PRACowniA

19 września 2012

Tłuszcze kontra węglowodany – wywiad z doktorem Gregiem Ellisem

bodybuilding.com
3 marca 2003

Dr Greg Ellis nie jest kanapowym ekspertem.

Męczy cię już zastanawianie się, która dieta działa? Jest tyle sprzecznych informacji, że każdy poważnie uprawiający sport może dostać szału. Niskowęglowodanowe, wysokowęglowodanowe, niskobiałkowe i wysokobiałkowe. Lista możliwości nie ma końca. Które z tych informacji mają naukowe potwierdzenie? Oto pytania, które zadawał sobie jakiś czas temu dr Greg Ellis – i postanowił nauczyć się czytać naukowe prace mogące prowadzić do prawdy. Miejcie na uwadze, że dr Ellis nie jest kanapowym ekspertem – jest w niesamowitej formie. W wieku 55 lat waży 196 funtów (ok. 89kg), jego poziom tkanki tłuszczowej wynosi 5,5% i potrafi przejść 8 mil z 4 funtową kamizelką-obciążeniem. Miałem okazję porozmawiać z nim o odżywianiu i suplementacji.

(Z doktorem Ellisem rozmawia Mike Mahler)

MM: Pracujesz obecnie z jakimś sportowcem?

DE: Właściwie nie. Pracuje z paroma, np. z mistrzem brazylijskiego Jiu-Jitsu Stevem Maxwellem, jednak zdecydowaną większość czasu pracuję z naprawdę chorymi ludźmi.

MM: Jakie jest twoje wykształcenie?

DE: Akademickie, jestem doktorem (PH.D degree) Temple University School of Medicine’s Department of Physiology (wydział fizjologii). Mam także certyfikat specjalisty ds. odżywiania American College of Nutrition.

MM: W jakiej jesteś obecnie formie?

DE: 55 lat, 89kg, 5.5% tkanki tłuszczowej. Moim ulubionym sposobem poważnego spalania kalorii jest noszenie 40 funtowej (18kg) kamizelki-obciążenie i spacerowanie w ten sposób 8 mil dziennie. Próbowałem 80 funtowej ale mało mnie to nie zabiło. Więc zostałem przy regularnie stosowanych 40 funtach To mnie tak nie forsuje.

MM: Wiem, że jesteś zwolennikiem niskowęglowodanowej diety. Jak odkryłeś jej zalety?

DE: Zacząłem razem z początkiem ćwiczeń siłowych, gdy miałem 9 lat. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałem 12 i wtedy bardzo utyłem. We wczesnych latach 50-tych korzystałem głównie z magazynów dla kulturystów. W tamtym czasie wciąż istniał związek między ogólnym ruchem kultury fizycznej, ćwiczeniami i dietą.

MM: Czyli, że ludzie chcieli być zdrowi, silni i atrakcyjni?

DE: Tak, ludzie byli oczytani – było to zanim nastąpiła era sterydów, rozdzielając kierunki rozwoju. Nie zmienia to faktu, że dobrze się bawiłem próbując ułożyć puzzle z powodów nadwagi. Stosowałem różne diety i programy treningowe, ale nie zadziałały. Katowałem brzuch po 2 godziny i oczywiście nie uzyskałem sześciopaka. Zrozumiałem jednak, że to droga donikąd, więc postanowiłem wrócić do szkoły i zdobyć stopień naukowy.

MM: Znalazłeś to, czego szukałeś?

DE: Nie. Zauważyłem, że ludzie ze szkół medycznych również nic nie wiedzą. Niemniej jednak trening i wykształcenie dały mi możliwość czytania każdego naukowego tekstu. To właśnie w ten sposób zacząłem prawdziwą edukację. W 1977 ukończyłem medyczną biochemię i nie było już rzeczy, której nie mógłbym przeczytać. Po intensywnych badaniach/poszukiwaniach na temat zapotrzebowania sportowców na białko zrozumiałem, że wszystko jest nie tak. Papiery jasno wskazywały, że sportowcy potrzebują znacznie więcej białka niż przeciętna osoba. Zdałem sobie sprawę, że lekarze nie umieją przeprowadzać prac badawczych i czerpią informacje z mediów. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję dużo protein i że mięso i jajka są ich najlepszym źródłem. Wtedy wszyscy twierdzili, że wywołują one choroby serca. To też przebadałem i okazało się to być fałszem. Cała sprawa była totalnie sfabrykowana. Znów wcinałem białko i znów rosłem.

MM: Co sądzisz o diecie Atkinsa?

DE: Spróbowałem jej i zamiast schudnąć utyłem 5 funtów. Atkins po prostu nie rozumiał że to kalorie regulują wagę ciała, a nie węglowodany. Nie da się po prostu jeść dowolnych ilości białka i tłuszczu nie tyjąc. Musisz dostosować ilość kalorii, by nabierać lub tracić wagę. Dostosować ilość kalorii. By otrzymać stopień doktora, badałem zależności między użyciem węglowodanów i tłuszczów jako paliwa dla organizmu. Przeczytałem książkę „The Fat of the Land” i postanowiłem, że będę się odżywiał wyłącznie mięsem i niczym więcej. Zjadałem 2 steki dziennie i zauważyłem najlepsze w życiu rezultaty.

MM: Jakie to były rezultaty?

DE: Znaczny spadek poziomu tłuszczu i wzrost masy mięśniowej – po parę funtów w tą i tamtą. Wzrósł mój poziom energii, siły i treningowej wytrzymałości. Wzrost poziomu energii nazwałbym kluczowym. Poprawiło się moje samopoczucie, zdrowie, stan skóry, sen, praca jelit – wszystko. To jest typowe dla wszystkich, którzy zaadoptują się do tego sposobu odżywiania. Wszystkie wspominane złe objawy mają miejsce tylko w pierwszym tygodniu czy dwóch przed adaptacją.

MM: Czy jesz w ogóle jakieś węglowodany?

