PRACowniA

Umysł Latawca

Cytowaliśmy już Carlosa Castanedę pisząc o Czterech wrogach wojownika. Dziś fragment z „Aktywnej strony nieskończoności” o Umyśle Latawca albo inaczej Umyśle Drapieżnika.

* * *

– Kontroluje cię obecnie cała masa sił zewnętrznych – orzekł. – Kontrola, o której myślę, leży poza sferą języka. To kontrola, a jednocześnie jej brak. Nie można jej w żaden sposób zaklasyfikować, ale bez wątpienia można doświadczyć. I przede wszystkim, z całą pewnością można nią manipulować. Zapamiętaj to sobie: możesz nią manipulować i maksymalnie wyzyskiwać z korzyścią dla siebie, która, rzecz jasna, nie jest korzyścią twoją, lecz ciała energetycznego. Jednakże ciało energetyczne to ty, moglibyśmy więc ganiać tak w kółko jak pies za własnym ogonem, starając się to wszystko opisać. Język nie jest adekwatny. Wszystkie te doświadczenia wykraczają poza reguły składni języka.

Ciemność zapadła bardzo szybko i liście drzew, które jeszcze przed chwilą emanowały zieloną poświatą, były teraz bardzo ciemne i ciężkie. Don Juan powiedział, że jeśli będę się pilnie skupiał na ciemności liści, nie koncentrując wzroku na niczym konkretnym, lecz spoglądając niejako kątem oka, dostrzegę ulotny cień w moim polu widzenia.

– To odpowiednia pora dnia na zrobienie tego, o co cię proszę – rzekł. – Skupienie koniecznej uwagi zabierze ci tylko chwilkę. Nie przestawaj, aż dostrzeżesz ten ulotny, czarny cień.

Rzeczywiście, dostrzegłem jakiś dziwny, ulotny, czarny cień na tle liści drzew. Był to albo jeden cień, poruszający się w przód i w tył, albo kilka, przesuwających się z lewa na prawo albo z prawa na lewo lub prosto w górę. Jawiły mi się one jako grube czarne ryby, ogromne ryby. Wyglądało to tak, jak gdyby w powietrzu latały gigantyczne mieczniki. Widok ten pochłonął mnie całkowicie. W końcu zacząłem się go bać. Zrobiło się za ciemno i nie widziałem już liści, ale ciągle widziałem te ulotne, czarne cienie.

– Co to jest, don Juanie? – zapytałem. – Wszędzie dokoła dostrzegam ulotne, czarne cienie.

– Ach, to właśnie dziki wszechświat – odrzekł. – Niemierzalny, nieliniowy, wykraczający poza sferę języka. Czarownicy starożytnego Meksyku byli pierwszymi, którzy te ulotne cienie ujrzeli, więc zaczęli za nimi podążać. Widzieli je tak, jak ty je teraz widzisz, i widzieli je jako energię w jej ruchu we wszechświecie. I faktycznie udało im się odkryć coś transcendentalnego.

Przestał mówić i spojrzał na mnie. Jego pauzy były zawsze doskonale zaplanowane. Przestawał mówić wówczas, gdy umierałem z ciekawości.

– Co takiego odkryli, don Juanie? – zapytałem.

– Odkryli, że mamy towarzysza na całe życie – powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. – Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą. Zrobił z nas potulne, bezradne baranki. Jeżeli chcemy się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. Jeżeli chcemy działać niezależnie, rozkazuje nam, byśmy tego nie robili.
[…]

– Tylko dzięki samodzielnym staraniom dotarłeś do czegoś, co szamani starożytnego Meksyku nazywali kwestią nad kwestiami – rzekł don Juan. – Tym razem cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci, że jesteśmy przez coś więzieni. I rzeczywiście, coś nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku był to fakt energetyczny.

– Dlaczego ten drapieżca zawładnął nami w sposób, o jakim mi mówiłeś, don Juanie? – zapytałem. – Musi istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie.

– Jest wytłumaczenie – odparł don Juan – i to najprostsze na świecie. Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.

Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.

– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.

– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?

– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!

– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!

Czułem, że mam w sobie coś z masochisty. Don Juan miał rację. Nie wyszedłbym z jego domu za nic na świecie. Mimo to jednak ani trochę mi się nie podobały brednie, które wygadywał.

– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania. Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.

– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?

– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila.

Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.

– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?

Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.

Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.

Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom.

Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze.

Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:

– Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?

– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.

Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Puszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał. Twierdzenia don Juana były po prostu niedorzeczne, niewiarygodne, a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste. Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania, która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można było traktować to wszystko poważnie? Don Juan wpychał mnie pod lawinę, która mogła pochłonąć mnie na zawsze.

Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem, było ono jednak ze mną związane. Don Juan coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i potwornie złego zarazem. Odczuwałem to jako próbę przecięcia cienkiej warstewki czegoś, czym byłem jakby oklejony. Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę.

– Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości – powiedział – zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.

Wstał, żeby wyłączyć światło. Powstrzymałem go.

– Nie, nie, don Juanie – odezwałem się – nie wyłączaj światła. Wszystko w porządku.

Czułem w tamtej chwili bardzo niezwyczajny jak na mnie strach przed ciemnością. Na samą myśl o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam, ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni sobie uzmysłowić, za żadne skarby tego świata!

– Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew – powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. – To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.

Obawiałem się, że don Juan i tak wstanie i zgasi światło; tak też zrobił. Dwie sekundy później darłem się na całe gardło. Nie dość, że faktycznie kątem oka dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha. Don Juan skręcał się ze śmiechu, włączywszy na powrót lampę.

– Ależ ten gość ma temperament! – orzekł. – Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu strzelisz. Coraz głębiej wbijał mi szpilę.

– Czarownicy starożytnego Meksyku – powiedział – widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi. Czarowników starożytnego Meksyku niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił się on na Ziemi. Rozumowali tak, że człowiek w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą, obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym do takich wyczynów percepcji, że dziś są one przedmiotem legend. A potem wszystko jakby zniknęło i oto mamy obecnie człowieka uśpionego.

Chciałem się rozgniewać, nazwać go paranoikiem, ale gdzieś zniknęło to poczucie prawa do słusznego gniewu, które zawsze miałem. Coś we mnie wyrosło ponad poziom, na którym zawsze zadawałem sobie ulubione pytanie: “A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?” Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą; jednocześnie jednak równie silne było przekonanie, że wszystko, co mówi, to czysty absurd.

– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.

– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.

Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.

– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego.

Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia. Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.

– W jaki sposób dyscyplina czarowników może być środkiem zaradczym? – zapytałem.

– Czarownicy powiadają, że dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna – odparł don Juan, bacznie wpatrując się w moją twarz, jakby szukał w niej jakichś oznak niedowierzania. – Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.

Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.

Wspaniała sztuczka dawnych czarowników – ciągnął don Juan – polegała na obciążeniu umysłu latawca dyscypliną. Stwierdzili oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umyslu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.

Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów – kontynuował don Juan – że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł – ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać. Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.

Byłem naprawdę głęboko poruszony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze – czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą. Musiałem się zdobyć na ogromny wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść mojej ciekawości.

– Co… co… co znaczy – usłyszałem własne słowa – obciążanie umysłu latawca?

– Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamuj ą obcą instalację.

Jego słowa mnie przygniotły. Byłem przekonany, że albo don Juan kwalifikuje się do zakładu zamkniętego, albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego, że to we mnie wszystko zamiera. Zauważyłem jednak, jak szybko wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię:

– Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!

Rozumiał chyba wszystko, co się we mnie działo. Kiwał głową na boki i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.

– Jestem tak niepoprawny – powiedział – że zaraz zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz, jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące lat.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo.

– Umysł latawca rozprasza się na zawsze – powiedział – kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości.

Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu. Ogarnął mnie niezrozumiały strach, który natychmiast skojarzyłem z moim religijnym wychowaniem.

Don Juan zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.

– Boisz się gniewu boskiego, co? – odezwał się. – Bądź spokojny, to nie twój strach. To strach latawca, bo on wie, że zrobisz dokładnie to, co ci każę.

Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Poczułem się jeszcze gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować.

– Nie martw się – powiedział spokojnie don Juan. – Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.

Po chwili wszystko ustało, tak jak przepowiedział don Juan. Słowo “oszołomiony” w odniesieniu do mojego stanu w tamtym momencie byłoby eufemizmem. Po raz pierwszy w życiu, z don Juanem czy bez, naprawdę nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Chciałem wstać z krzesła i przejść się, ale paraliżował mnie śmiertelny strach. Byłem wypełniony racjonalnymi sądami, a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach. Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.

Przymknąłem powieki i oparłem głowę na oparciu krzesła.

– Nie wiem, dokąd teraz pójść, don Juanie – odezwałem się. – Dzisiaj naprawdę ci się udało zupełnie poplątać moje ścieżki.

– Rozdziera cię wewnętrzna walka – powiedział don Juan. – Głęboko w środku wiesz, że nie jesteś w stanie odrzucić przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze. A inna część ciebie będzie się temu przeciwstawiać całą swoją mocą.

Przewrót czarowników – ciągnął – polega na tym, że odmówili oni honorowania umów, w których nie byli stroną. Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy nie zgodziłbym się zostać pożarty przez istoty o odmiennym rodzaju świadomości. Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie na ten świat po to tylko, bym został czyimś pożywieniem, tak samo jak i oni – koniec, kropka.
[…]
Po powrocie do domu, z biegiem czasu, idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki. Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na ,ja”. Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.

Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.

Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana. Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania? Siłą rzeczy odruchowo znów popadłem w negację, i niczym wariat zacząłem po kolei przechodzić od negacji do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie wiedziało, że bez względu na to, do czego pije don Juan, jest to fakt energetyczny; jednak inny wewnętrzny głos mówił, że to wszystko brednie. Wynikiem tych wewnętrznych zmagań były bardzo złe przeczucia, wrażenie, że zawisło nade mną wielkie niebezpieczeństwo.

Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii. Kiedy zobaczyłem się z nim następnym razem, natychmiast przeszedłem do tematu.

– Robiłem, co mogłem, by podejść do tego zagadnienia racjonalnie – powiedziałem – ale nie mogę. Są takie chwile, kiedy absolutnie się z tobą zgadzam w kwestii drapieżców.

– Skup swoją uwagę na ulotnych cieniach, które obecnie widzisz – odrzekł don Juan z uśmiechem.

Powiedziałem mu, że owe ulotne cienie staną się końcem mojego racjonalnego życia. Widziałem je wszędzie. Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu, nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.

– Umysł latawca jeszcze cię nie puścił – rzekł don Juan. – Został ciężko ranny. Robi wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą. Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane. Latawiec o tym wie. Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej walki, jeśli dobrze rozegra kartę sprzeczności pomiędzy tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię.

Bo widzisz, umysł latawca nie ma konkurencji – ciągnął dalej don Juan. – Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. Umysł latawca powie ci, że to, co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: “Tak, oczywiście, że to bzdury”. W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.

Latawce są niezbędnym elementem wszechświata – ciągnął – i należy je traktować tak, jak na to zasługują – jako istoty potworne i budzące grozę. Dzięki nim wszechświat wystawia nas na próbę.

