PRACowniA

1 czerwca 2009

Łączenie punktów: Pandemia w tle a Rząd Światowy rozpoczyna natarcie

SOTT Editors
SOTT.net
30 kwiecień 2009  17:44 UTC

[wersja oryginalna]

Zaryglujcie drzwi i nałóżcie tandetne maski!

©Notimex / Żołnierze na ulicy a wokół istna panika. Czy zdążyliście się już przyzwyczaić?

©Notimex / Żołnierze na ulicy a wokół istna panika. Czy zdążyliście się już przyzwyczaić?

W momencie, kiedy redaktorzy Sott.net kończyli pracę nad kwietniowym odcinkiem “Łączenia punktów” (miesiąc jak każdy inny na naszej niebieskiej planetce), w ciągu pięciu ostatnich dni świat stanął nad krawędzią (no właśnie, niezupełnie wiemy czego) w wyniku zjawiska kryjącego się pod nazwą „świńskiej grypy”. A przynajmniej takie wrażenie odbieramy czytając najnowsze nagłówki gazet. Ale jak wiedzą czytelnicy Sott.net, za tą masową histerią tradycyjnie kryje się o wiele więcej, niż by się wydawało.

Przyjrzyjcie się wydarzeniom minionego miesiąca, a zobaczycie wystarczająco dużo wskazówek, by poznać naturę tego, co można śmiało nazwać Rządem Światowym. Zwróćcie szczególną uwagę na USA, Zjednoczone Królestwo i inne kraje, dzięki czemu będziecie w stanie odróżnić, które konflikty społeczne i polityczne są sfabrykowane. Zacznijmy jednak w duchu tradycyjnego dziennikarstwa, tematem z pierwszych stron gazet…

Sensacja! Koniecznie przeczytaj! “Wielki zmutowany wirus pustoszy małą bezbronną planetę”

Jak dotąd historia przedstawia się tak: sezonowa epidemia grypy jakoby miała zadebiutować w Meksyku, po czym rozprzestrzenia się na cały świat.

Sądząc po obranych działaniach, meksykański rząd wydaje się być nadzwyczaj zaalarmowany, nakazując zamknięcie wszelkich szkół w Mexico City – od przedszkoli po uniwersytety – zwracając się do mieszkańców, by unikali zatłoczonych miejsc, odwołali udział w publicznych wydarzeniach, zamknęli restauracje, a także by zarzucili nieobowiązkową pracę na kilka dni. To są poważne środki w 20-milionowym mieście, z którymi wiążą się wiadome ekonomiczne konsekwencje.

Jest kilka interesujących wątków, z którymi powinien zapoznać się każdy laik:

Dlaczego wirus zabił tylko Meksykanów*, podczas gdy inne społeczności także padły jego ofiarą? Czy powodem tego jest niedostateczna opieka medyczna, czy może jesteśmy świadkami działania broni etnicznej?

[Drobne uaktualnienie: wg oficjalnego oświadczenia Sekretarz Zdrowia i Opieki Społecznej Katheleen Sebelius, w Stanach Zjednoczonych na wirus A.H1N1 (prawdopodobnie) zmarły jak dotąd dwie osoby (dane z 6 maja). Artykuł jest tutaj. Dane z 24 maja mówią o 86 zgonach, wszystkie w Ameryce Północnej i Środkowej, z czego 75 w Meksyku (link).]

Pomimo iż meksykański rząd stwierdził około 200 zgonów (albo mniej niż 20, ponieważ najwyraźniej często zmienia zdanie), owa liczba powinna być rozpatrywana w odpowiednim kontekście. Jak podaje The Centers for Disease Control and Prevention każdego roku w samych tylko Stanach na „zwykłą grypę” umiera 35 000 osób, co – jak się okazuje – jest zaledwie zgrubnym oszacowaniem,  niezbyt mocno podpartym naukowo  według ich własnych standardów, które wymagają każdorazowego potwierdzenia przyczyny zgonu testami laboratoryjnymi. Powodem, dla którego w Meksyku statystyki tak często skaczą w górę i w dół jest stosowanie dwojakich standardów: podejrzanych przypadków jest dziesięciokrotnie więcej niż dowiedzionych.

Ten nowy wirus – którego obecność podejrzewa się u dziesiątek zarażonych osób w Kalifornii, Teksasie, Nowym Jorku oraz innych krajach w Europie i Azji – zawiera szczepy pochodzące z różnych odmian grypy:

“Po raz pierwszy obserwujemy połączenie ptasiej grypy, dwóch szczepów świńskiej grypy oraz grypy ludzkiej” – powiedział [Dave Daigle, rzecznik Centers for Disease Control and Prevention], dodając przy tym, że wirus zawiera szczepy od świń europejskiej i azjatyckiej, ale nie północnoamerykańskiej.

A zatem mamy do czynienia ze zmutowanym wirusem-Frankensteinem na skalę światową. Gdyby w głowie nam były same konspiracyjne myśli, nie moglibyśmy oprzeć się podejrzeniom o stworzenie wirusa w laboratorium.

© S Spencer Jones / Oto schemat „przypadkowego” pojawienia się grypy-Frankenstein.

© S Spencer Jones / Oto schemat „przypadkowego” pojawienia się grypy-Frankenstein.

Jednak co interesujące, oto w zeszłym miesiącu Sanofi-aventis, największy światowy producent szczepionek, ogłosił podpisanie umowy z władzami Meksyku odnośnie budowy kompleksu wartego 100 milionów euro, w którym będą wytwarzane szczepionki.

Zbieg okoliczności? Bądź co bądź, w odniesieniu do całej ludności świata, popyt na szczepionki jest bardzo niski. Jednakże wraz z ogólnoświatową pandemią i strachem jaki wywoła, miliony ludzi niezwłocznie poddadzą się szczepieniom.

Co więcej, wirus okazał się śmiertelny u najsilniejszych przedstawicieli społeczeństwa – ludzi pomiędzy 25. a 45. rokiem życia. Identyczny scenariusz miało tragiczne wydarzenie znane jako „grypa hiszpanka” (więcej szczegółów poniżej), która pod koniec I wojny światowej uśmierciła ponad 20 milionów ludzi na całym świecie. Nie powinno zatem dziwić ostrzeżenie szefa WHO przed “potencjalną pandemią”. Ale czy w takim razie wie on coś, o czym my nie wiemy? Bez wątpienia!

W Stanach zaistniała sytuacja spotkała się ze spokojnym i racjonalnym odzewem ze strony polityków, gdzie pewien kongresman  zaapelował o natychmiastowe i całkowite zamknięcie meksykańskiej granicy do czasu aż  wirus H1N1 zostanie opanowany.

Kilka następnych godnych uwagi koincydencji:

– W Szkocji miały odbyć się ćwiczenia dotyczące przeciwdziałania wybuchowi pandemii grypy, jednak zostały odwołane w związku z… wybuchem pandemii grypy.

– Amerykańscy śledczy wojskowi sprawdzają możliwość, że z laboratoriów w Fort Detrick zaginęły próbki chorobowe . Okazało się, że zagubione fiolki zawierają wenezuelskie końskie zapalenie mózgu, a nie grypę. A przynajmniej taka jest oficjalna wersja. Wiemy jednak z doświadczenia, że wyraźnie istnieje takie zjawisko, jak “tuszujące historie”. Weźcie pod uwagę fakt, że poprzednia epidemia grypy miała swój początek w amerykańskiej bazie wojskowej Fort Dix w New Jersey oraz to, że już dwa lata temu naukowcom udało się stworzyć hybrydy ptasiej oraz świńskiej grypy.

– Felipe Solis, wybitny archeolog, który oprowadzał pana Obamę – będącego z wizytą w Meksyku w połowie zeszłego miesiąca – po stołecznym muzeum antropologii, zmarł następnego dnia w wyniku “objawów podobnych do grypy”. Spotkał się on z Obamą16 kwietnia podczas uroczystej kolacji w muzeum, poprzedzającej wyjazd amerykańskiego prezydenta do Trynidadu i Tobago, gdzie miał odbyć się szczyt państw obu Ameryk. Tamtejszy minister zdrowia potwierdził, że pan Solis zmarł na zapalenie płuc – jednak nie stwierdzono u niego zarażenia świńską grypą. Nie dość, że stanowi to iście dziwaczny zbieg okoliczności, jak wyjaśnić sytuację, kiedy ktoś jednego wieczora uczestniczy w kolacji z prezydentem, a drugiego dnia umiera na zapalenie płuc?

– I ostatnia wiadomość, choć nie ustępująca wagą powyższym. Kiedy Mexico City ogarnięte jest falą paniki, pojawił się bardziej powszechny czynnik strachu: trzęsienie ziemi.  Może nie na tyle silne, by zabić kogokolwiek, ale jednak! Dodajmy do tego, że w miesiącu poprzedzającym wybuch epidemii sfilmowano najdziwniejsze UFO, jakie dotąd widzieliśmy.

Skoro mamy już z głowy zbiegi przypadków, zajmijmy się rozbieżnościami. A jest z czego wybierać! Na przykład:

Pierwsze doniesienie o tym rodzaju grypy pojawiło się 21 kwietnia nie w Meksyku, ale w Kalifornii, kiedy zachorowało dwoje dzieci.

Meksykański ambasador w Chinach stanowczo zaprzeczył w tym tygodniu, jakoby jego kraj był „strefą zero” dla wirusa:

Meksykański ambasador w Pekinie, Jorge Guajardo otwarcie dał w tym tygodniu do zrozumienia, że choroba nie wywodzi się z Meksyku. We wtorkowej rozmowie telefonicznej powiedział, że wirus przyniosła do jego kraju zainfekowana osoba pochodząca z bliżej nie określonego miejsca w „Eurazji”, tj. Europy oraz Azji.

Ambasador Guajardo oznajmił w rozmowie telefonicznej, iż jego rząd otrzymał informację od ekspertów amerykańskich i kanadyjskich o tym, że sekwencja genetyczna wirusa wskazuje na pochodzenie euroazjatyckie.

To nie stało się w Meksyku”, stwierdził, dodając: „Ktoś przyniósł wirusa do tego kraju”.

Rozbieżności dotyczące liczby ofiar śmiertelnych czy osób zarażonych domniemanym wirusem również przyczyniają się do wzrostu ogólnej paniki i zamieszania. Podczas gdy większość mainstreamowych mediów podaje ponad 200 zgonów i tysiące przypadków możliwych zarażeń w dziesiątkach krajów, Światowa Organizacja Zdrowia nie kryje, że takie statystyki są dosyć oszałamiające:

WHO: tylko 7 potwierdzonych zgonów spowodowanych świńską grypą

Jeden z członków Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) zaprzeczył podejrzeniom, jakoby ponad 150 osób zmarło na świńską grypę, stwierdzając jednocześnie, że oficjalnie odnotowano jedynie siedem zgonów na świecie.

Doniesienia mówiły o możliwych 152 zgonach spowodowanych wirusem, przy czym władze Meksyku potwierdziły 20 z nich.

Liczba osób pod obserwacją w samym tylko Meksyku miała sięgnąć 1 614.

Jednak Vivienne Allan z programu ochrony pacjenta podlegającego WHO powiedziała, że organizacja potwierdziła jedynie siedem zgonów na całym świecie – wszystkie wystąpiły w Meksyku – oraz 79 przypadków zarażenia wirusem.

“Źle się stało, że liczba (ponad 150 zgonów) pojawiła się jako potwierdzona informacja, jednak WHO nie ma z tym nic wspólnego”, powiedziała pani Allan radiu ABC w środowy poranek.

Ta liczba nie wyszła od Światowej Organizacji Zdrowia i, powtórzę, potwierdzono siedem zgonów, wszystkie w Meksyku”.

Pani Allan powiedziała, że WHO potwierdziła 40 przypadków zarażenia świńską grypą w obu Amerykach, 26 w Meksyku, sześć w Kanadzie, dwa w Hiszpanii, dwa w Zjednoczonym Królestwie oraz trzy w Nowej Zelandii.

© Romeo Ranoco / Reuters / Monitorowanie turystów za pomocą urządzeń termograficznych na międzynarodowym lotnisku w Manili, 27 marca 2009

© Romeo Ranoco / Reuters / Monitorowanie turystów za pomocą urządzeń termograficznych na międzynarodowym lotnisku w Manili, 27 marca 2009

W związku z tym należy zapytać, kto jest odpowiedzialny za tak wyolbrzymione stwierdzenia, pojawiające się w mass mediach. Czyżby stały za tym same media?

Problem też z samym określeniem “świńskia grypa”, które tak ochoczo podchwyciły media. Sęk w tym, że wspomniana odmiana grypy wygląda na połączenie grypy występującej u ludzi z ptasią oraz świńską,  i nie ogranicza się tylko do świńskiej odmiany, tak w Meksyku jak i gdziekolwiek indziej!