DE: Ograniczam je do minimum. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy 0 gramów jest lepsze niż np. 60 gramów. Wiem, że większość osób po prostu nie będzie w stanie tak mocno ich ograniczyć. Jednak lepiej jest to zrobić. Ludzie nie rozumieją faktu, że w tej samej chwili, w której jesz węglowodany, są one przetwarzane na glukozę i na tłuszcz. Głównym celem węglowodanów jest ich przetworzenie w tłuszcz. Jedzenie węglowodanów pobudza hormonalny mechanizm odkładania tkanki tłuszczowej. Jeśli ograniczysz je poniżej 25% całościowej ilości kalorii wkrótce zauważysz pozytywne rezultaty. Nie musisz ich ograniczać aż do 20-40 gram, by czerpać korzyści. Dziś nie przejmuję się już nimi tak jak kiedyś. Zszedłem do 5,5% tkanki tłuszczowej i prawdopodobnie gdybym mocniej ograniczył węglowodany, mógłbym złapać dodatkowe 10 funtów mięśni.

MM: Naprawdę? Myślałem, że to będzie działało w drugą stronę.

DE: Niby czemu? Jak chcesz zrobić masę mięśniową jedząc węglowodany?

MM: Cóż, jest taka teoria, że węglowodany „oszczędzają” proteiny i proteiny te mogą być użyte do budowania mięśni.

DE: Znam tę teorię i jest ona błędna. W latach 50-tych przeprowadzono eksperyment na szczurach, z których jedna grupa jadła 100% węglowodanów. Straciły na wadze, mimo że się otłuściły. Zgadnij, co straciły.

MM: Mięśnie?

DE: Dokładnie. Cały czas mięśnie stanowiły dla nich paliwo. Ani węglowodany, ani tłuszcze nie „oszczędzają” mięśni. Robią to ketony.

MM: W jaki sposób ketony oszczędzają mięśnie?

DE: Ponieważ ketony są ulubionym paliwem mięśni, ich obecność spowalnia rozkład białka i podnosi poziom jego syntezy. Obecność ketonów wskazuje na żywieniowy i hormonalny profil uczucia głodu lub nasycenia, gdzie sygnały dostarczane są przez glukozę, insulinę albo wysoki współczynnik stosunku insuliny do glukagonu. Wszystkie systemy [organizmu] nastawione są na spalanie tłuszczu, a nie jego magazynowanie. Jako że mądrością ciała jest oszczędzanie  mięśni i spalanie tłuszczu, jest to ewolucyjne status quo i zarówno jedno jak i drugie występuje podczas produkcji ketonów, których źródłem są trójglicerydy w komórkach tłuszczowych (uwalniane przez niski poziom insuliny) i których tworzenie następuje w wątrobie (wysoki poziom glukagonu). Gdy to paliwo stanie się dostępne i jest aktywnie spalane w tkankach, nie ma mowy o pojawieniu się sygnału do rozkładu białka mięśni, by dostarczyć aminokwasy, które miałyby następnie zostać przerobione na glukozę – której organizm nie chce, bo ma już swoje pierwotne paliwo, które je uszczęśliwia. Również hormonalny profil – niski poziom insuliny, wysoki glukagonu, podwyższony epinefryny, hormonu wzrostu i testosteronu – sprawia, że tkanka mięśniowa nie jest rozkładana, a przy odpowiedniej podaży kalorii może się wręcz stymulować jej rozrost.

[Komentarz: Ketony są również ulubionym paliwem mózgu!]

MM: Czy uważasz, że spożywanie węglowodanów po treningu może wspomóc regenerację?

DE: Przedstawię ci to na pewnym modelu. Ludzie od przynajmniej 10 tysięcy lat jedzą dużo węglowodanów, szczególnie ostatnie 300 lat to gwałtowny wzrost spożycia cukru. To właśnie dlatego mamy tyle naukowych materiałów dotyczących człowieka „węglowodanożercy”, a niewiele na temat „tłuszczożerców”. Stało się tak, że parę osób wpadło na pomysł, że glikogen, który jest zmagazynowaną w mięśniach i wątrobie glukozą, ma bardzo ważne znaczenie dla wytrzymałości. Większość eksperymentów dotyczących glikogenu przeprowadzili w późnych latach 60-tych szwedzcy lekarze medycy sportowej. Karmili „obiekty” tylko proteinami i tłuszczem, co spowodowało zużycie zapasów glikogenu w 3 dni. Potem jedna grupa dostawała mięso i tłuszcz a druga była „ładowana” dużymi ilościami węglowodanów – to potężnie naładowało ich zapasy. 7 dnia zaczęli testy na rowerku. Goście od mięsa i tłuszczu wykonali tylko 50% tego, co przed eksperymentem. [Pytanie, jakimi tłuszczmi byli karmieni – przyp.] Goście na węglowodanach 125%. To doprowadziło do przekonania, że wysoki poziom glikogenu jest korzystny, a węglowodany są ważne. Popełnili jednak błąd ekstrapolując wyniki i mówiąc, że są one prawdziwe we wszystkich okolicznościach. A nie są.

MM: Jak to?

DE: Eksperyment ten nie dał grupie „tłuszczowej” wystarczającej ilości czasu na zaadoptowanie się do diety. Jeśli nie jadasz dużo tłuszczu, twój organizm „usuwa” enzymy, które go przetwarzają. Goście od eksperymentu nie mieli tych enzymów, więc nie spalali tłuszczu efektywnie. Potrzeba od 4 do 20 tygodni, by enzymy te zaczęły pracować pełną parą. Gdy tak się stanie, zaczynasz być energetyczną elektrownią i możesz zdmuchnąć glikogenowych gości z powierzchni ziemi. Nie będą nawet w stanie konkurować. Niskie poziomy glikogenu – jeśli odżywiasz się węglowodanami i tylko wtedy, kiedy odżywiasz się węglowodanami – mogą być odczuwalne tylko dla osób, które wykonują długotrwającą aktywność fizyczną. Ciężko trenujący kulturyści czy trenerzy nie są nawet blisko, by zużyć swoje zapasy glikogenu. Ogromna większość energii i tak pochodzi z tłuszczu – dlatego ładowanie glikogenu jest stratą czasu. Ludzie nie chcą się z tym pogodzić, wolą psioczyć na tłuszcz.

MM: Bardzo ciekawe. Wracając do budowania masy mięśniowej na niskowęglowodanowej diecie – wystarczy zmniejszyć spożycie węglowodanów i zwiększyć protein by uzyskać efekty?