Jesteśmy energetycznymi sondami, stworzonymi przez wszechświat – mówił dalej, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – a ponieważ posiadamy energię obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie. Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. Jeśli nam się uda, wszechświat pozwoli nam trwać dalej.

[…]

69 Komentarzy »

  1. sporo informacji na ten temat mozna znalezc na
    http://desteni.co.za/
    moze pewne zjawiska nazwane sa nieco inaczej, natomiast problematyka jest bardzo zblizona.

    Komentarz - autor: Joa — 6 czerwca 2008 @ 12:50

  2. „zbliżonej problematyki” jest na pęczki w internecie, z czego większość to zamierzona dezinformacja. Pytanie, czy jest coś, co tę właśnie witrynę czyni wartą zainteresowania?

    Komentarz - autor: iza — 6 czerwca 2008 @ 16:01

  3. dla mnie ta strona w sposob bardzo zblizony (uzywam tego wyrazenia celowo) opisuje umysl drapieznika oraz lancuch pokarmowy, w ktorym uczestniczymy jako nieostatnie ogniwo. Takich stron nie znalazlam w internecie na peczki, podobnie jak w przypadku kasjopei. Moze podasz kilka linkow ?

    Komentarz - autor: Joa — 6 czerwca 2008 @ 18:06

  4. mocne. można powiedzieć, że ów skrawek świadomości, niezbędny nam do funkcjonowania, sięga zaledwie końca nosa. zwykle nie jesteśmy w stanie dostrzec nic więcej. nie widzimy też, gdy ktoś lub coś nas za nos wodzi.

    Komentarz - autor: m. — 10 lipca 2008 @ 22:01

  5. Co wiemy z wlasnego doswiadczenia o latawcu?
    Czytanie czytaniem , ale kto z was TO WIDZI??

    Komentarz - autor: S.S. — 15 lutego 2009 @ 00:46

  6. @S.S.
    „Czytanie czytaniem , ale kto z was TO WIDZI??”

    Dobre pytania.
    Pomyśl o tym tak: fragment o Latawcu pochodzi z ostatniej książki Castanedy. Ile musiał się nauczyć wcześniej praktycznych rzeczy, ile lat spędził z don Juanem, zanim do tego doszedł.

    Latawiec, czy umysł drapeżnika to – przekładając te pojęcia na język psychologii – fałszywe ego, rany psychiczne zaklajstrowane mechanizmami obronnymi itd. Poznając psychologię i stosując ją w wytrwałej samoobserwacji można to zobaczyć.

    Niekoniecznie pod postacią cieni – a na przykład jako przeszkody stojące na drodze do bycia własnym Mistrzem, do posiadania wolnej woli, do możliwości Czynienia. „Cienie” jako wyobrażenie fałszywej osobowości mogą pewnie zobaczyć wizjonerzy. Ale niekoniecznie trzeba być wizjonerem, żeby się z tej pułapki choć częściowo wymknąć, czyli stać się panem swojej koncentracji, dyscypliny i przestać honorować umowy, w których nie byliśmy stroną. Całkiem zresztą możliwe, że jak się to osiągnie, to niejako skutkiem ubocznym można i wizjonerem się stać, kto wie?

    Komentarz - autor: iza — 15 lutego 2009 @ 11:17

  7. iza , wiesz…nie zalewaj tylko odpowiedz czy to widzisz czy nie.
    Nie karm moich oczu, daj sygnal ze masz pojecie o czym piszesz wtedy mozemy pogadac.

    Ponawiam pytanie – CZY KTOS TO WIDZI?

    Komentarz - autor: S.S. — 15 lutego 2009 @ 18:57

  8. @S.S.

    e tam widzi nie widzi, zależy jak kto patrzy i czym. Zachowujesz się trochę jak ten niewierny To masz.

    pzdr,

    Komentarz - autor: Kruk — 15 lutego 2009 @ 22:50

  9. SS,
    Jesli ktos to widzi to ci nie powie, bo niby z jakiej paki? co to? hiszpanska inkwizycja?
    A po wtore twoje: „daj sygnal ze masz pojecie o czym piszesz wtedy mozemy pogadac” sugeruje, ze sam masz cos niezwykle ciekawego do przekazania, czy tak?
    Moze sie podzielisz ?
    Pozdrawiam i Caluje,
    Romek

    Komentarz - autor: roman — 16 lutego 2009 @ 09:50

  10. Mi się udało – już jakiś czas temu.
    Mechanizm tego procesu działa tak:
    1.Człowiek posiada swój własny umysł.
    2.Umysł ten śpi, bo nie jest używany.
    3.Zamiast niego, ciało jest „podpięte” pod obcą instalację, drugi umysł, ktory tworzy wszystko to, co nazywamy rezultatem rozwoju cywilizacji, ewolucji i innego absurdu.
    4.Cały nasz świat stworzony jest przez obcą instalację – Matrix.
    5.Można się na chwilę uwolnić od niej, ale nie da się zrobić tego samemu, bez przygotowania, przewodnika, asekuranta.
    6.Cokolwiek pomyślisz, będzie to pomyślane za ciebie, bowiem twój właściwy umysł śpi. Obca instalacja porusza twoim ciałem jak laleczką a ty myślisz, że to ty żyjesz swoim życiem. Ty nic nie wymyślisz – to zawsze jest przed tobą o krok.
    7.Dyscyplina i wysiłek kwestionowania tworów obcej instalacji, tego co nazywasz swoim umysłem, prowadzi do uwolnienia się na moment i opuszczenia Matrixa na kilka sekund.
    8.Ponieważ nie masz nic poza tym, co stworzyła obca instalacja, musisz wrócić, bo inaczej nie poradzisz sobie w życiu.
    9.Obca instalacja ma monopol na takie życie. Ludzie nie są źli – bo zupełnie nie uczestniczą w rzeczywistości kreowanej przez obcą instalację. Pozostają biernymi obserwatorami tragedii rozgrywającej się na tej planecie. Ludzi są pojazdami dla obcej instalacji.
    10.Naszym obowiązkiem jest obudzić się i zakwestionować wszystko – od urodzenia po dziś dzień.
    11.Obca instalacja rozprasza uwagę dzięki kierowaniu jej na różne zewnętrzne idee, rozpętuje wojny byś siedział/a przed telewizorem, tworzy telewizję, nagrywa filmy i muzykę, tworzy modę, „kulturę” i inne zabawki, które przyciągną twoją uwagę i odciągną cię od samego/ej siebie. Tak długo jak szukasz sensu życia poza sobą tak go nigdy nie znajdziesz. Ty jesteś życiem i ty nadajesz mu sens swoim istnieniem, tylko musisz znaleźć siebie, przypomnieć sobie siebie i obudzić się, zbierając uwagę w sobie – drugą uwagę, uwagę właściwego umysłu.
    Pozdrawiam.

    Komentarz - autor: Anonim — 19 lutego 2009 @ 12:08

  11. @Anonimie

    Chcesz powiedzieć, Anonimie, że zjawiasz się tutaj przed nami, ze swoim „własnym umysłem”, który „śpi, bo nie jest używany”, ze swoim „ciałem podpiętym pod obcą instalację”, pod „drugi umysł”, który stworzył „to wszystko” i razem z agentem Smithem, przepraszam, razem z przewodnikiem asekurantem zamierzacie nas wyprowadzić z domu niewoli, bo sami nie potrafimy myśleć?

    Czyli co, siadamy sobie w kółeczku i z „poczuciem obowiązku obudzenia się” czekamy na zbawienie, bo tak naprawdę „zupełnie nie uczestniczymy w rzeczywistości kreowanej przez obcą instalację” i niech sobie psychopaci szaleją i robią z nami co chcą, niech wymordują cały nasz gatunek albo zamienią naszą planetę w ogromną zagrodę Wielkiego Brata… bzzzz zwarcie na łączu, ja tego nie kupuje.

    niemniej pozdrawiam,

    Komentarz - autor: Kruk — 20 lutego 2009 @ 10:13

  12. @ Anonim
    Co dokładnie Ci się udało? Chyba trzeba mi to krótko a jasno podać metodą „kawa na ławę”, bo jakoś nie udaje mi się tego doczytać w Twoim komentarzu.

    Komentarz - autor: iza — 20 lutego 2009 @ 10:58

  13. @ iza

    Oddzielić się od umysłu drapieżnika.

    @ Kruk

    nie wiem ile masz lat, ale piszesz pierdoły jakieś.

    Komentarz - autor: Anonim — 21 lutego 2009 @ 11:05

  14. @Anonim
    1. Skąd wiesz, kto stworzył cały świat?
    2. Jeśli cały świat został stworzony przez obcą instalację, to uwolnić się można – do czego?

    No i nie wydaje Ci się, że w ostatnim swoim komentarzu drugim zdaniem przeczysz pierwszemu?

    W każdym razie, niezależnie od tego, jak dobrze udało Ci się uwolnić, powstrzymaj się proszę od niemerytorycznych i obraźliwych uwag pod adresem innych, przynajmniej tu, na tym blogu. Nie chciałabym być zmuszona do zrobienia użytku z pewnych przywilejów administratora.

    Komentarz - autor: iza — 21 lutego 2009 @ 11:48

  15. @ iza

    Cały nasz świat jest tym, co my tworzymy jako ludzie. Każdy człowiek posiada swój własny subiektywny świat, podlegający nieustannie wpływom świata obiektywnego, zewnętrznego, który istnieje i będzie istniał niezależnie od naszych subiektywnych opinii na jego temat. Jeśli piszę, że obca instalacja stworzyła nasz świat, to oznacza to, że stworzyła tą subiektywną reprezentację, którą nazywamy naszym światem. Świat ludzki składa się z ludzi i rezultatów ich działania, ich aktywności. Brak ludzi = brak świata ludzi. Poza naszym, istnieje przecież świat zwierząt itd. Spróbuj czytać mniej powierzchownie a bardziej zastanowić się nad słowami, które odbierasz czysto automatycznie. Wszyscy mówimy tym samym językiem, ale dla każdego słowa mają inne znaczenie. To tak samo jak z doświadczeniem. Jeden człowiek doświadczył dzieciństwa pozytywnie a drugi negatywnie. Słysząc słowo „dzieciństwo” jeden ma od razu pozytywne skojarzenia, które kształtują jego subiektywny świat w ten pozytywny sposób, natomiast drugi od razu ma nieprzyjemne skojarzenia, które powodują, że decyzje jakie podejmuje kształtują jego subiektywny świat w sposób bardzo odmienny. Oboje wierzą, że tak musi być, bo tak mówi im doświadczenie. Dla nich, świat wygląda właśnie w ten sposób. Dla jednego jest to usłany różami, a dla drogiego jawi się w ciemnych barwach. Nasz świat, to świat ludzi ogólnie, składający się z tego co ludzie jako całość robili w ciągu swego istnienia. Na świat ten składają się m.in. konflikty, podziały, wojny, rozwój technologiczny, globalizacja, konsumpcja, informatyzacja.

    Jeśli więc uważasz, że czytając słowa drugiego człowieka od razu wiesz co za nimi stoi to bardzo się mylisz, bo nie masz takich samych doświadczeń jak ten człowiek i słowa te mają dla ciebie zupełnie odmienne znaczenie.

    Co z tego, że dostaniesz „kawę na ławę” kiedy trzymać będziesz w rękach przez chwilę książkę, napisaną nieznanym tobie jeżykiem. Poza tym bez przygotowania nie idzie się na wojnę.