W samym środku tej histerycznej wrzawy, w Szwajcarii doszło do nadzwyczaj dziwnego incydentu:

Wybuch pojemnika ze świńską grypą w pociągu

Spiegel Online
04/28/2009

Przypomina to scenariusz z filmu katastroficznego: pojemnik wypełniony wirusem świńskiej grypy eksploduje w zatłoczonym pociągu. A jednak dokładnie o takim incydencie zaalarmowane zostaływ poniedziałkowy wieczór szwajcarskie władze. W środku panujących na świecie obaw związanych z pandemią świńskiej grypy, pojemnik z wirusem świńskiej grypy wybuchł w pociągu z ponad 60 pasażerami.

Na szczęście nie był to zmutowany wirus, który zabił około 150 osób w Meksyku. Policja szybko zapewniła pasażerów, że nie ma jakiegokolwiek zagrożenia infekcją.

Policja podaje, że technik ze Szwajcarskiego Narodowego Centrum Grypy w Genewie podróżował do Zurychu, by dostarczyć osiem ampułek, w tym pięć zawierających wirus H1N1. Próbki miały być użyte do zbadania infekcji świńską grypą.

Pojemniki były hermetycznie zamknięte i schłodzone suchym lodem. Jednak wygląda na to, że nie były odpowiednio wypełnione suchym lodem, który roztopił się w trakcie podróży. Gaz wydostający się z pojemników wytworzył zbyt duże ciśnienie, doprowadzając do wybuchu ampułek, w czasie gdy pociąg dotarł na stację.

Z jednej strony, te wydarzenie można tłumaczyć jako zwykły wypadek. Jednak dla kogoś odczytującego Znaki, owa eksplozja może być odebrana jako wskazówka, sygnał nadany przez wszechświat, który wskazuje na prawdziwe pochodzenie “meksykańskiego” wirusa.

Następnie, pośród tego całego zgiełku, pojawił się głos sprzeciwu (jednak było go słychać tylko w nielicznych wiadomościach):

Indonezyjska minister twierdzi, że świńska grypa może być stworzona przez człowieka

Agence France-Presse
04/28/2009

Dżakarta – Indonezyjska Minister Zdrowia Siti Fadilah Supari (z zawodu kardiolog) powiedziała we wtorek, że śmiertelny wirus świńskiej grypy może być wytworem człowieka, jednocześnie nawołując do zachowania spokoju w związku z jego rozprzestrzenianiem się na cały świat.

Kontrowersyjna minister nie podała bliższych szczegółów, jednak w przeszłości przyznała, że zachodnie rządy mogą wytwarzać i rozsiewać wirusy w krajach rozwijających się celem zwiększenia zysków koncernów farmaceutycznych.

“Nie mam pewności co do tego, czy wirus powstał w wyniku manipulacji genetycznej, ale jest to jakaś możliwość”, powiedziała dziennikarzom na konferencji prasowej, zwołanej w celu zapewnienia społeczeństwa o podjęciu przez rząd działań wobec zagrożenia grypą. […]

Pani minister począwszy od 2006 roku odmawia przekazania, poza niewielką liczbą, próbek wirusa indonezyjskiej ptasiej grypy badaczom z WHO, mówiąc, że organizacja wykorzystywana jest przez bogate kraje, wytwarzające dochodowe szczepionki, które biedne kraje muszą kupować.

Najważniejszą rzeczą, o której należy pamiętać jest to, że w przypadku, gdy zabójcza odmiana grypy atakuje populację ludzi, WIELCE nieprawdopodobnym jest, by było to „dzieło boże” (oczywiście zależy, jakiego boga mamy na myśli!). Rządowi naukowcy (w szczególności ci pracujący na usługach zachodnich rządów) od dziesięcioleci majstrują przy wirusach, ożywiając wymarłe zabójcze szczepy i mutując je w jeszcze okropniejsze postacie. Więcej szczegółów w Sott Flu Threat Supplement. Co się jednak tyczy „świńskiej grypy”, w roku 2005 doniesiono, że próbki pobrane od południowokoreańskich świń zawierały geny wirusa ludzkiej grypy, stworzonego laboratoryjnie w 1933 roku, do czego odniósł się pewien amerykański naukowiec zajmujący się grypą, stwierdzając, że taka sekwencja  stawia ludzkość w niebezpiecznej sytuacji.

Pod koniec października Sang Heui Seo z państwowego uniwersytetu Chungnam w Daejon (Korea Południowa) umieścił w GenBanku sześć genetycznych sekwencji pobranych od świń. Niman zbadał je pod koniec listopada i zauważył, że zawierają od trzech do siedmiu genów wirusa WSN33, który powstał w 1933 roku w londyńskim laboratorium, prowadzącym badania nad grypą z 1918 roku. Laboratorium w Londynie odkryło, że wirus atakuje myszy, co jednocześnie wskazywało na podobny efekt w odniesieniu do ludzi, mówi Niman. Oświadczył on, że geny ludzkiego wirusa WSN33 obecne były w próbkach nadesłanych do WHO przez Seo na początku grudnia.[…]

Henry Niman, założyciel Recombinomics oraz naukowiec, który przez dwa lata śledził rozwój ptasiej grypy i zmianę jej genetycznego składu, mówi, że prace badawcze idą zbyt wolno. Jeżeli świnie w Korei są nosicielami ludzkiej grypy stworzonej w laboratorium, tamtejsze władze powinny natychmiast podjąć niezbędne środki, by nie dopuścić do rozszerzenia się wirusa.

„Jeżeli świnie – a może też i ptaki – z koreańskich gospodarstw naprawdę posiadają sekwencje z WSN33” – oznajmił Niman – „mamy bardzo poważny problem”.

Niman stwierdza, że zaistniałą sytuację można wyjaśnić w dwojaki sposób: albo sztucznie stworzony wirus wydostał się z laboratorium, albo geny wirusa rekombinują się – przekształcają się w sposób, który wielu naukowców uważa za niemożliwy.

Tak więc w 2005 roku mieliśmy doniesienia o południowokoreańskich świniach przenoszących odmianę grypy, którą amerykańskie wojsko odtworzyło w 1918 roku (zobacz Sott Flu Threat Supplement po więcej szczegółów). Pomimo swojej nazwy, grypa hiszpanka nie pochodziła z Hiszpanii, podobnie jak „grypa meksykanka” nie wywodzi się z Meksyku. Możliwe, że obie mają swój początek w Stanach Zjednoczonych. W przypadku “hiszpanki” były to amerykańskie bazy z całego terenu USA.

Jest to co najmniej warte uwagi, czyż nie? Z pewnością trzeba będzie się temu przyjrzeć, bowiem WHO sprawdza, ile razy może użyć słowa „nieunikniony”, by spowodować wzrost paniki:

WHO: Najwyższy, szósty stopień zagrożenia może być nieunikniony:

Światowa Organizacja Zdrowia podniosła w środę po południu alarm w związku z szybko rozprzestrzeniającym się wirusem świńskiej grypy, stwierdzając, że „pandemia jest nieunikniona”. Przewodnicząca organizacji, dr Margaret Chan oznajmiła, iż „piąty stopień” z sześciu możliwych oznacza, że w co najmniej dwóch krajach wirus przenoszony jest przez ludzi, dodając przy tym, że wprowadzenie szóstego stopnia prawdopodobnie jest nieuniknione.

Skoro jesteśmy już przy konspiracjach, doszło do jeszcze jednego zajścia w środku panującej “świńskiej grypy”, które przykuło naszą uwagę. Pytanie, CO robił przed kilkoma dniami przelatujący nisko nad nowojorską „ground Zero” Boeing 747, który wywołał popłoch na ulicach Nowego Jorku? Oficjalne wyjaśnienie mówiące o sesji zdjęciowej po prostu się nie sprawdza, a fakt, że Obama o incydencie nie wiedział, wpadając z tego powodu „w szał” jedynie dodaje temu tajemniczości. Winę wzięło na siebie Ministerstwo Obrony, jednak niech Czytelnicy wybaczą nasz uśmieszek drwiący z powyższych zapewnień. Oczywistym efektem psychologicznym tego makabrycznego manewru było przypomnienie o wydarzeniach z 11 września. Jednak do kogo było to skierowane? Po pierwsze do mieszkańców Nowego Jorku, ale też być może do administracji Obamy, by ta „trzymała się planu” a także pamiętała, kto rządzi w USA (nie wspominając, kto był odpowiedzialny za 11 września). A jakiż to plan ma być rozegrany? No cóż, Obama będzie musiał przeczytać o nim w gazecie, podobnie jak reszta maluczkich.

Totalitarna kleptokracja

„Dajcie mi władzę nad finansami państwa, a nie będę dbał o to, kto tworzy prawo.” – Mayer Amschel Bauer Rothschild, 1791

Istotę świata polityki i ekonomii od razu łatwiej pojąć, kiedy pozbędziemy się tradycyjnych etykiet, czczych frazesów, nazw oraz “izmów”, które najczęściej służą zamieszaniu i tworzą fałszywe debaty prowadzące nie do tych wniosków, co trzeba. Na początek, nie powinniśmy zamartwiać się terminami kapitalizm i komunizm, państwa i korporacje, struktury jedno- i wielonarodowe, czy też własność publiczna i własność prywatna. Bowiem czy to ważne, jak nazwiemy dany ustrój państwowy – „socjalistycznym” czy „demokratycznym” – jeżeli w praktyce sprowadza się on do elity egoistycznie trzymającej władzę polityczną i gospodarczą, której zakres praw jest niewspółmierny do praw reszty społeczeństwa? Czy ma znaczenie, która partia, Republikanie czy Demokraci, urzęduje w Białym Domu skoro, pomimo różnej retoryki, rezultat większości ich działań jest zasadniczo ten sam? Ostatecznie, kluczowym elementem determinującym obecność prawa, wolności i równości, którymi cieszy się społeczeństwo, jest poziom człowieczeństwa i wartość moralna tych, którzy sprawują prawdziwą władzę. Dopiero gdy uświadomimy to sobie, możemy przejść do wyjaśnień, jak to się dzieje, oraz jak istotne są owe “izmy”.

Czynnik ludzki również uzasadnia nasze obawy przed “jednym rządem światowym” czy też “Nowym Porządkiem Świata”. Owa elita, która na przestrzeni wieków dążyła do zdobycia globalnej władzy, daleka jest od idei służby ludziom, idei, która powinna przyświecać jej działaniom. Lecz dzieje się wprost przeciwnie, dowody wskazują, że elita kieruje się własnym dobrem, mając za nic dobro innych, co oznacza, że my wszyscy płacimy za to cenę w ten czy inny sposób. Oto dlaczego wyszukiwanie oznak globalnej władzy oraz ich rozumienie stanowi dla nas istotny cel. (W idealnym świecie prawdopodobnie przywitalibyśmy globalny system polityczny i gospodarczy z otwartymi ramionami, gdyby został on stworzony w oparciu o prawdziwie ludzkie wartości, a kierowany przez w pełni uczciwych ludzi. Jednak to tylko marzenia).

Mimo że mainstreamowe media oraz polityczni komentatorzy wyśmiewają pomysł jednego rządu światowego jako czystą konspirację, w istocie już od wielu dziesięcioleci – przynajmniej od końca II wojny światowej, a spekuluje się, że jeszcze wcześniej – istnieje tendencja, by stworzyć organ ponadnarodowej władzy. Władza ta wprowadza swoje logistyczne i technologiczne narzędzia, aby nadzorować i kontrolować społeczeństwo, zwłaszcza w zakresie ekonomicznym. (Możemy nigdy nie usłyszeć o jawnym utworzeniu Rządu planety Ziemia za naszego życia, ale, powtórzmy, czy jest to istotne, skoro rezultat będzie ten sam, to znaczy mała grupa elity posiądzie niewyobrażalną władzę nad pogardzanymi masami?)

Tę właśnie kwestię porusza w swoim niedawnym artykule Joan Veon. Przypomina o tym, jak w Raporcie ONZ o Rozwoju z 1994 roku znalazła się specjalna publikacja zatytułowana „Zarządzanie globalne w XXI wieku”, autorstwa zdobywcy Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 1969 roku, Jana Tinbergena, który w tymże raporcie nawoływał do stworzenia rządu światowego poprzez umocnienie ONZ, ale głównie poprzez instytucje Światowego Ministerstwa Skarbu oraz Światowego Banku Centralnego, które byłyby odpowiedzialne za kreację „światowej polityki finansowej”.

© AP

© AP

Komisja z Bretton Woods również w 1994 roku potwierdziła założenia raportu, dodając, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy “powinien odgrywać kluczową rolę w koordynowaniu makroekonomicznych strategii oraz w rozwoju i wdrażaniu reform monetarnych”. Zatem to MFW przypadnie rola Światowego Banku Centralnego, a przynajmniej utorowania jemu drogi. Taki świeżo powstały bank centralny będzie mógł także wypuścić nową jednostkę rozrachunkową, tzw. SDR (Special Drawing Rights, Specjalne Prawa Ciągnienia), będzie także sprawował funkcję “globalnego zarządzania makroekonomicznego”. Kwestię SDR rekomendowało tak ONZ, jak i Bretton Woods w swoich raportach.