DE: Tak, ale i zwiększyć spożycie tłuszczów. To podstawa.

MM: Jak to zrobić? Spożywać oleje?

DE: Nie, po prostu jeść więcej mięsa [i to tłustego! – przyp.]. Nie ma potrzeby niczego więcej.

MM: Co sądzisz o dyskusji na temat balansu zasadowo-kwasowego?

DE: Ta teoria to śmieć. Pozwól, że ci wyjaśnię. Wiesz jaka jest temperatura twojego ciała?

MM: 36,5C.

DE: Uważasz, że moja też?

MM: Tak.

DE: OK – jest dla ciebie oczywistym, że twój organizm jest regulowany przez wrodzony mechanizm homeostazy – który ma każdy z nas. Większość życiowych funkcji jest ściśle regulowana – poziom cukru we krwi, pH czy temperatura. Każde wahanie może prowadzić do śmierci. pH krwi to ok. 7,35, pH komórki mięśniowej ok. 7.0. Każda próba zmiany poziomów pH będzie działaniem przeciwko systemowi regulacji. Stąd pomysł, że możemy zmienić balans kwasowo-zasadowy jest absurdem. Jedzenie czegokolwiek nie zmieni tego balansu.

MM: Jeśli jedzenie węglowodanów prowadzi do odkładania się tłuszczu, to jakim cudem tak wiele osób jedzących węglowodany jest w świetnej formie?

DE: Nie ma żadnego „jeśli”, Mike – węgle przetwarzane są w tkankę tłuszczową. Nie możesz skupić się tylko na jednym aspekcie regulacji wagi ciała – wchodzimy tu w zagadnienie składu chemicznego ciała. Musimy spojrzeć, jakie warunki trzeba spełnić, by zoptymalizować te procesy – a optymalizacja to co innego niż bycie w „świetnej formie”. Można w niej być i nie mieć zoptymalizowanych procesów. Jeśli więc wystarczy ci być w świetnej formie, to możesz to osiągnąć i na węglowodanach, jak słusznie zauważyłeś. Ale jeśli zoptymalizujesz procesy, okaże się, że „węglowodanożerca” będzie miał mniej masy mięśniowej  i – prawdopodobnie – wyższy poziom tkanki tłuszczowej niż osoba na diecie niskowęglowodanowej.

MM: Jaką rolę odgrywają geny?

DE: Jasne – geny, farmakologia i trening składają się na końcowy obraz, jednak węgle prowadzą do większego wytwarzania tkanki tłuszczowej i większej utraty masy mięśniowej niż dieta oparta na białkach i tłuszczu. Jak już mówiłem, ludzie kurczowo trzymają się swoich węglowodanowych mitów, co zaciemnia obraz, jednak ich obrona jest niemożliwa wobec ilości danych, dowodzących, że zmiana na poziomie komórki w przewidywalny sposób wpływa na zmianę całego organizmu. Wiemy, że glukoza jest przekształcana w tłuszcz i że podstawowym źródłem tkanki tłuszczowej jest właśnie glukoza. Wiemy też, że zjedzony bez glukozy tłuszcz nie jest źródłem tkanki tłuszczowej. To jest już udowodniony, wręcz podręcznikowy fakt, a nie teoria. Więc jak można doprowadzać do wytwarzania tkanki tłuszczowej z glukozy i wciąż być wyżyłowanym? A co z „pożeraczami” węglowodanów? Wyjaśniając to prosto – geny, trening i wspomaganie. A jaki efekt końcowy? Jedyny możliwy to taki, że więcej węgli to mniej mięśni i więcej tłuszczu w porównaniu do osoby jedzącej proteiny i tłuszcz. Nie ma innej opcji.

MM: Jest na to jakiś dowód?

DE: Tak, badania nad zwierzętami i ludźmi opisane w literaturze. Wyjaśniłem to szczegółowo w moich 2 książkach. Użycie jednego obiektu do badań, czy zwykła obserwacja to za mało, żeby podważyć dane, które już są w książkach. To myśl przewodnia moich książek – dowiedz się, co się naprawdę dzieje, a wtedy ułożysz sobie program, który poprowadzi cię tam, gdzie chcesz.

MM Czytałem coś kiedyś, że nadmiar zielonej herbaty może wywoływać raka.

DE: Bzdura. Ludzie ciągle produkują nowe brednie w tej dziedzinie. A przecież już wszystko powiedziano. No ale co zrobisz, jeśli na rynku masz 200 magazynów, a każdy z nich ma zapotrzebowanie na artykuły? Więc biorą ludzi po to, żeby zrobili coś, co będzie wyglądało innowacyjnie. Spójrz na kulturystykę – ludzie muszą być coraz więksi i więksi i więksi. Nie zadowala nas budowa z lat 60-tych. Wszystko staje się coraz bardziej absurdalne.

MM: Ostatnio pojawiają się głosy o tym, ze kofeina ma negatywny wpływ na aktywność insuliny. Co o tym sądzisz?

DE: Te badania są wiarygodne, ale tylko pod pewnymi warunkami. Oporność insulinowa, podobnie jak ketony, mogą być przez wielu traktowane jako coś negatywnego, ponieważ zaobserwowano je pierwotnie u cukrzyków, stąd wyciągnięto wniosek, że to objaw choroby. Studiowanie chorego „węglowodanożercy” to co innego niż studiowanie zdrowego „tłuszczożercy”. Wyników tych badań nie można na siebie przekładać, co obecnie czyni się cały czas. Obecnie to, co pomaga jednej grupie, jest rozszerzane na wszystkich. Kiepska to nauka. Spożywanie kofeiny razem z węglowodanami to zły pomysł, podobnie jak spożywanie węglowodanów bez kofeiny. A jeszcze gorszym pomysłem jest jedzenie małych ilość węgli przez parę dni, a potem ładowanie się nimi przez dni następne – albo głodowanie a później jedzenie 1 wielkiego posiłku z węglami. To wszystko złe postępowanie. A z drugiej strony, jeśli spożywasz kofeinę razem z dietą niskowęglowodanową, to wzmocni to efekt spalania własnej tkanki tłuszczowej, czyli idealny stan człowieka.

