Patrick Henningsen
Globalresearch.ca
2 listopada 2014 00:00 CET
Czym jest ISIS? Jeśli wierzysz propagandzie rozpowszechnianej przez władze i media korporacyjne, to prawdopodobnie nadal uważasz, że ISIS jest oddolną, podszytą islamską ideologią organizacją, bez żadnych powiązań z obcymi służbami specjalnymi, takimi jak amerykańska (CIA), brytyjska (MI6), pakistańska (ISI), turecka (współpracująca z NATO), saudyjska czy wreszcie izraelska agencja wywiadowcza.
Po części masz rację, gdyż w szeregach ISIS jest pewien oddolny element, który poszukuje zwolenników wśród podatnych na wpływ, ubogich, upośledzonych w sensie ekonomicznym i politycznym, młodych sunnickich muzułmanów – potrzebnych do zapełnienia szeregów piechoty w walczących oddziałach ISIS, i prawdą jest, że niektórzy z tych ochotników utożsamiają się z systemem wierzeń, pomimo że nie jest on nazbyt przyjazny. Jest on wysoce wypaczoną, agresywną wersją Islamu oraz stuprocentowym teatrem terroru.
Według najnowszego raportu ONZ, dżihadyści zmierzają w kierunku Iraku i Syrii “na niespotykaną dotąd skalę”, przy czym zdecydowana większość syryjskich rebeliantów to 15 tysięcy „islamskich” bojowników z zagranicy. Niezupełnie Arabska Wiosna. W skład dowództwa i średniej kadry ISIS wchodzą tysiące islamskich bojowników – sezonowych najemników, pochodzących ze wszystkich możliwych krajów, a wśród nich, między innymi, skazani za terroryzm uciekinierzy oraz byli więźniowie wypuszczeni z obozu w Guantanamo.
Kolejnym mitem narosłym wokół ISIS jest przekonanie, że ta organizacja to w gruncie rzeczy „Państwo Islamskie”, ekonomicznie samowystarczalny, nowopowstały Kalifat z globalnymi ambicjami. Trudno pojąć, jak zachodni przywódcy i ich medialne sługusy są w stanie nazywać wymyśloną, terrorystyczno-przestępczą organizację „państwem”, a co zabawne, tym sposobem uwznioślają de facto jej polityczny legalizm i nadają jej rangę – a „marka” ISIS w istocie na to nie zasługuje.
Nie, ISIS nie jest państwem i nie może sprawować rzeczywistej władzy nad terytorium, w prawdziwym tego słowa rozumieniu. A jednak nie da się powstrzymać amerykańskiej konserwatywnej klasy medialnych ekspertów-milionerów (komentatorów politycznych kanału FOX: Seana Hannity, Megan Kelly i innych, czy Michaela Savage’a i Glenna Becka) od powtarzania do znudzenia o zagrożeniu ze strony Islamskiego Kalifatu ISIS, który zawładnie zachodnią cywilizacją i narzuci jej prawo szariatu. Napomknięcie o tym nic ich nie kosztuje, a stanowi subtelne, atrakcyjne podsumowanie debat politycznych w CNN, FOX News, BBC i na innych kanałach – które obdarzają ISIS wartym bajońskie sumy PRem za darmo, dzięki ustawicznemu publikowaniu na YouTube nagrań przesyconych przerysowaną propagandą terroru.
Treść i czas publikacji serii niskiej jakości filmów “o ścinaniu głów” (w których de facto nikt nie został ścięty na żywo) również wzbudzają podejrzenia. A media głównego nurtu tylko karmią tego potwora.
A tymczasem sprawa z ISIS ma się zupełnie inaczej…
ISIS NA WYNAJEM – najemnicy i aktorzy ISIS są zawsze zamaskowani i pochodzą z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie (południowa część Londynu?)