W świetle tego ostatniego wątku, kwietniowe wydarzenia nabierają sensu!

Jak wiecie, przywódcy G20 zebrali się na spotkaniu w Londynie. Końcowy komunikat trafnie podsumowano i sparafrazowano:

“My, przywódcy Grupy Dwudziestu, wykorzystamy każdego centa, którego nie posiadamy, aby uratować korporacyjny kapitalizm przed jego sprzecznościami oraz przywrócić gospodarce kurs nierównomiernego wzrostu. Zdołaliśmy już wydać biliony dolarów waszych pieniędzy na ratowanie banków, dzięki czemu na powrót zaczną okradać biednych i niszczyć żyjący system Ziemi. A teraz wydamy kolejne 1,1 biliona dolarów.

Jako przykładną karę za długotrwałe krzewienie kryzysu, damy MFW oraz Bankowi Światowemu jeszcze więcej waszych pieniędzy. Te działania ustanawiają największą w naszych czasach stymulację środków mającą na celu wsparcie globalnych przepływów finansowych.

Och, bylibyśmy zapomnieli. Musimy zrobić coś ze środowiskiem. Jak dotąd nie mamy żadnych konkretnych planów, ale wymyślimy coś w swoim czasie”.

Poza bolesnym faktem kolejnej obserwacji kradzieży, kiedy to tak niewielu okrada tak wielu, szczyt G20 był interesujący z tego powodu, że dał jasny wyraz następnego kroku w stronę efektywnego stworzenia Rządu Światowego. Ściślej mówiąc, weźcie pod uwagę, jak wielce MFW obawiał się konsekwencji kryzysu gospodarczego. Istnieją dowody na szykowanie MFW do znacznie poważniejszej roli, widniejące w dokumentach, wywiadach oraz raportach grup analityków (tzw. think-tank), a właściwe zmiany zostały szeroko nakreślone podczas spotkania G20.

Jako ukłon w stronę nowego ekonomicznego porządku światowego, MFW otrzyma nowe uprawnienia w stosunku do takich państw jak Chiny, Indie i Brazylia. Pozyska ogromną władzę działając jako globalny bankier bogatych, a także ubogich rządów. A dzięki większej elastyczności umożliwiającej drukowanie własnych pieniędzy, nabędzie możliwość kreowania płynności rynków globalnych w sposób, który zastrzeżony był dla głównych banków centralnych, w tym amerykańskiego Fedu.

Andrew G. Marshall wyjaśnia:

W następstwie tegorocznego szczytu G20 przedłożono plany stworzenia nowej światowej waluty, mającej zastąpić dolara amerykańskiego w roli światowej waluty rezerwowej. Punkt 19. komunikatu wydanego na zakończeniu szczytu orzeka: „Zgodziliśmy się co do poparcia planu przeznaczenia z jednostki SDR 250 miliardów dolarów (170 miliardów funtów) i wdrożenia tej sumy do światowej gospodarki celem zwiększenia globalnej płynności.” Special Drawing Rights (Specjalne Prawa Ciągnienia), w skrócie SDR, to „sztuczna papierowa waluta emitowana przez MFW”. Jak podaje The Telegraph, „liderzy G20 ożywili zdolność MFW do kreowania pieniądza i rozpoczęli globalny proces «quantitative easingu». Tym samym, stwarzają de facto walutę światową, będącą poza kontrolą jakiegokolwiek suwerennego ciała. Maniacy teorii spiskowych będą tym zachwyceni”.

No i proszę – SDR, którą w 1994 roku rekomendował i stale emituje MFW, stanie się de facto światową walutą! Ale dlaczego taka waluta jest ważna, spytacie. Jednym słowem, jest to kolejny krok w stronę Rządu Światowego, który w ogromnym stopniu ułatwi zarządzanie i kontrolę nad światową gospodarką, od której wszyscy jesteśmy zależni. Kiedy państwo zaciąga pożyczkę w swojej walucie, formalnie nie może zbankrutować z tej z racji, że jest w stanie dodrukować więcej pieniędzy, którymi tę pożyczkę spłaci;  jest to tak zwana „deflacja z długu”. Jednak jeśli państwo pożycza w walucie, której nie może drukować, nie będzie w stanie wyjść z długu, przez co pozostanie w niekończącej się niewoli pożyczkodawców.

Wydarzenia w Azji w czasie kryzysu z 1997 roku, w Europie Wschodniej trwające od 2007 roku do dziś, oraz niedawne wydarzenia na Islandii stanowią przykład niemal zupełnej utraty suwerenności spowodowanej zewnętrzną manipulacją długami w obcej walucie. Kiedy państwowa gospodarka leży w gruzach, waluta tego państwa traci na wartości (albo nawet staje się bezwartościowa), a jednocześnie dług w obcej walucie nabiera gigantycznych rozmiarów. Aby móc spłacić dług taki rząd jest zmuszony do podjęcia środków podyktowanych przez pożyczkodawców.

© Unknown

© Unknown

Razem z technologią e-pieniędzy, światowa waluta z łatwością może posłużyć za narzędzie narzucenia dyscypliny masom a także pozbycia się dysydentów bez potrzeby użycia otwartej siły. Nie żeby nie mogli używać przemocy w pierwszej kolejności, ma się rozumieć! Jednak gdy przyjdzie nam walczyć z Rządem Światowym albo jego organami, będziemy mogli odnieść wrażenie udziału w ustawionej grze, której za nic nie można wygrać z wszechpotężnym kasynem, które będzie udostępniało nam żetony tak długo, jak długo będziemy grzecznie grać zgodnie z jego niesprawiedliwymi zasadami.

Okazja do ustanowienia czegoś w rodzaju globalnej waluty może się niedługo nadarzyć, jeśli sprawdzą się przewidywania zawarte w Global Anticipation Bulletin mówiące, że „Chiny nieustannie dążą do pozbycia się, tak szybko jak to możliwe, ogromnej liczby toksycznych aktywów, jakimi stały się amerykańskie papiery wartościowe oraz dolary”, co doprowadzi do załamania międzynarodowego systemu monetarnego, zmuszając tym samym do podjęcia dramatycznych środków zapobiegawczych.

Co do roli Światowego Banku Centralnego, istnieje kolejna możliwość. Ellen Brown zauważa, że podczas spotkania szefów banków centralnych, które odbyło się we wrześniu w Waszyngtonie, dyskutowano o tym, jakie ciało mogłoby sprawować taką funkcję, a były prezes Bank of England zaproponował do tej roli Bank Rozrachunków Międzynarodowych (Bank of International Settlements, BIS). Jak podali Simon Davies i Donald Hunt w październiku 2008 roku:

Pierwszy poziom sprawowania władzy na światowej scenie, dostępny oczom społeczeństwa, jawi się w postaci takich organizacji jak Grupa Bilderberg, Komisja Trójstronna, Rada Stosunków Zagranicznych, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF), Bank Światowy oraz Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS).

Mimo że powyższe organizacje mają charakter publiczny, znaczna część ich działań pozostaje owiana tajemnicą lub jest niejasna. Ale nawet publiczna strona jednej z nich, Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), daje dobre wyobrażenie o jej zasięgu i wpływie.

BIS, z siedzibą główną w Bazylei (Szwajcaria), jest jedną z najstarszych organizacji finansowych na świecie. Usprawnia międzynarodową współpracę finansową oraz pełni rolę banku dla banków centralnych. „Członkami” BIS są banki centralne albo inne organa nadzorujące politykę pieniężną z 55 krajów (zob. listę tutaj) w tym Fed, Europejski Bank Centralny, Bank Angielski, Bank Francji oraz Bank Japonii. BIS utrzymuje regularne (przynajmniej raz na dwa miesiące) spotkania szefów i dyrektorów wszystkich członkowskich banków centralnych. Zgodnie z ich własnymi słowami,

… owe spotkania dostarczają uczestnikom okazji  do dyskusji na temat światowej gospodarki i rynków finansowych, […] Głównym rezultatem spotkań jest lepsze rozumienie uczestników w kwestiach rozwoju, wyzwań i polityki dotykających poszczególne kraje oraz rynki. Jednocześnie, atmosfera otwartości, szczerości jak też swobody wśród uczestników jest rzeczą podstawową.

Inne spotkania dyrektorów banków centralnych skupiają się na przebiegu polityki pieniężnej, nadzorowaniu międzynarodowych rynków finansowych oraz kwestiach zarządzania bankami centralnymi.

Za główny cel BIS stawia sobie utrzymanie walutowej i finansowej stabilności. Aby go zrealizować, BIS dysponuje poszczególnymi komisjami odpowiedzialnymi m.in. za nadzór banków (np. poprzez regulację), globalne systemy finansowe, rynki finansowe oraz stabilność finansową.

Nie czas teraz wchodzić w szczegóły odnośnie tego, jak działają owe rozmaite komisje, czy też w sprawy techniczne globalnego systemu finansowego, który stworzyły i zarazem nadzorują, a także na jakiej zasadzie współdziałają. Niech nazwy komisji dadzą wystarczające wyobrażenie na temat tego, jak wielki zakres bankowości i rynków finansowych znajduje się pod ich kontrolą.

Należy podkreślić, że owe komisje nie są pogaduszkami przy pracy; tworzą one reguły rządzące światowym systemem banków, reguły, które w wielu przypadkach stanowią o prawie.

Jeżeli w jakimś stopniu wątpicie w zakres władzy BIS-u, weźcie pod uwagę, że niezaprzeczalnie stanowi jedną z najpotężniejszych organizacji na świecie, o której, aż do teraz, mogliście w ogóle nie słyszeć. W całym tym podekscytowaniu  „kryzysem” moglibyście nawet pomyśleć, że ktoś musiał gdzieś o nim napomknąć.

BIS towarzyszą kontrowersje już od początku jego działalności, kiedy to zarządzał kwotami z reparacji wojennych narzuconych Niemcom po I wojnie światowej. Jest on uważany za jednego z głównych inicjatorów finansowania Hitlera przez amerykańskie i brytyjskie banki, a także budowania niemieckiej machiny wojennej, dzięki której rozpoczęto II wojnę światową. Nawet w trakcie wojny amerykański reprezentant regularnie spotykał się ze swoimi nazistowskimi odpowiednikami na zebraniach BIS, a praktyka ta ustała dopiero wtedy, gdy wieść o niej dotarła do pewnych członków Kongresu. Dr Carroll Quigley, profesor historii na uniwersytecie w Georgetown i swego czasu mentor Billa Clintona, przez pewien czas obracał się w środowisku międzynarodowych bankierów – z którymi zgadzał się co do ich celów. Napisał on:

“Siły finansowego kapitalizmu mają jeszcze jeden dalekosiężny cel, którym jest nic innego jak stworzenie światowego systemu finansowej kontroli, będącego w rękach prywatnych, który zdominuje system polityczny każdego kraju oraz gospodarkę światową. Taki system byłby kontrolowany na wzór ustroju feudalnego w wyniku współdziałania ze sobą banków centralnych świata, a także poprzez tajne umowy zawierane podczas prywatnych spotkań i konferencji o stałym charakterze. U szczytu systemu stałby Bank Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei w Szwajcarii, prywatny bank należący do światowych banków centralnych i przez nie kontrolowany, banków, które same są prywatnymi korporacjami”.

Według Quingleya kluczem do ich sukcesu będzie sytuacja, kiedy międzynarodowi bankierzy kontrolowaliby i manipulowali systemem walutowym państw, jednocześnie zachowując pozory realnej kontroli ze strony rządu.

Usilnie namawiamy do lektury artykułu Ellen Brown dotyczącego BIS, jako że wyjaśnia on, w jaki sposób Rząd Światowy może okazać się jedynie kolejną nazwą dla elity międzynarodowych bankierów. Brown wyjaśnia, że to właśnie Drugie Porozumienie z Bazylei, zawiązane przez BIS, jest główną przyczyną załamania się amerykańskiej gospodarki, a za nią reszty świata. Jest to jednak błędne stwierdzenie, ponieważ banki amerykańskie zobowiązane są do wdrożenia Basel II przed rokiem 2010-2012. Basel II w rzeczywistości stworzył arbitraż pomiędzy bankami europejskimi, które wprowadzały go etapami od 2005 roku, a bankami amerykańskimi, stale funkcjonującymi w ramach Basel I. Z różnic między tymi programami, które stwarzały wiele luk prawnych, skorzystali chociażby AIG i Goldman Sachs, a także zaowocowało to eksplozją na globalnych rynkach instrumentów pochodnych. Podobnie, Brown niewłaściwie przypisuje zasadę „mark-to-market” BIS i Porozumieniu z Bazylei, bowiem leży ona u podstaw amerykańskiego ustawodawstwa już od wczesnych lat 90. Pomimo nietrafionych kluczowych kwestii, jest ona blisko prawdy. Istnieje sieć organizacji, u źródeł której jawi się ta sama niewielka elita. Owe organizacje ustanawiają prawa, regulacje oraz doktryny, które przedstawiane są społeczeństwu jako korzystne i mające czyste intencje, a które w rzeczywistości, gdy spojrzeć na nie jak na sczepione  w całość, są bez reszty nikczemne. Zbiorowe działania MFW, BIS, Rezerwy Federalnej oraz systemu rachunkowości i regulacji stanowią kolejne potwierdzenie tego, że światowy kryzys finansowy jest zastosowaniem – na masową skalę – „doktryny szoku”,  stworzonej w celu zmuszenia świata do przyjęcia nowego, udoskonalonego systemu globalnej kontroli, jednocześnie zdzierając z nas skórę w trakcie jego wprowadzania.