    Komentarz - autor: Anonim — 21 lutego 2009 @ 17:04

  16. @ Anonim

    „nie wiem ile masz lat, ale piszesz pierdoły jakieś”

    a skoro już o „umyśle latawca” mowa, to czy nie zareagowałeś na moje pytanie w sposób który go bezbłędnie zdemaskował? Fakt, przesadziłem troche z sarkazmem, przepraszam…

    Gwoli ścisłości, na moim kruczym wdzianku nie ma jeszcze siwych piór (a właściwie to jestem goły i wesoły), stąd wnioskuję żem jeszcze młokos i cała nauka przede mną 🙂 Po prostu pytam dla zachowania higieny myślenia.

    pozdrawiam,

    Komentarz - autor: Kruk — 22 lutego 2009 @ 02:13

  17. @Anonim
    Dzięki. Sporo mi Twoja odpowiedż wyjaśniła.

    Komentarz - autor: iza — 22 lutego 2009 @ 06:22

  18. @ Kruk

    Podśmiewasz się i jesteś podejrzliwy. Ok, twoja psychika jakoś musi się bronić i dobrze, bo w sieci jest MNÓSTWO kompletnego idiotyzmu ludzi, którzy zupełnie nie wiedzą o czym piszą (tu, cytat Lema: „gdybym nie wszedł do Internetu to nigdy bym nie podejrzewał że na świecie jest tylu idiotów”). Każdy chce być szczególny, chce móc powiedzieć coś ważnego, coś pouczającego, coś co być może pomoże komuś w życiu – oczywiście jest to tylko śnienie o takiej możliwości, co pokazuje, że taka możliwość istnieje, ale wielu może o niej tylko śnić. No więc dobrze, że chronisz swoją psychikę, że nie bierzesz wszystkiego na poważnie i nie przejmujesz się tym co ktoś napisał – to jest zdrowe dla ciebie. Ale tekstu od którego zacząłem, a w którym chciałem coś przekazać komuś, kto będzie umiał coś z niego wyciągnąć dla siebie, możesz użyć w sposób eksperymentalny. Po prostu spróbuj przyjąć taki scenariusz i zobacz jakie zrobi to na tobie wrażenie, jaki wewnętrzny oddźwięk w tobie wywoła. Niczym nie ryzykujesz. Po prostu na chwilę odłóż swoje poglądy i opinie i weź próbkę czegoś innego i uwierz na chwilę w nią. Zrób próbę – co by było gdyby to, co uważam za swój umysł było obcą instalacją. Nie chodzi o to by odrzucać swój umysł czy negować, bo w ten sposób można łatwo „wyjechać”. Chodzi o czystą symulację i dokonanie analizy – nic więcej. Pracujesz „wiarą”, czyli emocjami, umysł zostawiasz w spokoju, nic w nim nie majstrujesz. Na początek spróbuj bardziej poznać siebie i nauczyć się rozróżniać co jest, a co nie jest produktem twojego umysłu; co pochodzi od niego a co jest poza nim i zobaczyć jak łatwo wierzysz we wszystko co się w nim pojawia.
    Pozdrawiam.

    Komentarz - autor: Anonim — 22 lutego 2009 @ 09:56

  19. ludzie- czy ktos z Was, widzi, fizycznymi oczami,ksztalty opisane w ksiazce Castanendy, przedstawione w tej ksiazce, jako „drapiezca”,ktory moze byc widziany , po zastosowaniu , pewnych trikow powiazanych z obserwacja i natezeniem swiatla, itp…uff.

    tak,czy- nie?

    Jesli tak-prosze powiedziec
    jesli nie-prosze nic nie mowic

    Prosze nie kierowac do mnie odpowiedzi, prosze pisac bezpodbiotowa/odpowiedz.

    Dziekuje i czekam

    Komentarz - autor: S.S. — 22 lutego 2009 @ 18:29

  20. @ Anonim

    „twoje psychika jakoś musi się bronić i dobrze, bo w sieci jest MNÓSTWO kompletnego idiotyzmu ludzi, którzy zupełnie nie wiedzą o czym piszą (tu, cytat Lema: “gdybym nie wszedł do Internetu to nigdy bym nie podejrzewał że na świecie jest tylu idiotów”)”

    no i jak tutaj nie przytaknąć? jednak samo napisanie o idiotyźmie w internecie nie wystarczy, i nie dodaje ważności twojemu komentarzowi, takie jest moje zdanie. Można by pomyśleć, że skoro to ty piszesz, że inni piszą idiotyzmy, sam od idiotyzmów jesteś zwolniony.(głośno myślę)

    „dobrze, że chronisz swoją psychikę, że nie bierzesz wszystkiego na poważnie i nie przejmujesz się tym co ktoś napisał – to jest zdrowe dla ciebie”

    tak, zdrowe dla mnie chronić moja psychikę, kolejne ustawienie na „tak”, żeby zaraz z rozpędu zachwycić się twoją propozycją pracowania emocjami. Czyżbyś próbował mną manipulować?

    jest tego więcej, ale jako że i tak przemilczysz to co niewygodne, ograniczam się do końcowych pozdrowień.

    pozdrawiam,

    Komentarz - autor: Kruk — 22 lutego 2009 @ 23:59

  21. @ Kruk

    Istnieją ludzie którym nie musisz przeszkadzać, nie musisz się martwić, że otworzą oczy, że zajrzą ze właściwe drzwi bo oni sami sobie doskonale przeszkadzać potrafią we wszystkim. Prawda?

    Komentarz - autor: Anonim — 23 lutego 2009 @ 14:13

  22. @Anonim

    Anonimie czy jest cos co moglbys mi przekazac? Od niektorych twoich slow czuje lekkosc tak jakbym wyczuwal ze cos wiesz i jesli naprawde tak jest to chcialbym zebys wiedzial ze ja tez chce to wiedziec. Czy moglbys naprowadzic mnie na zrozumienie ktore jak twierdzisz posiadasz?

    Komentarz - autor: gem — 7 marca 2009 @ 05:21

  23. @ gem

    Z „rozumieniem” jest tak samo jak z „rozwojem”. Dla jednego rozwojem jest nie zrobienie pierwszy raz w życiu tego, co drugiego przyprawia o mdłości. Dla każdego świata (człowieka) rozwój wygląda inaczej. Ale istnieje rozwój w obiektywnym znaczeniu tego słowa, czyli możliwość obiektywnego wzrostu bez względu na subiektywne podziały między ludźmi. Rozwoju tego wektor jest skierowany przeciwnie do tego, co zwykliśmy nazywać rozwojem. Dzieje się tak dlatego, że aby rozwijać cywilizację i wszystkie jej struktury musimy poświęcić samorozwój, czyli rozwój obiektywny. Można jednak przyczyniać się do rozwoju cywilizacji traktując ten zewnętrzny rozwój jako zwykłą pracę, którą trzeba wykonać by mieć środki na samorozwój. Coś za coś. Jeśli cywilizacja jest pokarmem dla „Orła” – o którym mówi don Juan – to warto „Orła” dokarmiać, by za to cieszyć się później wolnością. By wykonać swoją robotę, trzeba zapłacić za siebie na tym świecie, a więc odpłacić się wszystkim, którzy nam pomogli i spłacić dług wobec życia. I każdy ma taką samą możliwość. Ale to dopiero połowa sukcesu, bo wtedy trzeba jeszcze w jakiś sposób stworzyć tego swojego sobowtóra, który zamiast nas, będzie robił za pokarm dla „Orła”. Takie określenia są nieco kłopotliwe bo od razu nastawiają umysł na poszukiwanie rozwiązania i wyobrażanie sobie jakiegoś sobowtóra, czy jakiegoś Orła, co zaraz pociąga za sobą jakieś absurdalne wnioski, kiedy rozwiązanie może pojawić się tylko wtedy, gdy umysł jest wyciszony. Trudna sprawa, umieć być subtelnym, wrażliwym, wyciszonym wewnętrznie a jednocześnie twardym, nieustępliwym i brutalnym kiedy trzeba. Ale umiejętność ta jest budowaniem harmonii pomiędzy tym co w nas twarde, a tym co subtelne i wrażliwe. To prowadzi do wewnętrznego balansu i zrównoważenia, które przekłada się na harmonię ze światem zewnętrznym. Ale skąd się bierze tutaj nagle rozumienie? Otóż umysł, kiedy jest zajęty sprawami utrzymującymi go w uśpieniu, działając pod wpływem obcej instalacji jest bez przerwy czymś zajęty. Setki spraw do omówienia i przemyślenia. Ale w takim stanie nie da się niczego zrozumieć, bowiem dla stanu, w którym znajduje się wtedy umysł, zrozumienie polega na znalezieniu potwierdzenia z tym, co zawarte jest w podświadomości, lub też po prostu w tym co zostało w ten umysł wprogramowane. Program pobiera informację i koduje ją w taki sposób, by pasowała. Jeśli informacja jest niezgodna z programem, to jest ona odrzucana. Bo jest „nieracjonalna”. I to jest samookłamywanie, bo właściwie nie ma się z niczym bezpośredniego kontaktu, bo program przejmuje informację, zanim dotrze ona w głąb człowieka. Taka przechodząca w głąb człowieka informacja powoduje, że WIE ON OD RAZU CO JEST CZYM, ponieważ to bezpośrednio go dotyka i nie ma już między nim i światem zewnętrznym żadnych pośredników. Rozumienie jest jednolite i nie można go dowolnie interpretować, jest całością. Przykładem jest sytuacja, kiedy doznajemy czegoś, na przykład tego, że coś zaraz pójdzie źle lub, że jest jeszcze nadzieja na zrobienie czegoś – to nazywamy intuicją. Ale kiedy przeczuwając coś włączy się umysł i zacznie dyskusję na temat tego czy to doznanie jest faktycznie tym czym jest, wtedy szybko można się pogubić i popaść w wątpliwość. Można w ten sposób łatwo sobie przeszkadzać na każdym kroku. Skąd więc bierze się to zaprzeczanie sobie, czy normalnie człowiek sam mógłby sobie przeczyć? – warto się zastanowić nad tym pytaniem. Do czego więc potrzebny jest nam umysł? Otóż, problem polega na tym, że my, własnego umysłu rzadko kiedy używamy. Jak więc można zapytać po co jest on nam potrzebny, kiedy w ogóle może on nie być w użytku 😉 A więc reasumując. Nie używamy właściwego umysłu, a pośrednika, który używa nas. Oraz, nie doświadczamy na prawdę rzeczywistości a jej reprezentacji stworzonej przez pośrednika. Mówiąc jeszcze inaczej – nas bierzemy udziału w naszym życiu, a naszymi dłońmi robi się czarne interesy w oswojonych zakątkach drapieżnego wszechświata. Ale jak to zrozumieć? Tego trzeba doświadczyć, tylko w ten sposób można to zrozumieć. Jeśli chcesz to zrozumieć przez pośrednika to szybko trafisz na manowce. Ale jak to zrozumieć bezpośrednio? Po prostu doświadczyć wszystkiego tego, przed czym uciekasz, otwierając się na to z czym walczysz i pozwolić sobie na całkowity upadek, bo może tylko wtedy wyrosną ci skrzydła. Jeśli wydaje ci się, że taka wiedza sprawi, że będziesz szczęśliwy/a, to bardzo się mylisz. Twój świat może wywrócić się zupełnie do góry nogami i wywróci się, bo takie określenia jak rozwój, wiedza, rozumienie, sprawiedliwość, wolność, prawda nie mają takiego samego znaczenia, jakie przypisuje im obca instalacja, a balansowanie między jednym światem a drugim w końcu cię wykończy. Masakra. Ale żyje się tylko raz, więc chyba warto 🙂

    Komentarz - autor: Anonim — 7 marca 2009 @ 18:11

  24. Jedyne czego pragne to wolnosci. Nic nie pragne bardziej od niej. Czytalem i czuje ze droga do niej wiedzie poprzez smierc. Czy mozesz mnie naprowadzic na nia?