Przy bliższych oględzinach okazuje się, że te grasujące paramilitarne bojówki ISIS nie są niczym nowym. Ich działalność jest finansowana i kierowana z najwyższych szczebli władzy spoza Iraku i Syrii. Zatem, nie jest niespodzianką, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Arabia Saudyjska, Katar i Turcja mają dokładnie taki sam cel, jak ISIS – destabilizację świeckich państw narodowych na Środkowym Wschodzie oraz odsunięcie od władzy Baszara al Asada w Syrii. Mając identyczne cele i plan działania, Zachodnia Koalicja i ISIS współpracują jak dobrze naoliwiona maszyna. Traktuj ich jak Prywatną Armię McCaina.
Czy to z finansowych, czy politycznych przyczyn, Imperia zawsze posługiwały się zewnętrznymi, uzbrojonymi oddziałami i grupami najemników do wykonywania cuchnących czynów pod flagą inną niż flaga monarchii, państwa narodowego czy prywatnej korporacji, które kierowały nimi zza kulis.
W 1979 roku agencje rządu Stanów Zjednoczonych, wraz z pakistańskim wywiadem, utworzyły w Afganistanie zbrojną grupę opozycyjną złożoną z Mudżahedinów. Wiele lat później te walczące siły –przemianowane na „Al-Kaidę” – były kierowane przez nabytek CIA – Osamę bin Ladena (kryptonim „Tim Osman”). Podobnie jak ISIS, Mudżahedini też byli korsarzami.
W latach 80. nikaraguańskie szwadrony śmierci oraz wspierani przez CIA „contras” rebelianci („kontrrewolucjoniści”), znajdowali się pod finansową i polityczną kontrolą Waszyngtonu oraz eksperta od szwadronów śmierci Johna Negroponte. Dzięki przemytowi kokainy i innych narkotyków, te paramilitarne bojówki miały środki na destabilizowanie Nikaragui i terroryzowanie jej obywateli. Zatem nie było niespodzianką, że kiedy w 2004 roku Negroponte jako ambasador Stanów Zjednoczonych zjawił się w Bagdadzie, w Iraku zaczęły powstawać szwadrony śmierci, które do tej pory dopuszczają się niezwykle brutalnych czynów podszytych religijną nienawiścią.
W tym samym czasie dublerem Negroponte’a w Syrii był tajny agent Stanów Zjednoczonych Robert Stephen Ford. Ukończył studia w Iraku i w 2001 roku został mianowany na stanowisko ambasadora USA w Syrii. Niedługo po jego przybyciu, w wielu częściach Syrii zaczęły tworzyć się wspierane przez Zachód flash moby (sztuczne tłumy) oraz narastała ukierunkowana agresja przeciwko syryjskiej policji i armii.
Rząd Asada dość szybko zdał sobie sprawę z prawdziwej roli Forda w Syrii i niezwłocznie, bo już w 2001 roku, deportował go z Damaszku. Nic dziwnego, że wielu komentatorów jest zdania, że to właśnie tajny agent Robert Ford zainicjował powstanie ISIS w Syrii.
Bezwzględni i nieszablonowo “asymetryczni” wrogowie nie są niczym nowym dla Stanów Zjednoczonych. Z historii wiemy, że Piraci lub berberyjscy „Korsarze” to osoby prywatne lub statki, napadające z upoważnienia rządu na obce bandery lub na obce rządy, niejednokrotnie potajemnie. W XVII, XVIII i XIX wieku korsarze otomańscy, działający wzdłuż wybrzeża północnej Afryki, przez dziesięciolecia dokonywali ataków na statki kolonialne.
Oldskulowe ISIS: Piraci berberyjscy to XVII-wieczna wersja ISIS – terroryści porywający i zabijający ludzi, ale kontrolowani zza kulis przez królów i państwa.
Później wielu berberyjskich korsarzy (rysunek powyżej) znalazło się pod kontrolą marokańskiego sułtana Muhammada III [pl]. Piractwo było też sposobem na mobilizację niewielkich oddziałów armii bez konieczności poświęcania prawdziwych żołnierzy, tudzież nadwyrężania państwowych funduszy. Piraci, ot tak przy okazji, generowali zyski i dostarczali kapitał obrotowy dzięki przemytowi, rabunkom i grabieży dóbr. Przy okazji porywali też ludzi i brali ich siłą do niewoli – tak, jak robi to dzisiaj ISIS.