Olga Czetwerykowa napisała, że:

Wydarzenia obierają identyczny tor jak za czasów wielkiego kryzysu z lat 1929-1933: kryzys finansowy, recesja gospodarcza, konflikty społeczne, narodziny totalitarnych dyktatur, wszczęcie wojny celem koncentracji władzy, oraz kapitał w rękach wąskich kręgów. Jednak tym razem głównym celem jest ostatni etap strategii globalnej kontroli, gdzie decydujące uderzenie zostanie skierowane w stronę suwerennych instytucji państwowych, po czym dojdzie do ustanowienia systemu opierającego się na rządach ponadnarodowych elit.

Głównym mechanizmem zmiany i dominacji jest gospodarka. Jednak jeśli w zamierzeniach istotnie jest kontrola wszystkich i wszystkiego, wymagane są zmiany także w innych obszarach, takich jak technologia i komunikacja. W odniesieniu do powyższego, alarmującą oznaką jest rozpatrywana przez Kongres Ustawa o Cyberbezpieczeństwie (Cybersecurity Act) .

Ogólnie rzec biorąc, ustawa zfederalizuje bezpieczeństwo kluczowej infrastruktury. Jako że wiele z naszych systemów takiej kluczowej infrastruktury (banki, telekomunikacja, energia) znajduje się w rękach sektora prywatnego, ustawa umożliwi wyraźną zmianę, przekazując władzę z rąk użytkowników i przedsiębiorstw rządowi federalnemu. Jest to potencjalnie niebezpieczny krok, który sprzyja dramatycznej raczej niż spokojnej reakcji. […] Jedno z proponowanych ustaleń nadaje prezydentowi nieograniczoną władzę, by mógł w czasie zagrożenia wstrzymać przepływ informacji w Internecie oraz odłączyć systemy kluczowej infrastruktury powołując się na bezpieczeństwo narodowe, gdy zajdzie taka konieczność. (sic) Rzecz jasna, czasami właściciel sieci zmuszony jest zablokować szkodliwy przekaz, jednak ustawa nie precyzuje, kiedy lub w jaki sposób prezydent będzie mógł skorzystać z prawa do zamknięcia prywatnych sieci.

Jest to niezwykła wiadomość nie tylko z racji zasięgu ewentualnej kontroli, ale także dlatego, że dzisiejsza telekomunikacja, w tym Internet, ma charakter globalny.

Ponadto interesujące jest to, że podczas gdy globalne zmiany gospodarcze nadają jeszcze większą władzę prywatnym bankierom, stwarzając jednocześnie pozory nadrzędnej pozycji rządów, owa szczególna ustawa zdaje się być skierowana przeciwko osobom prywatnym względem „organów publicznych” (tj. rządu). Stwarzałoby to dla nas niemałe zamieszanie, gdybyśmy wierzyli w „izmy” i etykiety, a zapomnieli o podstawowej prawdzie na temat polityki i ekonomii: o tym, że bez względu na rodzaj systemu czy nazwę jaką mu nadamy, jedyna rzecz, która się liczy to poziom człowieczeństwa ludzi u władzy.

Zatem to, czego jesteśmy świadkami, wcale nie oznacza sprzecznej walki pomiędzy władzą publiczną a prywatną, ale raczej zacieranie wyróżniającego ich  podziału – i to na globalną skalę! Koniec końców, po raz kolejny chodzi o światową elitę zagarniającą władzę, ukrywającą się za mylącym konglomeratem politycznych i gospodarczych organizacji, zarówno prywatnych jak i publicznych. Z powodu tych zasłon dymnych, długo potrwa, zanim ludzie w pełni uświadomią sobie, że prowadzeni są w jarzmo Rządu Światowego – oczywiście zakładając, że już do tego nie doszło.

Pierwsze starcie

© SOTT.net

© SOTT.net

Szczyt G20 był interesujący nie tylko z przyczyn wymienionych powyżej. Podczas gdy nasi „miłościwi” przywódcy za zamkniętymi drzwiami decydowali o tym, co będzie „najlepsze” dla ludzi, sami ludzie domagali się sprawiedliwości na ulicach, głównie na pokojowych demonstracjach. Jednak londyńska policja metropolitalna nie mogła przepuścić okazji dobrej konfrontacji z bandą pacyfistów. Jak się okazuje, żywiono wielkie nadzieje w związku z takim scenariuszem i nie próżnowano jeśli chodzi o przygotowania:

Policja metropolitalna przygotowała się na operację o “niespotykanej dotąd” skali i złożoności, w związku z mającym się odbyć w tym tygodniu  szczytem G20. W obliczu masowych demonstracji w centrum Londynu, powiadomiono bankierów, by ci nie rzucali się w oczy a także ostrzeżono przed protestującymi skrajnymi anarchistami oraz antyglobalistami, którzy będą skłonni do przemocy. […]

Skąd mogli wiedzieć, że protesty przemienią się w zamieszki?

Planowane są również mniejsze protesty w Square Mile (londyńskie City), w związku z czym policja monitoruje portale społecznościowe takie jak Facebook czy Twitter celem zebrania informacji. W dniu szczytu funkcjonariusze dzięki systemowi kamer będą śledzić wydarzenia z centrum policyjnego w Lambeth w południowym Londynie.

Tak więc angielski Wielki Brat bacznie nas obserwuje. I to jeszcze za pomocą tak trywialnych środków jak Facebook. Co w tym nowego? Nie wyjaśnia to jednak, dlaczego zacierają ręce w oczekiwaniu na uliczne zamieszki, które, jak się okazało, w większości były dziełem samych policjantów. (Niech to, wieczorem 1 kwietnia londyński policjant napisał na Facebooku, że nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie „dołoży kudłatym hipisom w czasie G20” (sic!). Nie dziwota więc, że jego przełożeni inwigilujący Facebooka wiedzieli o nadchodzącej przemocy!)

Warto zwrócić uwagę również na fakt, że podczas gdy policja miała dostęp do sieci kamer przemysłowych – mówi się, że przeciętny londyńczyk jest fotografowany 300 razy dziennie – bezprzewodowe kamery drogowe w tym rejonie musiały zostać wyłączone na czas trwania szczytu, ponieważ nie odpowiadały „wymaganym standardom, jakie zostały zarządzone”. Wygląda to tak, jakby tylko nielicznym oczom dane było oglądać mające nadejść wydarzenia.

Kilku demonstrantów wdało się w bójki z policjantami przed gmachem Bank of England w centralnym Londynie. Jeden z oddziałów Royal Bank of Scotland stał się celem ataku protestujących „w chustach i kapturach”. Jak dla nas, to raczej nie byli przeciętni demonstranci. Starsi oficerowie nawoływali do aresztowania tej grupy; w związku z tym, od razu nasuwa się pytanie, dlaczego nie aresztowano ich na samym początku demonstracji? Łatwo było ich rozpoznać, a na dodatek wszyscy widzieli, jak demolują budynek – łącznie z mediami. W naszej ocenie owa grupa jest głównym podejrzanym o bycie agentami prowokatorami.

W tej kwestii powinniśmy być wdzięczni dzielnej aktywistce walczącej ze zmianami klimatu, która nagrała rozmowę z policjantami stanowiącą dowód na to, że tajna policja prowadzi sieć setek informatorów wewnątrz ugrupowań organizujących protesty, którzy dostarczają informacji na temat przywódców grup, taktyk oraz planów przyszłych demonstracji, wszystko to za pieniądze. Zatem czy zbyt niewiarygodnie brzmi scenariusz sugerujący, że jeśli ludziom płaci się, by szpiegowali konfliktowe jednostki wewnątrz grupy, to równie dobrze można opłacić innych, aby prowokowali do przemocy i stwarzali podziały w takiej grupie, czyniąc ją łatwym celem?
Powinniśmy również docenić fakt, że technologia jest dostępna wielu ludziom – nie tylko na użytek Wielkiego Brata. Dlatego też udało się uchwycić na kamerze policjantów w trakcie bicia protestujących:

Konfrontacja na ulicach osiągnęła swoje apogeum 1 kwietnia, kiedy zatrzymano 32 osoby, jeden policjant oraz siedmiu protestujących zostało rannych, a jeden mężczyzna zmarł. Guardian zdobył nagranie wideo ukazujące, jak policjant atakuje mężczyznę, zmarłego w następstwie tego ataku.

Nieprzypadkowo następnego dnia po ujawnieniu tej obciążającej informacji – która zdążyła już wywołać skandal – uwaga brytyjskich mediów przeniosła się na zaimprowizowaną operację antyterrorystyczną, w wyniku której zatrzymano tuzin Pakistańczyków. Społeczeństwu kazano uwierzyć, że, według informacji policji, przygotowany był ogromny zamach, który miał nastąpić lada dzień. Nie miejcie złudzeń: jest to stara sztuczka polegająca na zmianie tematu w parze z inną, tak zwanym „nieustannym zagrożeniem”. Trzeba mieć na oku tę niewidzialną rękę!

Wyobraźcie sobie nasze nie-zaskoczenie, kiedy kilka dni później wszystkich 12 mężczyzn aresztowanych w podejrzeniu o szykowanie zamachu wypuszczono bez postawienia im zarzutów.

Kilka dni po śmierci niewinnego człowieka, znaczna liczba aktywistów walczących ze zmianami klimatycznymi dopuściła się „wykroczenia” rozkładając namioty przed budynkiem European Climate Exchange. Ich demonstracja obejmowała muzykę na żywo, posiłki, teatr uliczny, a wszystko to pośród licznych małych namiotów – i żadnej przemocy. Jednak policja metropolitalna postanowiła zastosować taktykę znaną jako „kocioł”, polegającą na „zaganianiu” ludzi w jedno miejsce, wspieraną przez spontaniczne najścia policji, tak by tłum ogarnęła frustracja, prowadząc tym samym do otwartej konfrontacji.

Jest to oczywiście celowa prowokacja. Zresztą można się było tego spodziewać w kraju, gdzie żołnierzom zadaje się pytanie: „czy otworzysz ogień do obywateli Zjednoczonego Królestwa?” Istnieją także doniesienia o tym, że Ministerstwo Obrony dokonuje zakupu nadzwyczaj dużej ilości gazu łzawiącego oraz innego sprzętu do tłumienia zamieszek.

Długo by wyjaśniać, dlaczego nasi żołnierze, tak mężczyźni jak i kobiety, nie otrzymują sprzętu, który jest potrzebny w strefach wojennych; brakuje maszyn do transportu, helikopterów, a także pojazdów do osobistej ochrony. Wiemy na przykład, że setki włoskich lekkich pojazdów opancerzonych będących na składzie w Zjednoczonym Królestwie, przeznaczone są na użytek tu na miejscu. Zakupione przez Ministerstwo Obrony, by zastąpiły Land Rovery, nigdy nie miały być wysłane do Iraku czy Afganistanu, a osiem śmigłowców typu Chinook, które miały być tam wysłane w tym miesiącu, pozostanie na terenie kraju.

Uważamy, że ten rząd dąży do konfrontacji z ludźmi w celu odwołania się do Civil Contingencies Act oraz użycia olbrzymiej liczby autorytarnych przepisów, jakie wprowadzał od przeszło 12 lat.

W odniesieniu do kondycji globalnej gospodarki, na całym świecie doszło do demonstracji. Co najmniej 200 000 osób (a być może nawet 2,7 miliona!) wzięło udział w tłumnym proteście na ulicach Rzymu w związku z kryzysem finansowym. To prawdopodobnie najliczniejsza dotąd manifestacja. Zabawne, że dwa dni później Włochy nawiedziło potężne trzęsienie ziemi o sile 6,3 stopnia. Czy istnieje tu jakieś powiązanie poza symbolizmem?

W Tajlandii, po ogłoszeniu stanu wyjątkowego przez tajskie władze na ulicach Bangkoku pojawili się żołnierze oraz czołgi  – w dzień po tym, jak w wyniku protestów wstrzymano obrady ważnego szczytu państw azjatyckich. Czy nadchodzące miesiące przyniosą więcej takich wydarzeń?