    Komentarz - autor: gem — 11 marca 2009 @ 02:56

  25. Nie poprzez śmierć tylko poprzez pracę. Pracę, która trwa całe życie i obyś żył jak najdłużej. Jeśli w czasie życia wytworzysz, wypracujesz sobie to „coś” co przetrwa śmierć ciała fizycznego to właśnie o to chodzi. Śmierć nie dotyczy ciebie. Ona dotyczy tylko ciała fizycznego. Ale żeby na zawsze nie stracić tej szansy i nie umrzeć razem z nim trzeba „wytworzyć mistrza” czyli nauczyć się produkować w swym chemicznym laboratorium zwanym ciałem odpowiednie, subtelne substancje potrzebne do utworzenia wyższego ciała. Większość tych substancji tracimy w ciągu życia z byle powodów. Ludzie żyjący we właściwej dyscyplinie, posiadający nauczyciela i znający innych takich jak oni wzajemnie sobie pomagają i dążą do konkretnego celu. Śmierć jest dla frajerów.

    Komentarz - autor: Anonim — 14 marca 2009 @ 20:44

  26. Odnosze wrazenie ze nie zrozumiales o co zapytalem. Napisales wczesniej „pozwolic sobie na calkowity upadek” i myslalem ze w tych slowach miales na mysli wewnetrzna smierc. Po za tym wcale nie uwazam ze wewnetrzna smierc mnie calkowicie wyzwoli. Uwazam ze jest to jeden z krokow ktory powinienem zrobic jesli chce zmierzac ku wolnosci. Mialem nadzieje ze cos wiecej o tym napiszesz.

    „Ludzie żyjący we właściwej dyscyplinie, posiadający nauczyciela i znający innych takich jak oni wzajemnie sobie pomagają i dążą do konkretnego celu.”

    Nikt mnie nie nauczyl dyscypliny. Nie posiadam nauczyciela. Przypuszczam rowniez ze nie znam innych takich. A ty? Masz nauczyciela i znasz innych takich? Moglibyscie pomoc rowniez mnie?

    Komentarz - autor: gem — 14 marca 2009 @ 21:22

  27. Patrzysz na to trochę zbyt ekstremalnie. Jak bowiem możesz wewnętrznie umrzeć, kiedy wewnętrznie zupełnie nie istniejesz? Umrzeć – należy postrzegać jako parabolę, a nie dosłowne znaczenie. Trzeba umrzeć żeby się narodzić, ale żeby się narodzić trzeba najpierw się obudzić. Zastanów się najpierw co to może znaczyć – obudzić się. Umrzeć – oznacza stworzyć nowy porządek i zastąpić nim stary, ale tak, że poprzedni nadal istnieje i żyje swoim życiem, tylko, że nie kieruje już twoim życiem i nie jesteś od niego zależny. Uważasz, że tego rodzaju wyzwolenie ciebie nie wyzwoli całkowicie. Praktycznie wyzwoli cię od tego bagna, które jest obecnym porządkiem a to już bardzo dużo, bowiem wszyscy w nim brną i są od niego zależni i uwalniając się od tego porządku uwalniasz się zasadniczo od tego „wszystkiego”, o którym piszesz.
    A co do pomocy, przeczytaj sobie ten artykuł:

    Praca nad sobą


    Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Anonim — 15 marca 2009 @ 09:22

  28. Czytalem cale FNN i Castanede. Wciaz wiele z tego nie rozumiem. Osobiscie wolalbym dolaczyc do jakiejs grupy ktora na codzien zajmuje sie ta praca.

    Komentarz - autor: gem — 15 marca 2009 @ 16:46

  29. W Polsce istnieje Stowarzyszenie G.I.Gurdżijewa. Po prostu się z nimi skontaktuj i zobacz, czy to jest to czego szukasz.

    Komentarz - autor: Anonim — 15 marca 2009 @ 22:36

  30. wszystkie sciezki rozwoju duchowego (medytacja,reiki itd.)oswieceni daja nam tak naprawde wlasnie po to zebysmy wytwazali ta energie ktora nie smakuje „jaszczurom”.nie mowi sie tylko o tym zeby nie straszyc,i dlatego ze nikt by w taka „bajke” nie uwiezyl. „” maja oczy a nie widza maja uszy a nie sysza””hihi…

    Komentarz - autor: jgd — 30 kwietnia 2009 @ 22:53

  31. Radzę wszystkim uważnie czytac słowa Anonima, bo warto

    Komentarz - autor: Kapol — 13 listopada 2009 @ 17:04

  32. Jakoś tak tajemniczo zabrzmiał ten komentarz. Czy mógłbyś sprecyzować, które słowa wzbudziły Twoje największe zainteresowanie i dlaczego uważasz, że są one warte szczególnej uwagi?

    pzdr,

    Komentarz - autor: Darek — 13 listopada 2009 @ 17:19

  33. Wszystkie wpisy i ich mysl

    Komentarz - autor: Kapol — 13 listopada 2009 @ 18:13

  34. @Kapol

    Nie odpowiedziałeś czemu warto, a też jestem ciekaw.

    Komentarz - autor: gem — 13 listopada 2009 @ 19:36

  35. pojawiło się pytanie – czy ktoś widział te cienie? Chcę zaproponować pewną przejażdżkę – wehikułem niech będzie lęk (potężna emocja), który przeniesie do wspomnienia pierwszych w życiu samotnych nocy w pokoju bez rodziców, gdzie powoli zapada ciemność a wraz z nią pojawia się strach, że z tym pokojem jest coś nie tak, przez okno wpada wątłe nocne oświetlenie latarń, rozmazujące cienie roślin z parapetu na ścianach. To wspomnienie pojawiło się u mnie zaraz po przeczytaniu powyższego tekstu. Może komuś z Was ta droga pomoże zrozumieć, „zobaczyć”.

    Pozdrawiam Wszystkich

    Komentarz - autor: dona — 26 lutego 2010 @ 13:12

  36. Nie od dzisiaj wiadomo, że kołdra najlepiej chroni przed duchami i potworami oraz stanowi doskonały izolator. Mało kto wie, że do nawiedzonych miejsc najlepiej wybierać się w kołdrze. Zdarzało się widywać śmiałków idących przez ciemny las w kołdrach, trzymając za głową poduszki, żeby duchy myślały, że śpią. Jak człowiek śpi, to duchy nie gryzą. Gorzej jak się obudzi. Dlatego warto mieć zawsze przy sobie kołdrę i poduszkę, na przykład egzorcyzmy najlepiej przeprowadzać w kołdrze i walić opętanego poduszką po głowie. Potwory nie lubią jak się je tłucze poduszką po głowie, i już.

    Komentarz - autor: Kruczygwar — 8 marca 2010 @ 20:37

  37. Moj partner widzi przemykajace cienie wielkosci czlowieka. Ja widze prawie caly czas ruch na granicy pola widzenia, szare cienie w srodku pola widzenia kilka razy w ciagu dnia, a w nocy klebiace sie czarne jakby wężowate macki. Jako dziecko widzialam je w dzien jako potwory na scianach i suficie, szare i bezksztaltne. Odkad pamietam nazywalam je potworami.
    Spedzilam bezsennie wiele nocy takze w doroslym zyciu, niezdolna się poruszyc, slyszaca w mojej glowie takze dzwieki i niezrozumiale szepty. Okazalo sie ze nie jestem chora umyslowo, funkcjonuje normalnie, jesli sie tak moge wyrazic.

    Coraz wiecej ludzi je widzi, wybudzamy się kolektywnie.

    Bardzo dobrze powiedziane, ze to jest/byla proba dla ludzkosci. Ten dar pozowlil nam odkryc siebie ponownie. Z taką wiedzą i doswiadczeniem jestesmy juz w tym momencie mistrzami swiadomosci.

    Komentarz - autor: Sister — 29 lipca 2010 @ 11:28

  38. Powiem szczerze, że znam i poznałem wielu ludzi, którzy widzą świat z bonusem, tzn. widzą coś więcej niż reszta, często też czują i wiedzą. Też byłem w tym gronie, lecz w dzieciństwie. Teraz świat widzę już w ciemnych barwach… Ale nie mogę zrozumieć jak to możliwe, że Ty i Twój partner to widzicie ??? Czy ludzie się dobierają wg predyspozycji genetycznych aż tak perfekcyjnie ??? Aż się nie chce wierzyć.

    Komentarz - autor: Anonim — 31 lipca 2010 @ 12:40

  39. A mnie wydaje się interesujące (choć smutne), że w tych komentarzach skupiacie się na widzeniu/nie widzeniu jakichś cieni na zewnątrz, zamiast wniknąć w przekaz Castanedy (który nota bene jest parafrazą nauk Gurdżijewa) i skupić się na odpędzeniu tych energożerców.

    Jak to jest, że swoją wolną wolę człowiek znacznie częściej i chętniej wykorzystuje do przyciągania tych ciemnych duchów zamiast do szkolenia się w dyscyplinie, która zapewniłaby mu ochronę przed wylądowaniem na czyimś talerzu?

    Tak jak muchy czy hieny zbierają się wokół gnijącego mięsa, tak i głodne duchy/cienie/4D STS krążą głównie tam, gdzie spodziewają się łatwej wyżerki.

    Gdzie tu sens? Gdzie tu jakieś przebudzenie?

    Komentarz - autor: iza — 31 lipca 2010 @ 16:23

  40. Owymi ‚energożercami’ wcale nie muszą być żadne duchy. To w czasach plemiennych tak można było myśleć, ale teraz już wiemy – idąc chociażby za naukami Gurdżijewa – że zużywamy codziennie za dużo energii, nie wiedząc o tym zupełnie, a zwalając winę na ‚złe duchy’ i ‚głodne cienie’. Oczywiście wiedza i doświadczenie to dwie różne rzeczy. A już widzenie cieni, to jest sprawa chyba innego rzędu. Ja się nie wypowiadam na ten temat.

    Komentarz - autor: Anonim — 31 lipca 2010 @ 21:34

  41. @Anonim

    Owymi ‘energożercami’ wcale nie muszą być żadne duchy.

    Jasne, że nie muszą. Ale mogą. Przy czym „duchy” proponuję rozumieć bardzo ogólnie, jako coś zewnętrznego w stosunku do człowieka i tzw. materialnego świata 3D.

    To w czasach plemiennych tak można było myśleć, ale teraz już wiemy – idąc chociażby za naukami Gurdżijewa – że zużywamy codziennie za dużo energii, nie wiedząc o tym zupełnie, a zwalając winę na ‘złe duchy’ i ‘głodne cienie’.