MM: Czy są jakieś suplementy poza twoimi, które mogą być korzystne dla sportowca?

DE: Jest parę dobrych rzeczy. Problem polega na tym, że ludzie wierzą bardziej w suplementację niż ćwiczenia – nic nie zastąpi machania ciężarami. Np. na kreatynie możesz złapać 3-4 kg, ale tak naprawę nie wiemy do dziś, czy są to mięśnie czy woda. Jeśli jesteś na diecie opartej na mięsie, kreatyna jest zbędna. Lubię suplementy takie jak Alpha Lipolic Acid (tłuszczowy kwas alfa liponowy) i NADH. Ale sam musisz się zastanowić, ile chcesz na nie wydać i czy będzie się opłacało. Podstawa to świadomość, że żaden suplement nie uczyni cudów. Ludzie mówią – ej, to na mnie naprawdę zadziałało. Ale co to znaczy, że zadziałało? Nie chcę subiektywnych opinii, tylko kontrolowanych badań. Ja polecam ludziom żeby spożywali witaminy i minerały, a dopiero potem sięgnęli po inne naturalne rzeczy.

MM: Jak ważne jest, by mięso pochodziło z organicznych (ekologicznych?) źródeł?

DE: Fajnie by było, gdyby się dało, ale ja się tym szczególnie nie przejmuję. Po hippisowaniu w latach 70-tych, gdy przejmowałem się właściwie wszystkim, dziś już nie zawracam sobie tym głowy. Toksyny w pożywieniu to wielki problem, ale nie stresuję się tym i kupuję steki w lokalnym markecie.

MM: Ilość posiłków dziennie ma znaczenie?

DE: Oczywiście! Np. jedzenie raz dziennie jest katastrofalnie zgubne. Oto co się dzieje, gdy jesz raz dziennie – duża część zostanie odłożona w formie tkanki tłuszczowej. Dramatycznie wzrośnie poziom enzymów lipogenicznych, które z glukozy wytwarzają tłuszcz. Aktywność tych enzymów przy 1 posiłku dziennie może wrosnąć o 1000%. Dodatkowo, jedząc tylko raz będziesz zjadał więcej w jednym posiłku, czyli dostarczysz nadmiar kalorii. Ciało przywyknie i będzie wiedziało, że tylko tyle dostanie. W jednych badaniach szczury, które jadały tylko raz dziennie, zjadały 80% tego, ile zjadały szczury, które jadły, kiedy tylko chciały – co skończyło się dla tych 1-posiłkowych dodatkowymi 15 g tkanki tłuszczowej i utratą 8 g mięśni. 1 posiłek dziennie nie da ci rezultatów, szczególnie gdy chcesz więcej masy mięśniowej a mniej tłuszczowej.

MM: To ile ich jeść? 3? 5?

DE: Jadanie 6 posiłków dziennie jest zbędne. Pomysł 6 posiłków dziennie wziął się z idei mówiącej, że rozłożenie na tyle posiłków wzmocni pożądany efekt termogenezy. To oczywiście nie jest prawdą. Efekt termogenezy z pożywienia to zaledwie 10% dobowego spalenia kalorii. Nie jestem fanatykiem częstych posiłków i zazwyczaj jem małe śniadanie, porządny obiad, a jeśli głodnieję kolo 17-18, zjadam np. trochę sera czy masła orzechowego. A na kolację jadam kawałek mięsa. Myślę, że możesz uniknąć negatywnego efektu 1 posiłku dziennie i kłopotliwości przygotowywania 6, jeśli postawisz na 3 posiłki dziennie. Niech będą 1 albo 2 duże i 1 mniejszy.

MM: Rozmawianie z tobą było przyjemnością. Dziękuję za poświęcony czas.

DE: Cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za ten wywiad.

Tłumaczenie: Rafal Mazur (Wiraha) (forum.bodyzone.pl)
Tekst znaleziony na stronie autismlowcarbdiet.pl

Dr Greg Ellis, 55 lat.

23 Komentarze »

  1. A ja sie z tym nie zgadzam. Wystarczy przeczytac ksiazke ‚woda utleniona na strazy zdrowia’ nieumywakina, zeby zrozumiec ze zakwaszony organizm wcale nie jest zdrowy. Te same rezultaty osiagnalby jedzac migdaly.

    Komentarz - autor: Hononey — 21 września 2012 @ 11:57

  2. Ciekawy artykuł, kolejna cegiełka. Ostatnio przeczytałem kilka książek o dietach niskowęglowych, z których wychodzi, że tłuszcz jest ok.
    Z drugiej strony znam ludzi na dietach witariańskich, weganie, którzy jedzą tylko surowe, w tym 80% węgli, 10% białka i tłuszczu i poziom
    tkanki tłuszczowej jest u nich strasznie niski. Do tego ostro uprawiają sport. Np. gość z 30bananasaday.com i wielu innych.
    Albo np. Scott Jurek – ultramaratończyk, biegający po 200km w jednym biegu, wygrywający, również na diecie wegańskiej.
    Szczerze mówiąc – jestem w kropce totalnej.

    Komentarz - autor: piotrek — 21 września 2012 @ 16:30

  3. … kontynuując, bo mi się przypomniało: proszę spojrzeć na te filmy: http://bit.ly/RINVrF
    Oczywiście nie jestem weganinem, ani wegetarianinem (byłem kiedyś) i nie namawiam do jakiejkolwiek diety.
    Jak wszyscy, szukam odpowiedzi.

    Komentarz - autor: piotrek — 21 września 2012 @ 16:33

  4. Prawdziwym kuchmistrzem jest…głód…
    Także słuchanie się tego, co mówi organizm. Kiedy swego czasu, wskutek bardzo głuchego na głos rozsądku trybu życia i żywienia wysiadło mi serce, a badanie wykazało niedobory podstawowych składników krwi, lekarz na odchodne ofuknął mnie bezpardonowym tonem: „Ma pani jeść mięso! Rozumie pani co mówię? Zwłaszcza czerwone mięso! Proszę zapamiętać!”
    Jak poczułam się lepiej, oczywiście zapomniałam ;)))

    Komentarz - autor: Mariam — 22 września 2012 @ 14:46

  5. @Piotrek

    Co do filmu, po pierwsze cytat z wywiadu:

    MM: Jeśli jedzenie węglowodanów prowadzi do odkładania się tłuszczu, to jakim cudem tak wiele osób jedzących węglowodany jest w świetnej formie?