Przeciek za przeciekiem

W Stanach natomiast, Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) zajęty był wydawaniem raportów na temat „działalności prawicowych ekstremistów”. Departament ów musi dręczyć choroba zwana nietrzymaniem informacji, bowiem co rusz dochodzi do przecieków. W istocie, wydaje się istnieć tu jakiś schemat:

© Unknown

© Unknown

To już co najmniej czwarty raz w ciągu trzech miesięcy, kiedy rządowe raporty dotyczące wywiadu krajowego przedostały się do wiadomości publicznej. Wcześniej w tym miesiącu, raport zatytułowany „The 2009 Terrorism Threat Assessment” przeciekł do Internetu z Virginia Fusion Center. Raport z Wirginii opisuje szeroką listę grup (z których wiele jest wyraźnie związanych z terroryzmem, jednak takowe powiązania u znacznej liczby innych grup są spekulatywne lub nieobecne), nieformalnie zalecając organom ścigania wszczęcie jednakowego śledztwa tak przeciw samym grupom jak i ich członkom. Raport z Wirginii idzie w ślad za dokumentem, który wyciekł w lutym z North Central Texas Fusion Center, a także następnym pochodzącym z Missouri Information Analysis Center. Raporty z Missouri i Teksasu zdążyły już stać się obiektem krytyki, po czym zostały odwołane. Żaden z powyższych dokumentów nie precyzuje zagrożenia, są to jedynie nie kończące się potencjalne niebezpieczeństwa, które „mają szanse przybrać na sile”.

W zeszłym miesiącu poznaliśmy raport MIAC; teraz dowiadujemy się, że według DHS gospodarcza recesja, wybór pierwszego czarnoskórego prezydenta USA oraz powrót kilku niezadowolonych weteranów wojennych mogą spowodować powiększenie się szeregów  nacjonalistycznych białych milicji. Przypis najnowszego raportu, jaki wyszedł na jaw (plik pdf tutaj) określa „prawicowy ekstremizm” w USA jako nie tylko grupy nienawiści czy  rasistowskie, ale też grupy odrzucające władzę federalną na rzecz władzy stanowej bądź lokalnej. „Może to dotyczyć grup czy osób, które są zaangażowane w pojedyncze problemy, takie jak sprzeciw wobec aborcji lub imigracji”, stwierdzono w ostrzeżeniu.

Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy. Rząd Obamy nie jest żadnym odejściem od polityki amerykańskiego imperium – z jego krwiożerczym systemem kapitalistycznym, zagranicznymi wojnami oraz mentalnością „wojny z terroryzmem” – nawet jeśli zyskał nowe imię, twarz i pewien urok. Jednak w żadnej mierze nie jest to rząd „socjalistyczny” (znowu te „izmy”! Swoją drogą, społeczeństwo amerykańskie mogłoby dobrze wyjść na pewnych socjalistycznych praktykach, które stosuje się w innych krajach). Z drugiej strony, musielibyśmy jeszcze zobaczyć jakiś dowód na to, że „prawicowi ekstremiści” oraz ich „milicje” są na tyle duże i silne, by mogły stworzyć jakiekolwiek zagrożenie. Tym samym, obie strony równania wydają się fałszywe z racji bycia rozsiewanymi przez DHS, pewnych prawicowych paranoików (Glenn Beck z Fox News) a także niektórych „alternatywnych” nadawców audycji radiowych (Alex Jones).

Dlatego też, naszym zdaniem, DHS usilnie próbuje stworzyć samospełniające się proroctwo, szerząc zamęt, strach i nienawiść wśród amerykańskiego społeczeństwa. (Na świecie pojawiło się wiele takich niepokojących proroctw ostatnimi czasy, nieprawdaż?) Ich celem wydaje się zainicjowanie konfliktu między tak zwaną „socjalistyczną dyktaturą” Obamy a „prawicowymi radykalnymi milicjami”. Co jest w tym nie do zniesienia, to że ów konflikt jest w całości stworzony sztucznie – a te alternatywne głosy, tak bardzo niespokojne o prawo do noszenia broni, reagując w histeryczny sposób najzwyczajniej przyczyniają się do spełnienia tego scenariusza. Niestety, nawet gdyby nie zostały zainicjowane przez jakąś formę manipulacji, taka wizja może się ostatecznie ziścić. Brzmi to szalenie, jednak w swoich czasach Hitler i jemu podobni również byli postrzegani za szaleńców i nikt w Niemczech nie brał ich poważnie, dopóki nie było za późno.

To smutne jak ci, którzy uważają, że “walczą o wolność” rozpalając emocje wokół kwestii kontroli broni, osiągają tym samym pewien skutek, sądząc po masowym szale zakupów broni i amunicji, jaki zapanował w Ameryce i który doprowadził do wyczerpywania zapasów, zwłaszcza karabinów, oraz do wzrostu ich cen.

“Zasada jest prosta” – mówi Tom Lee, członek Virginia Citizen Militia, której początki sięgają wojny o niepodległość. – „Ludzie uważają, że nadciągająca klęska gospodarcza doprowadzi do przedłużenia się a nawet do pogorszenia załamującego się ładu i porządku i, ostatecznie, do sytuacji My-Społeczeństwo kontra uzbrojeni poplecznicy rządu. Z pewnością nie jestem jedynym, który przejrzał Keynesowski przekręt i przygotowuje się na najgorsze.”

Ale na tym nie koniec. Jeśli myśleliście, że histeryczne zamieszanie otaczające spór „socjaliści kontra milicje” nie może już posunąć się dalej, gubernator Teksasu Rick Perry wziął udział w herbatce przeciwko podatkom zorganizowanej na ulicach Austin, oświadczając prasie, że z powodu oburzenia Teksańczyków federalną polityką podatkową, mogą niedługo zadecydować o wyjściu z unii. Zgadnijcie, kto przyłączył się do żądań o secesję? Oczywiście Glenn Beck!

Wiec sam w sobie był interesujący, kiedy to podczas przemów można było usłyszeć hasło “secesja”. Pewna uczestniczka wyraziła swoje uczucia:

“Cały ten ruch w stronę socjalizmu oraz ten język wskazują na to, że zmierzamy w tym kierunku”-  powiedziała Matthews. – „Po raz pierwszy w życiu boję się o to, dokąd zmierza ten kraj”.

Powyższy herbatkowy wiec jest przykładem logiki dokładnie rodem z Krainy Czarów.

Nie wiemy, dokąd to wszystko prowadzi, o ile w ogóle dokądkolwiek. Kiedy jednak ludzie z karabinami w końcu przystąpią do otwartej konfrontacji z władzami – albo ich uzbrojonymi najemnikami – można łatwo przewidzieć wynik takiego starcia, w którym drobną broń przeciwstawi się profesjonalnej armii z niemal nieograniczonymi środkami.

Obamaland: Porzućcie nadzieję wy, którzy tu wchodzicie

© Maksim-ThePeoplesCube.com

© Maksim-ThePeoplesCube.com

Wstydź się prezydencie Stanów Zjednoczonych. Jeśli kiedykolwiek miał szansę dokonać istotnej zmiany na rzecz sprawiedliwości albo lepszego świata, zaprzepaścił ją. Spójrzcie na poniższe:

Obama broni wykazów CIA odnośnie tortur

Obama ubiega się o dodatkowe 83 miliardy dolarów na wojny Ameryki

Budżet armii amerykańskiej powiększa się

Liberałowie w objęciach militaryzmu

Administracja Obamy wspiera Busha w legalnej obronie podsłuchów

Dwie twarze Baracka Obamy: Jedna dla elity rządzącej, druga dla mas

Z tego, co na razie widać, Obama stosuje taktykę cichego zabijania. Naprawdę dał nam cień nadziei, kiedy w połowie kwietnia ujawnił wykazy dotyczące stosowania tortur, jednak chwilę potem odebrał nam tę nadzieję, zapewniając pracowników CIA, którzy brali udział w brutalnym torturowaniu więźniów nielegalnie przetrzymywanych w Guantanamo, że nigdy nie postawi im się zarzutów. Obiecał on chronić ich w przypadku jakiegokolwiek przyszłego śledztwa (w kraju lub za granicą), a nawet stworzyć im przykrywkę, gdy zajdzie potrzeba. Słowa te padły z ust człowieka, który zobowiązał się zmienić stary porządek rzeczy i którego specjalizacją naukową jest znajomość prawa. Papugując Busha i spółkę co do bycia „twardym wobec terroryzmu” oraz w imieniu bezpieczeństwa narodowego, Obama stanął również w obronie Johna Yoo pozwanego przez Jose Padillę, odrzucając tym samym wszystkie lekcje nabyte w trakcie procesów norymberskich:

Podczas procesów w Norymberdze obrona polegająca na tłumaczeniu, że wykonywało się tylko rozkazy, była odrzucana jako obrona zbrodni wojennych lub jako osłanianie się przed oskarżeniem, a miała znaczenie, jeśli w ogóle, jedynie dla określenia wysokości wyroku. Reguła IV procesów norymberskich głosi:

To, że ktoś postępował zgodnie z zaleceniami rządu czy też przełożonych, nie zwalnia go z odpowiedzialności wobec prawa  międzynarodowego, zakładając, że miał możliwość moralnego wyboru.

Historycy i badacze naukowi przypisują wielkie znaczenie temu, że nazistom udało się stworzyć w pełni wykształcony legalny reżim – pełny przepisów prawnych, orzeczeń sądowych, prawników i sędziów – po to, aby pogodzić społeczeństwo z terrorem i sądami na Żydach, a także by zapewnić osobom na każdym szczeblu władzy pewien komfort i pewność, potrzebne do usprawiedliwienia najokropniejszych zbrodni przeciwko ludzkości. Kwestia, która dla wnikliwych obserwatorów była najbardziej problemowa w kwestii rządów nazistowskich, to nieobecność bezprawia. Z tego też powodu, sędziowie i oskarżyciele przewodzący procesom norymberskim rozumieli znaczenie osądzenia i skazania legalnych architektów zbrodniczego reżimu (włączając jego sędziów), w równym stopniu co tych, którzy bronili się działaniem zgodnym z obowiązującymi prawami oraz zaleceniami nazistowskiego reżimu, a także z rozkazami przełożonych opartymi o takie prawa i zalecenia.

W wywiadzie dla Huffington Post członkini Izby Reprezentantów Jan Schakowsky (okręg Illinois), czołowa Demokratka w komisji ds. wywiadu, bez wahania odnosi się do tego, gdzie usłyszała wcześniej podobny argument:

Twierdzenie “wykonywałem jedynie rozkazy” — nie chcę przyrównywać tego do nazistowskich Niemiec, ale pozostaje nam niemal zadrwić z przekonania, że, dokonawszy straszliwych czynów, ludzie mogą użyć wymówki: „no cóż, wykonywałem jedynie rozkazy”.

Schakowsky również zauważa, że wola administracji [Obamy] spoglądania w przyszłość zamiast w przeszłość przeczy logice. Gdyby oskarżyciele odwoływaliby się jedynie do przyszłości, nie byłoby żadnych wyroków.

Argumentacja Jan Schakowsky jest w równym stopniu logiczna co opinia Richarda Kima, dziennikarza z The Nation, który punkt po punkcie obalił trzy kwestie, z jakimi wystąpił Obama, by zwieść publikę, oczyszczając przy tym poprzednią administrację ze zbrodniczej działalności, nazywając je

niemal zupełną carte blanche dla rozgrzeszenia tortur, co było [i jest] moralnie złe, a jego [Obamy] usprawiedliwianie tego procederu, z pozycji profesora prawa konstytucjonalnego, jest intelektualnie nieuczciwe.

Można zapytać, dlaczego Obama nie wykazał się zdrowym rozsądkiem zajmując się tą kwestią. Wygląda przecież na osobę zdolną do logicznego myślenia. No, ale gdy czuwa nad kimś pańska ręka, to już inna sprawa…

Manfred Nowak, sprawozdawca ONZ zajmujący się kwestią tortur powiedział austriackiej gazecie Der Standard, że decyzja Obamy o niepodjęciu postępowania karnego [wobec agentów CIA] stanowi pogwałcenie prawa międzynarodowego.

W Stanach pojawiły się ruchy dążące do postawienia w stan oskarżenia Jaya Bybee’go, prawnika, który musiał być chyba mentorem Johna Yoo, kiedy ten pisał memoranda na temat tortur. Bybee obecnie cieszy się posadą sędziego federalnego. W Hiszpanii natomiast, prokurator generalny sprzeciwił się skazaniu 6 urzędników z administracji Busha za dopuszczenie stosowania tortur, podczas gdy sędzia usiłuje podtrzymać sprawę przy życiu.