    Hmm… Po pierwsze, nie dyskredytowałam tak łatwo wiedzy z czasów plemiennych. A po drugie, chyba nie wiem, do czego się tu odnosisz. Gdzie i w jakim kontekście Gurdżijew mówił, że zużywamy za dużo energii (itd)? I co znaczy „za dużo”? Twoje stwierdzenie jest tak ogólne, że trudno się do niego ustosunkować. Mógłbyś je doprecyzować?

    Pozdrawiam 🙂

    Komentarz - autor: iza — 1 sierpnia 2010 @ 16:49

  42. Kwestia utraty energii jest często poruszana w książkach anglojęzycznych, napisanych przez uczniów Gurdżijewa lub uczniów jego uczniów, także trzeba sięgnąć nieco dalej, poza naszą Polską strefę ograniczenia i zamówić sobie książki na zachodzie. Więcej nie powiem, bo Internet nie motywuje do wysiłku i poszukiwań, tylko tworzy leniwych czytelników i marzycieli. O „za dużo” możesz przeczytać w Views from the real world, gdzie dowiesz się dlaczego jest to tak ważne. Pozdrawiam.

    Komentarz - autor: Anonim — 2 sierpnia 2010 @ 10:27

  43. @Anonim
    Pozwól, że podzielę się swoim prywatnym zdaniem na ten temat. Otoż jestem dość sceptycznie nastawiona do książek napisanych przez uczniów (oraz uczniów uczniów i ich uczniów) Gurdżijewa – z bardzo nielicznymi wyjątkami. Większość z tych ludzi albo nie zrozumiała dobrze nauk Gurdżijewa, albo nie wcielili w życie jego nauk, albo też wybrali sobie jakąś tylko część, która im odpowiadała i poza swoim ego niewiele nowego wnieśli do nauczań (albo zmienili kierunek i podążają w stronę, która mnie mało interesuje). Więc zostawiam ich sobie samym i ich uczniom.

    Masz oczywiście rację mówiąc, że Internet nie motywuje do wysiłku i poszukiwań, tyle że jest to… banał. Wola wysiłku i poszukiwań albo w człowieku jest, albo jej nie ma. Jeśli jest, Internet może być ogromną pomocą. Jeśli jej nie ma – Internet niczego nie zmieni. Dlatego nie zgadzam się z dalszą częścią zdania, że Internet tylko tworzy leniwych czytelników i marzycieli. Internet jest bazą danych i tak jak nie może (de)motywować, tak i nie może tworzyć leni. Jak mawia Ark, jak długo nie wiemy, jak narzędzia używać, tak długo dajemy się używać narzędziu. (Ale nie zwalajmy na nie winy!)

    Teraz „Views From the Real World”. G. mówi w niej o głównie o energii mechanicznej (ruchu, napięciu) i raczej nie o tym, że „zużywamy codziennie za dużo energii”, tylko o niewłaściwym nią gospodarowaniu. A już zupełnie nie przypominam sobie, żeby była tam mowa o zwalaniu winy na kogokolwiek, w tym na ‚głodne duchy’, ale mogłam coś przeoczyć/ zapomnieć. W każdym razie nie pasuje to naszego kontekstu, bo nie o każdym rodzaju energii tu mowa, tylko o energii płynącej z negatywnych emocji – to nią żywią się wspomniane cienie czy drapieżnik. Gdyby przenieść tę koncepcję na terminologię Gurdżijewa, mówilibyśmy o organie Kundabuffer – domyślam się, że termin ten nie jest Ci obcy. Pozostałych Czytelników, którzy chcieliby sobie odświeżyć pamięć lub z grubsza zapoznać się z tą koncepcją, odsyłam na przykład do tego wpisu.

    Tak przy okazji, bardzo lubię ten fragment z Carriere’a i często go sobie przypominam, bo mój mózg też ma tendencję do zmieniania się w gnuśną masę:

    Dziś uważamy – a neurolodzy potwierdzają to, co przeczuwaliśmy od tysiącleci – że nasz mózg, ów cudowny organizm, nazbyt często zmienia się w ociężałą, gnuśną masę, która nade wszystko (niekiedy „do szaleństwa”) lubuje się w uproszczeniach i redukcjach, i że – będąc równie bojaźliwym, co leniwym – ów pogrążony w drzemce cud jest w pełni gotowy mocno przyklasnąć, słysząc choćby strzęp zręcznego sformułowania – zręcznego bądź krzykliwego, zależnie od okoliczności.

    Komentarz - autor: iza — 3 sierpnia 2010 @ 02:05

  44. @ iza

    Systemu żadnego NIE MA.
    Mistrz dotarł tam, gdzie nie dotarł jeszcze nikt, albo mało komu się udało. Załóżmy, że wszedł na swego rodzaju Everest. Jego uczniowie podążali jego szlakiem, ale każdy z nich musiał iść własną drogą. Jak wiadomo, pewne strony góry są tak niedostępne, że wejść po nich się nie da. Na niektórych wysokościach czekają rozpadliny, zła pogoda, lawiny i inne niebezpieczeństwa. Każdy człowiek idzie więc inną drogą i trafia na inne przeszkody, bo górą jesteśmy my sami, a wejście na szczyt jest równoznaczne z przebudzeniem. Jak wiadomo, Everest jest tylko jeden…
    Jeśli więc uczniowie Gurdżijewa dotarli na szczyt, własny szczyt, własnej góry, niekoniecznie takiej jak Everest – i nie wszyscy oczywiście – to nie ważne ile książek napisali, umieścili w nich swój punkt widzenia na różne przeszkody, które spotyka się „w górach”. Książki te nie są więc poradnikami wspinaczki, lecz raczej pamiętnikami. „Dziś pokonaliśmy tylko 10 metrów, przed nami przepaść. Wszyscy zastanawiają się czy nie zawrócić…” itp. Tak, do wspinaczki potrzebna jest grupa. W pojedynkę wchodzą tylko samobójcy.

    „Zawalanie winy” oznacza dla mnie szukanie innych powodów naszych problemów niż my sami. A tak w ogóle, to podaj mi źródła informacji o czymkolwiek na Ziemi, co karmi się negatywnymi emocjami 😉 Ja znam tylko media: radio, prasę i telewizję. Cokolwiek robią cienie i czymkolwiek są, mogą być częścią nas, częścią góry, częścią metody wchodzenia, poprzez którą sami odbieramy sobie energię, bo NIE WIEMY jak jej używać.
    Dalej nie brnę…

    Komentarz - autor: Anonim — 3 sierpnia 2010 @ 11:10

  45. „Systemu żadnego NIE MA.”

    Gdyby to była prawda, nie mógłbyś zostawić tego komentarza – bez sytemu operacyjnego?

    „W pojedynkę wchodzą tylko samobójcy.”

    O ile wiem, Messner wciąż żyje. I pewnie nie przyszłoby mu do głowy wspinać się w sandałach idąc do tyłu i twierdzić jednocześnie, że wspina się metodą Mallory’ego.

    „„Zawalanie winy” oznacza dla mnie szukanie innych powodów naszych problemów niż my sami. A tak w ogóle, to podaj mi źródła informacji o czymkolwiek na Ziemi, co karmi się negatywnymi emocjami 😉 Ja znam tylko media: radio, prasę i telewizję.”

    To dlaczego zabierasz głos (autorytatywnie!) w temacie, o którym nie masz pojęcia?

    Komentarz - autor: iza — 5 sierpnia 2010 @ 00:13

  46. „To dlaczego zabierasz głos (autorytatywnie!) w temacie, o którym nie masz pojęcia?”

    Dlatego, że autorytetem jest koń na wrotkach. Kim jestem?
    Nie wiedząc nic, mam do powiedzenia więcej niż ci, którzy myślą, że coś wiedzą 😀
    Czytaj z DUŻYM dystansem – pa pa.

    Komentarz - autor: Anonim — 5 sierpnia 2010 @ 14:59

  47. Ja widzę cienie, od dziecka. Nie trzeba do tego ciemności. Nigdy nie wiedziałam kim są.

    Komentarz - autor: xochitl — 5 czerwca 2011 @ 21:08

  48. Proponuję wszystkim traktującym poważnie powyższe zagadnienia aby uzupełnili swoją wiedzę na ten temat z ostatniego tj.nr.3/2011 „NEXUS” gdzie od str.55-60 są one jeszcze bardziej dokładnie opisane

    Komentarz - autor: polana — 8 czerwca 2011 @ 21:47

  49. jest taka metoda postrzegania kontem oka i działa na 100% gdyż za jej pomocą sprawdzam wieczorkiem stan muru energetycznego wokół posesji który odbija myśli innych ludzi bo takie mu zadanie wyznaczyłem. najlepiej go widzę właśnie wieczorkiem o zachodzie słońca, odkryłem to zjawisko przypadkowo i mur owy wyglądał jakby z baniek mydlanych wielkości około 15 cm. odkryłem to zjawisko przypadkiem patrząc na wprost i obraz spostrzegłem z boku kontem oka. Teraz pozostało poćwiczyć z cieniami , można by wieczorkiem rozpocząć ćwiczenie. jedno co bym dodał to że w śloneczne dni energii jest więcej w powietrzu a co za tym idzie mamy większy ładunek energii i większe szanse niż w deszczowe dni kiedy niebo nie jest jednolite a jednak jednolite tło by się przydało.

    Komentarz - autor: tedi — 2 października 2011 @ 16:01

  50. Kwestia jest nurtująca o tyle, że każdy, kto próbował wystarczająco długo bezosobowo patrzeć na swoje myśli wie, że umysł bardzo się przed tym broni. Umysł, czymkolwiek jest, odciąga od obserwacji i nie daje się wyciszyć; a im bardziej rozliczasz się z myślami (patrzysz na nie, jakby nie były twoje), tym straszniej to wszystko wygląda. Jeśli jednak uda się wytrwać w tym stanie, docierasz do ‚prawdziwego Ja’, które niewiele ma wspólnego z ‚ja’ dnia codziennego (nazwijmy to ‚ego’, chociaż wg. freuda ego to co innego, ale mniejsza o to). Otóż to ego może być ‚umysłem drapieżnika’, co Castaneda bardzo przekonująco przedstawia (niesamowicie przekonująco). Jednakże, jeśli interesujecie się neurobiologią, okaże się, że najprawdopodobniej chodzi o pełną aktywacje kory przedczołowej (z naciskiem na prawą półkule)- i być może wyspy (generalnie chodzi o młodsze ewolucyjnie struktury, odpowiadającej za ‚wyższe’ funkcje), wraz z stonizowaniem bardziej prymitywnych obwodów neurologicznych. Ponadto biochemia mózgu dobrze tłumaczy również działanie roślin psychodelicznych (tłumaczył nie będe, kto ciekawy niech poszuka).Szczerze mówiąc, jeśli posłużymy się tą ‚twardą’, dobrze udokumentowaną nauką (w przeciwieństwie do psychologii, itd), to odkryjemy, że na ‚obcy umysł’ nie ma tam zbyt wiele miejsca. Chyba, że postulujemy istnienie umysłu jako czegoś niematerialnego, co ma swoje odbicie w funkcjonowaniu mózgu – taka możliwość wbrew pozorom jest całkiem logiczna (nie chce mi się tu tłumaczyć o co chodzi, za długo pisać). Jednakże, czego byśmy nie wzięli za dobrą monetę, droga jest jedna – ujrzenie kłamstwa ‚ego’ (naprawdę sądzisz, że tam za oczami jesteś jakiś ‚ty’, który wszystko kontroluje, myśli, cieszy się, itd?) przez bezosobową obserwację i pogłębianie tego stanu. Czego wszystkim Wam i Sobie z całego serca życzę. Kto w temacie i ma coś wartościowego – czy to odnośnie Castanedy, czy neurobiologii, czy oświecenia – niech pisze na asusual@tlen.pl Zdrowia!