    DE: Nie ma żadnego “jeśli”, Mike – węgle przetwarzane są w tkankę tłuszczową. Nie możesz skupić się tylko na jednym aspekcie regulacji wagi ciała – wchodzimy tu w zagadnienie składu chemicznego ciała. Musimy spojrzeć, jakie warunki trzeba spełnić, by zoptymalizować te procesy – a optymalizacja to co innego niż bycie w “świetnej formie”. Można w niej być i nie mieć zoptymalizowanych procesów. Jeśli więc wystarczy ci być w świetnej formie, to możesz to osiągnąć i na węglowodanach, jak słusznie zauważyłeś. Ale jeśli zoptymalizujesz procesy, okaże się, że “węglowodanożerca” będzie miał mniej masy mięśniowej i – prawdopodobnie – wyższy poziom tkanki tłuszczowej niż osoba na diecie niskowęglowodanowej.

    Po drugie, nie wiemy nic o ich sprawności myślenia.

    Po trzecie, sędzią będzie czas. Szkoda, że tak niewiele się robi porządnych badań porównawczych. Z drugiej strony, czy dieta weg(etari)ańska może poszczycić się takimi np. efektami?

    *

    In a previous study, a 48-h fast, which results in similar short-term ketosis as that achieved by the ketogenic diet, was found to protect rats against neuronal loss in the striatum, neocortex, and hippocampus produced by 30-min four-vessel occlusion

    *

    The ketogenic diet has been in clinical use for over 80 years, primarily for the symptomatic treatment of epilepsy. A recent clinical study has raised the possibility that exposure to the ketogenic diet may confer long-lasting therapeutic benefits for patients with epilepsy. Moreover, there is evidence from uncontrolled clinical trials and studies in animal models that the ketogenic diet can provide symptomatic and disease-modifying activity in a broad range of neurodegenerative disorders including Alzheimer’s disease and Parkinson’s disease, and may also be protective in traumatic brain injury and stroke.

    *

    Mitochondrial dysfunction has been linked to a wide range of degenerative and metabolic diseases, cancer, and aging. All these clinical manifestations arise from the central role of bioenergetics in cell biology. Although genetic therapies are maturing as the rules of bioenergetic genetics are clarified, metabolic therapies have been ineffectual. This failure results from our limited appreciation of the role of bioenergetics as the interface between the environment and the cell. A systems approach, which, ironically, was first successfully applied over 80 years ago with the introduction of the ketogenic diet, is required. Analysis of the many ways that a shift from carbohydrate glycolytic metabolism to fatty acid and ketone oxidative metabolism may modulate metabolism, signal transduction pathways, and the epigenome gives us an appreciation of the ketogenic diet and the potential for bioenergetic therapeutics.

    Chodzi o odwrócenie mutacji w genach mitochondrialnych, powodujących choroby mitochondrialne – dieta ketogeniczna naprawia mitochondria i DNA!

    To tylko na smaczek. Dla szukających odpowiedzi – obszerny przegląd prac i studiów nad DK (jak się okazuje, bardzo licznych, tyle że nie popularyzowanych) z ich analiza – do poczytania na Forum tutaj (ang)

    Komentarz - autor: iza — 22 września 2012 @ 20:19

  6. @Hononey
    Możesz nam podać bibliografię z tej książki o wodzie utlenionej?

    Komentarz - autor: iza — 22 września 2012 @ 20:30

  7. fajny gość :-). mądrze gada i z dystansem. dzięki za wywiad.

    Komentarz - autor: spaced.out — 23 września 2012 @ 13:26

  8. Ciekawe.
    To mamy dwie strony barykady. Ten gość mówiący, że biało i tłuszcz to energia oraz węglowodanowcy, też mówiący że to energia. (Pisząc węglowodanowcy w tym przypadku myślę wegetarianach, którzy mięsa nie jedzą, a czują się świetnie)
    Koleś pięknie nie wygląda, nie wygląda zdrowo – jedynie ma fajną sylwetkę. Ba, jak dla mnie wygląda na 65 lat, a nie 55 (z twarzy).

    Co do samego tycia przez jedzenie białka i tłuszczów – bardzo fajne spostrzeżenia.

    Komentarz - autor: dasendrije — 28 września 2012 @ 10:51

  9. @dasendrije
    o tym samym pomyslalem jak zobaczylem zdjecie – jest dobrze zbudowany, ale zdrowo nie wyglada. Tez dalbym mu ok 65 lata.

    O wiele bardziej przemawia do mnie dieta 80/10/10 Dougha Grahama (polecam jego ksiazke), o ktorej wspomnial piotrek.

    Komentarz - autor: pawel — 1 października 2012 @ 14:05

  10. Pokażcie mi zatem zdjęcie „zdrowo wyglądającego” 55-latka, który na dodatek z 20kg kamizelką pokonuje codziennie 13km, umieram z ciekawości 😉

    Komentarz - autor: koliber — 1 października 2012 @ 15:24

  11. tłuszcze kontra węglowodany

    Komentarz - autor: koliber — 2 października 2012 @ 06:24

  12. Problem jedzenia lub niejedzenia mięsa to nie tylko problem biologiczny, medyczny, dietetyczny czy ekologiczny, ale – przede wszystkim – etyczny.
    Poniżej kilka cytatów z Wikipedii.
    Nie jest to mój głos „za”, lub „przeciw”, lecz temat do przemyślenia.

    „Szowinizm gatunkowy, dyskryminacja gatunkowa (proponowane są również nazwy gatunkizm, gatunkowizm) ((ang.) speciesism) – postawa stawiająca interesy własnego gatunku (w domyśle: Homo sapiens) ponad interesami innych gatunków. Określenie to zostało utworzone na zasadzie analogii do rasizmu i seksizmu przez bioetyków, a podjęte zostało głównie przez zwolenników praw zwierząt.”

