iraku.

[Madeleine Albright odpowiada, że sprawa jest warta śmierci 500 tysięcy dzieci (to więcej niż zginęło w Hiroszimie!)]

Znacie to powiedzenie: ”ci, którzy nie znają historii, są skazani na jej powtórzenie”? To naprawdę nie jest przesada.

Przenieśmy się teraz do roku 2003, historia inkubatorów została teraz zamieniona na historię o przenośnych silosach rakietowych i ”yellowcake uranium” [potoczna nazwa półproduktu otrzymywanego w trakcie obróbki uranu- przyp., Wikipedia]

Kiedy okazało się, że ta broń masowego rażenia nie istnieje, zachowywali się jakby nic wielkiego się nie stało.

Następnie przyszedł Obama, jadąc na swojej fali obietnic i nadziei. Potem widzieliśmy, jak Obama załatwił Libię w 2011 roku, pozostawiając naród libijski w kompletnym chaosie a Kadafiego zabito w dość makabrycznym stylu.

Zanim NATO uziemiło Kadafiego, Libia miała najwyższy standard życia w całej Afryce. Teraz jest permanentną strefą wojenną. I oczywiście widzieliśmy, jak Obama finansował i uzbrajał syryjskich rebeliantów w próbie obalenia reżimu Assada.

Obama korzysta z tego samego scenariusza – i tak, scenariusz istnieje.

[Generał Clark opowiada o swojej wizycie w Pentagonie kilka dni po 9/11. Jeden z generałów powiedział mu: „Idziemy na wojnę z Irakiem. Nie, nie wiem, dlaczego. Podejrzewam, że nie wiedzą, co innego mogliby robić. Nie, nie mają żadnych nowych informacji o powiązaniach Saddama z Al-Kaidą. Po prostu podjęli taką decyzję. Podejrzewam, że nie wiemy, co zrobić w sprawie terrorystów, ale mamy dobrą armię i możemy obalać rządy. Jak masz pod ręką tylko młotek, to wszystko dla ciebie wygląda jak gwóźdź”. Clark wrócił spotkać się z generałem po kilku tygodniach, w tym czasie USA bombardowały już Afganistan. Clark zapytał, czy plan jest wciąż aktualny. Generał odpowiedział: „Gorzej. Właśnie dostałem notatkę od Sekretarza Obrony. Zamierzamy podbić siedem państw w ciągu pięciu lat. Najpierw Irak, potem Syria, Liban, Libia, Somalia, Sudan i na koniec Iran. Prawda o Bliskim Wschodzie jest taka, że gdyby nie byłoby tam ropy, byłby jak Afryka”. – przyp.]

Na szczęście przyszłość nie jest ustalona. Możemy mieć wpływ na wynik, i już nań wpływamy. Udowodniliśmy to w 2013 roku, gdy zarówno ci po prawej jak i po lewej porzucili swoje drobne kłótnie i zjednoczyli się przeciwko propozycji Obamy wykorzystania nalotów bombowych przeciwko Assadowi.

Schemat oszustwa był taki sam jak wcześniej, ale tym razem ludzie nie dali się nabrać. Pomogło to, że śledcza z ONZ Carla del Ponte miała odwagę powiedzieć, że za atakiem gazowym stali syryjscy rebelianci, pomógł też fakt, że Putin dyplomacją pokrzyżował plany USA, ale decydującym czynnikiem był ogólnonarodowy sprzeciw, a w szczególności wyrazy niezadowolenia wśród wojska. Jak widać, klasa rządząca bardzo niechętnie wciąga naród w wojnę, jeśli ludzie i wojsko zdecydowanie się jej sprzeciwiają. Dlatego pierwszą ofiarą wojny jest zawsze prawda.

To, co się w tej chwili dzieje w Iraku, jest naprawdę przerażające. ISIS na masową skalę popełnia zbrodnie przeciw ludności cywilnej. Niewytłumaczalne jest, dlaczego administracja Obamy nie zapewniła irackiemu wojsku bezpośredniego wsparcia lotniczego, nawet po upadku Mosulu. Mówię „niewytłumaczalne” nie dlatego, że popieram naloty bombowe, ale dlatego, że 12 czerwca wojsko amerykańskie przeprowadziło drugi w tym miesiącu atak za pomocą dronów w Pakistanie. Więc dlaczego Obama odmawia działania w Iraku, gdzie dokonuje się masakry cywilów, natomiast bez wahania wykorzystuje drony w Pakistanie?