POTRZEBNA JEST WYŁĄCZNIE FLAGA: ISIS bez floty morskiej. Zwróć uwagę na podobieństwo.
Można by rzec, że rola sułtana Muhammada – integrującego różnowierców – została przejęta przez kilka krajów w ramach osi Stany Zjednoczone-Wielka Brytania-Francja (NATO) oraz przez ich sojuszników z Rady Współpracy Zatoki Perskiej (GCC), tj. rodziny królewskie z Arabii Saudyjskiej, Kataru, Bahrajnu etc., czyli przez wszystkich sponsorów rzekomych terrorystów, którzy w chwili obecnej atakują dwa ostatnie świeckie rządy na Środkowym Wschodzie – Syrii i Iraku. Każda ze wspomnianych monarchii ma swoje własne zamiary w odniesieniu do ważnych ze strategicznego punktu widzenia i bogatych w zasoby naturalne części Syrii i Iraku. Dochodziły słuchy, że były Emir Kataru nie mógł doczekać się objęcia przez jego syna Tamima pozycji przywódcy nowego Syryjskiego Emiratu. Bogaty w gaz Katar był pierwszym sponsorem syryjskich rebeliantów już na początku wybuchu wojny domowej w 2011 roku, mając nadzieję na rychłe obalenie rządu Baszara al-Asada.
Katar wspierał również teokratycznych, talibskich bojowników z Afganistanu – pomagając w umocnieniu ich pozycji politycznej oraz ofiarując im luksusowe biuro w Doha – stolicy Kataru – tuż obok siedziby Centralnego Dowództwa Stanów Zjednoczonych (US CENTCOM). Jaki ten świat jest mały.
W końcu, ISIS (Islamskie Państwo w Iraku i Syrii), tudzież ISIL (Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie), to po prostu marka. Każdy mógłby zostać ISIS, a ISIS mogłoby wcielić się w dowolną rolę – potrzebna jest tylko czarna flaga.
Niewykluczone, że w chwili obecnej, tj. w 2014 roku, wystarczyłoby po prostu polecenie sułtana lub króla, odwołujące misję piratów z ISIS. Ale nie jest to, niestety, takie proste.
ISIS to w rzeczy samej “korsarze” XXI wieku…
Komentarz – zobacz też:
Łowcy głów i chaotyczny klimat
Tłumaczenie: PRACowniA
Artykuł na SOTT: Pirates in the sand: The Islamic State’s paramilitary, America’s 21st century terror privateers?
POTRZEBNA JEST WYŁĄCZNIE FLAGA: ISIS bez floty morskiej. Zwróć uwagę na podobieństwo.
Trochę przyzwoitości droga Pracownio.
Patrzę na te dwie flagi i jedynym podobieństwem są kolory. To tak jakby zestawić obok siebie flagi Polski i Japonii.
Ten fragment zdyskredytował cały artykuł bo przecież sami lubicie wyciągać pojedyncze zdania z kontekstu popierające wasze z góry założone tezy. Np. tutaj: https://pracownia4.wordpress.com/2014/07/28/telegeniczni-martwi-palestynczycy-i-poneryzacja-twojej-duszy/
Komentarz - autor: Żoliborz — 5 listopada 2014 @ 22:53
Primo, to nie jest nasz artykuł, jedynie nasze tłumaczenie. Secundo, pewnie zawsze będą ludzie postrzegający świat w czarno-białych kolorach. Ale będą i tacy, którzy wyrośli ze świata bajek i wylewania dziecka z kąpielą — i wzięli w swoje ręce wyuczone wcześniej uproszczone procesy mentalne.
Przypomina mi się, jak w dzieciństwie tata brał mnie czasem do kina na filmy nieco „ponad mój wiek”. Mój dziecięcy mózg chciał wiedzieć, kto jest dobry, a kto zły w tym filmie. Nie potrafił sobie poradzić z odcieniami szarości czy nieco bardziej skomplikowanymi ocenami. W końcu jak taki Winnetou kogoś uderzył, czy nie daj boże zabił, to musi być zły, nie?
Komentarz - autor: iza — 6 listopada 2014 @ 16:46