    „Prawa zwierząt – idea, zgodnie z którą zwierzęta mają fundamentalne interesy lub prawa, które powinny być uszanowane tak samo, jak to się dzieje w przypadku podstawowych, analogicznych interesów ludzi. Według Encyklopedii Britannica, prawa zwierząt to moralne lub legalne prawa przypisywane zwierzętom, zazwyczaj ze względu na złożoność ich życia w sferze poznawczej, emocjonalnej i społecznej oraz ich zdolności do odczuwania fizycznego bądź emocjonalnego bólu lub przyjemności. Do zasadniczych praw zwierząt zalicza się najczęściej prawo do życia i prawo do wolności od cierpienia.
    Pomimo wielu różnic w ruchu praw zwierząt istnieje daleko idący konsensus, że zwierzęta powinny być traktowane jako osoby i włączone do moralnej wspólnoty; że nie powinny być traktowane jak przedmioty, ale jak podmioty; że nie powinny być zabijane na pożywienie, wykorzystywane w eksperymentach medycznych czy rozrywce.”

    „Prawa zwierząt opierają się na twierdzeniu, że zwierzęta są istotami czującymi, zdolnymi docenić wartość swojego życia i z tego względu należą im się prawa, które chroniłyby ich autonomię. Idea praw zwierząt odrzuca teorię mówiącą o użytkowej roli zwierząt, istniejących, by służyć człowiekowi.
    Zwolennicy filozofii praw zwierząt zakładają zrównanie ludzi ze zwierzętami, jednak nie we wszystkich dziedzinach życia. Nie postulują np. nadania praw wyborczych zwierzętom, ale silnie podkreślają konieczność stopniowego powstrzymania wykorzystywania zwierząt jako środka do produkcji jedzenia, ubioru, a także dla rozrywki, naukowych badań czy jakiegokolwiek innego celu w sposób, który prowadziłby do rozporządzania nimi.”

    „Uczestnicy dyskusji na temat praw zwierząt stojący po obu stronach barykady zaakceptowali twierdzenie, że zwierzęta są zdolne do odczuwania bólu i cierpienia.”

    „Ból i cierpienie są złe, bez względu na rasę, płeć czy gatunek istoty, która cierpi. To, jak ból jest zły, zależy od tego, jak jest intensywny i jak długo trwa; ale bóle o tej samej intensywności i czasie trwania są równie złe, bez względu na to, czy są odczuwane przez ludzi czy zwierzęta.
    Bez względu na to, jaka jest natura istoty, zasada równości wymaga, by jej cierpienie było uznawane na równi z podobnymi cierpieniami – tak dalece, jak można je z grubsza porównać – innych istot.” (Peter Singer, „Etyka praktyczna”)

    „Singer cytuje wyniki badań, które wskazują, że emocje i uczucia zwierząt są zlokalizowane w międzymózgowiu, obszarze dobrze rozwiniętym u ssaków i ptaków. Filozof odwołuje się też do twierdzeń książki Richarda Sarjeanta „The Spectrum of Pain”. Sarjeant pokazuje w niej, że anatomiczna złożoność kory mózgowej u zwierząt i ich budowa neuroanatomiczna są niemal identyczne jak u ludzi. Prowadzi go to do stwierdzenia, że „każda cząstka rzeczowych dowodów wspiera twierdzenie, iż wyższe ssaki doświadczają bólu co najmniej tak dotkliwego jak nasz własny. Powiedzenie, że czują mniej, ponieważ są zwierzętami niższymi jest absurdem; można z łatwością pokazać, że wiele z ich zmysłów jest znacznie bardziej wrażliwych od naszych.”

    „Nie ma żadnych logicznych, moralnych ani biologicznych powodów, by przyjmować, iż naruszenie podstawowych interesów człowieka – na przykład niedoświadczanie cierpienia – różni się w jakikolwiek moralnie istotny sposób od naruszenia podstawowych interesów nieczłowieka” (Singer)

    „Tom Regan w klasycznej już książce „The Case for Animal Rights” i swoich późniejszych pracach dowodzi, że zwierzęta są „podmiotami życia” i jako takie są nosicielami praw. Argumentuje on, że ponieważ prawa moralne przyznano ludziom na podstawie ich zdolności poznawczych i ponieważ te zdolności posiada także część zwierząt, to takie zwierzęta muszą mieć identyczne prawa moralne jak ludzie. Tylko ludzie są zdolni do wydawania sądów moralnych, czyli są podmiotami moralnymi (ang. moral agents). Niektórzy z nich (np. noworodki, ludzie upośledzeni umysłowo, itd.) nie mają jednak tego statusu, będąc jedynie beneficjentami norm moralnych (ang. moral patients). Skoro jednak beneficjentom norm moralnym przysługuje ochrona ich praw, a część zwierząt bez wątpienia zasługuje na status beneficjenta norm moralnych, to należy im się taka ochrona jak ludziom. Innymi słowy, zwierzęta dla Regana mają (tak jak ludzie) wewnętrzną wartość, która sprawia, że nie mogą być traktowane jedynie jako środek do celu, ale jako cel sam w sobie. Ludzie mają więc „bezpośrednie obowiązki” (ang. direct duty) wobec zwierząt. Najważniejsze z nich to niezabijanie zwierząt i niekrzywdzenie ich.”

    „Gary L. Francione wielokrotnie podkreśla, że nie ma czegoś takiego jak „współczujące wykorzystywanie”, jest po prostu wykorzystywanie.
    „Twoje współczucie sprawi, że będziesz czuł się lepiej wciąż wykorzystując zwierzęta. „Współczujące” wykorzystywanie nie ma nic wspólnego z wymogami sprawiedliwości, jaką jesteśmy winni zwierzętom” – pisze. „Humanitarne wykorzystywanie” określa jako nonsens i fantazję; jest ono błędnym założeniem, tak samo jak błędnym założeniem jest mówienie o „współczującym niewolnictwie” czy „współczującym ludobójstwie”. Dla Francione warunkiem wystarczającym do włączenia zwierząt do społeczności moralnej jest posiadanie przez nie świadomości.”