Powiem wam, dlaczego. Ponieważ oburzenie okrucieństwami popełnianymi przez ISIS może być wystarczające dla zapewnienia Stanom Zjednoczonym otwartych drzwi do Syrii.

Jak widać, okazuje się, że Obama rozważa ataki z powietrza, tyle że nie tylko w Iraku. Chce rozciągnąć te ataki również na Syrię. Nieźle to sobie zaplanował, co? Kiedy armia USA będzie w stanie swobodnie prowadzić działania na terytorium Syrii, zmiana reżimu będzie o wiele, wiele łatwiejsza.

Jest to klasyczna formuła: PROBLEM, REAKCJA, ROZWIĄZANIE.

Stworzyli problem, pozwalają społeczeństwu zareagować i narosnąć powszechnemu oburzeniu, a wtedy zaproponują ”rozwiązanie”, które zasieje ziarno na kolejne pokolenie konfliktów.

Aby spowodować spięcie w tym obwodzie, społeczeństwo musi zdać sobie sprawę z tej zimnej prawdy.

Bez względu na to, co zrobią USA, i bez względu na to, jak długo się jeszcze utrzymają, nie istnieje szczęśliwe zakończenie tego konfliktu. Chaos, który obserwujemy na Bliskim Wschodzie, jest bezpośrednim wynikiem interwencji wojskowych i tajnych operacji militarnych przeprowadzanych tam przez USA w ciągu ostatniego półwiecza. Czas przyznać, że wojny w imię pokoju się nie sprawdzają, zmiany reżimu w imię stabilności się nie sprawdzają i nie można naprawić swoich błędów w kółko je powtarzając.

Jeśli USA szczerze chcą zatrzymać rozprzestrzenianie się islamskiego terroryzmu, powinny przestać finansować i zbroić dżihadystów w Syrii. To byłby dobry początek, nie sądzicie?

– –
tłumaczenie: PRACowniA
artykuł na SOTT.net, z komentarzami: The Fall of Iraq – What You’re Not Being Told

 

3 Komentarze »

  1. Do tego można dodać że rzad iraku to szyici tak samo jak Irańskie państwo.Z tego powodu irak bardzo zbliżał sie iranu,co nie jest na ręke ani usa ani sumickim saudom więc aktywowano sumickie ISIS.

    Komentarz - autor: Pan Jan. — 30 czerwca 2014 @ 14:51

  2. Doktryna Wolfowitza została rozwinięta przez innego ideologa neokonserwtyzmu, także powiązanego z lobby izraelskim w USA, Michaela A. Ledeena. Swoje poglądy na politykę zagraniczną USA Ledeen, podobnie jak Wolfowitz, sformułował na początku lat 90. XX wieku. Zostały one jednak ujawnione dopiero w 2002 roku przez publicystę Jonaha Goldberga na łamach „National Review” w artykule „Bagdad powinien być zniszczony, część druga” („Baghdad Delenda Est, Part Two”). Wedle Goldberga Ledeen ujął swoją doktrynę w jednym znaczącym zdaniu: „Mniej więcej co 10 lat Stany Zjednoczone potrzebują wziąć (dosłownie: podnieść) jakieś małe zasrane państewko i rzucić nim o ścianę tylko po to, żeby pokazać światu jak poważnie traktujemy sprawę” (globalnej dominacji USA – uzup. BP). W języku angielskim zdanie to brzmi następująco: „Every ten years or so, the United States needs to pick up some small crappy country and throw it against the wall, just to show the world we mean business”.

    Ledeen był gorącym zwolennikiem amerykańskiego ataku na Irak. Już w 2002 roku wzywał on administrację Busha do obalenia władzy Saddama Husajna, o czym m.in. wspomina Goldberg w artykule „Baghdad Delenda Est, Part Two”. W 2003 roku wzywał USA do obalenia wszystkich „tyranów” na świecie. Należał też do głównych inspiratorów negatywnej polityki amerykańskiej wobec Iranu.