Cóż, brzmi to niemal tak, jakby ktoś w rządzie amerykańskim chronił poprzednią administrację i był na tyle potężny, by znieważyć hiszpański system sądowy. Czy wspominaliśmy już o tym, że to nie Obama trzyma władzę?

Prawdziwy człowiek sukcesu

Złe wieści. Dick Cheney nadal tu jest. Według dziennikarza śledczego Seymoura Hersha, Cheney “pozostał w cieniu” rządu Obamy i jest w stanie „nadal do pewnego stopnia kontrolować politykę”. Podobnie Lawrence Wilkerson, były szef sztabu za kadencji ówczesnego Sekretarza Stanu Colina Powella, wyjawił kanałowi Russia Today, że Cheney „w dalszym ciągu posiada ludzi w administracji Obamy, w sercu biurokracji, i w dalszym ciągu wpływa na amerykańską politykęJest on największym manipulatorem”.

Bylibyśmy zbyt naiwni nie spodziewając się podobnych działań. Mówimy tu o człowieku, który okazał się być zarówno bardzo przebiegły, jak i niezdolny do empatii. Pasuje to bardziej do mafijnego Dona niż wiceprezydenta. Posiadał też swoich „osobistych egzekutorów”, dokonujących zamachów w licznych krajach, w tym na terenie Ameryki Łacińskiej. Jest doskonałym przykładem psychopaty sukcesu – w tym sensie, że udało mu się, i nadal udaje, ujść na sucho ze wszystkimi jego czynami.

© Unknown

© Unknown

Psychopaci nie mają wstydu. W kontekście obecnych rewelacji dotyczących tortur za administracji Busha, Cheney poprosił o ujawnienie tajnych dokumentów wskazujących na to, że „surowe techniki przesłuchań stosowane przez CIA” (czyli tortury), takie jak tzw. waterboarding, dostarczyły cennych informacji wywiadowczych! Czyż nie wydaje się on być pewnym swojej niewinności oraz tego, że uniknie oskarżenia?

Czyżby wiedział o tym, że administrację Obamy ma w kieszeni? I czyżby to był powód, dla którego Obama, pomimo ujawnienia wykazów radcy prawnego administracji Busha dotyczących tortur, zapewnił, że agenci CIA, których nazwiska raporty skrupulatnie wymieniają, nie zostaną postawieni przed sądem?

Kwestią dyskusyjną pozostaje, czy charyzmatyczny i elokwentny prezydent jest lepszy od Busha, skoro obaj pracują dla tego samego pana. Administracja Obamy bardziej skupia się na wizerunku, jaki prezentuje na zewnątrz, a także na słowach kreujących ten wizerunek, niż na zasadniczej zmianie polityki, na co jak dotąd wskazują  czyny a nie słowa:

W przeciwieństwie do ograniczeń łamów tej rubryki, perfidia Obamy nie zna granic. Już stał się bardziej niebezpieczny dla demokracji i podstawowych praw człowieka niż George W. Bush. W przeciwieństwie do Busha, nie posiada on politycznej opozycji. Cheney może się czepiać, ale większość Republikanów cieszy się na widok nienaruszonych decyzji Busha. W międzyczasie, liberałowie pozostają lojalni i wyrażają cichą aprobatę wobec tortur.

Nowe przedstawienie, ten sam zły scenariusz

Toksyczna spuścizna Cheneya sięga dalej. Oto po stu dniach nowej prezydentury te same działania nie tylko są kontynuowane, ale zwiększają swą skalę i zasięg. Wygląda na to, że „zmianą”, jaką grupa Obamy miała na myśli, było zaledwie przedefiniowanie bushowskiej Osi Zła. Z początkiem kwietnia Sekretarz Stanu Hillary Clinton w iście teatralny sposób oficjalnie ogłosiła w Hadze zmianę jej nazwy:

“Administracja [Obamy] zaprzestała używania tego zwrotu [globalna wojna z terroryzmem] i uważam, że mówi to samo za siebie. Oczywiście.”

Oczywiście co? Oczywiście mamy przyklasnąć tym zmyślnym sztuczkom? Owa zmiana terminu, z globalnej wojny z terroryzmem na „zagraniczne operacje przeciw sytuacjom kryzysowym”, postawiła armię amerykańską w stan otwartej wojny z Pakistanem, krajem, który Clinton teraz postrzega jako „śmiertelne zagrożenie”. Poważne to słowa w świecie, gdzie patokraci wyznaczają “śmiertelne zagrożenia” do nuklearnego unicestwienia.

Bądź co bądź nie powinniśmy być tym zaskoczeni – sam Obama w trakcie swojej wspinaczki po władzę powiedział, że skieruje amerykańskie armaty na Pakistan.

Zła sytuacja Pakistanu stale się pogarsza, prowadząc do jego nieuchronnego upadku, który da początek zwalczającym się ‘bantustanom’. Ogary piekieł szaleją po Pakistanie – talibowie podeszli na odległość 60 mil od Islamabadu, a obszar przed nimi spustoszyły krążące nad głowami amerykańskie sępy.

Zamachy samobójcze, zamieszki, bezzałogowe samoloty obracające ludzi w pył, talibowie zbliżający się do stolicy… karaczijski dziennikarz Abdul Khalique Ali nie bez podstaw widzi w tym konspirację:

W moich oczach jest to wyrachowana konspiracja, która ma na celu wywołanie przemocy pomiędzy grupami religijnymi w kolejnym po Iraku kraju. Wszystko to ma miejsce w czasie, gdy w Pakistanie przebywają Richard Holbrooke (specjalny wysłannik USA w Pakistanie i Afganistanie) oraz dowództwo armii amerykańskiej, którzy jasno wyrazili się co do nie zaprzestania ataków samolotów bezzałogowych pomimo rosnącej krytyki wśród Pakistańczyków. Bombardowanie meczetów i zgromadzeń religijnych rywalizujących sekt ma na celu odwrócenie publicznej uwagi od narastających ataków lotniczych a także nowej afgańsko-pakistańskiej polityki USA. Urzędnicy z agencji bezpieczeństwa na różnych briefingach poświadczyli zaangażowanie MI-6, RAW-u, Mossadu, CIA oraz innych agencji wywiadowczych w działania na obszarze plemiennym. Istnieje ogólna świadomość istnienia jednego wroga stojącego za tymi atakami; lokalni ekstremiści służą amerykańskiemu planowi stworzenia chaosu i niepokoju w Pakistanie.

Amerykański Departament Stanu wyraził swoje „rozczarowanie” Pakistanem za to, że ten nie dość otwarcie przyjmuje posiłki Obamy dla nowo utworzonego państwa „Af-Paku”, co stanowi mniej niż delikatną wskazówkę, że Imperium jest wysoce niezadowolone z rządu Zardariego za jego brak cichego przyzwolenia na to, aby Pakistan jaki znano przestał istnieć. W oczach Ameryki Zardari stał się obecnie nadzorcą przebiegu likwidacji południowego Afpaku wzdłuż plemiennych granic. W akcie nieposłuszeństwa, rozpaczy a może w połączeniu obu, pakistański minister spraw zagranicznych Rabbani ponownie oświadczył, że amerykańskie naloty stanowią naruszenie suwerenności Pakistanu. W obliczu zmasowanego ataku z zewnątrz i od wewnątrz, pakistański rząd zrozumiał, że musi zatańczyć jak mu zagrają: Zardari chce wytargować przynajmniej to, żeby „dali nam samoloty bezzałogowe, a my już zajmiemy się milicją”.

Pakistańskiemu ministrowi pozostało tylko stwierdzić co oczywiste:

Amerykańska polityka [wobec Pakistanu] nie jest przyjazna, lecz wroga, a Richard Holbrooke i Mike Mullen są w Pakistanie po to, by wycenić lojalność, jaką darzymy naszą religię oraz Islamską Republikę Pakistanu, jednak nie jesteśmy towarem na sprzedaż.

Aby osiągnąć swoje cele, Amerykanie zasiewają powszechną nienawiść w umysłach i sercach ludzi na świecie, ukazując islamistów jako okrutnych, nieludzkich i zagrażających ludzkości i usiłują podzielić naród pakistański na tle religijnym” – oświadczył minister.

Unikając brutalnej dyplomacji Stanów Zjednoczonych, Zardari zwrócił się w stronę pakistańskich talibów, zgadzając się przekazać kontrolę nad doliną Swat na północy kraju ekstremistom, których umacnia każdy kolejny atak lotniczy wojsk amerykańskich. Stany Zjednoczone oczywiście potępiły ten ruch, jednak pozostaje domniemywać, że stanowi to doskonały powód do eskalacji bombardowań.

Radha Surya podsumowuje ponurą sytuację Pakistanu:

Stany Zjednoczone poważnie myślą o destabilizacji Pakistanu…” – rozpaczał zbulwersowany Tariq Ali, historyk, rewolucyjny aktywista, pisarz i pakistański ekspatriant podczas wywiadu dla Democracy Now, wyemitowanego 19 marca 2009 roku. „… Pakistan, kraj 175 milionów mieszkańców, walczy o przetrwanie” – pisze Pervez Hoodbhoy (Frontline, 27 marca 2009), fizyk mieszkający w Islamabadzie oraz aktywista polityczny. Zrozpaczony Hoodbhoy w tym samym artykule napisał o tym, że jest jednym z nielicznych Pakistańczyków, którzy od 20 lat wysyłają sygnały SOS ostrzegające przed nadchodzącymi straszliwymi czasami. Wraz z wojną z terroryzmem, świeżo przemianowaną na zagraniczne operacje przeciw sytuacjom kryzysowym, która wznieca szaleństwo w granicach Pakistanu i Afganistanu, wraz z nieustannymi atakami amerykańskich bezzałogowych ‘Predatorów’ na pakistańskie Terytoria Plemienne Administrowane Federalnie (FATA), atakami wciąż pochłaniającymi ofiary cywilne, wraz z kolejnymi nalotami, które mają nastąpić w związku z protestami rządu pakistańskiego, wraz z niekończącymi się falami zamachów bombowych dokonywanych przez fedajnów w pakistańskich miastach, a także wraz z pakistańskimi talibami biorącymi górę nad siłami wojskowymi, poszerzającymi zasięg swego panowania i grożącymi samemu Islamabadowi, przerażony świat stał się świadkiem nasilającego się załamania państwa pakistańskiego, powodowanego przez wewnętrzne jak i zewnętrzne napięcia oraz sprzeczności. Jeśli chodzi o zewnętrzne źródła niestabilności, nic nie było tak destruktywne jak tak zwana wojna z terroryzmem, w której prym wiodą Stany Zjednoczone, a która, poza przeniesieniem centrum swych zainteresowań na rejon Afpaku, zdaje się mieć na celu wyzucie nękanego Pakistanu – państwa będącego podobno partnerem USA i najbardziej cenionym partnerem spoza struktur NATO – z resztek integralności, jakie mógłby odzyskać.

Afpak – określenie z arsenału nowomowy na heroiczną małą wojenkę Baraczka – jednym pociągnięciem pióra zgrabnie tworzy kino, w którym wyświetla się znany już Wielki Amerykański Horror Szoł. Każdy film potrzebuje antybohatera. Do głównej roli islamofaszysty w Afpaku sumiennie przygotował się Mehsud Baitullah. Nie liczcie na to, że i tym razem CIA popełni te same błędy, wypuszczając nagrania wideo ukazujące cudownie rozmnożonego Osamę: Baitullah nie lubi być filmowany. Podobnie jak jego poprzednik, cierpi on na dotkliwą cukrzycę, przekazuje nagrania głosowe lokalnej prasie, żeby ta wyemitowała jego misterne perory i wymyślnymi groźbami skrojonymi na miarę swojego wybujałego ego urąga samemu najwyższemu diabłu. A wszystko to pochodzi od martwego człowieka, zresztą nie po raz nie pierwszy; nie sposób pojąć, do wyrządzenia jakich szkód byłby zdolny, gdyby żył!

© Leon Kuhn

© Leon Kuhn

Pamiętając, by dopełnić przekaz, a tym samym “urzeczywistnić” groźbę nowego Goldsteina islamu, Obama wyrecytował z teleekranu wiadomość, że atak na Amerykę jest „bardzo prawdopodobny”. Przydając krzty wiarygodności lewej części sceny, nowy Bin Laden odwzajemnił się ogłaszając, że to on zainspirował wietnamskich imigrantów w Nowym Jorku do zastrzelenia 13 byłych współpracowników. Jednakże ktoś spostrzegł, że ta historia jest zbyt naciągana, toteż szybko zniknęła w odmętach niepamięci.