    Komentarz - autor: 00111000 — 7 lutego 2012 @ 23:07

  51. „Chyba, że postulujemy istnienie umysłu jako czegoś niematerialnego, co ma swoje odbicie w funkcjonowaniu mózgu – taka możliwość wbrew pozorom jest całkiem logiczna”

    Taka możliwość jest faktem. Ma odbicie nie tylko w mózgu. Uczucia to nie tylko chemia. Cokolwiek mówi wam serce, splot słoneczny czy żołądek, radzę się kilkanaście razy zastanowić nad tym, jaki jest tego cel. Być może czasami czujecie delikatne pchnięcia w sobie. Na przykład w przełyku, idące ku górze? Jeśli myślicie, że w tym właśnie miejscu jest wasza dusza, to pomyślał to za was drapieżnik/latawiec.
    Wasze prawdziwe ja jest prawdopodobnie tam gdzie kręgosłup, ale nie jestem tego pewien w stosunku do innych. Nakłaniam więc każdego do wejścia w stan umysłu, który pozwala na wejście wgłąb swojego ciała, na wycieczkę która może wywrócić wasz świat do góry nogami.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 10 listopada 2012 @ 01:49

  52. Nakłaniam więc każdego do wejścia w stan umysłu, który pozwala na wejście wgłąb swojego ciała, na wycieczkę która może wywrócić wasz świat do góry nogami.

    …lub zgasić go na zawsze. Co masz na myśli pisząc o wejściu w stan umysłu? Czyżbyś próbował tutaj zwodzić, że istnieje jakaś inna, łatwa i przyjemna droga na skróty, na której nie trzeba nad sobą ciężko pracować i prowadzić samoobserwacji?

    Komentarz - autor: koliber — 10 listopada 2012 @ 08:29

  53. To nie jest żadna droga na skróty, to nijak nie uwalnia z matrixa, ale za to daje głębszy wgląd w naturę drapieżnika i pozwala zobaczyć prawdziwe ja. Ten wgląd dzięki późniejszej obserwacji siebie, pomaga odróżnić wpływy drapieżnika od wpływów prawdziwego ja.
    Mówiąc o stanie umysłu miałem na myśli taki stan odprężenia, w którym przestajesz być ciałem i jesteś w środku swego ciała. Można usłyszeć wtedy swoje fale mózgowe. Kiedy jest się w tym stanie i jest się w głowie, to trzeba wejść przez szyję do wnętrza ciała i tam powinno się zobaczyć to, o czym mówię. Przynajmniej tak było w moim przypadku.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 10 listopada 2012 @ 12:30

  54. To nie jest żadna droga na skróty, to nijak nie uwalnia z matrixa, ale za to daje głębszy wgląd w naturę drapieżnika i pozwala zobaczyć prawdziwe ja. Ten wgląd dzięki późniejszej obserwacji siebie, pomaga odróżnić wpływy drapieżnika od wpływów prawdziwego ja.

    Niewielu na tym świecie udało się to zrobić samodzielnie, a ci, którym się udało, raczej nie wchodzili do brzucha przez szyję.

    Umysł drapieżnika manifestuje się, kiedy idziemy w zaparte, byle się nie zgodzić, kiedy jesteśmy przekonani, że wiemy więcej i lepiej, albo że jesteśmy wyjątkowi i reguły się do nas nie stosują, kiedy wymyślamy sobie usprawiedliwienia dla własnych słabości i braku woli, dla hipokryzji, lenistwa, pychy, egoizmu. Kiedy zachowujemy się, jakbyśmy byli pępkiem świata, kiedy uważamy, że się nam „należy” to czy tamto. I tak dalej…

    Złap go w jednej z takich chwil, a zobaczysz, jak jest „barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem”. Tu zaczyna się podróż.

    Komentarz - autor: iza — 10 listopada 2012 @ 21:17

  55. „Niewielu na tym świecie udało się to zrobić samodzielnie, a ci, którym się udało, raczej nie wchodzili do brzucha przez szyję.”

    Zrobić co? Generalizujesz twierdząc, że nikt inny nie zrobił tego co ja. Uważasz mnie za pępek świata?

    „Umysł drapieżnika manifestuje się, kiedy idziemy w zaparte…”

    Prosiłem kogoś o udzielenie mi lekcji?

    „Złap go w jednej z takich chwil”

    A czemu tylko w takiej chwili? Z tego co ja wiem, to można go złapać w prawie każdej myśli i uczuciu, a nawet we wszystkich fantazjach.

    Umysł drapieżnika nie jest pełen sprzeczności, on po prostu wykonuje swoją pracę, a jego narzędziami są kłamstwa, iluzje. Ponieważ kłamstwo ma krótkie nogi, to może wyglądać jakby był pełen sprzeczności, ale ostatecznie ma on cel i skrupulatnie do niego dąży. Kiedy świadomość i wola naszego prawdziwego ja wchodzi mu w drogę, to wkurza się, bo jest bezradny. Jedyna siła umysłu drapieżnika tkwi w iluzjach. Jeśli skutecznie nas nie okłamie, to może mu się nie udać skłonić nas do tego, co on chce. Prawdopodobnie największą i najgorszą iluzją jest ta, że to ja jestem umysłem drapieżnika.

    „Tu zaczyna się podróż.”

    To że coś zobaczyłaś, nie oznacza że idziesz dalej.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 11 listopada 2012 @ 00:35

  56. „Jedyna siła umysłu drapieżnika tkwi w iluzjach.”

    Popełniłem błąd w tym stwierdzeniu. Nie dość że to generalizacja, to jeszcze kłamstwo. Wyraźnie czuję to w moim prawdziwym ja. To ukazuje o czym pisałem wcześniej, można go złapać w prawie każdej myśli.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 11 listopada 2012 @ 13:50

  57. To w czym w takim razie tkwi jego siła – Twoim zdaniem?

    Komentarz - autor: iza — 11 listopada 2012 @ 14:30

  58. Poprzez zwrócenie uwagi na błąd, miałem na myśli, że nie tylko w tym tkwi jego siła. Podejrzewam że jest coś jeszcze, co na teraz jest po za moją świadomością.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 11 listopada 2012 @ 14:39

  59. Myślę, że kłamstwa i iluzje to jego amunicja lub – patrząc z innej strony – to, czym nas karmi. Za podstawowe narzędzie służy mu nasze przywiązanie do „dobrego samopoczucia” i silna tendencja do unikania wszelkiego dyskomfortu (i w tym tkwi jego siła). Do zamaskowania przed sobą tego, co się naprawdę z nami dzieje, mamy mechanizmy obronne. Reszta – za wyjątkiem źródła pochodzenia tego całego interesu – to detale.

    Zgodziłbyś się z takim przedstawiem problemu „w pigułce”?

    Komentarz - autor: iza — 11 listopada 2012 @ 17:42

  60. Po co mamy zamykać to w pigułce? żeby było bardziej ezoteryczne i mniej zrozumiałe dla innych? Uważam że powinniśmy to jak najlepiej opisać, by jak najwięcej osób mogło skorzystać.
    To co napisałaś w swojej pigułce jest bardzo uogólnione. Zgadzam się, że pewne rzeczy z tego co napisałaś to prawda i że można to tak ująć, ale po co? żeby jak najszybciej skończyć wymianę tak istotnych dla nas informacji? Odnoszę wrażenie, że jedynymi którzy na tym skorzystają, będą drapieżnicy.

    Przywiązanie do „dobrego samopoczucia” to za mało powiedziane, a nie wrzucałbym wszystkiego do jednego wora. Dobre samopoczucie to jedna rzecz, kolejne to zauroczenie, przywiązanie do ludzi/przedmiotów, komfortu, bezpieczeństwa, fantazji, ciągłego wewnętrznego dialogu, ale to tylko niektóre z tych, co przychodzą mi teraz do głowy. To są różne rzeczy pomimo iż łączy je przywiązanie. Uważam że warto je wypisać, jako coś w rodzaju drogowskazu. Wszystkie one składają się na przywiązanie do samego umysłu drapieżnika, bo nie są to rzeczy pochodzące od prawdziwego ja.

    W kwestii dyskomfortu mam za mało obserwacji, ale zauważyłem że on generuje to uczucie. Mam taką hipotezę, że może on generować to uczucie, gdy jesteśmy bliscy na przykład jakiegoś osobistego odkrycia, lub gdy zaczynamy kierować się we właściwym kierunku, prowadzącym na przykład do obnażania jego manipulacji i pozbawiania go władzy nad nami. Nadal muszę to przetestować, ale już teraz mogę stwierdzić, że gdy czujemy dyskomfort, to znaczy że coś mu się nie podoba, być może mamy wtedy coś w zasięgu ręki.

    Co do mechanizmów ogólnie, to ostatnio zaobserwowałem ciekawą rzecz. Ponieważ wyczuwam impulsy płynące od umysłu drapieżnika, udało mi się zaobserwować jak docierający do mojej głowy impuls, zamienia się w mechanizm zachowawczy. Ponieważ to zaobserwowałem, zatrzymałem ten mechanizm. Przez chwilę po uaktywnieniu mechanizmu, umysł drapieżnika zaczął generować uczucie powiązane z tym mechanizmem, ale zaraz jak wstrzymałem pracę mechanizmu, ustało również powiązane z nim uczucie.
    Podejrzewam że uczucia mogą tutaj pełnić rolę wzmacniacza, który powoduje głębsze utożsamianie się (jakby tonięcie w iluzji) z umysłem drapieżnika, ale na chwilę obecną mam za mało danych, by to potwierdzić.

    W wyniku powyższej obserwacji mam wątpliwości, czy Twoje sprowadzanie tego wszystkiego do mechanizmów obronnych idzie we właściwym kierunku. Ponieważ umiem dostrzegać impulsy płynące od umysłu drapieżnika, mechanizmy obronne przestają mieć znaczenie, bo ja rozpoznaję że to manipulacja umysłu drapieżnika, jeszcze zanim przybierze ona formę. Nie twierdzę przez to, że nie warto zdobywać wiedzy. Wiedza poszerza naszą perspektywę i otwiera nas na nowe lekcje.

    „Reszta – to detale”

    Nie pierwszy raz już przemawia przez Ciebie ignorancja. Czemu ma ona służyć?

    Komentarz - autor: d3ck3r — 11 listopada 2012 @ 22:24

  61. @d3ck3r”(…) Ponieważ umiem dostrzegać impulsy płynące od umysłu drapieżnika, mechanizmy obronne przestają mieć znaczenie, bo ja rozpoznaję że to manipulacja umysłu drapieżnika, jeszcze zanim przybierze ona formę. Nie twierdzę przez to, że nie warto zdobywać wiedzy. Wiedza poszerza naszą perspektywę i otwiera nas na nowe lekcje.”