    Doktryny Wolfowitza i Ledeena stały się podstawą doktryny Busha, którą prezydent George W. Bush uzasadnił inwazję na Irak w 2003 roku. Głównym założeniem doktryny Busha jest koncepcja „wyprzedzającego uderzenia”, zgodnie z którą USA mają prawo do prewencyjnego ataku militarnego na każde państwo stanowiące lub mogące stanowić zagrożenie dla interesów USA. Doktryna Busha nałożyła na USA również obowiązek wspierania rozprzestrzeniania się w świecie „klasycznego liberalizmu” – jego instytucji i wartości – by „osłabiać dyktatury” i zastępować je „rządami wyłonionymi przez narody”. W praktyce oznacza to, że każdy kto nie podporządkuje się hegemonii USA naraża się na „pokojową interwencję” armii USA, albo „kolorową rewolucję” organizowaną przez tajne służby USA.

    Doktryna Busha idzie nawet dalej niż sławna niegdyś doktryna Breżniewa. Zwrócił na to uwagę przeszło dekadę temu prof. Iwo Cyprian Pogonowski. „Neokonserwatyści z Wolfowitzem na czele – pisał Pogonowski – mają wizję Iraku jako bazy strategicznej do atakowania autorytarnych rządów; żeby to było możliwe Amerykanie muszą przekonać Irakijczyków do amerykańskiej wizji demokracji. Oznacza to, że Irakijczycy mogą sobie wybrać rząd, ale tylko taki, który będzie zaaprobowany przez Waszyngton” (Iwo Cyprian Pogonowski, „Świat po amerykańsku. Komentarze do polityki zagranicznej USA”, Szczecinek 2004, s. 138). Pogonowski odważnie zwrócił też uwagę na związek pomiędzy agresywną polityką USA a interesami politycznymi Izraela: „(…) rząd prezydenta Busha będzie musiał kontrolować Irak jako „protektorat” imperium amerykańskiego.

    Publicznie znanymi inicjatorami tego konceptu byli, na długo przed katastrofą World Trade Center w Nowym Jorku z 2001 r., amerykańscy syjoniści, tak Żydzi, jak i „na nowo urodzeni protestanci”, oddani ekstremistycznemu skrzydłu partii Likud w Izraelu (…). Zwolennicy ekstremistów izraelskich opublikowali też plany „wojny permanentnej o demokrację” zbliżone do planów trockistów „wojny permanentnej o komunizm”. Masowe media w USA mało mówią na ten temat. Od czasu zbrodni hitlerowskich wszelka krytyka polemiczna dotycząca Żydów, tak syjonistów, jak neokonserwatystów, jest na Zachodzie potępiana przez prasę jako antysemityzm, który Hitler skompromitował swoim barbarzyństwem” (tamże, s. 144).

    Wywodząca się z doktryn Wolfowitza i Ledeena doktryna Busha uwzględnia nie tylko interesy polityczne Izraela, ale także interesy wielkich międzynarodowych korporacji. Fukuyama, który w 1989 roku pisał, że neoliberalny kapitalizm jest najdoskonalszym z możliwych ustrojów, nie przewidział w jakim kierunku się on rozwinie w następstwie tzw. globalizacji. Nie przewidział, że kreowanie polityki przejdzie z poziomu państw na poziom międzynarodowych korporacji, dysponujących budżetami większymi niż np. budżet Polski. To właśnie strażnikiem głównie ich interesów jest „globalny hegemon”, a także twory typu Unia Europejska.

    Hegemonia USA w praktyce

    Pierwszym „zasranym państewkiem”, jakim USA po 1989 roku rzuciły o ścianę – jeszcze przed pierwszą wojną z Irakiem w 1991 roku – była Jugosławia. Rozbicie tego kraju planowano w USA i RFN już w latach 70. XX wieku. Do realizacji tych planów przystąpiono w 1990 roku. Nie cofnięto się przed niczym – nawet przed wspieraniem dokonanej przez Chorwację w sierpniu 1995 roku czystki etnicznej na Serbach, ani inwazją powietrzną NATO w 1999 roku na ograniczone do Serbii i Czarnogóry pozostałości Jugosławii. Polityka USA i państw zachodnich doprowadziła nie tylko do zniknięcia Jugosławii z mapy Europy w 2003 roku, ale także do dezintegracji terytorialnej Serbii, na terytorium której wykreowano twór państwowy w postaci Kosowa.