Podobnie jak Cheney, Donald Rumsfeld może i nie jest już na świeczniku, ale jego niszczący wpływ na taktykę zwalczania rebelii, jaką prowadzi machina wojenna Imperium, pozostaje nienaruszony. Jak przypomina Chris Floyd:

To, czy prymitywne TTP [pakistańscy talibowie] faktycznie było w stanie przeprowadzić tego typu zamach, jest odmienną kwestią, jak zauważa Juan Cole. Ale w istocie nie to jest ważne. Po raz kolejny zasadniczą kwestią jest to, że niebezpieczna grupa została z premedytacją zaprzęgnięta do morderczego ataku. Mało tego, teraz sama ustanowiła się „śmiertelnym terrorystycznym zagrożeniem” dla samej świętej, nienaruszalnej ojczyzny – oto kolejny superłotr na zamówienie wyłoniony w centralnym castingu.

Co niezwykłe, te nowe, jawne zagrożenie wdarcia się terroryzmu do serca Ameryki pojawia się kilka dni po tym, jak Barack Obama chełpliwie ogłosił wysłanie nowych posiłków na wojnę Af-Pakańską, odnosząc się – a do czegóż by innego? – do potrzeby obrony Stanów Zjednoczonych przed terrorystami zajmującymi Afganistan i Pakistan, jako głównej przyczyny eskalacji i rozszerzenia konfliktu. To już kolejny zdumiewający zbieg przypadków, mający uzasadnić militarystyczną agendę, która – jak ćpun heroiny – potrzebuje nieprzerwanego istnienia łotrów prezentujących nienaganny PR oraz wyolbrzymionych, wstrząsających krajem zagrożeń. I raz jeszcze musimy odgadnąć zmieniające się proporcje cichego poparcia, przyzwolenia, wyzysku, dobrego trafu, etc., zaangażowanych w to zupełnie przypadkowe zbieganie się oświadczeń Obamy i Mehsuda.

Plan Pentagonu polegający na “połechtaniu terrorystów” w celu wywołania pożądanej reakcji przedłożył Rumsfeld w dokumencie dotyczącym strategii ‘obronnej’ jednostki P2OG wkrótce po objęciu fotela w Pentagonie:

P2OG nie tylko jest przeznaczona do wyłapywania terrorystów i postawienia ich przed sądem – co samo w sobie jest chwalebny celem, aczkolwiek sposób Rumsfelda na walkę z terroryzmem przez prowokowanie zamachów to czyste szaleństwo… Ale nie, pe-dwójki zdają się mieć ważniejsze sprawy na głowie. Kiedy już w jakiś sposób podżegną terrorystów do ataków – może zabijając członków ich rodzin, wabiąc ich pieniędzmi, faszerując narkotykami, sprzedając im propagandę dżihadu, dobierając się do ich matek, a może za pomocą agentów prowokatorów, najpierw infiltrujących grupy, a następnie planujących i dokonujących zamachów osobiście? – mogą podjąć działąnia przeciwko „państwowym lub regionalnym aktorom odpowiedzialnym za krycie” band rozjuszonych przez Rumsfelda. A dokładnie o jakich to krokach mowa? Cóż, tajny program Pentagonu ujmuje to w ten sposób: “Ich suwerenność stanie pod znakiem zapytania”.

Kiedy administracja Obamy mówi o “ciągłości” amerykańskiej polityki zagranicznej, powyższe stanowi tego nieodłączną część. Tak więc wyczekujmy kolejnych wystąpień TTP oraz démon de jour, Baitullaha Mehsuda, w miarę jak zaostrzać się będzie dwustronna Długa Wojna ze swoją wiecznie obecną potrzebą „katalizowania” – oraz terroryzowania – amerykańskiego społeczeństwa, żeby poparło militarystyczny plan.

Gdy tylko Hamid Karzai podjął się współpracy z talibskimi bojówkami na północnej granicy, Zardari, rozważywszy swoje marne opcje, otwarcie potępił amerykańskie naloty za destabilizowanie Pakistanu, po czym zajął się załagodzeniem groźby ze strony nacierających talibów, akceptując prawo Sharia w zamian za pozory bezpieczeństwa w północno-zachodnim regionie kraju. USA zareagowały ultimatum: „Powstrzymajcie talibów – albo my to zrobimy”.

Zardari musi wyczuwać, że coś się święci. Wcześniej jego żona zagrała wbrew scenariuszowi i głośno zaprzeczyła temu, że bin Laden stanowił jakoby realne zagrożenie. Może to ją kosztować życie. Tym razem, wraz z przywróceniem bin Ladena do życia pod postacią Baitullaha Mehsuda szerzącego chaos w Pakistanie, Zardari znalazł się w beznadziejnej sytuacji, będąc przypartym do muru z każdej możliwej strony.

Szaleńcy z bronią

W pierwszym dniu swojej pracy prawicowy minister spraw zagranicznych Izraela oświadczył, że Izrael nie jest związany [pl] uzgodnieniami konferencji w Annapolis, które wzywały do zaniechania budowy osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu i we wschodniej Jerozolimie oraz zalecały stworzenie oddzielnego państwa dla Palestyńczyków wzdłuż granicy Izraela. Nie jest niespodzianką, że źródła bliskie rządowi podają, że Netanyahu zgadza się z Liebermanem. Lieberman dodał, że „ci, którzy chcą pokoju, powinni przygotować się na wojnę”.

© smallislander/flickr - - Górna połowa to kolaż Bena Heine zestawiający Adolfa Hitlera i Avigdora Liebermana, obecnego męża stanu” w prowincjonalnej polityce Izraela. Dolna połowa to po prostu ‘Bibi’ Netanyahu, jakim jest.

© smallislander/flickr - - Górna połowa to kolaż Bena Heine zestawiający Adolfa Hitlera i Avigdora Liebermana, obecnego "męża stanu” w prowincjonalnej polityce Izraela. Dolna połowa to po prostu ‘Bibi’ Netanyahu, jakim jest.

Gdybyście przypadkiem zapomnieli, Lieberman to ten sam człowiek, który otwarcie wzywa do oczyszczenia Izraela z Arabów. Co do bomb jądrowych, sugerował, że Izrael powinien walczyć z Hamasem w ten sam sposób, w jaki Stany Zjednoczone walczyły z Japonią podczas II Wojny Światowej. Otwarcie fantazjował na temat egzekucji palestyńskich członków Knesetu. Sugerował zbombardowanie egipskiego Aswan Dam – Wysokiej Tamy Asuańskiej. Jako minister transportu w rządzie Ariela Sharona zaoferował wywiezienie autobusami kilkuset palestyńskich więźniów i utopienie ich w morzu. Rzucając wyzwanie prawu międzynarodowemu, mieszka na żydowskim osiedlu Nokdim zlokalizowanym na terenie Palestyny. Ale rasizm nie jest jedyną jego cechą wyróżniającą. W 2001 roku został uznany winnym pobicia dwunastoletniego chłopca i ukarany grzywną przez sąd izraelski. Obecnie toczy się przeciwko niemu śledztwo w sprawie zdefraudowania wielu mlionów dolarów oraz prania pieniędzy.

Netanyahu mówi, że jeśli Obamie nie uda się zająć Iranem, zrobi to Izrael. Podobnie prezydent Shimon Peres wyrażał nadzieję, że wezwanie Obamy do podjęcia dialogu z Ahmadinejadem będzie wzięte pod uwagę, ale ostrzegł, że jeśli takie rozmowy nie zmiękczą stanowiska irańskiego prezydenta, „zaatakujemy go”.

Zgadza się to z faktem, że armia izraelska ćwiczy się na zbliżającą się wojnę. Widząc, co się szykuje, członkowie Rady Krajów Zatoki Perskiej (GCC) – Arabia Saudyjska, Kuwejt, Katar, Bahrejn, Zjednoczonew Emiraty Arabskie i Oman – przygotowują się na to, co jak się przypuszcza, będzie odwetem ze strony Iranu w następstwie izraelskiego bombardowania irańskich urządzeń nuklearnych, jakie szykuje się jeszcze w tym roku. Baterie pocisków Patriot zostały po cichu rozmieszczone wokół kluczowych instalacji naftowych. Mamy też stały ruch do i z Waszyngtonu wysokich rangą oficjeli wojskowych GCC.

Obama wykonał również i to wyznaczone mu zadanie i podsumował retoryczność irańskiego zagrożenia. Amnesty International wskazała, że amerykańskie dostawy broni do Izraela zagrażają „Pokojowi na Bliskim Wschodzie” (jakby kiedykolwiek tam był) i że amerykański Senat zmierza w kierunku pełnego finansowania pomocy dla Izraela.

Na dokładkę musieliśmy znieść żałosny pro-syjonistyczny popis, kiedy irański prezydent Ahmadjinedad wstał, żeby przemówić na rasistowskiej konferencji ONZ, i powiedział prawdę na temat Izraela.

Zacieranie odcisków palców

Wiecie, broń masowej zagłady ma swoje własne życie. Wyszła na przechadzkę, kiedy Dubya był taki pewien, że jest ukryta w Iraku, i nigdy nie wróciła. W Stanach też wybrała się na przejażdżkę. Z ubiegłego roku:

Omyłkowa dostawa części pocisków jądrowych na Tajwan
26 marca 2008

Ponad 18 miesięcy temu Departament Obrony omyłkowo wysłał tajne zapalniki do pocisków jądrowych na Tajwan i dopiero w zeszłym tygodniu zorientował się, że ich nie ma – przyznali wczoraj urzędnicy Pentagonu, pogębiając zaniepokojenie bezpeczeństwem arsenału nuklearnego USA.

W sierpniu 2006 roku zamiast czterech akumulatorów do śmigłowców wojskowych UH-1 Huey Agencja Zaopatrzenia Obronnego (DLA) wysłali na Tajwan części czterech zapalników pocisków nuklearnych. Zapalniki te pomagają odpalić głowice jądrowe międzykontynentalnych pocisków balistycznych Minuteman, kiedy te zbliżają się do celu. Nie było wczoraj jasne, jak doszło do pomylenia tych dwu zupełnie różnych artykułów w magazynie bazy wojskowej Hill Air Force Base w stanie Utah i jak mogły one zostać niezauważenie wysłane poza granice kraju. […]

Okazuje się, że szef bazy Hill Air Force w tym miesiącu zginął w wypadku samochodowym w Georgii. Zbieg okoliczności?

A co z tym dziwnym i tajemniczo przemilczanym morderstwem byłego agenta CIA i podpułkownika amerykańskich Zielonych Beretów, Williama Bennetta i z nieomal zamordowaną jego żoną, Cynthią, również byłą oficer armii? Pogłoski o tym, że był specjalistą od rosyjskich pocisków S-300t i jakoby człowiekiem odpowiedzialnym za zbombardowanie przez NATO chińskiej ambasady w Belgradzie w maju 1999 roku – błąd, jak nam powiedziano, za który tylko jeden człowiek został pociągnięty do odpowiedzialności.

Dwie tajemnicze historie warte zapamiętania.

Piracka opowieść

Tylko po to, żeby rozwiać wyobrażenie, że źli somalijscy piraci nienawidzą nas z racji naszych swobód, chcielibyśmy załączyć tu fragment artykułu autorstwa Johann Hari:

W 1991 roku upadł rząd Somalii – położonej na Półwyspie Somalijskim, zwanym również Rogiem Afryki. Jej 9 milionów obywateli od zawsze balansowało na krawędzi głodu – i wiele spośród najohydniejszych sił świata zachodniego widziało to jako doskonałą sposobność do rabowania wysyłanej do tego kraju pomocy żywnościowej i do zatapiania w jego wodach odpadów nuklearnych.

Tak: Odpadów nuklearnych. Jak tylko rząd odszedł, u wybrzeży Somalii zaczęły pojawiać się tajemnicze statki europejskie, pozbywające się ogromnych ilości beczek. Okoliczna ludność zaczęła chorować. Na początku pojawiała się dziwna wysypka i nudności, a dzieci rodziły się zdeformowane. Następnie, po przejściu tsunami w 2005 roku, ocean wyrzucił na brzeg setki cieknących beczek . Ludzie zaczęli cierpieć na chorobę popromienną i ponad 300 osób zmarło. […]

W tym samym czasie inne europejskie statki łupiły somalijskie wody z najważniejszych zasobów – owoców morza. Nadmierną eksploatają wyniszczyliśmy własne zapasy ryb i teraz ruszyliśmy po cudze. Każdego roku niezliczone trawlery nielegalnie żeglujące po niezabezpieczonych somalijskich wodach kradną warte ponad 300 milionów dolarów tuńczyki, krewetki, homary i inne morskie stworzenia. […]

Taki jest kontekst pojawienia sie ludzi nazywanych przez nas „piratami”. Każdy się zgadza co do tego, że byli oni zwykłymi somalijskimi rybakami, którzy początkowo wzięli motorówki, żeby próbować odwieść śmieciarki i trawlery od ich działalności, a przynajmniej wyciągnąć od nich „podatek”. Sami nazywają siebie Ochotniczą Strażą Nadbrzeżną Somalii i nie trudno zrozumieć, dlaczego.