    Dobra, ale większość przeciętnych ludzi, nie widzi różnicy, pomiędzy własnym umysłem, a umysłem drapieżnika, ze względu na to, że te dwa „mózgi” pracuję poza świadomością tej części nas, która jest aktywna na co dzień i jedynym sposobem na uwolnienie się od umysłu drapieżnika, jest wpierw identyfikacja tego, co od niego pochodzi, czyli najpierw trzeba poznać te mechanizmy obronne, które w nas występują, walczyć z nimi i kiedy z nich wyjdziemy, to z takiej perspektywy będziemy widzieli moment, w którym impuls przybiera daną formę i wybrać czy ma ona przybrać taką formę czy nie.

    Komentarz - autor: Corran Horn — 12 listopada 2012 @ 13:20

  62. @d3ck3r

    Nie pierwszy raz już przemawia przez Ciebie ignorancja.

    Bo jestem ignorantem i bez wątpienia ignorantem umrę.

    Czemu ma ona służyć?

    Ciekawe pytanie. Po namyśle dochodzę do wniosku, że w tej kwestii też jestem ignorantem. Nie wiem.

    To co napisałaś w swojej pigułce jest bardzo uogólnione.

    Nie wydaje mi się. Moim zdaniem to główne punkty, główny schemat. Pomyślałam, że jeśli się zgodzimy co do głównego schematu, łatwiej będzie się nam porozumieć i – być może – porozmawiać o szczegółach. Bo o szczegółach napisano niezliczone tomy. Z różnych perspektyw, z różnymi podejściami i różnymi narzędziami badawczymi. Od mitologii przez Gurdżijewa czy Castanedę po współczesną psychologię poznawczą i behavioralną, z nieocenionymi pracami na temat tego, z jaką łatwością zwodzi nas nasz własny mózg, włącznie.

    Przy ogromie mojej ignorancji (mówię to zupełnie szczerze) doszłam do wniosku, że dopóki nie nauczę się jakoś sobie radzić ze sztuczkami własnego mózgu, nie będzie miało dużego praktycznego sensu branie się za sztuczki umysłu – mojego i „obcego”. Podobno byli w historii herosi, którzy osiągnęli pełną władzę nad swoim umysłem bez żmudnej pracy u podstaw, ale to zdecydowanie nie moja kategoria wagowa. Poza tym, skoro już mamy do dyspozycji narzędzia, których oni nie mieli, warto z nich korzystać.

    Przywiązanie do “dobrego samopoczucia” to za mało powiedziane, a nie wrzucałbym wszystkiego do jednego wora. Dobre samopoczucie to jedna rzecz, kolejne to zauroczenie, przywiązanie do ludzi/przedmiotów, komfortu, bezpieczeństwa, fantazji, ciągłego wewnętrznego dialogu, ale to tylko niektóre z tych, co przychodzą mi teraz do głowy. To są różne rzeczy pomimo iż łączy je przywiązanie.

    „Dobre samopoczucie” to moje nieudolne przetłumaczenie angielskiego terminu „to feel good”, który obejmuje wszystko, co wymieniłeś, i wiele więcej. Np. jesteśmy przywiązani do komfortu, bo komfort „feels good” – powoduje, że czujemy się „dobrze”, sprawia nam przyjemność. Podobnie jest z zauroczeniem, poczuciem bezpieczeństwa, a nawet – o paradoksie! – „dobrze” może „się czuć” np. zachorowanie albo wpadnięcie w depresję, bo umożliwia nam i usprawiedliwia ominięcie wyzwań i obowiązków (w szerokim sensie), z którymi bez tego musielibyśmy się zmierzyć. Jest świetna książka na ten temat: „The Quest to Feel Good” Paula R. Rasmussena, napisana z perspektywy psychologii adlerowskiej w połączeniu z behavioralną. Pomaga zrozumieć mechanizmy stojące za naszymi emocjami i zachowaniami. Wyposażeni w taką wiedzę, mamy znacznie większą szansę nie tylko dostrzec i zrozumieć działanie emocji adaptacyjnych, będących jeszcze jednym narzędziem umysłu drapieżnika, ale i znaleźć sposób na przeciwstawienie się mu.

    W wyniku powyższej obserwacji mam wątpliwości, czy Twoje sprowadzanie tego wszystkiego do mechanizmów obronnych idzie we właściwym kierunku.

    Może ten wpis wyjaśniłby Ci, co się za tym kryje w rozwinięciu. Natomiast Poszukiwanie wewnętrzne jest o iluzjach poznania siebie i organie kundabuffer (kundabufor) – też w wyraźnym związku z naszym tematem.

    Komentarz - autor: iza — 12 listopada 2012 @ 15:20

  63. @Corran Horn

    „większość przeciętnych ludzi, nie widzi różnicy, pomiędzy własnym umysłem, a umysłem drapieżnika, ze względu na to, że te dwa “mózgi” pracuję poza świadomością tej części nas, która jest aktywna na co dzień”

    Świetnie to ująłeś, jest to całkowita prawda i jednocześnie istotna dla naszej dyskusji kwestia.
    Te dwa „mózgi” pracują po za „codzienną świadomością” ponieważ nie zostały jej one przedstawione.

    Jest sposób aby oba te „mózgi” pokazać naszej „codziennej świadomości” i opisałem go już wyżej. Jeśli ktoś zechce dowiedzieć się więcej na ten temat, to postaram się przybliżyć wszystkie wrażenia związane z tym stanem, jakich sam doświadczyłem, aby mogły one służyć jako drogowskaz do tego doświadczenia.

    „jedynym sposobem na uwolnienie się od umysłu drapieżnika, jest wpierw identyfikacja tego, co od niego pochodzi,”

    W kontekście którym piszesz, jest to generalizacja i kłamstwo, oszukał Cie umysł drapieżnika.

    „czyli najpierw trzeba poznać te mechanizmy obronne, które w nas występują, walczyć z nimi”

    Jesteś w głębokim lesie i masz zamiar katalogować każde drzewo, które w nim znajdziesz tylko po to, żeby później i tak je wszystkie ściąć. Nie szukasz ścieżki, która Cie z tego lasu po prostu wyprowadzi.

    „i kiedy z nich wyjdziemy,”

    Przy założeniu że obecne teorie naukowe się potwierdzą, został nam około rok życia (mniej lub więcej w zależności od osoby, miejsca i wydarzeń). Droga o której mówisz, zajmuje wiele lat. Masz dalej zamiar nią podąrzać?

    „to z takiej perspektywy będziemy widzieli moment, w którym impuls przybiera daną formę”

    Nie potrzebowałem wielu lat pracy, żeby zobaczyć jak impuls dopiero co się rodzi i zaczyna płynąć do mojego mózgu jeszcze zanim przybierze jakąkolwiek formę.

    „i wybrać czy ma ona przybrać taką formę czy nie.”

    Nie Ty wybierasz jaką formę on przybierze.

    @iza

    „Bo jestem ignorantem i bez wątpienia ignorantem umrę.”

    Przykład tego, jak Twój umysł drapieżnika Cie usprawiedliwił i zwolnił z dyskomfortu stawania się bardziej świadomą.

    „Ciekawe pytanie. Po namyśle dochodzę do wniosku, że w tej kwestii też jestem ignorantem. Nie wiem.”

    Po co się dłużej zastanawiać? Jeszcze się jakiemuś drapieżnikowi na odcisk nadepnie.

    „Nie wydaje mi się. Moim zdaniem to główne punkty, główny schemat.”

    Tobie nie, ale dla kogoś nie zaznajomionego ze szczegółami Twoja „pigułka” może nie przedstawiać żadnej wartości poznawczej. Przypominam, że rozmawiamy publicznie.

    „Pomyślałam, że jeśli się zgodzimy co do głównego schematu, łatwiej będzie się nam porozumieć i – być może – porozmawiać o szczegółach.”

    Czy do „porozumienia” się z Tobą trzeba najpierw przyznać Ci całkowitą rację? Choć mam mniejszą wiedzę od Ciebie w kwestiach mechanizmów, to jednak wydaję mi się że rozumiem o czym piszesz, ale to nie znaczy że się z Tobą zgadzam. A czy Ty rozumiesz o czym ja piszę?

    „Bo o szczegółach napisano… (…) …nasz własny mózg, włącznie.

    Miałem na myśli ujęcie pewnych najważniejszych szczegółów w innym kontekście. Kontekście na który jeszcze się nie otworzyłaś.

    „Przy ogromie mojej ignorancji…” – usprawiedliwienia
    „(mówię to zupełnie szczerze)…” – oczywiście, tak szczerze że drapieżnik Cie do tego przekonał

    „doszłam do wniosku, że dopóki nie nauczę się jakoś sobie radzić ze sztuczkami własnego mózgu, nie będzie miało dużego praktycznego sensu branie się za sztuczki umysłu – mojego i “obcego”.”

    Z moich obserwacji wynika, że mózg jest pasywny, a umysł aktywny. Można to porównać do maszyny (mózg) obok której stoi dwóch operatorów (umysły). Teraz wyobraź sobie siebie grzebiącą w tej maszynie podczas gdy operatorzy tą maszynę uruchamiają i wykorzystują w pracy, a Ty siedzisz nad tym silnikiem i zastanawiasz się jak on działa i dlaczego. 🙂

    „Podobno byli w historii herosi, którzy osiągnęli pełną władzę nad swoim umysłem bez żmudnej pracy u podstaw, ale to zdecydowanie nie moja kategoria wagowa.”

    A niby czemu nie Twoja?

    „Poza tym, skoro już mamy do dyspozycji narzędzia, których oni nie mieli, warto z nich korzystać.”

    ‚osiągnęli pełną władzę nad swoim umysłem bez żmudnej pracy’ -> ‚skoro już mamy do dyspozycji narzędzia, których oni nie mieli, warto z nich korzystać’

    Nadal uważasz że warto i masz zamiar dalej korzystać z tych „narzędzi”?

    „będących jeszcze jednym narzędziem umysłu drapieżnika, ale i znaleźć sposób na przeciwstawienie się mu.”

    Podsumowując: chcesz walczyć z wiatrakami (narzędziami).

    „Może ten wpis wyjaśniłby Ci, co się za tym kryje w rozwinięciu.”

    Ten wpis to prawie w całości dezinformacja. Znalazłem tam około 3 ciekawe dla mnie stwierdzenia, na całą ścianę tekstu. Największą i najbardziej rażącą dezinformacją w tym tekście, jest kompletny brak zrozumienia autora o tym, czym naprawdę jest umysł drapieżnika. Autor twierdzi, że są to programy/mechanizmy w psychice/mózgu. Jest to bardzo zwodnicze i usypiające świadomość kłamstwo.

    „Natomiast Poszukiwanie wewnętrzne jest o iluzjach poznania siebie i organie kundabuffer (kundabufor) – też w wyraźnym związku z naszym tematem.”

    Znalazłem tam kilka ciekawych rzeczy dla siebie, ale sam tekst jest napisany w taki sposób, jakby autor pisał książkę z gatunku fantastyki. Forma w jakiej to napisał, służy aktywowaniu „kundabuffer”.

    Wszystkie te programy i inne tego typu, zaczęły mi przypominać gęstą mgłę, która ma za zadanie uniemożliwić zobaczenie prawdy, która jest o wiele prostsza, niż cała ta psycho-dżungla. Jak naprawdę chcecie się babrać w tym bagnie, to nie będę wam przeszkadzał.