    Podczas pierwszej inwazji na Irak (1991), wojen w Jugosławii (1991-1995), inwazji NATO na Jugosławię w 1999 roku i kryzysu w Kosowie Zachód wykreował model propagandowy, wytwarzający fałszywy obraz przyczyn i przebiegu konfliktu, stygmatyzujący Serbów (w wypadku Jugosławii) jako jedynych winowajców oraz odczłowieczający obraz rządów i postać Saddama Husajna (w wypadku Iraku). Ten model propagandowy stosowano potem wobec każdego państwa, które USA brały na celownik swojej agresywnej polityki: Iraku, Iranu, Afganistanu, Libii, Białorusi, a obecnie Rosji.

    Komentarz - autor: Grzegorz Wxx — 30 listopada 2015 @ 23:48

  3. Hegemonia USA w praktyce

    Pierwszym „zasranym państewkiem”, jakim USA po 1989 roku rzuciły o ścianę – jeszcze przed pierwszą wojną z Irakiem w 1991 roku – była Jugosławia. Rozbicie tego kraju planowano w USA i RFN już w latach 70. XX wieku. Do realizacji tych planów przystąpiono w 1990 roku. Nie cofnięto się przed niczym – nawet przed wspieraniem dokonanej przez Chorwację w sierpniu 1995 roku czystki etnicznej na Serbach, ani inwazją powietrzną NATO w 1999 roku na ograniczone do Serbii i Czarnogóry pozostałości Jugosławii. Polityka USA i państw zachodnich doprowadziła nie tylko do zniknięcia Jugosławii z mapy Europy w 2003 roku, ale także do dezintegracji terytorialnej Serbii, na terytorium której wykreowano twór państwowy w postaci Kosowa.

    Podczas pierwszej inwazji na Irak (1991), wojen w Jugosławii (1991-1995), inwazji NATO na Jugosławię w 1999 roku i kryzysu w Kosowie Zachód wykreował model propagandowy, wytwarzający fałszywy obraz przyczyn i przebiegu konfliktu, stygmatyzujący Serbów (w wypadku Jugosławii) jako jedynych winowajców oraz odczłowieczający obraz rządów i postać Saddama Husajna (w wypadku Iraku). Ten model propagandowy stosowano potem wobec każdego państwa, które USA brały na celownik swojej agresywnej polityki: Iraku, Iranu, Afganistanu, Libii, Białorusi, a obecnie Rosji.

    Doktryny Wolfowitza i Ledeena

    W 1989 roku amerykański politolog Francis Fukuyama – wówczas jeden z czołowych ideologów neokonserwatyzmu – opublikował esej „Koniec historii?”, który stał się następnie podstawą książki „The End of History and the Last Man” (1992). Opierając się na poglądach Hegla, Fukuyama postawił tezę, że proces historyczny zakończył się wraz z upadkiem ZSRR i obozu państw socjalistycznych. Według Fukuyamy liberalna demokracja i neoliberalny kapitalizm miały być najdoskonalszym z możliwych do urzeczywistnienia ustrojów. Wychodząc z tego założenia amerykańscy neokonserwatyści stanęli na stanowisku, że takie standardy ustrojowe jak demokracja, prawa człowieka i neoliberalizm gospodarczy powinien przyjąć cały świat, a Stany Zjednoczone powinny być strażnikiem tego doskonałego globalnego porządku. Po agresji USA na Irak w 2003 roku Fukuyama zrewidował swoje stanowisko i stał się krytykiem neokonserwatyzmu, porównując go do leninizmu.

    Porównanie to nie jest bezzasadne, aczkolwiek bardziej precyzyjne wydaje się porównanie neokonserwatyzmu z trockizmem niż z leninizmem. Twórcami amerykańskiego neokonserwatyzmu są bowiem byli trockiści nawróceni w latach 60. i 70. XX wieku na neoliberalizm (Daniel Bell, Nathan Glazer, Irwing Howe, Irwing Kristol). Ekstremizm ich ideologii polega na tym, że walka o globalne urzeczywistnienie porządku demoliberalnego i jednobiegunową dominację USA w świecie jest pojmowana wedle szablonu trockistowskiej „permanentnej rewolucji”.