    „Francione używa także określenia „moralna schizofrenia” do opisu stosunku większości ludzi do zwierząt. Z jednej strony – wskazuje – wielu z nas żyje razem z nie-ludźmi pod jednym dachem, traktuje ich jak członków rodziny i nigdy nie wątpi w ich status nosicieli praw moralnych (np. zwierzęta domowe); z drugiej strony większość zwierząt (np. zwierzęta hodowlane) traktujemy jako rzeczy i odmawiamy im ochrony przed śmiercią i cierpieniem. Takie arbitralne rozróżnienie jest nieuprawnione i powinno zniknąć. Żeby jednak tego dokonać, żeby doszło do przełomu w naszym myśleniu o nie-ludziach, musimy przestać traktować ich jako rzeczy.”

    „Podobnie jak siła nie czyni racji, tak i osiągnięta korzyść, choćby nawet znaczna, nie jest usprawiedliwieniem dla wyzysku – uważa Andrew Linzey. By docenić moralny zysk wynikający z zaprzestania wyzysku, musimy przyjąć szerszy punkt widzenia. Jeśli zapytamy, czy ludzkość straciła możliwość korzystania z nieuczciwie zdobytego zysku osiąganego dzięki rozprzestrzenionemu niewolnictwu, rasizmowi, seksizmowi, dostrzeżemy, że choć rzeczywiście był to zysk, bez ich poświęcenia moralny postęp byłby niemożliwy.”

    Komentarz - autor: mruffka — 5 października 2012 @ 21:34

  13. Kryteria kwalifikacji moralne-niemoralne są subiektywne. Załóżmy, że jestem obrońcą roślin… Uważam, że zjadanie roślin jest niemoralne, ponieważ jest to akt destrukcji na naturze, więc zwierzęta nie powinny spożywać roślin. Niech piją wodę i żują kamienie. Jako, ze chcę ochronić rośliny, ograniczam i zniechęcam różnymi środkami, aby zwierzęta spożywały mniej roślin, jedne nadal jedzą rośliny inne się podporządkowują. Ja jestem bardzo z siebie szczęśliwy, bo przecież działam przeciwko entropii, dzięki mnie rośliny zaznają spokoju. Czyż to nie jest cudowne? Zwierzęta powinny odkryć w sobie miłość do roślin, ponieważ miłość jest wartością pozytywną. Ale mam problem, bo powstali obrońcy gleby, oni próbują zniszczyć roślinność, bo ta pobiera wodę i minerały.

    Na szczęście ta historyjka to tylko fikcja. Ale, to, że ludziom odmawia się spożywania normalnego dla niego pokarmu już fikcją nie jest. To jest dramat i to poważny.

    (?) -> ziemia -> roślina -> zwierzę -> człowiek -> (?), taka jest natura, taka jest kolei rzeczy, działanie przeciwko naturalnemu porządkowi, jest ciężkim grzechem. Idąc dalej takim tokiem jak w tej historyjce, można by zgasić świat kompletnie.

    Komentarz - autor: Corran Horn — 5 października 2012 @ 23:08

  14. Problem jedzenia lub niejedzenia mięsa to nie tylko problem biologiczny, medyczny, dietetyczny czy ekologiczny, ale – przede wszystkim – etyczny.

    A co się dzieje z etyką roślino/mięsożerców, kiedy (na przykład) rzecz się tyczy torturowania i mordowania palestyńskich, afgańskich czy irackich dzieci? Zobacz sam…

    Komentarz - autor: koliber — 8 października 2012 @ 09:13

  15. @Satro

    „odnośnie diety ketogenicznej – można jakieś praktyczne porady jej stosowania w Polsce? (lub nakierować na takie informacje) Jak zacząłem się rozglądać co i gdzie można kupić, jaki jadłospis na tej podstawie stworzyć to rozłożyłem ręce – ciężko o zdrową żywność. Musiałbym sporo czasu poświęcić by później regularnie i spokojnie móc się zaopatrywać w to co trzeba”.

    Powtórzę jeszcze raz, przed przystąpieniem do działania przeczytaj dokładnie wątek na forum sott.net: Ketogenic Diet – Path To Transformation?. Nie spiesz się i nie wszystko na raz, krok po kroku. U mnie okres ketoadadaptacji trwał 8 tygodni, przy czym już dwa lata wcześniej wyeliminowałem z diety gluten i nabiał. Z praktycznych porad, to zaopatrz się w malutką wagę jubilerską (10-15zł na allegro) i duży gar do gotowania rosołu, ja mam 7 litrowy. Kiedy przeczytałem „jadłospis” na mojej twarzy zajaśniał szczery uśmiech – kiełbasa, boczek, jajka, masło, rosół – co tu układać :), ale w moim przypadku tak to wygląda i działa. Raz w tygodniu w sobotę kupuję 2,5kg kości wieprzowych u lokalnego dostawcy i gotuję z nich rosół, na minimalnym ogniu przez jakieś 18godz. Rozlewam do słoików, mocno solę solą morską i chowam do lodówki, mam w ten sposób z głowy cały tydzień.

    Więcej jak znajdę więcej czasu, pzdr

    Komentarz - autor: koliber — 2 września 2013 @ 15:54

  16. @Satro

    Dobrze pamiętam, że na początku źle przeliczałem ilość niezbędnych protein i tłuszczu. Jeżeli trafisz na definicję stosunku białka do tłuszczu równą 4:1, to pamiętaj, że jest to stosunek kaloryczny, gdzie 1 gram protein to 4kcal, a 1 gram tłuszczu to 9kcal. Niezbędną ilość protein przelicza się na beztłuszczową masę ciała (ja przyjąłem dla siebie ok.10% tłuszczu względem całkowitej masy ciała).

    Tutaj pomocniczy rysunek: body fat percentage

    Na każdy kg tej masy przyjmuje się od 0,8g-1,5g protein, 0,8g jeżeli prowadzisz siedzący tryb życia, 1,5g jeżeli jeździsz intensywnie na rowerze itp. mniej więcej taka rozpiętość.