W surrealistycznym telefonicznym wywiadzie jeden z przywódców piratów, Sugule Ali powiedział, że ich motywem jest „powstrzymanie nielegalnych połowów i pozbywania się na ich wodach odpadów. Nie uważamy się za bandytów. Według nas morscy rozbójnicy to ci, którzy nielegalnie łowią i zaśmiecają nasze morza i noszą broń na naszych akwenach”. […]

pod koniec października

Bolidy et al.

Rzut oka na to, co się dzieje nad naszymi głowami.

Amerykańska armia zamierza rozbudować program monitorowania satelit pod kątem zagrożenia ze strony kosmicznych odpadów. Jakże to, mamy przez to rozumieć, że nagle zaistniała potrzeba rozbudowania tego programu? W międzyczasie Europejska Agencja Kosmiczna zwołuje Piątą Europejską Konferencję na temat Kosmicznych Odpadków (30 marca – 2 kwietnia). Mamy na uwadze doniesienia z poprzedniego miesiąca na temat bliskich spotkań Międzynarodowej Stacji Kosmicznej z „kosmicznymi śmieciami”. Czy mamy jednak uwierzyć w to, że: a) były to zwykłe kosmiczne śmieci dryfujące po orbicie i b) ilość tych śmieci w bezkresie naszej przestrzeni wymaga bardziej szczegółowego nadzorowania? Czy może lata tam coś innego? 2 kwietnia Międzynarodowa Stacja Kosmiczna weszła na kurs kolizyjny z meteorem, ale ten drobny szczegół umknął wszystkim, prawie niezauważony.

Oto kilka przykładowych obserwacji bolidów z tego miesiąca:

– Baza Powietrzna USAF: Na wschodnim wybrzerzu zaobserwowano pozaziemski obiekt „świecący jasnym światłem” (opublikowano 1 kwietnia).
– Mieszkańcy prowincji Alberta i Saskatchewan (Kanada) dostrzegli o poranku błyszczący bolid (opublikowano 31 marca)
– Bolid nad Albertą (Kanada) zostawia „błyszczącą poświatę
– Północna Irlandia: Bolid zarejestrowany przez kamery bezpieczeństwa
– USA: meteory bombardują miasto Flagstaff?

Wyłączyć Słońce

W kręgach naukowych i wśród ogółu ludności wzrasta świadomość tego, że w rzeczywistości nie ma żadnego ocieplenia na świecie i że może mieć to związek z raczej anormalną bezczynnością Słońca.

https://i0.wp.com/www.sott.net/image/image/19628/full/antarctic_sea_ice_march_1980_ve.jpg

© National Snow and Ice Data Center, Uniwersytet Kolorado

NASA oznajmiła, że w 2008 roku nie było ani jednej plamy słonecznej w ciągu 266 z 366 dni w całym roku (73%), a ilość plam słonecznych w 2009 roku jest nawet jeszcze mniejsza. Do 31 marca nie odnotowano plam słonecznych w ciągu 78 na 90 dni od początku roku (87%).

Ponieważ aktywność słoneczna znalazła się na najniższym od prawie 100 lat poziomie, implikacje dla klimatu są potencjalnie istotne. Faktycznie, aktywnośc plam słonecznych koreluje z globalną zmianą klimatu. W ubiegłym roku oczekiwano, że po dość długim okresie milczenia Słońce powinno wziąć się do pracy. Niestety, zamiast tego obserwujemy najniższy od 50 lat poziom ciśnienia słonecznego wiatru, najniższy od 55 lat poziom emisji radiowej, oraz najniższą od 100 lat aktywność plam słonecznych. Według Piersa Corbyna, astrofizyka i doświadczonego prognostyka pogody i klimatu:

Ostatnie postępy w obserwacji Słońca i Ziemi wskazują nie tylko na prymarną rolę elektryczno-magnetycznego połączenia Słońca i Ziemi, ale i na fakt, że zjawisko to podlega wpływowi Księżyca, czego skutkiem jest 60-letni cykl zmian temperatur zarówno na świecie, jak i w USA. Oznacza to, że ogólne ochłodzenie na świecie będzie postępowało do co najmniej 2030 roku. Ani 60-letniego cyklu, ani 22-letniego cyklu, ani też żadnych wahań temperatur na świecie w ciągu minionych 100 lat, tysiąca lat czy milionów lat, nie można tłumaczyć zmianami ilości dwutlenku węgla w atmosferze.

Coś w tym jest. Fizyk amerykańskiej floty ostrzegł o możliwości wejścia w okres „kilku dekad z przygniatająco niskimi temperaturami i ogólnoświatowym głodem”.

Antarktyczny lód morski zwiększył swoje rozmiary od 1980 roku o ponad 43 %. Najwyraźniej w czasie gdy topnieje lód w zachodniej części Antarktydy, wschodnia Antarktyda, która jest cztery razy większa, obrasta lodem. Ogólnie rzecz biorąc, według raportu Scientific Comitee on Antarctic Research [Komitet Naukowy Badań Antarktydy], Biegun Południowy wykazał „znaczne ochłodzenie w minionych dekadach”.

Dwie strony internetowe zajmujące się arktycznym lodem pokazały poziom pokrywy lodowej z 16 kwietnia br. odnotowując, że był on na rekordowo wysokim poziomie, zbliżonym do poziomu z 2003 roku. Witryna japońskiej grupy badawczej IJIS posiada 7-letnie zapisy dotyczące kwietnia, począwszy od 2003 roku, i rok 2009 charakteryzuje się najwyższym z odnotowanych dotychczach wzrostów, z pokrywą o powierzchni 13 649 219 km2. Natomiast Duński Instytut Meteorologiczny, z 5 letnią bazą danych również pokazał rozmiar pokrywy lodowej z 16 kwietnia jako największy w ich zapisach.

Co więcej, obserwacje satelitarne Arktyki ukazują, że początek wiosennego topnienia lodu przebiega w tym roku wolniej niż normalnie. Pokrywa lodowa oceanu zmniejszyła się tylko o niecałe 750 000 km2, podczas gdy do chwili obecnej powinna zmniejszyć się o 1,1 miliona km2. Ostatnio obserwuje się również tendencję dramatycznego spadku temperatur powierzchni Oceanu Atlantyckiego, do takiego stopnia, że prawdopodobnie sezon atlantyckich huraganów będzie w 2009 łagodniejszy niż w latach ubiegłych. Nagłe ochłodzenie Atlantyku nastąpiło w drugiej połowie zeszłego roku.

© StormX

© StormX

Wracajcie do domu, wszędzie coś pęka i się trzęsie

Typowe punkty zapalne trzęsień ziemi i wulkanów są aktywne, ale do życia wydają się wracać inne, zazwyczaj spokojniejsze obszary. Jak dotąd najbardziej niszczycielskie w skutkach okazało się trzęsienie ziemi we Włoszech, które pociągnęło za sobą duże ilości ofiar i spore straty materialne. Podobną aktywność wykazują mniej popularne rejony. Zauważcie, ile artykułów używa sformułowań typu „dziwne” albo „niezwykłe”. Matka Natura okazuje swoje niezadowolenie z powodu wydarzeń w wielu zakątkach planety.

5 kwietnia:
Kolejna ogromna erupcja wulkanu Mount Redoubt na Alasce
USA: 3 trzęsienia ziemi w ciągu 8 dni we wschodniej części stanu Tennessee
Po kolejnej erupcji wulkanu w Chile zarządzono ewakuację ludności
Trzęsienie ziemi w centralnej Japonii
USA: Dziwne „wstrząsy” niopodal miasta Milledgeville w stanie Georgia
Gwatemala: Trzęsienie ziemi o sile 4.6 stopnia
Rejon Wysp Dziewiczych USA” Trzęsienie ziemi o sile 4.5 stopnia

6 kwietnia:
Trzęsienie ziemi o magnitudzie 6.3 stopni w centralnej części Włoszech uderza w północno-wschodnią część Rzymu. Co ciekawe, włoski astrofizyk ostrzegł ludność przed zbliżającą się katastrofą, ale w zamian został postraszony aresztowaniem za „sianie paniki”.
Venezuela – Trzęsienie ziemi o magnitudzie 4.5 stopni

12 kwietnia: Erupcja wulkanu na Galapagos może stanowić zagrożenie dla fauny i flory
13 kwietnia: Sejsmolodzy określają wstrząsy w Kaliforni jako „niezwykłe”
14 kwietnia: Wyspa Big Island na Hawajach dotknięta silnym trzęsieniem ziemi
17 kwietnia: Doniesienia o trzęsieniach ziemi w Izraelu, Libanie i na Zachodnim Brzegu Jordanu
18 kwietnia: Bliźniacze trzęsienia ziemi w Afganistanie, 22 ofiary śmiertelne
22 kwietnia: USA: Trzęsienie ziemi o magnitudzie 4.2 stopni w hawajskim regionie Island of Hawaii
25 kwietnia: USA: 7 trzęsień ziemi uderza w miasto Yorba Linda w Kalifornii
25 kwietnia: Kolumbia: Ponowna erupcja wulkanu Galeras
27 kwietnia: Rosja: Wulkan Szywiełucz na Kamczatce wyrzuca 7-kilometrowy słup popiołu
28 kwietnia: Meksyk: Trzęsienie ziemi o magnitudzie 5.6 stopni

Uwaga, smoki w okolicy

Na niebie w Mexico City pojawił niezwykły obiekt w kształcie robaka (a tak przy okazji, na kilka tygodni przed epidemią grypy):

W konkursie na najbardziej dziwaczne nagranie miesiąca obiektu UFO, z powyższym śmiało może konkurować to z Brazylii, na którym obiekt w kształcie „grzyba” przeistacza się w „ośmiornicę”:

Bardziej na północ, bliski krewny Mothmana coraz śmielej atakuje Meksykanów (w tym kraju wiele się dzieje!):

Doniesienia o „Człowieku nietoperzu” z Chihuahua w Meksyku.
Meksyk: Stan Chihuahua sterroryzowany przez „człowieka-nietoperza”
Meksyk: „Humanoid” z Chihuahua wywołuje panikę

Dalsze doniesienia o „potworach”:
USA, Lincoln County: Ukąszenia tajemniczego stworzenia, ślady pazurów na rodzinnym samochodzie
Anglia: Rośnie liczba doniesień na temat włóczącej się czarnej bestii

oraz duchach!:

Tajemnicze zdjęcie wykonane przez Chrisa Aitchisona na terenie zamku Tantallon we wschodniej Szkocji.

© Chris Aitchison / Tajemnicze zdjęcie wykonane przez Chrisa Aitchisona na terenie zamku Tantallon we wschodniej Szkocji.

Tajemnicze zdjęcie wykonane przez Chrisa Aitchisona na terenie zamku Tantallon we wschodniej Szkocji.

Duch zarejestrowany przez kamerę telewizji przemysłowej, Anglia.
Duch na zdjęciu wykonanym w szkockim zamku

Może być tylko jeden

W wielu powyższych sekcjach omawialiśmy ideę Nowego Porządku Świata, czegoś w rodzaju Światowego Rządu, oraz rozważyliśmy kilka możliwych planów tejże elity, jako że w chwili obecnej są one implementowane całej ludzkości, zarówno za pośrednictwem gospodarki, polityki, konfliktów społecznych, jak też masowej histerii wywołanej pozorną pandemią.

Mając to w pamięci, wpadliśmy na pomysł zakończenia tego odcinka pewnym nagraniem wideo z marca 2003 roku, na którym kanadyjski premier Stephen Harper i australijski premier John Howard wygłaszają w sporym stopniu identyczne przemówienia, nawołując swoje narody do przyłączenia się do koalicji Busha, szykującej się na wojnę z Irakiem. Jeżeli nie jest to dowód na to, że u sterów władzy zasiada jeden „światowy rząd”, który realizuje ujednolicony plan, kiedy cała reszta to jedynie show, to nie wiemy, co może być dowodem!

3 Komentarze »

  1. Mnie te pierwsze NOL,”robak” bardziej przypomina właśnie smoka pokazywanego w chińskiej kulturze,ma nawet swoją „mistyczną perłę”.

    Komentarz - autor: Numriel — 19 czerwca 2009 @ 19:22

  2. @Numriel:

    podobnego „smoka” pokazał Jamie Maussan na konferencji sprzed kilku lat: http://video.google.pl/videoplay?docid=7310660742580339958 (a także wiele innych nietypowych „dziwów”) Zaczyna się od 34 min. z groszem

    Komentarz - autor: tomoe — 20 czerwca 2009 @ 08:44

  3. Juz w 1976 r, była próba wywołania „świńskiej grypy” storpedowana przez lekarzy w Kongresie USA.
    O czym to świadczy ??? A,o tym,że jest sztucznie wywołany obecnie problem.
    Dla jakich celów ???? Pewnie dla celów terrorystycznych w stosunku do społeczeństw świata ???

    Komentarz - autor: Kapol — 22 lipca 2009 @ 15:16


RSS feed for comments on this post. TrackBack URI

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.