    Najpełniej ideologiczny ekstremizm neokonserwatystów ujawnił się w tzw. doktrynie Wolfowitza. Jest to nieoficjalna nazwa nadana tajnemu dokumentowi „Defence Planning Guidance”, którego autorami byli Paul Wolfowitz i Lewis Libby – reprezentujący najbardziej skrajne skrzydło neokonserwatyzmu, a zarazem wpływowi przedstawiciele lobby żydowskiego w USA i zwolennicy skrajnie proizraelskiego nastawienia polityki amerykańskiej. Założenia dokumentu „Defence Planning Guidance” zostały ujawnione 8 marca 1992 roku przez „The New York Times”. Wolfowitz i Libby zalecali prowadzenie przez USA agresywnej, jednostronnej polityki zagranicznej, z wojnami prewencyjnymi włącznie, celem zachowania pozycji USA jako jedynego globalnego supermocarstwa. Za kraje wrogie uznali te państwa, które nie podporządkują się globalnej hegemonii USA. Chociaż nie wymienili ich z nazwy, wiadomo było, że chodzi m.in. o takie państwa jak Rosja i Chiny.

    Doktryna Wolfowitza została rozwinięta przez innego ideologa neokonserwtyzmu, także powiązanego z lobby izraelskim w USA, Michaela A. Ledeena. Swoje poglądy na politykę zagraniczną USA Ledeen, podobnie jak Wolfowitz, sformułował na początku lat 90. XX wieku. Zostały one jednak ujawnione dopiero w 2002 roku przez publicystę Jonaha Goldberga na łamach „National Review” w artykule „Bagdad powinien być zniszczony, część druga” („Baghdad Delenda Est, Part Two”). Wedle Goldberga Ledeen ujął swoją doktrynę w jednym znaczącym zdaniu: „Mniej więcej co 10 lat Stany Zjednoczone potrzebują wziąć (dosłownie: podnieść) jakieś małe zasrane państewko i rzucić nim o ścianę tylko po to, żeby pokazać światu jak poważnie traktujemy sprawę” (globalnej dominacji USA – uzup. BP). W języku angielskim zdanie to brzmi następująco: „Every ten years or so, the United States needs to pick up some small crappy country and throw it against the wall, just to show the world we mean business”.

    Ledeen był gorącym zwolennikiem amerykańskiego ataku na Irak. Już w 2002 roku wzywał on administrację Busha do obalenia władzy Saddama Husajna, o czym m.in. wspomina Goldberg w artykule „Baghdad Delenda Est, Part Two”. W 2003 roku wzywał USA do obalenia wszystkich „tyranów” na świecie. Należał też do głównych inspiratorów negatywnej polityki amerykańskiej wobec Iranu.

    Doktryny Wolfowitza i Ledeena stały się podstawą doktryny Busha, którą prezydent George W. Bush uzasadnił inwazję na Irak w 2003 roku. Głównym założeniem doktryny Busha jest koncepcja „wyprzedzającego uderzenia”, zgodnie z którą USA mają prawo do prewencyjnego ataku militarnego na każde państwo stanowiące lub mogące stanowić zagrożenie dla interesów USA. Doktryna Busha nałożyła na USA również obowiązek wspierania rozprzestrzeniania się w świecie „klasycznego liberalizmu” – jego instytucji i wartości – by „osłabiać dyktatury” i zastępować je „rządami wyłonionymi przez narody”. W praktyce oznacza to, że każdy kto nie podporządkuje się hegemonii USA naraża się na „pokojową interwencję” armii USA, albo „kolorową rewolucję” organizowaną przez tajne służby USA.

    Doktryna Busha idzie nawet dalej niż sławna niegdyś doktryna Breżniewa. Zwrócił na to uwagę przeszło dekadę temu prof. Iwo Cyprian Pogonowski. „Neokonserwatyści z Wolfowitzem na czele – pisał Pogonowski – mają wizję Iraku jako bazy strategicznej do atakowania autorytarnych rządów; żeby to było możliwe Amerykanie muszą przekonać Irakijczyków do amerykańskiej wizji demokracji. Oznacza to, że Irakijczycy mogą sobie wybrać rząd, ale tylko taki, który będzie zaaprobowany przez Waszyngton” (Iwo Cyprian Pogonowski, „Świat po amerykańsku. Komentarze do polityki zagranicznej USA”, Szczecinek 2004, s. 138). Pogonowski odważnie zwrócił też uwagę na związek pomiędzy agresywną polityką USA a interesami politycznymi Izraela: „(…) rząd prezydenta Busha będzie musiał kontrolować Irak jako „protektorat” imperium amerykańskiego.

    Komentarz - autor: Grzegorz Wxx — 30 listopada 2015 @ 23:58


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.