    Trochę praktyki. Powiedzmy, że ważę teraz 80kg i moje otłuszczenie oscyluje gdzieś w pobliżu 20%. Moja beztłuszczowa masa ciała to 64kg. Prowadzę raczej siedzący tryb życia, więc zakładam spożywać 1g protein na każdy kilogram dziennie, czyli dziennie 64g. Ponieważ na jeden posiłek przypada maksymalnie 30g protein, wystarczą dwa posiłki dziennie, plus kilka dodatkowych gramów które zaplątają się gdzieś w maśle lub rosole. 64g protein to 256kcal (64*4), w stosunku 1:4 potrzebuję 4*256kcal tłuszczu, czyli w sumie 1024kcal dziennie. 1024kcal tłuszczu to 114g (1024/9). Ostatecznie, moje minimalne dzienne zapotrzebowanie to 64g protein i 114g tłuszczu.

    Jak teraz ułożyć menu? Musisz sprawdzić ile gram protein znajduje się w 100g danego produktu i w ten sposób odmierzyć właściwą jego ilość. W 100g tłustego boczku znajduje się jakieś 12-15g protein, w większości mięs jakieś 20g, jedno jajko to 12g itd. itp. Podobnie jest z tłuszczem.

    Komentarz - autor: koliber — 27 września 2013 @ 10:18

  17. Dzięki za wskazówki, zacznę przede wszystkim od podstaw – czyli eliminacja glutenu i nabiału. Co do linka – jest co czytać, 174 strony 0_0. Ciekaw jestem jeszcze do czego tego masła używasz 🙂 ? pzdr

    Komentarz - autor: Satro — 29 września 2013 @ 21:04

  18. Generalnie przekąska, tu i tam, jakieś 100g dziennie. Powodzenia i wytrwałości życzę 🙂

    Komentarz - autor: koliber — 1 października 2013 @ 16:01

  19. Czy to naprawdę muszą by tłuszcze odzwierzęce? I dlaczego akurat olej kokosowy ma być najlepszy ? W końcu oleje lniany, słonecznikowy lub rzepakowy (czy także ich ziarna ?) także mają MCT (czyli średniołańcuchowe kwasy) plus wielonienasycone, które są zdaje się zalecane jak najbardziej. Czy kwasy MCT to to samo co Omega 6?

    Komentarz - autor: AAA — 14 grudnia 2015 @ 00:24

  20. W Pl mamy pana J. Kwasniewskiego ktory udowodnil ze dieta tluszczowa moze zabic. Nie uwazam zeby wyeliminowanie produktow roslinnych bylo dobrym rozwiazaniem. Eliminacja cukru jak najbardziej. Tluszcz zamiast niego czemu nie… generalnie nikt nie zwraca uwagi na pewna rzecz: lepiej jesc to co mozna zjesc na surowo, niz to co trzeba fermentowac czy ugotowac bo surowe jest niejadalne. Mieso tluszcz i warzywa owoce mozna jesc na surowo. Kasz ryzow i ziemniakow nie bardzo. W kwestii diet mam kilka kryteriow:
    -czy dana osoba sama stosowala swoja diete -ile lat zyla -w jakim zdrowiu. Wygrywaja dla mnie 3osoby: Paul Bragg. Posty i dieta z mala iloscia miesa (wg klamcow byl wege) -Jack Lallanne (chyba nie trzeba przedstawiac) i Lutz czyli 72gr bialka na dobe reszta mieso i tluszcz. diety kompletnie rozne. Wszystkich laczy wykluczenie produktow przetworzonych. Kazdy dobijal do setki w dobrym zdrowiu.

    Komentarz - autor: Kostuch — 9 marca 2016 @ 13:17

  21. Ostanie 300lat to konsumcja cukru ale się usmiałem….. ktoś tu nie odrobił lekcjii.

    Komentarz - autor: joł — 13 marca 2016 @ 12:32

  22. Ten artykuł jest dla ignorantów bez żadnej wiedzy, doświadczeń i dolegliwości. Jedzcie mięso i tłuszcze zwierzęce a potem do końca życia cierpienie, płacz i zgrzytanie zębami. Dieta nisko węglowodanowa może być zdrowa ale jako tłuszcze wybierać zdrowe roślinne, olej kokosowy, migdały, sezam, pestki dyni i słonecznika oraz inne oleiste i robić z nich różne rzeczy.

    Komentarz - autor: łułułu — 13 sierpnia 2016 @ 15:02

  23. „Wiemy też, że zjedzony bez glukozy tłuszcz nie jest źródłem tkanki tłuszczowej.”

    Wiemy, że jest !!!
    To faktycznie bełkot.
    A w innym miejscu pisze o bilansie kalorycznym, który o wszystkim decyduje. Więc co się z nadmiarem tłuszczu dzieje?

    W każdej chwili jest w organizmie wystarczająca ilość ufosforylowanego, aktywnego glicerolu ( nawet przy zero egzogennych węglowodanów), czekającego na nadmiar kwasów tłuszczowych, aby zbudować triglicerydy i je zmagazynować.
    Inaczej zresztą byłoby zupełnie bez sensu z ewolucyjego punktu widzenia. Człowiek musi miec możliwośc magazynowania zapasów, bez względu na to, jaką mieszankę energetyczną otworem gębowym wprowadzi. 😉

    Oczywiście mówię wyraźnie o nadmiarze, więc pewnie w podtekście jest to, że leciutki nadmiar organizm będzie mógł spalić uaktywniając inne procesy ( termogeneza, spontaniczna aktywność, itp), ale nie a taki nadmiar tu idzie.
    Być może też w podtekście jest założenie, że nadmiaru tłuszczu ludzie nie są w stanie zjeść. Są.

    Zabawne jest też to, że mówi o ketonach pochodzacych z tkanki tłuszczowej ( lipolizy), więc w stanie homeostazy ( kiedy nie tracisz, ani nie zyskujesz na wadze w dłuższej perspektywie) przecież najpierw ta tkanka tłuszczowa musi się pojawić, aby z niej powstały ciała ketonowe, nie? I tak się dzieje. Część zjedzonego tłuszczu jest spalana, a część odkładana, choćby tylko po to, aby zapewnić energię do następnego posiłku.

    I takie rzeczy gada gość z PhD.

    Jak nie jeden nawiedzony, to drugi. Po to, aby wylansować to, co pasuje do ideologii.

    Komentarz - autor: Art — 19 sierpnia 2016 @ 23:10


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.