    A na koniec taka moja obserwacja z tego co tutaj przeczytałem. Rozmawialiśmy wcześniej o przywiązaniu jako głównym narzędziu drapieżnika.
    Jesteście przywiązani do myśli o tym iż to programy są główną przyczyną naszego stanu i ciężko wam się z nią rozstać. Nie potraficie przez to zrozumieć o czym piszę, bo wasza obecna perspektywa nawet minimalnie nie obejmuje tych spraw.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 12 listopada 2012 @ 23:16

  64. Zacząłem ostatnio przyglądać się bliżej ezoteryce. Właśnie jestem w trakcie czytania „Opowieści Belzebuba dla wnuka”. Pojawiło się w mojej głowie wiele pytań i dosłownie przed chwilą zdałem sobie sprawę jaki kundabufor ma na mnie wpływ i niewykluczone że ten wpływ pojawił się w moim poprzednim komentarzu.
    Wiele jeszcze nie wiem, ale jest we mnie ciągła potrzeba odkrycia.

    Odnośnie psychologii, to dalej skwituję ją stwierdzeniem, iż jest to bardziej dezinformacja niż jakakolwiek pomoc. Podeprę się tutaj dodatkowo tym:

    http://cassiopaea.org/forum/index.php?topic=21610.msg226759#msg226759

    Q: (L) Well, when one is dealing with psychology, what would be the best approach… what is the true aspect of the self or the being that one should inquire into in order to heal?

    A: Subconscious mind.

    Q: (V) Is the statement that psychology studies emotions, is that a fair statement?

    A: No. Subconscious is same in body or out.

    Q: (V) The subconscious is part of the soul?

    A: One and same.

    Q: (V) Is the higher self the same as the soul and the subconscious?

    A: Yes.

    Q: (V) Please define true psychology for me?

    A: Half.

    Q: (L) What do you mean by half? What is the half?

    A: Half spirituality.

    (…)

    Q: (L) And what is true psychology, a definition? Was it as I said, an investigation of the subconscious mind?

    A: Physiologically directed study of mind.

    Q: (L) The effects on the mind of the physiology, the hormones, blood sugar levels and so forth, input and output of the various organs and how that can affect the thought processes, is that correct?

    A: Close.

    Q: (L) And that is half of it. What else?

    A: Spirit is missing half.

    (…)

    Q: (L) All of those things are apples and oranges compared to the spiritual application of psychology that you intend?

    A: No. Spirit has nothing to do with psychology as you know it.

    Q: (L) But, in this theoretical psychology that you are telling us about, how would you fit the spiritual aspect into it?

    A: Totally restructure theory.

    Na chwilę obecną dręczą mnie najbardziej 2 pytania:

    Czy Gurdżijew gdziekolwiek wspomniał w swoich nauczaniach o umyśle drapieżnika? – szukam odpowiedzi
    Czy to co w sobie zobaczyłem, to aby na pewno to co myślę? – wedle powyższej sesji, wygląda na to że tak
    Mam kilka innych pytań, ale na razie jestem na etapie poszukiwań i zachowam je dla siebie. Te pytania tyczą się kilku moich hipotez odnośnie niektórych rzeczy opisanych w ezoteryce.

    Tymczasem chciałem jedynie powiedzieć, że ganiacie za własnym ogonem z tą psychologią i powyższa sesja to potwierdza. Miałem rację, bo nie wymyśliłem sobie tych obserwacji siebie pod kątem wpływu „podświadomości”, przy czym wolę ją zwać duszą, bo „podświadomość” to kolejny kretyński wymysł mądrzących się idiotów.

    Komentarz - autor: d3ck3r — 18 listopada 2012 @ 22:30

  65. @ d3ck3r

    Jedni czytają i szukają, żeby zbliżyć się do prawdy, inni po to, żeby znaleźć potwierdzenie swoich przekonań. Zapominasz o podstawowym fakcie na temat nadświetlnej komunikacji: sesje sesjami, a życie idzie swoją drogą i jest najlepszym nauczycielem, jeśli się umie patrzy i wyciągać wnioski. Interesujące jest też to, co pominąłeś z tej sesji. Na przykład ten fragment:

    December 28, 1994 Frank, Laura, V__
    A: Be careful of „influences,” you are easily influenced.
    Q: (V) Is this directed at me and my idea of spiritual psychology?
    A: Yes. And no.
    […]
    A: Influence comes not from experience but belief.
    […]
    Q: (V) My understanding is that the whole psychology thing, you know because Frank pooh poohs it all the time […]

    Teraz wystarczy to porównać z 10 rozdziałem Fali, gdzie jest opisana zakłócająca rola Franka.

    A poza tym,

    “podświadomość” to kolejny kretyński wymysł mądrzących się idiotów

    To dlaczego w takim razie podpierasz swoje opinie wypowiedziami „idiotów”?

    Może najkorzystniej dla nas wszystkich będzie, jeśli pozwolisz nam ganiać za naszym ogonem i sam będziesz ganiał za swoim? Życzę Ci powodzenia w znajdowaniu swoich odpowiedzi na dręczące Cię pytania. Jest już dość jasne, że raczej nie znajdziesz ich tutaj, a przynajmniej nie w najbliższym czasie.

    Komentarz - autor: iza — 19 listopada 2012 @ 00:31

  66. Witam. Przyznam, że nie czytałem Gurdzijewa, Castanedy poza fragmentami na Waszej stronie, oraz cytatami wplecionymi w Falii u pani Jadczyk. Mimo wszystko odważłyłem się zapytać o dwie kwestie:

    „Przy założeniu że obecne teorie naukowe się potwierdzą, został nam około rok życia (mniej lub więcej w zależności od osoby, miejsca i wydarzeń). Droga o której mówisz, zajmuje wiele lat. Masz dalej zamiar nią podąrzać?”

    czy te założenie d3ck3r dotyczy fali z kasjopean i idących z nią następstw ?

    oraz w jaki sposób jest możliwość obudzenia się skoro całym naszym życiem kieruje „obca instalacja”. Nie chodzi mi sposoby tzw. wybudzania tylko o sam fakt dlaczego drapieżca pozwala nam na to skoro wie, że to go rozprasza, usuwa z nas. Bo ja na miejscu drapieżcy mając wszystkie możliwe sposoby nie pozwoliłbym swojej ofierze dowiedzieć się o swoim istnieniu, a tym bardziej obudzić się.
    Chyba, że wystarczy sobie uświadomić ich istnienie i świadomie przeciwstawić i oni odchodzą bo to jest prawo wolnej woli, a póki tego nie zrobimy pozwalamy im na panowanie nad nami. Pozdrawiam

    Komentarz - autor: Michał — 1 stycznia 2013 @ 21:32

  67. @Michał

    Założenie d3ck3ra jest jego własnym założeniem i powstało w oparciu o jego własne rozumienie materiału, który miał okazję poznać. Skoro trafiła Ci się podobna okazja, sugeruję Ci, abyś jej nie zmarnował i przeczytał na spokojnie chociażby Fragmenty Nieznanego Nauczania i Falę, bez podjęcia tego wysiłku nie będziemy w stanie nawzajem się zrozumieć i dyskutować na te tematy.

    Nie chodzi mi sposoby tzw. wybudzania tylko o sam fakt dlaczego drapieżca pozwala nam na to skoro wie, że to go rozprasza, usuwa z nas.

    Może rzecz nie w tym, na co pozwala nam drapieżca, a w tym, na co my pozwalamy drapieżcy, w końcu to on okupuje nasz umysł i być może posiada on tyle sił, ile w nas samych jest słabości?

    Komentarz - autor: koliber — 7 stycznia 2013 @ 09:53

  68. Uważam, że personifikacja drapieżcy jest błędem. To my jesteśmy drapieżcami, tzn. nasze ciała są drapieżne. Postrzegamy ciało jako swoje własne, dlatego ulegamy mu. Kiedy dostrzeżesz, że jesteś percepcją, a nie tym co widzisz, to zaczniesz brać odpowiedzialność za to, że jesteś. Ciało też należy do percepcji – jego właściwości, umysł, ciężar, myśli, emocje. To jest tylko to, co widzisz. Ale ty tym nie jesteś. Identyfikacja z ‘ja’, z jakąś osobą przynależy do ciała, którego przeznaczeniem jest starzenie się i fizyczna śmierć. Do tego ciało nie potrzebuje twojej decyzji, jak również do zachorowania na śmiertelną chorobę. Twoim przeznaczeniem jest doświadczyć życia tego ciała świadomie, bez identyfikacji z nim, bez oceniania go, aż do jego naturalnej śmierci. Kiedy coraz bardziej będziesz zdawać sobie sprawę z tego jak ważne jest pamiętanie siebie, pamiętanie o tym, żeby nie zatracać się w obiekcie obserwacji, tylko być bezstronną obserwacją, niczym ‘oko Boga’, po prostu spojrzeniem w tą rzeczywistość jaka ona jest, to coraz bardziej będziesz się budzić. Będziesz odżywiać inny aspekt egzystencji.

    Komentarz - autor: re3snu — 11 lutego 2013 @ 21:16

  69. Wysłuchałem wszystkich wypowiedzi.
    Czyje umysły je napisały?
    Czy umysły „latawców”?
    Czy ludzi?

    Dla uproszczenia zastąpmy słowo umysł zwrotem: myśl.
    Bo przecież słuchałem /czytałem/ myśli, też emocji jakie wypłynęły od niektórych.

    Czy rzecz zatem nie polega na tym: Czyja myśl działa w człowieku? czy jego,czy latawca – w określonym momencie.

    Trochę gorzej będzie jeśli skojarzymy to z opętaniem przez demona.
    Bo jeśli to jest jak opętanie, to myśli człowieka tu prawie nie ma. Będzie wtedy tylko, gdy latawiec na chwilę opuszcza.

    Umysł kojarzymy z mózgiem.
    Ale nie wiemy skąd się tam myśli biorą.
    Niektóre może z naszego umysłu, a inne może z umysłu latawca.
    W największym uproszczeniu.
    Ale dochodzą głosy diabła i anioła.
    I nie tylko, bo nasz umysł działa jak radio mentalne.
    Łapie nawet śmieci – złe myśli, o ile nie ma kontroli, dobrego nastrojenia. Te jednak zależy nawet od otoczenia! Tak!. Otoczenie stroi nasze umysły. Poprzez „rezonansowe” wpływy.
    I człowiek wszystko co się w głowie zjawia bierze – nieszczęśnik – za własne myśli.

    Ale jest też WIEDZA jako gotowy produkt w świecie.
    I ta może zjawiać się w ciszy. Zatem wtedy, gdy nie ma zakłóceń myśli spoza tej wiedzy.
    Wiedza zjawia se jednak nie jako myśl, lecz jako zrozumienie.
    Dopiero umysł zamienić ją musi na myśli – jakby przetłumaczyć na język mentalny.
    Sama wiedza tego nie potrzebuje, bo i bez tego działa skutecznie.

    Przy okazji zapraszam na
    http://www.boga.fora.pl/rozwoj-duchowy,24/umysl-i-tajemnice-sprawa-demona-i-wyzwolenia,414.html#2002

    Komentarz - autor: Jerzy Karma — 22 kwietnia 2013 @ 20:21


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com.